coryllus coryllus
2260
BLOG

O Templariuszach i ich tajemnicach

coryllus coryllus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 17

Mineło właśnie 702 lata  od dnia aresztowania wielkiego mistrza Jakuba de Molay. Warto więc wyciągnąć z różnych zakamarków garść faktów, teorii i teoryjek na temat Templariuszy. Nie będzie to jednak znana wszystkim opowieść o królu Filipie, tortutach i stosach. Opowiem wam dziś o czymś zupełnie innym.

Matecznikiem zakonu Templariuszy jest Szampania. Kraina w środkowym biegu rzeki Aube i Sekwany, obszar nazywany w średniowieczu Lasem Wschodnim. Puszcza obrzeżona wieńcem kamiennych twierdz – zakonnych preceptorii.

Nie ma dziś Wschodniego Lasu, w dorzeczu Aube, są tylko miasta, miasteczka i pradawne ruiny świątyń i donżonów. W dobrach Payns położonych trzy mile od miasta Troyes urodził się pierwszy wielki mistrz zakonu Templariuszy Hugo de Payns. On to właśnie pierwszy wpadł na pomysł utworzenia milicji chrystusowej, która miałaby chronić zmierzających na wschód pielgrzymów. Hugo był wtedy młodym i pełnym zapału człowiekiem. Był rok 1118 lub 1119, dokładnie nie wiadomo. Udało mu się zebrać śmieszną garstkę – zaledwie dziewięciu – ubogich rycerzy. Mieli zamiar udać się do Jerozolimy i strzec jej przez zakusami niewiernych. Przez 10 lat swego istnienia zakon nie miał reguły ani żadnych dóbr prócz zamienionego na kościół meczetu Al – Aksa na wzgórzu świątynnym w Jerozolimie i przylegającego doń pałacu, sąsiadującego ze świątynią Salomona. Rycerze złożyli hołd patriarsze miasta i królowi Baldwinowi II.

Hugo i jego towarzysze nie sprostaliby zapewne swojemu przeznaczeniu gdyby nie mocne wsparcie jednej z najważniejszych postaci ówczesnego kościoła – Bernarda z Clairvaux. Clairvaux – wielkie i słynące na całą Europę opactwo położone było nad tą samą rzeką Aube nad którą przyszedł na świat Hugo de Payns. Pierwszy opat zarządzający tym świętym miejscem – Bernard właśnie – przybył tu z Burgundii. Clairvaux to zniekształcona francuska nazwa łacińskiej Clara Vallis - jasnej doliny. Właściwie nie wiadomo skąd wzięła się ta nazwa, bo głęboka w tym miejscu i zacieniona dolina Aube nosiła wśród ludu nazwę Doliny Goryczy lub Robaczego lasu.

Bernard, który był gorącym zwolennikiem krucjat całym swym autorytetem poparł nowo powstały zakon rycerzy. Legenda przypisuje mu także ułożenie reguły zakonnej, która ogłoszona została dopiero w 1128 roku. Bardzo twarda to była reguła, składała się z 72 punktów i regulowała całe życie rycerza, mówiła mu jak ma spać, jak jeść, jak walczyć i jak pracować. Najlżejsze odstępstwo od zasad karane było bardzo surowo. Kara skazująca Templariusza na rok jedzenia z miski ustawionej na podłodze, z której mogły się również posilać zwierzęta była jedną z najłagodniejszych.

W czasie pierwszych lat gospodarowania w nadanych im budynkach Templariusze dość dokładnie przeszukali każde pomieszczenie świątynne, opukano mury i posadzki w nadziei, że Saraceni zostawili w świątyni Al.-Aksa złoto lub kosztowną broń. Coś odnaleziono, ale nikt nie robił wokół te sprawy zamieszania.

Pewne jest to, ze rzecz owa przewieziona została nad wijącą się w cieniu grabów rzekę Aube. Wokół Wschodniego lasu powstał podwójny wieniec zakonnych preceptorii strzegących nie wiadomo czego. Nikt nie wierzył, że kamienne mury Bar-sur Aube, Vitry-les-Croise, Buxieres-sur-Arce, Avaleur, Mntceaules-Vaudes, Viliers, Sancey, samego Troys wreszcie i Bouy Luxembourg, Fresony-le-Chateau, Chauffour-les-Bailly, Nuisement, Balieu, Beauvoir, Brenne-le-Chatteau zbudowane zostały od tak sobie, po to tylko by nikt niepostrzeżenie nie zagłębił się ostępy Wschodniego Lasu. Tam musiało coś być.

Tajemnice próbowano rozwikłać w oparciu o zauważone przez wielu dziwne zachowanie opata z Clairvaux. Bernard, ogłoszony po śmierci świętym, zaczął wykazywać niezrozumiałą pilność w nauce hebrajskiego. Mówiono też, że sprowadza do Clairvaux rabinów i żydowskich magów z Troys. Szeptano, że Templariusze odkryli w świątyni Salomona stare egipskie teksty, które przywiózł tam znad Nilu sam Mojżesz. Jego ręką spisane pergaminy zawierające wiele tajemnic zostały wywiezione do Szampanii i ukryte za podwójnym pierścieniem twierdz.

Inna legenda mówi o tym, że łupem zakonu padł święty Graal – czara do której spłynęła krew Zbawiciela po ukrzyżowaniu. Przewieziono go tutaj w największej tajemnicy i ukryto w Clairvaux lub w jednej z preceptorii. Te dwie legendy stanowią pierwszy z dwóch największych sekretów  zakonu.

Dziś nie ma już Wschodniego Lasu. Jest jednak kręta rzeka Aube i nie wiadomo, jakie jeszcze tajemnice drzemią na jej brzegach.

Pierwsze śledztwo przeciwko zakonowi kuria rzymska rozpoczęła w roku 1200. Do dostojnych biskupów Wiecznego Miasta i samego papieża doszły słuchy o bluźnierczych praktykach jakim poddawani są rycerze decydujący się na wstąpienie do zakonu. Nie udało się jednak wtedy papieżowi poskromić dumnych rycerzy zakonnych. Zabrakło dowodów na to, że uprawiają jakiś rodzaj herezji lub otwarcie paktują z Diabłem. Owe dziwne pogłoski wykorzystane zostały ponad wiek później przez znacznie bardziej niż wszyscy biskupi Rzymu razem wzięci przedsiębiorczego i zdecydowanego króla Francji Filipa IV. Jak wszyscy wiemy, król w oparciu o nie skonstruował misterną intrygę prowadzącą do zagłady Templariuszy. Wielu uwierzyło w to, ze rycerze z czerwonym krzyżem na płaszczach rzeczywiście zapierali się Chrystusa i że czynili to nie tylko ustami, ale także sercem.

Żeby zrozumieć skąd wzięła się ta pogłoska musimy przenieść się do roku 1187 kiedy to wielkim mistrzem zakonu był flamandzki rycerz Gerard de Ridefort. Właśnie z okresu jego zarządzania zakonem pochodzi najwięcej pogłosek o heretyckich zwyczajach braci o raz o istnieniu tajnych klauzuli regulujących przyjmowanie nowicjuszy do zakonu. W roku 1187, 4 lipca, w dniu świętego Marcina, patrona rycerzy chrześcijańskich doszło do tragicznej bitwy zwanej bitwą pod Tyberiadą lub bitwą pod Hattin.

Dowodzone przez mało rozgarniętego chrześcijańskiego króla Jerozolimy Gwidona Luzyniana i przez Gerarda de Ridefort wojska krzyżowców zostały rozbite przez muzułmanów, którym przewodził legendarny Saladyn. Większość z 12 tysięcy chrześcijańskich jeńców Saladyn korzystnie wymienił za złoto, wszystkich templariuszy, którzy dostali się w jego ręce  Saladyn skazał na śmierć. Muzułmańscy mędrcy, sufi i derwisze, niektórzy ledwo trzymający się na nogach ze starości obcinali głowy dumnym francuskim zakonnikom. Jeden tylko templariuszy uszedł z życiem z tego pogromu – wielki mistrz Gerard de Ridefort. Został on przyjęty przez Saladyna z największymi honorami. Jego rozkaz otwierał wrota twierdz chrześcijańskich, w których znajdowali się Templariusze. Nie mieli oni wyboru – musieli słuchać wielkiego mistrza – kiedy wpuszczali muzułmanów do miasta, ci natychmiast pozbawiali ich życia. Gerard wydobył się z niewoli Saladyna za pomocą okupu – tak mówią źródła, a Chrześcijańskie Królestwo Jerozolimy jakby nie zauważyło jego podłych postępków.

Klęska pod Hattin przypieczętowała los Jerozolimy, Saladyn zdobył miasto wkrótce potem. Splądrowano jedynie siedzibę Templariuszy, zabrano stamtąd wszystkie dokumenty mogące definitywnie rozstrzygnąć o tym jaki charakter miały rytualne inicjacje braci.

Kolejny mistrz zakonu – Robert de Sable pojawił się na bliskim wschodzie wraz z kolejną krucjatą. Nie był zakonnikiem, a jedynie dowódcą floty króla Anglii Ryszarda Lwie Serce. Do zakonu przyjęto go w trybie nadzwyczajnym i w takim samym trybie obwołano go wielkim mistrzem. Bracia uczynili tak, mając nadzieję że skłoni to legendarnego króla Anglii do bardziej stanowczych działań przeciwko Saladynowi. Pomylili się. Ryszard nie zdobył świętego miasta. Podpisał za to pokój z sułtanem pod jego murami i odpłynął do Europy. Jego rycerz Robert de Sable – templariusz z przypadku, nie miał pojęcia o tym, jak wyglądały ceremonie inicjacyjne w zakonie. Próby odkrycia tej tajemnicy zakończyły się fiaskiem.

Wróćmy jednak na chwilę do Gerarda de Ridefort. Po zdobyciu Jerozolimy, Królestwo Jerozolimskie nie upadło, o dziwo, trzymało się na wąskim pasku wybrzeża którego broniły silnie umocnione porty. Jeden z nich – Akka oblegany był przez muzułmanów w roku 1189. Wojskami krzyżowymi dowodził wtedy Gerard de Ritedefort właśnie. Po raz kolejny dowiódł swej niekompetencji. Podobno zginął w bitwie. Inna wersja mówi jednak, że dostał się do niewoli Saladyna ponownie i został zabity już po śmierci sułtana. Byli jednak tacy, którzy żegnając się krzyżem świętym twierdzili, że mistrz Gerard żyje i ma się dobrze. Muzułmanie nie wyrządzili mu żadnej krzywdy.

Jak więc było naprawdę? Czy rezydujący w Jerozolimie zaledwie 4 lata wielki mistrz Gerard de Ridefort był muzułmańskim szpiegiem, który miał od wewnątrz rozsadzić najgroźniejszą dla islamu strukturę wojskową na wschodzie? Czy jego działania i tworzone przezeń fakty zaowocowały ponurym procesem braci, który rozpoczął się z inicjatywy króla Filipa IV w 1307roku? Tego nie dowiemy się już nigdy.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura