coryllus coryllus
993
BLOG

Cech uzdrawiaczy

coryllus coryllus Rozmaitości Obserwuj notkę 5

Na ścianie transeptu starego kościoła w Miłkowie – małej wiosce nieopodal Karpacza – podziwiać możemy bogato zdobione barokowe nagrobki. Wykute w granicie epitafia upamiętniają członków najbardziej niezwykłej organizacji cechowej, jaka istniała w Europie – karkonoskich laborantów.

 

Produkowane przez nich medykamenty sprzedawano w zagubionych górskich osadach, na kupieckich szlakach, na targowiskach i w dużych ośrodkach miejskich. Nazwa laboranci przylgnęła do nich w XIX stuleciu, kiedy ich pracownie umiejscowione w zadymionych izbach górskich domków przestały przypominać warsztaty rzemieślnika a – zaopatrzone w szklane retorty i kolby – upodobniły się do pracowni alchemików. Ich warsztatem była natura, górskie łąki i lasy gdzie zbierali rośliny, korzenie i korę drzew.

 

Początek organizacji cechowej ginie gdzieś w zawirowaniach wojny trzydziestoletniej. Po jej zakończeniu przybyli do Karpacza poprzez niebezpieczne przełęcze dwaj lekarze z uniwersytetu w Pradze. Wygnała ich stamtąd religijna nietolerancja. Poszukiwali dla siebie miejsca do życia i pracy. Pamięć i legenda zachowały dla potomności ich imiona – Mikołaj i Salomon. To oni właśnie rozpoczęli w zagubionych wśród gór osadach nauczanie tajników naturalnej medycyny. To od nich wzięła początek potężna organizacja cechowa zlikwidowana dopiero przez króla Prus w połowie XIX wieku.

 

Okres największej prosperity cechu laborantów przypada na koniec XVIII i początek XIX wieku. Ich sława rośnie i do maleńkiego Karpacza i jeszcze mniejszego Miłkowa przybywają chorzy ze wszystkich krain niemieckich, z Austrii, z Polski, a nawet z Węgier. Laboranci strzegą swych tajemnic bardzo pilnie, starają jednak także by ich wiedza, specjalne umiejętności i warsztat nie zaginęły, by rozwijały się i przynosiły ludziom pożytek.

Medycyna była zbiorem przepisów przekazywanych ustnie z pokolenia na pokolenie – laboranci, choć bogaci i wpływowi wśród lokalnej społeczności – byli tylko niepiśmiennymi góralami. Aby porządkować swą wiedzę i rozwijać ją na drodze doświadczeń i eksperymentów potrzebowali uczniów – każdy z cechowych mistrzów, a było ich w najlepszych latach tylko około trzydziestu poszukiwał dla siebie ucznia. Żeby zostać terminatorem u laboranta w Karpaczu nie wystarczyło być chętnym do nauki i zdolnym młodzieńcem. Trzeba było mieć jeszcze pieniądze, żeby zapłacić mistrzowi za naukę, trzeba było czuć powołanie i rozumieć przyrodę. W warsztatach nie zagrzali długo miejsca uczniowie leniwi i krnąbrni. Pokora była ważnym składnikiem edukacji górskiego medyka.

 

 

Karkonoscy laboranci przez całe dziesięciolecia nie mieli właściwie konkurencji. W stuleciu XVIII i w początkach XIX medycyna była w powijakach. Chorzy, którzy trafiali do „poważnych doktorów” byli często narażeni na śmierć bardziej niż gdyby nie podjęli żadnego leczenie. Drakońskie kuracje niejednego pacjenta wyprawiły na tamten świat. W porównaniu ze sposobami akademickich medyków, metody leczenia które aplikowali laboranci były samą łagodnością – oparte na wywarach z ziół nalewki, wyciągi z kory i korzeni, kataplazmy i maści. Od tego nie można było umrzeć, a szansa na wyzdrowienie była spora. Laboranci nie byli bowiem hochsztaplerami. Dość wspomnieć, że jedna ich recept była w powszechnym zastosowaniu jeszcze do niedawna – w każdej aptece można było kupić maść z arniki górskiej. Jakie jeszcze prócz tego cudowne środki znali? Nie potrafimy tego zgadnąć, bo cała ich wiedza została zaprzepaszczona.

Wiemy, że laboranci potrafili przygotować ponad 200 specyfików na rozmaite dolegliwości. Do ich produkcji używali 98 gatunków roślin, korzystali z drewna 7 gatunków drzew, zbierali aż 55 gatunków owoców leśnych, a także 43 gatunki nasion rozmaitych roślin. Nikt nie śmiał zaprzeczyć skuteczności ich metod, szczególnie zaś nie mogli tego zrobić akademiccy medycy, którzy tworzyli dopiero podwaliny pod swą naukę robili to metodami prób i błędów – czyli mówiąc dosadnie uśmiercali znaczny odsetek swych pacjentów.

Laboranci prócz produkcji leków znali także tajniki chirurgii, potrafili nastawić połamane kości, dla mieszkańców gór – narażonych codziennie na tysiące niebezpieczeństw byli prawdziwym wybawieniem. Pełnili także jeszcze jedną szalenie ważną funkcję – dzięki nim prosperowała cała okolica. W Karkonoszach powstawały huty szkła, gdzie produkowano naczynia potrzebne laborantom i handlarzom, którzy wozili wytwarzane przez nich lekarstwa do Berlina i Wiednia. Dzięki nim zarabiali zbieracze ziół i przewodnicy górscy, którzy prowadzili do Karpacza ludzi potrzebujących pomocy z Czech i Śląska.

Rośliny, które laboranci wykorzystywali w swych pracowniach możemy spotkać do dziś na stokach Śnieżki czy Grabowca. Do najczęściej wymienianych w zachowanych recepturach należą goryczka trojeściowa i dzika naparstnica.

 

Nie wiadomo nic o tym czy mistrzowie cechowi z Karpacza i Miłkowa przeczuwali koniec swojego fachu. Prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawy z tego, że może on w ogóle nastąpić. Przecież zawsze będą istnieć potrzebujący pomocy ludzie, zawsze będą istnieć góry i łąki na stokach porośnięte żółtymi łanami naparstnicy. Komu miałby przeszkadzać niewielki, prężnie działający cech górskich medyków?

 

Otóż okazało się, że przeszkadza i to bardzo. Do póki Karkonosze należały do cesarstwa Habsburgów los laborantów był pewny i spokojny. Kiedy po wojnach Śląskich w XVIII wieku cały Śląsk znalazł się w granicach Prus sytuacja zmieniła się diametralnie. Dynamika rozwoju państwa Hohenzollernów była bardzo duża. Wiek XVIII i XIX to dwa stulecia, w których postęp we wszystkich dziedzinach  nabrał ogromnego tempa. Rozwijała się także medycyna. Jej struktury, podobnie jak wszystkie struktury w państwie pruskim musiały być scentralizowane i zależne od decyzji Berlina.

 

Nie do pomyślenia były, żeby gdzieś w górach nie wiadomo z czyjego nadania i pozwolenia działali sobie jacyś laboranci i leczyli ludzi. Poza tym cech laborantów coraz bardziej przeszkadzał wyedukowanym na europejskich uniwersytetach medykom i aptekarzom. Specyfiki produkowane w Karpaczu nie dość, że były skuteczne to jeszcze do tego miały renomę i kosztowały znacznie mniej niż asortyment leków sprzedawanych w ówczesnych aptekach. Nie można było niestety przekonać ludzi, by nie korzystali z usług laborantów, bo byli oni zwyczajnie skuteczni i potrafili leczyć. Trzeba było ograniczyć ich działalność.

 

Decyzją administracyjną, która zapadła w samym Berlinie ograniczano liczbę roślin z których laboranci mogli sporządzać leki. Było to szalenie istotne, bo mocno uszczuplało przekazywaną z pokolenia na pokolenie ustnie jedynie wiedzę i metodę. WXIX wieku karkonoscy medycy mogli produkować już tylko 21 najprostszych specyfików służących do zwalczania pospolitych chorób. Do ich produkcji mogli używać jedynie korzeni 20 gatunków roślin, 16 roślin zielnych, nasion 10 gatunków drzew oraz kory i owoców z 24 roślin. Prawdziwy koniec laborantów nastąpił jednak dopiero w roku 1843. Wydany wtedy królewski edykt zabraniał laborantom przyjmowania nowych uczniów. Od tej chwili ich ogromna nie skodyfikowana nigdzie wiedza zaczęła powoli ginąć. Dziś nikt już nie pamięta jakie były składniki cudownych recept zalecanych chorym przez karkonoskich zielarzy.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości