coryllus coryllus
363
BLOG

Dobrodziej zawodowy

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 29

Długo zastanawiałem się jakim zwrotem można by określić Bronisława Komorowskiego, chodziło mi o jakieś pojemne i syntetyczne wyrażenie, w którymś zmieściłoby się to wszystko co przez ostatnie dwa miesiące media wpakowały w produkt pod nazwą Bronisław Maria Komorowski.  Już, już miałem się poddać, kiedy zadzwonił do mnie kolega i powiedział, bym zerknął na okładkę ostatniego numeru „Angory”. Zerknąłem i wam także to doradzam. Nie potrafię niestety wkleić tu tego zdjęcia, ale mówię wam; warto zainwestować trzy pięćdziesiąt i kupić sobie ten numer, bo wkrótce będzie on miał wartość muzealną. Bez względu na to jaki będzie wynik wyborów 4 lipca.

Oto mamy na fotografii Bronisława Marię Komorowskiego, który uśmiecha się tym swoim charakterystycznym uśmiechem dziedzica zadowolonego z obfitych sianokosów. Przy nim zaś stoi wąsaty chłopek, który przyszedł na spotkania z panadziedzicowymi ludźmi, żeby podziękować za dobrodziejstwa, które ze dworu na niego spłynęły. A jak może taki prosty wąsaty włościanin wyrazić wdzięczność panu? Prosto bardzo. W rękę trza dziedzica pocałować, wtedy dopiero widać będzie szacunek jaki się dla jego osoby żywi. I tak to właśnie wygląda na tej fotografii. Za Bronisławem Komorowskim i całującym go po rękach wąsatym mężczyzną stoi jeszcze jedna postać. Także mężczyzna. Wygląda on jak personifikacja śmierci, ale w rzeczywistości nie jest nawet ekonomem i pewnie konia do bryczki panadziedzicowej także nie potrafiłby zaprząc. To ochroniarz, po amerykańsku bodyguard, a po ichniemu tiełochranitiel. Stoi on i z jakimś takim smutkiem, na ten poddańczy gest wąsacza spogląda. Myśli może, że człeczyna ów nie wie co czyni, bo pan dziedzic miast pańszczyznę ukrócić, nowe jakieś ciężary na jego barki szykuje, albo rozważa czy słusznie zrobił dopuszczając do pańskiej ręki tego biedaka, bo nie wiadomo wszak jakie mógł mieć on zamiary. Może miast ucałować dłoń pana dziedzica pokąsać ją chciał? No, ale całe szczęście wszystko dobrze się skończyło. Nie przewidział jednak ów ochroniarz, że ktoś może sfotografować całą tę sytuację, mocno przecież ambarasującą z dzisiejszego punktu widzenia i umieścić ją na okładce poczytnego tygodnika. A przecież to co ja tutaj napisałem to jedynie jedna z wielu interpretacji tej niezwykłej sceny. Każdy z czytelników „Angory” będzie miał swoją i nie sądzę, by było one przychylne Bronisławowi Komorowskiemu. No, ale każdy ma takich ochroniarzy, na jakich zasłużył.
Wracam jednak do początku. Spojrzałem na to zdjęcie i już wiedziałem kim jest Bronisław Maria Komorowski. To dobrodziej. Taki prawdziwy dobrodziej, jakim niegdyś bywali proboszczowie na małych wiejskich parafiach. Taki co to i kawałek słoniny w szmatkę zawinięty od chłopa przyjmie i dziada psem poszczuje, żeby się po obejściu nie plątał, a jak trzeba to i do dworu po hajduków pośle. A ponieważ czasy małych cichych plebanii dawno już minęły i proboszczowie się całkiem zmienili, jest nasz bohater dobrodziejem nowoczesnym, takim rzec by można dobrodziejem zawodowym. Profesjonalnym wręcz.
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka