coryllus coryllus
869
BLOG

Drewniany Grunwald

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 19
 
 
 

Pana Jana poznałem w   2005 roku. Staliśmy w jego garażu przez wielką, zasłaniającą całą ścianę płaskorzeźbą przedstawiającą dziewiętnastowieczną panoramę Zielonej Góry. Rzecz była jeszcze nie wykończona, ale robiła wrażenie. Był 4 kwietnia, wielki piątek, a ja ciekaw byłem kiedy pan Jan skończy to dzieło. Mnóstwo detali, drobiazgów, okien, gzymsów, liści winorośli, mnóstwo pracy – styczeń – pomyślałem. Przed styczniem się z tym nie upora. Kiedy głośno zapytałem o koniec prac nad Zieloną Górą usłyszałem, że do końca kwietnia praca będzie skończona, ale tylko dlatego tak długo będzie to trwać, że właśnie rozpoczynają się święta Wielkiej Nocy i będzie parę dni przerwy w robocie.

 
W tamtych czasach Jan Papina pracował nad swoimi rzeźbami pod 12 godzin dziennie, właściwie bez przerwy. Wstawał o 6, a od 7 już stał z dłutem i dłubał coś w garażu lub w wielkiej stodole w Ochli gdzie pracował nad swoim największym dziełem. Jakie to dzieło? O tym za chwilę.
 
Jan Papina rozpoczął swoją rzeźbiarską przygodę od wykonania ołtarza przedstawiającego Ostatnią Wieczerzę. Rzeźba przeznaczona była dla nowego kościoła w Ochli pod Zieloną Górą. Wcześniej pan Jan rzeźbił sobie małe figurki w mydle i rozdawał je znajomym. Nigdy nie uczęszczał do żadnej artystycznej szkoły, nie pobierał też nauk prywatnie, w pracowniach mistrzów rzeźby. Po prostu pewnego dnia stwierdził, że właśnie tym powinien się zajmować i zabrał się najpierw do figurek, a potem do ołtarza. Kiedy pracował nad ołtarzem nie miał jeszcze zbyt dużej wiedzy o drewnie i jego obróbce. Ołtarz wyszedł całkiem niezły, ale wykonany z jednego, litego kawałka lipy rozsechł się i miejscami popękał.
 
Potem pan Jan wpadł na pomysł, by wyrzeźbić kopię „Bitwy pod Grunwaldem” Jana Matejki. Płaskorzeźba była spora, ważyła około 900 kilogramów, a w trakcie pracy na nią Jan Papina wpadł na inny pomysł. Na zrobienie wielkiej „Bitwy pod Grunwaldem” w lipowym drzewie, w skali 1:1. Pomysł wydawał się nieco ekscentryczny i szalony. Jednak pan Jan, były oficer wojska polskiego, postanowił się tego podjąć. Prace rozpoczęły się w 2004 roku jesienią. Ukończenie dzieła Jan Papina zaplanował na rok 2010, na 600 letnią rocznicę bitwy. Jak sam podkreśla podjął się tego zamierzenia, żeby upamiętnić to ważne historyczne wydarzenie. Nie kierowały nim żadne inne pobudki. No bo i jakież miałby być to pobudki? Rachuby na zysk? Z czego? Ze sprzedaży olbrzymiej płaskorzeźby. Są łatwiejsze sposoby zarabiania pieniędzy.
 
Na początku Jan Papina stanął przez wyzwaniem technologicznym. Musiał wykonać olbrzymią paletę z drewna lipowego, oczywiście klejonego, w której dałoby się wyrzeźbić to co Jan Matejko namalował. Nie było to łatwe z kilku względów. Po pierwsze; lipa która jest najlepszym materiałem rzeźbiarskim wśród wszystkich rodzimych gatunków drewna, występuje w bardzo nieodpowiedniej dla takich zamierzeń rzeźbiarskich formie. Pień jest przeważnie krótki i kilka metrów nad ziemią drzewo wykształca gęstą i poplątaną koronę. Z takich krótkich pni nie dałoby się zbudować dobrej palety. Okazało się jednak, że w lasach szprotawskich, rośnie lokalna odmiana lipy drobnolistnej, która wykształca znacznie dłużysz pień. To był właśnie surowiec, którego potrzebował Jan Papina. Pan Jan wspólnie z leśnikami ze Szprotawy obliczył, że na „Bitwę pod Grunwaldem” potrzebuje 60 metrów przestrzennych drewna. Metr lipy w tamtych okolicach kosztował wtedy około 350 złotych, a pan Jan nie miał pieniędzy. Umówił się z władzami nadleśnictwa, że wyrzeźbi dla nich coś specjalnego, w zamian za potrzebne drewno. Tak powstała „Dębowa aleja”, którą można oglądać w budynku Lubuskiej Dyrekcji Lasów Państwowych.
Kiedy drewno było już zeskładowane należało je wysuszyć, a następnie skleić w prostokątne bloki składające się w mniejszych prostokątów wykonanych z litego drewna lipowego. Przy tak olbrzymim zamierzeniu potrzebny był do tego specjalny ścisk, a właściwie prasa pneumatyczna, która utrzymałaby tak wielką masę drewna. Stolarze, których pan Jan prosił o pomoc odmawiali, bo obawiali się, że nie podołają tej pracy. Jeden z zielonogórskich majstrów, który wykonał potrzebne narzędzie przeliczył się całkowicie. Jego ścisk w trakcie pracy wygiął się, jakby był z puszki po konserwach. W dodatku w czasie wycinania klocków do klejenia okazało się, że z drewna odpada tyle wiórów i strużyn, że trzeba dokupić jeszcze siedem metrów szprotawskiej lipy aby udało się zbudować paletę w całości.
 
Pan Jan znalazł w końcu odpowiedni warsztat, który zbudował właściwą, dużą i mocną prasę. Podjął się tego jeden z majstrów z Nowego Tomyśla, który normalnie wykonuje jakieś bardzo specjalistyczne zlecenia w Niemczech.
Paleta składała się z dwóch części, bo ustawienie jej od razu w całości uniemożliwiłoby panu Janowi rzeźbienie. Część dolna stanęła najpierw i prace nad nią przebiegały najszybciej. Wynikało to stąd, że rzeźbiarz mógł łatwo odejść parę kroków od dzieła i przyjrzeć się rzeźbionym postaciom z odległości kilku kroków, ocenić je i poprawić. Kiedy później Jan Papina pracował nad górną częścią „Bitwy” nie było już tak łatwo. Trzeba było co jakiś czas złazić z rusztowania.
 
Paleta ma zaledwie pół metra grubości, a Jan Papina musiał zmieścić na niej kilkanaście planów, na których rozgrywa się akcja obrazu Matejki. Było to koszmarnie trudne i wymagało wielkiej pomysłowości od amatora, który rzeźbił w mydle, a potem zrobił tylko cztery, w dodatku dużo mniejsze, rzeźby. Praca nad „Bitwą pod Grunwaldem” w skali 1;1, według Jana Matejki, wykonaną w lipowym drewnie dobiegła końca w zeszłym roku. Pan Jan uporał się z nią przed wyznaczonym czasem. Teraz robi już tylko drobne poprawki.
 
Stodołę w skansenie łużyckim w Ochli odwiedzają turyści i dziennikarze. Większości z nich praca pana Jana podoba się, a sam autor imponuje wytrwałością i odwagą. Kiedy jednak rzeźbienie bitwy miało się ku końcowi i w lokalnej prasie pojawiało się coraz więcej artykułów na temat Jana Papin,y miejscowe środowiska artystyczne rozpoczęły kampanię drwin i szyderstwa przeciwko panu Janowi, co sobie Grunwald wyrzeźbił. Mówiono o tym, że to kicz, że autor ma nie po kolei w głowie, że taka rzeźba jest niepotrzebna, bo po co nam ta historia i ten Grunwald, czasy są inne i wymagają innych rzeźb. Jan Papina miał nadzieję, że miasto Zielona Góra odkupi od niego rzeźbę i będzie na niej zarabiać. Otwarcie galerii olbrzymich rzeźb w drewnie mogłoby być jakąś atrakcją w mieście, gdzie prócz palmiarni i muzeum wojskowego w Drzonowie nie ma właściwie nic. Okazało się jednak, że „Grunwald” jest problemem.
 
Po pierwsze dlatego, że to „Grunwald”, a nie na przykład głowa Boba Marleya lub prezydenta Wałęsy wielkości stodoły. Pod drugie cena, której zażądał pan Jan za swoje dzieło wydała się radnym zbyt wysoka. 600 tysięcy złotych za cztery lata pracy i rok przygotowań, za oryginalny pomysł, za trud wystarania się o materiał i wymyślenia technologii, za wyrzeźbienie w identycznej skali tego co namalował Jan Matejko – kłębowiska ciał ludzkich i końskich, broni i uprzęży . Wychodzi po 10 tysięcy na miesiąc. Dużo? Może i dużo, ale przecież nie była to praca przy grabieniu liści i nie każdy by się jej podjął. Radni z Zielonej Góry poprosili nawet o ekspertyzę jakiegoś historyka sztuki, nie przypomnę sobie teraz jego nazwiska, ale ekspertyza ta wisi na widocznym miejscu, oprawiona w ramki, w stodole w Ochli. Pan Jan pokazuje ją turystom. Jest tam napisane między innymi, że kupując rzeźbę Jana Papiny Zielona Góra zasłuży na miano artystycznej prowincji. Do tego zaś jej włodarze dopuścić nie mogą i nie chcą.
 
Rzeźbą zainteresowane są za to inne miasta, a także licznie odwiedzający stodołę w Ochli Niemcy. Nie przeszkadza im, że to Grunwald, ani to że widać tam ginącego Ulricha von Jungingen. Ciekawi tych ludzi pomysł i wykonanie.
Na temat pana Jana pisała także Gazeta Wyborcza, oczywiście krytycznie – kicz i bogoojczyźniane barachło, nic wartościowego, brzydkie, straszne itd.
Bardzo bym chciał, by krytycy Jana Papiny podjęli się wykonania palety o połowę mniejszej niż ta, w której wyrzeźbiona jest bitwa, żeby znaleźli na nią drewno, załatwili suszarnię, prasę i odpowiedni klej. Podpowiem, że musi to być klej francuski. Niech zrobią taką małą paletę. Nie muszą rzeźbić. Jak im się uda ta praca, przyjadę, obfotografuję i opiszę na swoim blogu, jako wyczyn.
 
Rzeźba Jana Papiny znajduje się na razie tam gdzie powstawała – w łużyckiej stodole w Ochli. Niedługo jednak pewnie zmieni miejsce pobytu, bo ktoś zechce ją kupić. Dzieło to jest dziś największą istniejącą płaskorzeźbą w Europie, a może i na świecie.
W przyszłym roku Jan Papina planuje rozpoczęcie prac nad drewnianą kopią obrazu Jana Matejki pod tytułem „Rejtan”.
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura