coryllus coryllus
417
BLOG

O ewangelizacji

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 18

Dane mi było żyć w państwie opresyjnym. Państwo karmiło swoich obywateli kłamstwami przekonując ich, że żyją w błogiej wolności i szczęściu. Państwo to przekonywało swoich obywateli, że instytucją najbardziej opresyjną, która dybie na owe złote swobody jest Kościół Katolicki. Przyznam się, że przez pewien czas wierzyłem nawet w to, co propaganda państwowa kładła nam do głów. 

Nie znam nikogo i nigdy chyba nie poznam, kto żyłby w państwie wyznaniowym, gdzie religią dominującą jest Kościół Katolicki. Państwa takie bowiem od bardzo dawna nie istnieją. Mit wielkiego i triumfującego kościoła jest jednak ciągle żywy, a wszystko przez to, że prawie wszystkie świeckie, opresyjne i zamordystyczne reżimy wykorzystują ten mit do straszenia własnych obywateli. Kościół jest dziś bardzo słaby, a będzie jeszcze słabszy ponieważ właśnie rozpoczął się kolejny już atak na to, co dla wiernych tego kościoła ważne.
 
Nie będę pisał o krzyżu przed pałacem prezydenckim, który nazywany jest przez niektórych blogerów pałacem namiestnikowskim. Chciałem zwrócić uwagę na wystąpienia publiczne osób, które w obrońcach tego krzyża dopatrują się fanatyków lub ludzi wręcz opętanych. Pojawiają się tu dziś w salonie histeryczne lub wręcz idiotyczne głosy o tym, że warto byłoby zmienić wyznanie, ze względu na to, że Kościół Katolicki miast propagować życie duchowe miesza się w politykę. Znowu jak za dawnych czasów słuchamy tych bredni o hipokryzji i jej zwalczaniu poprzez lansowanie treści obscenicznych i pornograficznych. Świat wraca w swoje stare koleiny, a przecież od śmierci papieża Jana Pawła II nie minęło nawet dziesięć lat.
 
Dziwne jest to, że ludzie deklarujący się jako katolicy z taką łatwością i niezrozumiałą frajdą podnoszą temat apostazji w kontekście krzyża przed pałacem prezydenckim I dziwne jest to, że ja, który do kościoła od dawna nie chodzę piszę o tym wszystkim.
 
Nastrój jest poważny i do niewesołych refleksji skłaniający, ale ja zakończę ten tekst anegdotą. Nie wierzę bowiem, by miało się stać najgorsze, byśmy znowu mieli zacząć żyć tak, jak w komunie, z tym całym bełkotem wylewającym się z telewizora i z Bronisławem Cieślakiem zapowiadającym striptiz w telewizji polskiej gdzieś pomiędzy świętami Bożego Narodzenia a nowym rokiem. Nie dojdzie do tego, jestem o tym przekonany.
 
Kiedyś, dawno temu mieszkałem w akademiku. Wraz z kolegami wiodłem tam życie nazywane potocznie hulaszczym. Wieczory spędzaliśmy śpiewając i pijąc, a we dnie próbowaliśmy doprowadzić się do jako takiego stanu, by wieczorem móc znów dobrze wypaść towarzysko i dobrze się pobawić. Historia ta, wydarzyła się podczas jednego z takich wieczorów kiedy to raczyliśmy się z kolegą Ryśkiem winem i pogryzaliśmy kiełbasę swojską, którą wyprodukował mój tata. W pewnej chwili zapragnąłem się przewietrzyć i wyszedłem na korytarz, gdzie było dużo mniej tytoniowego dymu niż u nas w pokoju i można było swobodnie oddychać. Ze zdziwieniem zauważyłem, że na korytarzu tego parszywego akademika stoi jakiś ksiądz. Stoi zupełnie sam i rozgląda się bezradnie dookoła.
- Co ksiądz tu robi? –zapytałem
Ksiądz uśmiechnął się blado.
- Rekolekcję idą, obrazki chciałem studentom rozdać, ale widzisz – tu posmutniał – nikt nie chce ich brać.
To rzekłszy pokazał mi cały plik obrazków na których wyobrażony był błogosławiony Honorat Koźmiński patron Podlasia.
- Ksiądz mi da te obrazki – powiedziałem choć język nieco już mi się plątał – i nich ksiądz tu poczeka.
Wziąłem wizerunki błogosławionego poszedłem do kolegi Ryśka i wytłumaczyłem mu w czym rzecz.
- Jak to? – zdziwił się kolega Rysiek – brać nie chcą?
- No nie chcą – mówią – bezbożni jacyś.
- No to my im damy – rzekł Rysiek utwierdzając mnie tym samym w słuszności decyzji, którą sam podjąłem już wcześniej.
Po tej krótkiej, ale jakże treściwej wymianie zdań ruszyliśmy do pokoju naszego kolegi Dawida. On się w rzeczywistości nazywał inaczej, ale nie mogę powiedzieć jak, bo ktoś mógłby go rozpoznać.
Dawid był Arabem, całkowitym muzułmaninem. Powiedzieć, że był to chłopiec szalenie rozrywkowy, to byłby eufemizm. Dawid miał metr dziewięćdziesiąt wzrostu i zwykł latać po akademiku prawie nago, z malutkim białym ręczniczkiem owiniętym wokół bioder. Epatował w ten sposób dziewczęta kolorem swojej skóry i rzeźbą swoich potężnych mięśni. Był to człowiek zdolny do wszystkiego. Jeśli podobała mu się jakaś koleżanka szedł do niej z wizytą, jeśli zastał ją, na przykład, pod prysznicem, wyjmował z zawiasów drzwi od łazienki i nawiązywał z nią towarzyską pogawędkę. Nasze wzajemne relacje nie było może zbyt bliskie, ale rozumieliśmy się dobrze i lubiliśmy.
Poszliśmy więc z kolegą Ryśkiem do niego, nadawał on się bowiem w sam raz do tego, by wziąć udział w naszym przedsięwzięciu.
- Popatrz Dawid – zagaiłem – to jest błogosławiony Honorat Koźmiński, patron Podlasia.
- Fajną ma brodę – rzekł na to Dawid, który słabo orientował się w zawiłościach doktryny katolickiej i o tym, by na obrazkach odróżniał świętych od pana Boga, nie mogło być mowy.
- Sprawa jest taka –ciągnąłem dalej – trzeba te obrazki roznieść studentom, bo idą rekolekcje. A ci, widzisz, brać ich nie chcą.
- Jak to możliwe? – zawołał Dawid – przecież wszyscy do kościoła chodzą?
- No właśnie nie wiem – ja na to – ale fakt pozostaje faktem. Pomożesz nam.
No i Dawid nam pomógł.
I powiem wam, że nie było w całym akademiku nikogo, kto odmówiłby wzięcia z naszych rąk obrazka wyobrażającego błogosławionego Honorata Koźmińskiego patrona Podlasia. Wszyscy brali i dziękowali, nawet Świadkowie Jehowy. Ksiądz dziękował nam długo i wylewnie. Wiele lat potem doszła mych uszu taka anegdota; ten sam ksiądz rozdawał obrazki w tym samym akademiku, ale nie było tam już ani Dawida, ani Ryśka, ani mnie. Poszedł więc do jednej z moich koleżanek i nie wiedząc o tym, że jest ona moją koleżanką rzekł;
- I jak tu ewangelizować? Dawniej to przynajmniej był Dawid, był Rysiek i Coryllus, czasy były inne, lepsze.
 
Do czego zmierzam? Otóż chcę powiedzieć, że nawet jeśli wszyscy czytający „Tygodnik Powszechny” i Gazetę Wyborczą katolicy opowiedzą się po stronie państwa usuwającego krzyże i walczącego z hipokryzją pozostaniemy jeszcze my, to znaczy tacy bezbożnicy jak ja i kolega Rysiek. W razie czego, jakby była taka nagła potrzeba, zadzwonimy po kilku rozrywkowych Arabów i obronimy Kościół Święty. Mam jednak nadzieję, że nie będzie to konieczne, że wierni, prawdziwie wierni, sobie poradzą bez nas.
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka