coryllus coryllus
2750
BLOG

Stanisław Wokulski to ruski szpieg

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 132

Tym, którzy tego jeszcze nie wiedzą oznajmić chciałem, iż jestem wielkim miłośnikiem prozy Henryka Sienkiewicza. Ma to swoje konsekwencje w postaci preferowania pewnych typów zachowań i pewnych charakterów, a odrzucania innych. Zanim jednak przejdę do sedna opowiem anegdotkę z czasów kiedy to nie byłem jeszcze szacownym i statecznym mężem żonie i ojcem dzieciom, a młodym rozrywkowym człowiekiem, który lekko ważył sobie konwenans i zasady rządzące zdrową tkanką społeczeństwa.

 
Siadłem sobie w owych zamierzchłych czasach przy piwie z moim kolegą i rozpoczęliśmy rozmowę o dziewczynach. Celowo nie piszę –o kobietach – bo fraza ta ma w sobie zabójczy ładunek pretensjonalności i po prostu wstyd jej używać. Tak więc rozmawialiśmy o dziewczynach, bo kobiet jeszcze wtedy nie znaliśmy, a ja chyba żadnych kobiet w tym właściwym sensie, nie poznałem do tej pory. Moja żona zaś jest tak samo kwitnąca i piękna jak piętnaście lat temu.
 
Gadaliśmy i gadaliśmy przerzucając się coraz to bardziej zaskakującymi i bezczelnymi szczegółami z naszych osobistych relacji z płcią przeciwną, aż w końcu rozmowa zeszła na temat poważny wielce – na wydatki. Dziewczęta jak wiadomo trzeba było gdzieś zapraszać, do jakiegoś kina, teatru czy do kawiarni. Był to pewien ambaras, wcale istotny, bo biedni byliśmy wtedy jak uliczne jeże i nie zanosiło się wcale na poprawę tego losu. Mimo wszystko wydawaliśmy nasze groszaki na to, by zaimponować koleżankom, co do których mieliśmy nadzieję, że jakoś się odwzajemnią. W miarę jak ubywało piwa zaczęliśmy się coraz uporczywiej zastanawiać ile który wydał „na dziewczyny”, po czwartej butelce przyszło do liczenia i okazało się, ku mojemu niezmiernemu zaskoczeniu, że ja oto – obecny bloger coryllus przepuściłem na wszystkie swoje przelotne znajomości z dziewczętami mniej niż mój kolega na jedną tylko taką inwestycję. Wiem, że nie jest to powód do dumy i pewnie gdyby nie to piwo nigdy nie zabralibyśmy się za te uwłaczające godności człowieka kulturalnego analizy, ale stało się i już się nie odstanie.
 
Kiedy sobie przypomnę tamte czasy i to spotkanie z kolegą wiem już dlaczego nigdy nie darzyłem specjalną atencją Stanisława Wokulskiego. Tegorocznym maturzystom przypominam, że tak właśnie nazywał się główny bohater powieści Bolesława Prusa zatytułowanej „Lalka”.
W Stanisławie Wokulskim denerwowały mnie dwie rzeczy. Po pierwsze układał on sobie stosunki z kobietami według jakiegoś masochistycznego klucza, który był w dodatku niebywale kosztowny lub niebywale ambarasujący. Oto związał się na początku swojej drogi życiowej pan Stach z niejaką Minclową wdową po właścicielu sklepu. Było to z jego strony czyste wyrachowanie, za które płacił wstydem, bo Minclowa była posuniętą w latach wariatką o apetytach znacznie przewyższających przeciętną. Mam na myśli apetyty nie tylko na jedzenie. Pan Stach w imię ideałów wschodzącego właśnie pozytywizmu znosił tę histerię mężnie i bez szemrania wystawiając się na pośmiewisko znajomych.
 
Nie wiemy czy przeczuwał, że Micnlowa długo nie pociągnie, czy może liczył na coś innego, fakt jest faktem – małżonka odłożyła łyżkę, a młody wdowiec zabrał się za porządkowanie spraw finansowych i interesy na wielką skalę. Te ostanie ułatwiły mu kontakty z rosyjskimi aferzystami, których poznał na zesłaniu. Twórca postaci Stanisława Wokulskiego – Bolesław Prus, który zganił Henryka Sienkiewicza za „Ogniem i mieczem” -  usprawiedliwia sklepikarsko- matrymonialne strategie pana Stacha i czyni z nich cnotę obywatelską.
 
Późniejsze podchody pod płeć białą czynione przez Stanisława Wokulskiego nie pozostawiają już żadnej wątpliwości co do jego psychicznych uzależnień. Były one jak sądzę wynikiem upokorzeń, których doznał od strażników pilnujących go w czasie pobytu na Syberii, inaczej nie mogę tego sobie wytłumaczyć.
 
Zabiera się oto pan Stach za dziewczę, któremu po nocach śnią się muskularni robotnicy w apaszkach obracający kierat. Prawie jak w programie Benny Hill. A obudzona z tego snu Małgorzata Braunek wygląda wprost fantastycznie i bardzo zabawnie. Mając w pamięci wyczyny pana Stacha z Minclową tracimy trochę orientację po jego deklaracjach dotyczących panny Izabeli Łęckiej. O cóż może mu chodzić? Czekamy i czekamy, aż wreszcie nadchodzi olśnienie – pan Stach chce wydać na Łęcką wszystkie te pieniądze, które oszczędził na Minclowej? Tylko po co? Jak zwykł pytać na swoim blogu redaktor Leski. Każdy doskonale wie, że wydawanie pieniędzy na dziewczę, któremu śnią się muskularni faceci w apaszkach obracający kierat to nie żadna inwestycja tylko wyrzucanie pieniędzy w błoto. Wokulski jednak tego nie wie. Zepsuty do szczętu przez tę całą Syberię i tę Minclową zabiera się do żeniaczki z Łęcką jak dziecko do rozkręcania gniazdka z prądem. Czym to się kończy wszyscy pamiętamy. Najlepszy opis tej sceny dał pewien niezborny umysłowo chłopiec, którego uczyła polskiego mama mojej koleżanki. – Izabela Łęcka była prostytutką i kokietowała się ze Starskim w wagonie kolejowym – napisał ów młody człowiek i trudno tu doprawdy dodać coś więcej.
 
Miał prócz przelotnych znajomości z kobietami także pan Stanisław inne zatrudnienia. Oto wyjechał kiedyś do Paryża w towarzystwie swojego przyjaciela z Syberii niejakiego Suzina. Pan ów, bogaty i wpływowy agent jego wieliczestwa zaproponował panu Stachowi zbieranie informacji o różnych ważnych personach z francuskiego wielkiego świata. Pan Stach przystał na to z ochotą i za drobną opłatą chodził do pewnej burdelmamy, która opowiadała mu co wie o różnych ministrach i wysokich urzędnikach. Przy tych hańbiących czynnościach nie zadrżała panu Wokulskiemu powieka, a Prusowi pióro. Wszystko było w porządku i na miejscu. Szlachetny pan Stach poszpiegował trochę dla Rosji, która co prawda wysłała go na Syberię, ale przecież pozwoliła wrócić i skonsumować sklep wraz z Minclową, więc o co chodzi? Potem zaś oddał się nasz bohater rozważaniom naukowym w pracowni niejakiego Gaista, który sądził zapewne że ma do czynienia z bogatym rosyjskim lobbystą, być może zainteresowanym jego wynalazkami i ich zastosowaniem do celów militarnych. Obaj panowie gawędzą przy rozdygotanym kotle pełnym czegoś wrzącego o naturze ludzkiej i szlachetności, której coraz mniej jest na świecie. Tak jakby nie widzieli w jaki plugawych okolicznościach się ta rozmowa odbywa i jak podejrzane cienie kładą się na głowy obydwu.
 
Nie ma bowiem nic bardziej inspirującego w tej książce niż scena kiedy to pełnomocnik rosyjskiego milionera dyskutujący z niedocenionym francuskim naukowcem o poprawie bytu milionów. Tak jakbyśmy poprzez pryzmat „Lalki” patrzyli na czasy dzisiejsze i facetów z walizkami pełnymi dolarów snujących się po korytarzach ministerstw.
 

Stanisław Wokulski ma szansę na normalne życie i autor – który jest pisarzem dobrym, a może nawet bardzo dobrym – jasno się po stronie tej szansy opowiada. Szansa nazywa się Stawska i jest prawie wdową samotnie wychowującą dziecko. Okazuje się jednak, że ambicje pana Stanisława nie pozwalają mu korzystać z wdzięków prawie wdowy Stawskiej. Ma owa ślepota być czymś w rodzaju tragicznej rysy w postaci pana Stacha, a jest jedynie kolejnym zdziwieniem biednego czytelnika. No i jeszcze to dziwaczne ruskie apostolstwo, któremu się Wokulski oddaje nawracając różne przedajne dziewki i wozaków z Powiśla. Mój Boże! Ileż ten człowiek chciał spraw załatwić w jednym krótkim życiu. Niepodobieństwo. Na koniec oczywiście, pan Stanisław – ponosząc klęskę za klęską – przepuszczając pieniądze na kobiety łatwe i rezygnując z podbojów wśród kobiet bogatych (jakżeż się ona nazywała, bo zapomniałem. Ach wiem! Wąsowska.), lecząc kaca po szpiegowskim epizodzie w Paryżu i szydząc ze Starskiego, który może i nie był demonem ale „kokietować” umiał się lepiej niż on, postanawia „umrzeć dla świata” i znika. Ponoć wysadzając się w powietrze wraz z zamkiem. No i czegóż ten Prus chciał od Henryka? Sklep odziedziczony po Minclach przejmują Żydzi, a Łęcka pozbawiona pieniędzy idzie do klasztoru. No przecież to jest czysty obłęd ta fabuła.

Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjnalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura