coryllus coryllus
6950
BLOG

Kończę blogowanie

coryllus coryllus Rozmaitości Obserwuj notkę 213

Czynię to z ciężkim sercem, ale wobec nieubłaganych faktów uczynić muszę. Jest to oczywiście przyznanie się do klęski i nie ma się co oszukiwać. Rozpoczynając przygodę z salonem24 miałem nadzieję na to, że dysponując narzędziami tak poważnymi jak dyscyplina pracy i wyobraźnia będę mógł pisać i wydawać trzy książki rocznie. Niestety nie potrafię pracować bez czytelników tak więc do wyżej wymienionych elementów dodać musiałem trzeci – blog, by plany moje zaczęły przybierać kształt realny.

 
Popularność mojego bloga zaczęła rosnąć właściwie od razu, a działo się to przy udziale wielu zaangażowanych w komentowanie czytelników, którym chciałem bardzo serdecznie podziękować za emocje, jakie wkładali w życie tego bloga, za mądrość i za poświęcenie. Nie będę wymieniał poszczególnych nicków, bo czyniłem to już wielokrotnie i każdy kto tu przychodzi wie kogo mam na myśli.
 
Maksymalna popularność mojej twórczości przypadła na przedwiośnie i wiosnę tego roku. Miesiące od lutego do maja to czas kiedy to miejsce odwiedzane było przez mniej więcej trzy i pół tysiąca osób dziennie. Potem było gorzej. Dziś klikalność wyraźnie wzrasta i codziennie odwiedza mnie od pięciuset do tysiąca osób. To dużo. Zważywszy na to jakie spadki w liczbie odsłon zanotowali ostatnio wszyscy blogerzy w salonie. Istnieje duża szansa na to, że miałbym jeszcze więcej odwiedzin, gdybym zdecydował się pisać dalej. Umieszczam tutaj przecież czasem trzy, a nawet cztery notki dziennie. Poziom jest nierówny, wiem, ale spróbujcie napisać cztery teksty dziennie na równym, wysokim poziomie. Cieszę się, że wielu czytelników przychodziło tu rozerwać się trochę, pożartować, pośmiać i wzruszyć. Nie miałem żadnych innych celów ponad te właśnie, jestem bowiem człowiekiem rozrywki i trudno byłoby nazwać mnie poważnym publicystą. Potrafię oczywiście napisać tekst publicystyczny, zdarzało mi się to i nawet udawało mi się takie teksty sprzedać, zdecydowanie lepiej jednak czuję się w tematyce, która nie wiadomo dlaczego nazywana jest „lżejszą”.
 
Moja rezygnacja związana jest ze słabą sprzedażą mojej książki „Pitaval prowincjonalny”. Kiedy publikowałem ją tutaj w odcinkach, cieszyły się one sporym powodzeniem i miałem podstawy sądzić, że wydane w formie zbioru opowiadań spotkają się z równym zainteresowaniem. Niestety w międzyczasie zmieniło się wiele w salonie, przybyło nowych blogerów i nowych czytelników, którzy nie pamiętali już odcinkowego „Pitavala”. Sama idea, która przyświecała mi od początku także przestała być dla czytelników jasna. Nie wiem czy pamiętacie, ale na początku zastanawialiśmy się czy można wejść na rynek wydawniczy w Polsce w oparciu jedynie o samą popularność wśród czytelników. Otóż nie można i muszę tutaj przyznać rację panu Gadowskiemu, dla którego książka jest jedynie dopełnieniem jego zawodowego emploi. Nie mając oparcia w wielkich domach wydawniczych, nie będąc znaną postacią, a dysponując jedynie warsztatem, dyscypliną pracy i wyobraźnią, nie można podbić rynku wydawniczego. Jako człowiek pełen wiary we własne możliwości nie dopuszczałem jednak do siebie myśli, że mogę przegrać, bo wiedziałem i wiem nadal ile potrafię napisać, ile wymyślić i opowiedzieć. Okazało się jednak, że nie ma to żadnego znaczenia. I ja powinienem to wiedzieć, zważywszy na moje zawodowe doświadczenia, ale któż nie lubi karmić się złudzeniami od czasu do czasu. Tym bardziej, że złudzenia owe podtrzymywane były przez entuzjazm czytelników. No, bo jak inaczej nazwać można spontaniczną zbiórkę pieniędzy na laptop dla mnie, której dokonano w czasie krótszym niż miesiąc, tuż po ogłoszeniu negatywnych dla mojego bloga wyników konkursu na blog roku 2009. Ktoś to jeszcze pamięta? Laptop ten czytelnicy tego bloga odkupili od Toyaha, zwycięzcy w kategorii „polityka”. Był to szczyt popularności mojego pisania i to było wspaniałe. Jeszcze raz dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy zdobyli się na ten niezwykły gest.
 
Wszystkie plany, z których zwierzyłem się ostatnio czyli powieść „Rozrywki młodych menedżerów”, powieść „Tajemnica srebrnego gryfa” i dwa projekty bez tytułu na razie, dotyczące historii Polski zostają odłożone ad acta. Nie będę ich kontynuował. Być może, jeśli znajdę na to czas wydam audio-book złożony z publikowanych na blogu odcinków pod zbiorczym tytułem „Dzieci peerelu”, ale to będzie wszystko.
 
Blog, kiedy patrzę na to dziś, nie jest zabawą dla ludzi, którzy żyją, jak ja z pisania. To jest zajęcie dla osób posiadających etat. Traktowałem ten blog zawsze jak część mojego życia i nie liczyłem się z jego likwidacją, podjąłem jednak taką decyzję i zrobiłem to nagle. Nie chcę się jednak z niej wycofywać. W ciągu roku blogowania napisałem 500 notek i zaliczyłem pół miliona odsłon bloga. Jest to jakaś satysfakcja, zważywszy na fakt, że ostatnio dwójka bardzo znanych blogerów świętowała tu 500 notkę po trzech latach pisania. Dłużej jednak już mi się nie chce. Miałem nadzieję, że pisząc dużo i ciekawie, a jednocześnie wydając książki będę stanowił pewien ewenement wśród blogujących. Nikt nie postawi mi zarzutu, że domagam się pieniędzy od czytelników „za darmo”, bo przecież mam produkt w postaci książki, który sprzedaję i nikt nie powie, że założyłem bloga jedynie po to, by promować i sprzedawać książki, bo one są jedynie fragmentem tego bloga. Zamierzenie to okazało się chybione, a ja – jak to ujął jeden z krytycznych wobec mnie komentatorów, zostałem zweryfikowany przez czytelników. Zweryfikowany negatywnie, bo co innego przychodzić i czytać blog, a co innego zdecydować się na zakup książki.
 
Decyzja moja wiąże się także z tym, że od dwóch miesięcy jestem bez zajęcia, tak więc byłoby nielojalnością wobec mojej rodziny, abym prowadził nadal tego bloga bawiąc się wesoło w towarzystwie czytelników, podczas gdy moja żona zarabiałaby na utrzymanie naszej rodziny. Przez ostatnie pięć lat pracowałem dla jednego z dużych portali internetowych, pisywałem tam pod dziesięcioma nazwiskami, i sieć jest pełna moich tekstów. Nie mam więc żadnych podstaw, by sądzić, że moje umiejętności w jakiś sposób nie pasują do planów, które wiązałem z tym blogiem, a jednak…
 
Postanowiłem póki co zająć się stworzeniem czegoś na kształt warsztatu autorskiego, w domach kultury i szkołach na terenie, gdzie przyszło mi żyć i mieszkać. Nie wiem czy to się uda, ale spróbuję. Być może od czasu do czasu wrzucę coś na blog www.coryllus.pl
 
Nie zamierzam także nikogo już więcej zachęcać do kupna mojej książki. Skoro napisanie przez rok pięciuset notek, stałe dyskusje, emocje, zabawa, śmiech i łzy nie skłoniły nikogo poza najbliższymi czytelnikami i to tylko niektórymi, do podjęcia decyzji o wydaniu 40 złotych to nie ma to już doprawdy sensu. Salon jest pełen ciekawych i interesujących blogów. Myślę, że będzie ich przybywać. Życzę wszystkim miłej lektury, a sam biorę głęboki wdech i zeskakując z pokładu nurkuję w otchłaniach realności. Wszystkie teksty zostawiam w salonie i nie likwiduję tutaj niczego. Po prostu przestaję pisać. A Ciebie Latinitas proszę, byś już więcej nie kupowała moich książek, dostaniesz potrzebny Ci egzemplarz w prezencie.
 
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości