coryllus coryllus
1250
BLOG

O fasadowości demokracji

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 21

O tym, że coś z tą demokracją musi być nie tak przekonałem się w trakcie kampanii wyborczej do samorządów. W trakcie innych kampanii przyzwyczaiłem się już bowiem do tego, że widzę ciągle te same osoby, które obiecują mi to samo i potem się z tego nie wywiązują. W wyborach samorządowych bywało podobnie, ale według mnie w tym roku nastąpiło jakieś tąpnięcie. Chodzi mi o to kto kandydował i jakie miał zamiary oraz jakimi sposobami chciał się przypodobać wyborcom.

 
Dawniej, w pobieżnym moim oglądzie, sprawa miała się tak: do wyborów kandydowali przeważnie ludzie już wcześniej wybrani do raz miast i gmin lub ludzie mający pieniądze, którzy chcą poszerzyć swoje wpływy poprzez politykę lokalną. Nie było w tym nic dziwnego, zawsze w każdych okolicznościach tak było i będzie. Kandydowali także zwyczajowo nauczyciele i dyrektorzy szkół, którzy chcieli sobie dorobić do pensji dietą radnego i załatwić coś dla swojej szkoły lub osiedla gdzie mieszkali. Ludzie ci, z nielicznymi wyjątkami byli znani miejscowym, przewidywalni, a jeśli nawet nie byli ani znani, ani przewidywalni, to potrafili zaimponować ludziom pieniędzmi. Do rad zwykle jednak dostawali się znani już urzędnicy i nauczyciele. Tak to bywało w dwóch małych miasteczkach, które obserwowałem. W tym roku – jak powiedziałem – dało się zauważyć zmianę.
 
Oto na plakatach wyborczych zauważyłem twarz człowieka, którą dotychczas oglądałem jedynie na zdjęciu w supermarkecie. Nie powiem, zdziwiłem się, facet który jest kierownikiem wielkopowierzchniowego sklepu i ma za sobą te wszystkie fascynujące szkolenia, którym poddawani są tacy kierownicy chce teraz wpływać na politykę lokalną. Poza zarządzaniem – niewiele mającym wspólnego z demokracją – ludźmi w supermarkecie pan ten niewiele pewnie ma pojęcia o świecie i zadaniach, jakie czekają na niego w radzie powiatu. Ma jednak chęci i wielki apetyt na pieniążki. Bo niby czemu nie, jest przecież demokracja. Mam dziwne wrażenie, że przed czterema laty taki facet nawet nie pomyślałby, że może kandydować, a dziś proszę – radny. Nie wiem jeszcze czy rzeczywiście tym radnym został, ale znając upodobania ludzi do irracjonalnych wyborów, sądzę że tak.
 
Drugim kandydatem, który rzucił mi się w oczy był tak zwany zarządca nieruchomości, czyli mówiąc wprost – cieć. Tyle, że zmotoryzowany i pilnujący kilku budynków na raz i nie mający prawa do lokalu w żadnym z nich. Cieć obiecuje – co oczywiste – rozwój, dynamikę oraz nowe perspektywy. Co daje mu pierwsze miejsce przed gruppenfurerem z supermarketu, bo tamten chciał tylko byśmy „byli razem”.
 
Nie wiem co kierowało, poza chęcią pobierania diet, tymi dwoma panami, kiedy decydowali się na kandydowanie. Wiem jednak, że ich obecność świadczy o tym, że nic już tak naprawdę nie ma znaczenia, przynajmniej w regionach, żadne wybory, żadne koalicje i układy. Wszystko jest już ułożone. Świadczy o tym obecność na listach wyborczych tych dwóch panów waśnie. Oni się ośmielili kandydować, bo mają pewność, że tam w tych radach jest już wyłącznie fikcja i diety, nic więcej. Oni wiedzą, że nic nie trzeba robić, by spokojnie te diety przez cztery lata pobierać i nie trzeba nawet się na tych sesjach stawiać własną osobą. Wystarczy być, jak to swego czasu wymyślił pewien ogrodnik z fałszywej powieści bardzo słabego i przereklamowanego pisarza.

Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka