coryllus coryllus
2681
BLOG

Marcin Kydryński i obyczajowa poprawność

coryllus coryllus Gospodarka Obserwuj notkę 9

Tekst ukazał się w marcowym numerze miesięcznika "Gentleman Magazine".

Sprawa książki Marcina Kydryńskiego podniesiona przez media kilka tygodni temu została równie szybko zamieciona pod dywan. Oburzenie mediów wywołało to, że w napisanej dawno temu, w 1994 roku bodajże książce podróżniczej, Marcin Kydryński bez skrępowania opisywał sposób w jaki Afrykanki nawiązują relacje z mężczyznami. Marcin Kydryński zaczął się bronić jakoś tak niemrawo, a w portalach z miejsca właściwie pojawiły się fotografie, na których wyglądał nie dość, że sympatycznie to jeszcze godnie i dostojnie. Obok niego siedziała równie przystojna i dostojna Anna Maria Jopek, jego żona. Nie chcę tutaj zarzucać panu Marcinowi nakręcania koniunktury na tę nic nie wartą i słusznie zapomnianą książkę, ale jak inaczej mam rzecz całą interpretować? Oto codziennie odkrywam w Internecie, na portalach informacyjnych setki niemoralnych fotografii, mnóstwo wulgarnych tekstów, które ubliżają nie tylko godności kobiety, człowieka w ogóle, ale wręcz inteligencji przeciętnego elektrycznego pastucha. I nagle w tej powodzi płynów ustrojowych pojawia się coś co z daleka przypomina tratwę, siedzą tam jacyś nieznani ludzie i wzywają Kydryńskiego do opamiętania, zarzucając mu obscenę i brak szacunku dla czarnych dziewcząt. Widząc to pierwszą rzeczą, która mi przychodzi do głowy jest pytanie - czy to nie są aby znajomi pana Marcina? No, ale załóżmy, że nie. Załóżmy, że ich oburzenie jest słuszne i całkowicie uzasadnione. Jeśli tak zrobimy nie pozostanie nam nic innego jak wskazywać tym oburzonym na tratwie, ile jest wokoło zła, pokazać im po czym ta tratwa płynie i zapytać czy zastanowili się głęboko nad stawianymi Kydryńskiemu zarzutami. Chyba się nie zastanowili. Skąd to przypuszczenie? Bo ja tę książkę dawno temu przeczytałem. Więcej - ja byłem nią zbulwersowany, co zaowocowało tym, że mam w pamięci kilka jej fragmentów.
 
Najbardziej bulwersujące w całej książce, cienkiej i słabo napisanej, było coś takiego; oto grupa przyjaciół, dwóch chłopaków i dziewczyna wyruszają do Afryki, mają jakieś przygody, często niebezpieczne, ale jakoś im tam idzie w tej Afryce. W pewnej jednak chwili okazuje się, że obecność tej dziewczyny w jakiś, niezrozumiały dla czytelnika sposób, obydwu panom przeszkadza. Rozstają się więc z nią, pozostawiając ją gdzieś w Sudanie czy innym Czadzie. Szczegółów nie pamiętam. Mnie osobiście to właśnie najbardziej zbulwersowało. Jak można było rozstać się w dzikim kraju, pełnym podejrzliwych i nieżyczliwych ludzi? Co było tego przyczyną? Przecież tego rodzaju eskapady raczej cementują przyjaźń niż ją rozluźniają. Nawet jeśli dochodzi do jakichś sprzeczek to przecież są to sprawy do rozwiązania i wyjaśnienia, szczególnie, że okoliczności nie sprzyjają kłótniom. Posprzeczać to się można na dworcu w Koluszkach na nie na sawannie pod Chartumem. To drugie może być tragiczne w skutkach. A jednak oni się posprzeczali i rozstali. W tekście znajdują się także dramatyczne - tak jak sobie dramaturgię wyobraża Kydryński rzecz jasna - opisy podróży różnymi środkami lokomocji, na przykład zatłoczonymi autobusami. Ja oczywiście wierzę, że Kydryński był w Afryce i jeździł tam autobusami, ale przeczytałem w swoim życiu dosyć sporo opisów takich podróży, nie tylko po Afryce, ale także po Indiach i mam wrażenie, że opis ten jest ciut wtórny i mało daje czytelnikowi pewności co do tego, że było w tym autobusie tak strasznie jak to Kydryński Marcin opisał. Uderza w jednym z opisów coś jeszcze. Oto pisze Kydryński, że widzi wchodzącego do tego autobusu człowieka i to wywołuje w nim gwałtowne emocje albowiem rozpoznaje w nim kogoś, kogo powinien zabić. Pomijam infantylność tego spostrzeżenia, oczywiste jest że Kydryński nikogo by nie zabił, nie tylko w Afryce, ale w ogóle wszędzie. Jeśliby to zrobił miejscowa policja lub ludzie, którzy się za nią podają zrobili by mu takie kęsim, że o ślubie z Anną Marią nie byłoby mowy. Chodzi o coś innego, wtręt ten jest tak dziwaczny i sztuczny, tak dalece nie pasuje to tej narracji biednej, że jasne jest iż to co opisuje Kydryński to jedynie wierzchołek góry lodowej, że tak naprawdę cała ta wyprawa do Afryki musiała wyglądać inaczej niż usiłuje przedstawić to autor książki i inne miała cele. Być może była też bardziej dramatyczna, ale opisanie tych dramatów mogłoby postawić Kydryńskiego w jakimś nie do końca jasnym świetle i dlatego z opisów tych zrezygnował, nie wiem. I pewnie nigdy się nie dowiem.
 
Książka Kydryńskiego jest słaba, wręcz żenująca. Autor sadzi się na wielką literaturę podróżniczą, a wychodzi mi z tego suplement do 'Lonely Planet" z kilkoma zakłamanymi fragmentami, które zastanowiły na przykład mnie, media zaś robią z tego dzieła obrazoburstwo obyczajowe na miarę dekady. Weźcie chłopaki przestańcie.
 
Na czym to obrazoburstwo obyczajowe Kydryńskiego ma polegać? Oto mamy tam opis spotkania z niejakim Romkiem, polsko węgierskim mieszańcem, który żyje sobie z rodzicami w Afryce i jedną z jego pasji jest odbywanie stosunków płciowych z miejscowymi dziewczętami. Tłumaczy on trochę spłoszonemu Kydryńskiemu, który nie pozbył się jeszcze całkowicie europejskiej hipokryzji, jak należy się do takich spraw zabierać. Pamiętam dokładnie ten fragment. Romek podchodził do jakiejś przypadkowej dziewczyny i mówił; Cześć, jestem Romek. Jeśli chcesz się ruchać to choćmy. Po wygłoszeniu tej kwestii odchodził z dziewczyną gdzieś w ustronne miejsce pozostawiając na słońcu zdumionego Kydryńskiego z otwartymi ustami i wybałuszonymi oczami. Romek powtarzał swój manewr na oczach autora kilka razy, ale nie wspominał nic przy tym o zarażeniu się AIDS, a może wspominał, tylko ja tego nie pamiętam. Nie ma w książce nic o tym, czy sam Kydryński próbował zawrzeć w ten sposób znajomość z afrykańskimi dziewczętami, ale oburzenie recenzentów każe przypuszczać, że coś było na rzeczy. Czy mu się to udało, nie wiem. Oburzenie było szczere i wywołane także refleksją autora na temat tychże dziewcząt, nazwał je Kydryński jakoś tak niepochlebnie i mocno tym wzburzył różne środowiska w Polsce. Bynajmniej nie chodzi mi tutaj o środowisko skupione wokół Radia Maryja, bo ono zdaje się ma w nosie Kydryńskiego i jego książki.
 
Nie od dziś wiadomo, że skandal sprzedaje literaturę, ale w świecie, gdzie skandali zdarza się więcej niż człowiek jest zdolny spamiętać, metoda ta bywa nieskuteczna. Jest to także metoda wtórna i przeważnie obliczana na nie ten target, w który trafia. Ludzie potencjalnie zainteresowani książką Kydryńskiego sami ruchają się na potęgę z różnymi dziewczętami, nie tylko czarnymi, słowa te przytoczone przez recenzentów nie skłonią ich więc do sięgnięcia po lekturę. Słysząc je mogą co najwyżej wzruszyć ramionami.
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka