coryllus coryllus
969
BLOG

O pisarzach zdradzających żony i obszarach znaczeń

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 21

Dla autora najważniejsza jest forma. Poszukiwanie formy zaś to misja, gdyby było inaczej wystarczyłoby powiedzieć ludziom; rób chamie bo nie będziesz miał co jeść i wszyscy porzuciwszy kolejki do pośredniaka udaliby się na poszukiwania prostych prac, które umożliwiłyby im zarobienie paru złotych. Tak jednak się nie dzieje i ludzie dalej spokojnie czekają na zasiłki, nie troszcząc się wcale o to, czy jakaś praca jest czy jej nie ma. Potrzeba więc formy, która uczyni prosty przekaz bardziej atrakcyjnym lub po prostu bardziej przekonującym. I to jest właśnie zadanie dla autorów.

 
Mogłem wczoraj napisać; kolorowe gazety tak samo jak inne wprzęgnięte są do antysmoleńskiej propagandy. Wykorzystują do tego celu nazwiska tak zwanych celebrytów, ach jakie to okropne. Mogłem tak zrobić, ale nie zrobiłem. Postanowiłem nieco rozbudować formę, nadać jej charakter obsceniczny, skandalizujący, według najlepszych wzorów lansowanych przez modnych pisarzy. Stąd właśnie „Włochaty tyłek reżysera Żuławskiego”. Pomyślałem jednak, że publiczność tutejsza jest jednak trochę szlachetniejsza niż ci, co kupują Gretkowską i dlatego napisałem „tyłek”, a nie inaczej. Orlando zaś zarzucił mi, że przenoszę na NE tematy z Pudelka. Powiem ci w tajemnicy Orlando, że są tacy, którzy przenoszą tu tematy wprost z „Trybuny Ludu” i „Żołnierza wolności”, ale to jest trudniejsze do wykrycia dla nieuważnego czytelnika.
 
Z czytelnikami bywa bowiem tak, że bardzo łatwo ich zwieść. Używa się do tego formy właśnie. Nie ma jednak takiej pułapki, której nie dałoby się rozbroić. Pomówmy dziś chwilę o niektórych z nich. Zacznijmy znów od Sienkiewicza. Prócz grzechu najgorszego, czyli lansowania treści polskich i patriotycznych zarzuca się zwykle Henrykowi, że wymyślił takiego Połanieckiego. Ten cały Połaniecki to bursz i aferzysta, który w dodatku zdradza żonę i ogląda się za obcymi kobietami na ulicy. I jeszcze ma świnia pieniądze ze spekulacji. Nie jest to dobry wzór dla młodzieży, oj nie jest. Taką mantrę słyszeliśmy dawnymi laty, dziś jej już nikt nie powtarza, bo Henryk został ostatecznie uznany za zmarłego, a ciało jego różni Gombrowicze i Jeleńscy przebili osinowym kołkiem. W imię wrażliwości i wysokich rejestrów oraz innych takich mrzonek, wcale nie dlatego, że partiom postępowym nie podobał się wcale facet lansujący sprawnego finsnsistę, którego marzeniem jest wolność i własność.
I ludzie w to co mówili Gombrowicz z Jeleńskim uwierzyli, całe rzesze młodych aspirujących poetów, pisarzy, studentów, znawców badaczy uznało, że Henryk jest pisarzem słabym, bo Połaniecki zdradzał żonę. A jak się jakiś badacz zagłębił w życie samego autora to wyszło mu, że Henryk miał tę samą przypadłość i to jest dla młodych, biednych, upokorzonych przez tajniaków i tchórzliwych autorów nie do zniesienia. Potrzebny jest im inny pisarz, inne wartości i inna hierarchia. I taka się oczywiście znajduje. Gombrowicz jest daleko, jest poza tym farbowanym hrabią i coś tam od czasu do czasu o Panu Jezusie wypisuje. Nie nadaje się więc na odnowiciela prozy i poezji polskiej. Potrzebny jest inny autor, który w obszarach innych sakralnych znaczeń się obraca.
 
- Nazwisko?
- Stachura
- Imię – Edward
- Bardzo dobrze, tak samo jak towarzysz Gierek! Miejsce urodzenia?
- Charvieux
- Co?
- Charvieux
- Gdzie to do cholery jest?
- W okręgu Lille, we Francji.
- A, to tam gdzie pracował towarzysz Gierek. W porządku. Zgłosicie się do towarzyszy Przybosia i Iwaszkiewicza.
 
Najpopularniejszy poeta PRL spełnił swoje zadanie tak, że dziś jeszcze nie możemy się po tym pozbierać. I nadal wierzymy, że Połaniecki to świnia bo robił pieniądze, a Michał Kątny to anioł bo pił wino „La patique” na wiejskiej zabawie. Tak się właśnie kształtuje wyobrażenia ludzi wrażliwych i młodych na temat świata i rządzących nim praw. Tak się wychowuje inwalidów życiowych, którzy jedyne co mogą zrobić, to poszukiwać pracy w wiejskim domu kultury i pielęgnować tę swoją nędzną wyższość nad ludźmi, którzy walczą i żyją naprawdę. Tak się w końcu wychowuje rozmamłanych kandydatów na tajniaków – poprzez wmawianie im wybraństwa. Chciałbym bowiem zobaczyć oficera, który przekonałby Połanieckiego do konieczności współpracy z tajną policją.
 
Czy to już wszystko? Nie. Chodzi bowiem o dużo, dużo więcej. O to mianowicie, że obszary geograficzne pokrywają się z obszarami znaczeń, a literatura jest wyrazicielką prawd geopolitycznych. Stąd właśnie pomysł na zagrzebanie Sienkiewicza i wszystkich spraw, którymi on żył i podniesienie do rangi wieszcza pana Edwarda. Dziś obserwujemy to samo, tyle, że czynione z większą intensywnością i mniejszą skutecznością. Brednie wypisywane przez autorów takich jak Chutnik, Tokarczuk, czy Tulli służą właśnie temu – zawężeniu obszaru znaczeń, na który mogliby się swobodnie poruszać ludzie mówiący po polsku. Być może te wariatki czynią to nieświadomie, Chutnikowa raczej na pewno, a co do dwóch pozostałych mam pewne wątpliwości.
 
Przeglądałem sobie ostatnio autorów kandydujących do nagrody Nike i znalazłem tam nazwisko Odija. Bynajmniej nie Bartłomiej Odija, lansowany niegdyś przez GW młody geniusz, ale Daniel Odija, zapewne jego młodszy brat lub jakiś kuzyn. Talent jest jak wiadomo dziedziczny i przekazywać go można także poprzez wspólne medytowanie w pozycji lotosu. Tak to chyba sobie wyobrażają ludzie ustawiający rankingi tej nagrody. Wracajmy jednak do meritum – te wszystkie książki, te nowe języki, te treści, które oni podnoszą, to nic innego jak próba zapędzenia nas do rezerwatu. Próba wypchnięcia nas z obszarów na których żyli sobie swobodnie zdradzający żony Połanieccy, Zagłobowie, Chmielniccy i Skrzetuscy. I nie chodzi tu tylko o Henryka, ale także o innych wielkich.
 

Jeśli pozwolimy się przepędzić, jeśli uznamy, że Odija z jednej strony, a Gretkowska ze swoimi dwoma łechtaczkami z drugiej to całe spectrum, w którym możemy się poruszać, to koniec. Przestaniemy rozumieć cokolwiek, fałszywa elitarność treści doprowadzi do tego, że świat dla kolejnych młodych pokoleń nie będzie zrozumiały, że język nasz nie będzie dla nich zrozumiały, że dzieci przestaną rozumieć rodziców, że załamie się hierarchia wartości i na naszych oczach młodzi i piękni, a także oszukani i sprzedani dokonają wymiany złota na szklane paciorki. A potem wyjadą na zmywak do Londynu, bo to właśnie będzie kojarzyć im się z prawdziwym wybraństwem i prawdziwym szczęściem.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura