coryllus coryllus
1178
BLOG

Faceci z obsługi

coryllus coryllus Rozmaitości Obserwuj notkę 25

 Wszelkie programy unijne skierowane do ludności Europy wschodniej mają jeden wspólny, mocno upokarzający w mojej ocenie rys. One są mianowicie tak sprofilowane, że od razu wiadomo, że te biedne ludki przebiegające na codzień stepy nadwiślańskie i puszcze mają wziąć na siebie trudne brzemię obsługi molocha jakim jest Unia. Tak po prostu. Muszą nauczyć się procedur, haseł, słów kluczy i potem bezbłędnie to wszystko powtarzać, a wynagrodzenie będzie – o ile jest koniunktura – spływać na konto. Jeśli koniunktury nie ma nie będzie również wynagrodzenia, ale o tym nikt na razie nie myśli. Wszyscy uczestnicy eksperymentu pod tytułem Polska w Unii wydają się być uszczęśliwieni. Ja wiem, że nie wszyscy pracują na zmywaku, ja wiem, że nie wszyscy zbierają psie kupy po parkach, że jest w tej Unii wielu menedżerów wysokich szczebli, że są dyrektorzy i prezesi. Wiem jednak także, że im wyżej wespnie się rodak po drabinach i hierarchiach świata tego, tym głębiej będzie miał w nosie ojczyznę i jej mity. Nie chodzi nawet o to, że będzie mu wygodniej, że dadzą mu możliwość pojechania na Bali i przelecenia tam dowolnej ilości nieletnich płci obojej jeśli akurat na to będzie miał ochotę. Chodzi mi o to płaskość tych marzeń i ambicji.
 

Prosty człeczyna, który chce coś zarobić jedzie na zmywak, albo wkręca się do domu starców w Bawarii i szykuje na ostatnią drogę starych hitlerowców podmywając ich wysuszone tyłki. Człowiek ambitny sprzedaje bez opamiętania, dzień i noc jakieś żyletki albo coś, potem męczy się z karierą i szkoleniami, z nauką języka, a kiedy jest już wystarczająco mocno zaczepiony jedzie na safari do Kenii, bo to akurat kojarzy mu się z sukcesem. Ja ma gust bardziej wysublimowany to wybiera pustynię Namib. I to wszystko. Niczego więcej nie chce Polak robiący karierę. Sumą tych marzeń jest uczestnictwo w strukturze dającej możliwość awansu i bezpieczeństwo oraz akceptującej przybysza bez zastrzeżeń. Byle tylko pozbyć się odium obcości, byle tylko nie wracać do kawalerki na Bródnie lub rozlatującego się domku w Garwolinie. I szlus. Potem śmierć i mały zielony cmentarz. Koniec życia, koniec marzeń. Święty spokój i akceptacja. Szczyt, który pracowicie zdobywają Polacy w kraju i za granicą. Nędza. I żałość.


 

Jedną z moich ulubionych postaci jest stary Toulouse-Lautrec, ojciec Henryka, malarza i karła. Był to ostatni pan z panów, hrabia z południa, z krwią katarów na rękach dziedziczoną po przodkach i mocnym postanowieniem, by nigdy nie skalać się pracą. Człowiek unieszczęśliwiony przez Boga synem kaleką i malarzem w dodatku. Bogacz i osobistość emanująca siłą, który uważany był oczywiście za wariata. Jego syn natomiast nienawidził go z wzajemnością za brak zrozumienia dla własnej ułomności i malarstwa.


 

Stary Toulouse-Lautrec potrafił obudzić w środku nocy całą służbę w swoim zamku i wygnać wszystkich do parku, by w samych koszulach, ze lampami w rękach, razem z nim szukali smardzy, bo akurat przyszła mu na nie ochota. Potrafił rozbić namiot przed katedrą w Albi i przebrany za Czerkiesa biwakować tam tygodniami sycąc się widokiem budowli, które stawiali jego przodkowie. Potrafił rysować, polować, tańczyć i grać na instrumentach, uwodził kobiety i strzelał do mężczyzn. Tym żył i za to oraz za pychę został przez Pana Boga ukarany ułomnym synem. Był jednak stary Toulouse-Lautrec postacią piękną. Nikogo nie słuchał i to dawało mu gwarancję autentyczności własnej osoby, nikomu nie składał hołdów i nie czapkował. Żył naprawdę. I udało mu się przeżyć własnego syna. A kiedy tamten umierał stary poszedł polować do donżonu na sowy, żeby jakoś zagłuszyć cierpienie i to wielkie szyderstwo, na które wystawił go Stwórca. Nie wiem jak umarł. Nie jest to jednak istotne.


 

Ważne jest, że my nie przykrawamy swoich marzeń do takich ludzi, chcemy by były jak najbardziej standardowe, chcemy brać kredyty i jeździć na te całe wakacje w jakieś miejsca gdzie siedzą już nasi sąsiedzi. Chcemy męczyć się w stadzie, bo wychowano nas na facetów z obsługi. Tym mieliśmy się stać w zamyśle naszych matek i ojców, w zamyśle systemu, w którym żyliśmy i żyjemy nadal. Prawdziwa siła i prawdziwe marzenia umarły.

Jeśli ktoś jednak chce o nich poczytać zapraszam na swoją stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić moje nowe książki „Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie” oraz 'Dzieci peerelu” i ostatnie egzemplarze „Pitavala prowincjonalnego”. Można tam także znaleźć tomik poezji Ojca Antoniego Rachmajdy zatytułowany „Pustelnik północnego ogrodu”. Ojciec Antoni jest zakonnikiem Karmelitą, redaktorem naczelnym kwartalnika „Zeszyty Karmelitańskie”.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości