coryllus coryllus
1442
BLOG

Latanie rozczarowuje

coryllus coryllus Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

Samoloty małe, odrapane, stoją jak sieroty obok siebie na tym lotnisku. Strach oczywiście na to wszystko patrzeć, ale w środku jest jeszcze gorzej. Te laski w chustkach siedzą nad jakimś stołeczku, przy drzwiach jak etażnaja w ruskim hotelu i pilnują, żeby ludzie za często do kibelka nie latali. Do tego jeszcze zajmują się handlem obwoźnym, żenada. Wożą jakieś duperele w koszyku i każą to ludziom kupować. Ludzie nie są tym zainteresowani i cała sytuacja jest ciut krępująca.  Samolot leci, huczy i nie wszystko jest tam takie jak sobie wyobrażałem. Do tego w moim samolocie cały czas śmierdziało popularnymi, a to za sprawą pierwszego oficera.

Na pokładzie jak wiadomo nie wolno palić, grozi to srogimi karami i denerwuje bardzo dziewczyny, które kręcą się po pokładzie. Świat zaś jak wiadomo rządzi się prawami opisanymi przez Marcela Prousta w powieści W poszukiwaniu straconego czasu. Nie zawsze jednak człowiekowi przypomina się smak magdalenki z dzieciństwa, czasem może przypomnieć się smród popularnych, a wszystko przez – co podkreślam – pierwszego oficera. Nazywał się ten facet Krzysztof Wielgosz. Zupełnie jak mój kolega z lat młodzieńczych wsławiony tym, że za 50 zeta pożerał szklanki. Potrafił także palić trzy popularesy na raz, co wzbudzało w nas zrozumiały entuzjazm, bo jak wiadomo człowiek normalny zielenieje i mdleje po zapaleniu dwóch popularnych.

Tak więc kiedy tylko z głośnika dowiedziałem się, że pierwszy oficer to Krzysztof Wielgosz, od razu zaczęło mi w całym samolocie śmierdzieć tym niezrównanym i nie dającym się z niczym porównać aromatem. I tak do samego Londynu.

Przez te popularne pierwszego oficera nie mogłem przed lotem i w trakcie zachować się jak człowiek na poziomie, a powinienem. Świat jest dziwny bowiem i sprawia człowiekowi różne niespodzianki. W tym samym co ja samolocie leciał do Londynu autor niesamowitej zupełnie książki Enigma. Bliżej prawdy. Mieszka w Grodzisku jak ja, poznaliśmy się, a nawet zrobiłem z nim wywiad, ale udałem że go nie poznaję i chyba jestem usprawiedliwiony. Sami rozumiecie, popularne, 9 tysięcy metrów nad ziemią, - 44 stopnie za oknem i turbulencja nad Holandią. No to jak tu z facetem pogadać? Do tego niewyspane dzieci i cztery sztuki bagażu podręcznego.

Na lotnisku deszcz, przy odbiorze bagażu głównego okazało się zaś, że w czasie przerzucania kufra wygięli drut na którym trzymały się kółka. Drut gruby jak palec, więc należy się poważnie zastanowić czy warto ten bagaż im w ogóle powierzać.  My póki co nie mamy wyjścia, pewnie zniszczą go całkiem w drodze powrotnej do Warszawy.

W samym Londynie jest po prostu świetnie. Z okna sypialni widzę ferrari należące do syna sułtana Brunei. Wczoraj byliśmy na placu zabaw, bardzo fajnym, a potem w drodze do Tesco zahaczyliśmy o grób Constable’a. Pomnik jak pomnik, nic ciekawego, ale za to w Tesco….! Zupełnie nie spodziewałem się tego co tam zastaliśmy. Oferta jak w Polsce za Gomułki, tyle że wszystko w folii, a nie w papierze. Po prostu bieda. Nie ma co jeść . Nie ma nic normalnego do kupienia, że o kiełbasie nie wspomnę. Z rzeczy teoretycznie jadalnych był tylko boczek i ser pleśniowy. Jakoś sobie poradziliśmy, ale szok utrzymywał się długo i właściwie nie minął do tej pory. Dziś idziemy na Camden, żeby zobaczyć tych wszystkich wytatuowanych cudaków z kolczykami w sutkach i nosach oraz sklepy z wyposażeniem dla nich. Potem zrobimy sobie spacer nad kanałem koło ZOO. Może być nieźle. Może jakieś większe Tesco trafi się po drodze. A w nim kiełbasa.

Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl Można tam objerzeć okladkę książki Toyaha, a także kupić moje nie takie już nowe książki (wkrótce będzie jeszcze jedna) Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie i Dzieci peerelu.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości