coryllus coryllus
1241
BLOG

O obłędzie publicystów polskich raz jeszcze

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 16

 Ostatni raz ustąpiłem w sprawie treści swojego tekstu mniej więcej piętnaście lat temu. Pracowałem wtedy w Axel Springer Polska, w jednym z kobiecych tygodników i wcale mnie to Kochani nie uchroniło przed wyrzuceniem na mordę z roboty. Przeciwnie, ta moja zaskakująca spolegliwość, wręcz uległość z mojej strony spowodowała reakcję łańcuchową i już było po mnie. Dziś z rana ustąpiłem po raz kolejny po tak długiej przerwie i zdjąłem swój jakże ważny tekst, który traktował o misji i przeznaczeniu publicystów polskich. Zrobiłem to ponieważ poprosiła mnie o to o osoba, co do której byłem pewien, że nigdy takiej prośby w moim kierunku nie wysunie. Głupota i frajerstwo ludzkie są jednak bezgraniczne, a kryteria według których oceniają cię biedny głupku ludzie także bywają rozciągliwe. Tak się składało, że akurat wyjeżdżałem na wycieczkę do Niemiec i nie miałem chwili na zastanowienie. Wywaliłem tekst i pojechałem. Teraz jednak sam siebie przywiodłem do przytomności. Nie może być tak, że ktokolwiek poza mną będzie robił ten blog. Nie może i już, bo wtedy koniec. Bloga i autora. Kiedy się jednak powiedziało "a" trudno udawać, że tego nie było. Skróciłem więc ten tekst usuwając z niego to co  wywołało rano takie wzburzenie. Sens nie zmienił się wcale. Po prostu wyleciał jeden akapit. Tekst pomieszam znowu. Kompromisy są fajne, ale może przy - ja wiem czym? Może przy projektowaniu wnętrz? Albo w kominiarstwie? W pisaniu to jest najpierwsza i najważniejsza przyczyna klęsk. A niech to szlag! Oto poranny tekst, nie cały, ale jednak. Zapraszam rzecz jasna na stronę www.coryllus.pl i zachęcam do kupowania książek, moich i Toyaha. 

O fikcyjności hierarchii budowanych przez nasz rodzimy dziennikarski establishment, a tym samym o miałkości ambicji tych osób świadczy choćby to co się tu ostatnio pisze o zamieszkach w Wielkiej Brytanii. Jedynym właściwie pomysłem na to, by komentować te kwestie jest krytyka multi – kulti – ta sama od lat, z użyciem tych samych co zawsze argumentów o sile islamu i słabości chrześcijaństwa. Z tym samym, jakże charakterystycznym dla polskich publicystów powoływaniem się na opinię wielkich, co jest pomyślane jako argument ostateczny i niepodważalny. No chyba, że któryś polemista jest na tyle bezczelny, że po prostu tego chwytu nie zauważy.

 

Istotnym celem bowiem dyskusji na temat multi-kulti w Polsce jest wywołanie szumu medialnego i zwrócenie uwagi na własną osobę. Nie ma mowy o wyjaśnianiu czegokolwiek, bo publicyści zakładają, że z Polski niczego w tej sprawie nowego powiedzieć się nie da. Pozostaje więc jak mawiał czcigodny Jorge, wzniosła rekapitulacja. Mówiąc wprost trzeba co jakiś czas opowiedzieć o tym, że czarni się nie integrują i podnieść ciśnienie Żakowskiemu i reszcie. Tyle, że o żadnym ciśnieniu mowy nie ma już od dawna. Żakowski i reszta zachowują się tak jakby uczestniczyli w tym samym rytuale i wyciągnąwszy zza pazuchy notatki odczytują z nich, z błędami zresztą, kontrargumenty. Tak to wygląda w mediach polskich, które – o czym wszyscy wiemy – nie służą informowaniu, a jedynie dzieleniu pomiędzy swoich pracowników budżetów na projekty.

 

Mistrzem w opisanym wyżej sporcie okazał się na dzień dzisiejszy Łukasz Warzecha. Pan ów, ulubieniec wielu salonowiczów i uczestnik wielu przemądrych dyskusji, nie dość że napisał przewidywalny, banalny i pełen truizmów tekst o multi-kulti z Breivikiem w roli głównej, to jeszcze stało się to co zwykle czyli w odpowiedzi Żakowski zaczął pieprzyć o antysemityzmie i holokauście. Warzecha zaś miast wziąć wypłatę, ziewnąć i iść na piwo, rozpisał się o tym wydarzeniu w salonie, tak jakby chodziło o cudowne zmartwychwstanie Andrzeja Leppera przynajmniej.

 

Tak to już bowiem jest z polskimi publicystami, że poprawiają sobie oni samoocenę pisząc o sprawach najistotniejszych dla świata. Obecnie jest to multi kulti. Jutro może być coś innego. Nic taniej. Dyskusja w mediach także musi dotyczyć spraw najważniejszych, bo każdy wychowany w PRL i III RP prol uwielbia dyskusje światowego formatu i za nic nie pochyli się nad tym co leży na jego podwórku. Działa to na zasadzie teleturnieju „Wielka gra”, wszyscy siedzą przed telewizorem, nikt nic nie rozumie, kieliszki się napełniają, zakąski znikają z talerzy, a od czasu do czasu wujek Czesiek mówi – patrzta jak mu dosrał. I wszyscy kiwają głowami. Tak samo jest spozycjonowany rynek mediów, nie w Polsce bynajmniej, ale w języku polskim, którym posługują się ludzie w Europie. Być może w USA jest inaczej, nie wiem. Publicyście w Europie, polskojęzyczni publicyści muszą chrzanić o sprawach rudymentarnych, żeby poprawić sobie notowania na rynku, a publika klaszcze, jak ktoś komuś dosra, czyli jak padnie jakiś szczególnie smaczny argument.

 

Pewnie nie będę w tym odosobniony, ale mam wrażenie, że to strata czasu i rzecz mało poważna wobec wyzwań jakie przed nami, mówiącymi po polsku reprezentantami niemałego przecież narodu stoją.

 

Ostatnio Biedronka zarzuciła mi, że zaatakowałem Rolexa. Nie zrobiłem tego, ale zrobię teraz. Otóż drogi Rolexie, posada króla na wygnaniu to jest świetna fucha, ale nie należy liczyć za bardzo na wpływy z podatków. To samo tyczy się Ironicznego. Możecie mi Szanowni wytłumaczyć, jak to się dzieje, że siedząc na Wyspach nie piszecie o sprawach najważniejszych? Czyli o Polonii? Możecie mi wyjaśnić dlaczego mając w pamięci niełatwą przecież historię Wielkiej Brytanii w stuleciu XX, mam na myśli te wszystkie awantury irlandzkie, bomby i zamachy, piszecie już któryś kolejny tekst o tych cholernych murzynach co palą samochody i wieszczycie przy tym upadek cywilizacji, która za nic przecież nie upadnie? A Rolex w dodatku zużywa na to cały swój potężny warsztat. Wygląda to tak jakby Warzecha wleciał do studia w baletkach i tej sukience z falbanek i zaczął krążyć wokół Żakowskiego na paluszkach i mrugać przy tym.

 

Ja mogę sobie oczywiście wyobrazić z łatwością skąd bierze się niechęć polskich emigrantów do pisania o Polonii i mogę to nawet opisać, ale nie chcę sobie robić wrogów, póki co przynajmniej. I mogę sobie także wyobrazić skąd bierze się niechęć administracji salonu do eksponowania takich tematów. Nawet Oranje się za to pisanie nie bierze tylko karmi nas tu jakimiś impresyjkami o kawie i papierosach. Nie szkoda wam czasu, że spytam?

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka