coryllus coryllus
5935
BLOG

Czy PiS nas zdradził?

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 250

 W znanej wszystkim książce Mario Puzo zatytułowanej „Ojciec chrzestny” jeden bandzior mówi do drugiego – nie traktuj tego osobiście, potraktuj to jak biznes. Fraza ta przewija się przez całą powieść, po to by na końcu zaowocować konkluzją następującą – nie można niczego traktować jak biznes, jeśli chce się zwyciężyć. Człowiek, który walczy musi tę walkę traktować bardzo osobiście. Musi być od niej uzależniony.


 

I ja teraz bardzo chciałbym się dowiedzieć ilu prominentnych członków PiS, poza Jarosławem Kaczyńskim, co do którego nie można mieć żadnych wątpliwości, traktowało wybory parlamentarne i swój w nich udział osobiście? Ilu z nich było osobiście zainteresowanych sukcesem oraz korzystaniem z tego sukcesu po zwycięskich wyborach. Ilu? Panowie Lipiński i Hofman? Może Mariusz Kamiński? Może kto inny? Ja nie wiem. Będę wdzięczny jeśli ktoś pokrótce zreferuje mi plany tych panów dotyczące czasu powyborczego, który miał być przecież świętowaniem sukcesu.


 

PiS jest partią niedojdów, które zostały zapędzone do roboty przez jednego właściwie człowieka nazwiskiem Jarosław Kaczyński. Człowiek ten stworzył im możliwości, dał ideę i natchnął do działania. I póki on miał siłę oni działali, a kiedy zaczął słabnąć przestali i czekają na kolejnego lidera, który ich poprowadzi. Niestety świat jest urządzony tak, że słabą jakością nie można wygrać niczego. Dotyczy to gazet codziennych, dotyczy to ludzi i wszystkiego. Lud prosty dawnymi laty streszczał myśl tę w zdaniu – z gówna bicza nie ukręcisz. Przysłowia zaś są jak pamiętamy mądrością narodu.


 

Myślę, że PiS oczekuje na propozycję ze strony Donalda Tuska. Nie potrafię sobie inaczej wytłumaczyć tego wszystkiego, tej nędznej kampanii i tych wszystkich przegranych wyborów. I nie mówcie mi, że jest dopiero kilka dni po wyborach i jeszcze na wszystko mamy czas. Nie mamy żadnego czasu. Fakt, że żaden z prominentnych członków PiS nie palił się do tego, by objeżdżać kraj i własną osobą stawać przed ludźmi wyjaśniając im wątpliwości jest bardzo znamienny. Jest tak samo znamienny, jak zaprzestanie pisania o Smoleńsku po wyborach. Oznacza, że panowie ci doskonale zdają sobie sprawę iż żadna mobilizacja dołów nic nie da. Oni w to nie wierzą, bo ci ludzie tu, w małych miasteczkach, o których wszyscy gadają jakby byli solą ziemi, są dla nich po prostu motłochem. U mnie w mieście mieszka Ludwik Dorn. Nie pamiętam, żeby pokazał się gdziekolwiek przed wyborami, żeby powiedział coś, co może skłoniłoby ludzi do głosowania na PiS. Po co? Ludzie z PiS wolą stokroć bardziej udział w programach telewizyjnych, gdzie dziennikarze wsadzają ich na miny, gdzie dorabia im się gęby agresorów wzywających do wojny, gdzie szydzi się z nich otwarcie, niż to do czego tak pięknie wzywa na swoim blogu Ufka czyli pracę u podstaw. Powiedzmy to śmiało i z podniesionym czołem – oni mają w dupie pracę u podstaw, bo zdają sobie sprawę, że władza w Polsce nie pochodzi z wyborów, a z mianowania lub ze stosunku sił pomiędzy największymi graczami. Przed wyborami wyszło im, że ten stosunek jest dla nich niekorzystny i dali sobie po prostu spokój.


 

Jeśli jednak ktoś w PiS liczy na to, że teraz – łagodnie i bez bólu – marginalizując Kaczyńskiego w jakiś sposób – da się zasiadać w ławach sejmowych jako po cichu koncesjonowana opozycja to się myli. Każda propozycja dla PiS z tamtej strony jest pułapką. Nie może być inaczej, bo mamy do czynienia z prawdziwą polityką i prawdziwą walką. Donald Tusk rozgrywa teraz wszystko jak chce i nie ma powodu, by przestał to robić. Posłowie PiS jak choćby taki poseł Hofman robią zaś wrażenie osób pewnych swojej pozycji, świadomych własnej inteligencji i możliwości. Myślę, że ktoś życzliwy utwierdza posła Hofmana w tym przekonaniu dwa razy na dzień co najmniej. Nie ma bowiem łatwiejszej rzeczy niż zapakowanie do wora nadętych pajaców przekonanych o własnej przenikliwości. Myślę, jeśli oczywiście PO przyjęło taką strategię, bo mogło przyjąć inną, że coś takiego właśnie się szykuje. Być może likwidacja PiS nastąpi poprzez wcześniejsze wybory po ME, albo w jakiś inny sposób, w każdym razie odbędzie się to przy jednoczesnym uspokajaniu członków tej partii, tak zwanej ogólnej buźce i zgodzie, pod warunkiem, że Kaczyński gdzieś sobie pójdzie. Na miejsce PiS powstanie prawdziwa koncesjonowana opozycja, która stanie się jeszcze jednym elementem fasadowej polskiej polityki – lewica – Palikot, centrum – Tusk, prawica – ci nowi. Ku temu będzie dążył Donald Tusk wraz z Bronisławem Komorowskim.


 

Po co w takim razie głosowaliśmy na PiS? Bo przecież wszyscy mieliśmy świadomość wad tej partii, ale o tym nie mówiliśmy. Otóż głosowaliśmy dlatego, że Jarosław Kaczyński jako jedyny polityk mówił o Polsce w sposób dający tej Polsce szansę na polityczną podmiotowość. Głosowaliśmy na PiS, ponieważ była to i jest póki co nadal, jedyna partia operująca kategorią narodu. Wobec budzących się nacjonalizmów w krajach sąsiednich, ma to wielkie znaczenie i budowanie złudzeń, że jest inaczej, że naród nie, że społeczeństwo, jest raczej niebezpieczne. Głosowaliśmy na PiS nie z powodu sympatii dla tradycyjnych wartości, bo większość z nas nie ma o tych wartościach pojęcia. Myślę nawet, że im więcej o tym ktoś mówi tym mniejsze ma pojęcie. Głosowaliśmy na PiS ponieważ PIS nie czynił żadnego zamachu na naszą własność, biedną, nędzną, oszukaną, ale jednak własność. Głosowaliśmy na PiS ponieważ ci z nas, którzy pamiętali pierwszą Solidarność czuli w PiS jakieś echo tamtego klimatu. Głosowaliśmy na PiS ponieważ wielu z nas w PiS odnajdywało to czego już od dawna nie mogło odnaleźć w Kościele, czyli poczucie wspólnoty.


 

PiS tymczasem nas zdradził. Jeśli ktoś mi chce powiedzieć, że nie, że przesadzam, niech przypomni sobie co działo się w lokalach PiS po 10 kwietnia. Ilu ludzi tam przyszło zamanifestować solidarność z rodzinami ofiar, ilu ludzi chciało się do PiS zapisać i działać w strukturach. Ilu z nich się tam zapisało i jak zostali potem potraktowani. Ludzie w Polsce są dosyć łatwi w pożyciu, co nie jest bynajmniej zaletą, szybko wybaczają i zapominają, szczególnie jeśli pozwoli im się w coś wierzyć. I PiS wyrzucając rękami lokalnych kacyków tych wszystkich ideowych wariatów co się tam pozapisywali, podsunął ludziom „do wierzenia” ideę wyjaśnienia Tragedii Smoleńskiej przez zwycięstwo w wyborach, najpierw jednych a potem drugich. Uczynił tym samym ze Smoleńska przedmiot dyskusji publicystycznej. Był to błąd, który mści się do tej pory. A jakie były benefity? Przede wszystkim święty spokój. Świadomość, że wszystko zostaje po staremu i żaden wariat nie będzie się wtrącał do rodzinnego biznesu, który każdy kacyk sobie tam jakoś, mniej lub bardziej skutecznie rozwijał. Wyborcy zajmą się Smoleńskiem, a ludzie ze struktur tym co dotychczas. I myśmy, włącznie z piszącym te słowa, uwierzyli, że taka sztuka jak wygranie wyborów przy tym natężeniu nieszczerości wobec elektoratu jest możliwa. Otóż nie jest.


 

Teraz dla PiS pozostają dwie jedynie drogi – pułapka, o której już pisałem wyżej i która na 100 procent zostanie przez prominentnych członków partii wybrana, albowiem uważają się oni za sprytnych, bystrych i bardzo cwanych graczy, oraz zwrócenie się frontem do ludzi i zainicjowanie jakiegoś szerokiego ruchu społecznego. Ten zaś nie musi się wcale udać, bo ryzyko jest duże. Trzeba je jednak podjąć, bo nie ma wyjścia. Jeśli nie zrobi tego PiS zrobi to kto inny, w dobrej lub złej wierze, doprowadzając do wyjścia ludzi na ulice.


 

Wierzcie mi, że jutro już postaram się napisać coś optymistycznego. Na razie zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić moje książki: „Baśń jak niedźwiedź”, „Dzieci peerelu” oraz „Atrapię” a także książkę Toyaha pod tytułem „O siedmiokilogramowym liściu” i tomik poezji ojca Antoniego Rachmajdy zatytułowany „Pustelnik północnego ogrodu”.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka