coryllus coryllus
1160
BLOG

Dlaczego publicyści przegrają z blogerami

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 9

 

Ja to już pisałem, ale jeszcze powótrzę. Powtórzę, bo bawi mnie niezmiernie sytuacja, w której ktoś wyraźnie pokazuje komuś innemu jak wygląda jego droga do katastrofy i bankructwa, nie tylko finansowego, a ten ktoś pluje na interlokutora i w pieśnią na ustach ku tej katastrofie pędzi. Zanim przejdę jednak do konkretów chciałbym polecić wszystkim wczorajszy tekst Toyaha, który jest po prostu świetny i opowiada o agresywnych metodach sprzedaży zastosowanych przez redakcję tygodnika „Uważam Rze”. Tekst jest poza tym śmieszny, bo Toyah bezbłędnie wychwycił wysztskie błędy jaki ci ludzie popełniają póbując sprzedawać swoje prokukty. Obnażył także nasz kolega cał to myślenie życzniowe, któremu oni wszyscy oddają się tam w sposób zupełnie demoniczny, tak jakby podpisali cyrograf i nie mogli już inaczej.


 

Zacznijmy od agresywnej sprzedaży. Nic takiego nie istnieje. To jest figura służąca łamaniu kręgosłupów dzieciakom na szkoleniach, dzieciakom które chcą zostać dobrymi sprzedawcami, albo zająć jakieś kierownicze stanowisko w managmancie. W agresywną sprzedaż wierzą jednak wszyscy, od aspirujacego do sukcesów szczeniaka z Amwaya do redkatorów Jankego i Masłonia. Dlaczego wierzą? Bo prócz tej wiary towarzyszy im inna – ta mianowicie, że to nie oni będą ową agresywną sprzedaż musieli realizować. W najgłębszych bowiem pokładach ich intelektów tkwi przekonanie, że inteligencja polega na tym, by wykorzystać bliźniego swego, wpuścić go w kanał, to może coś z tego wyniknie. Być może to jest właśnie ten moment zaprzedania, tak ważny dla niektórych istot nie z tego świata, o których sobie tu ostatnio z niezwyczajnym spokojem opowiadamy. Ja tam nie wiem, bo jak już mówiłem, na sprawach nadprzyrodzonych znam się średnio.


 

Spieszę więc donieść wyżej wymienionym, że nic takiego jak agresywna sprzedaż nie istnieje. To dla nich zła wiadomość. Publikowanie więc obszernych recenzji słabych i żenujących książek na nic się nie zda. Nie przyniesie sukcesu. Po pierwsze dlatego, że rynek książki jest oszukany, a kiedy złamią już EMPIK będzie oszukany jeszcze bardziej. Ponieważ na to miejsce wejdzie coś znacznie od Empiku gorszego i silniej związanego z GW, po drugie dlatego, że istota sukcesu sprzedażowego polega na czymś innym. Jeszcze raz powtórzę – sukces polega na eliminacji pośredników. Wszyscy to wiedzą. W obecnej sytuacji zaś, w sytuacji kiedy nie ma krytyki, a jest promocja, w sytuacji kiedy nie ma wolnej myśli, bo Uniwersytety zaludnione są gromadą wystraszonych ludzi obawiających się innych wystraszonych ludzi, tych z mediów, eliminacja pośredników musi nastąpić jak najszybciej. Po to by ci z początku i końca łańcucha sprzedaży, wymiany dóbr i usług, mogli w ogóle zobaczyć jakieś pieniądze.


 

Kim są pośrednicy? Wymieniam nazwiska: Lisicki, Semka, Masłoń, Mazurek i reszta. Ja tu celowo nie piszę o GW i zatrudnionych tam dziennikarzach, bo ludzie ci mają nieznany tym wymienionym wyżej komfort. Oni po prostu wiedzą w co grają i w swojej przeciwko nam grze są szczerzy. Nie spodziewamy się po nich niczego dobrego, a wobec tego niczym nas zaskoczyć nie mogą. Co innego ludzie z „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze”. To jest grupka, która poddawana jest dziś różnym ciśnieniom i musi się w którąś stronę obrócić twarzą, a w ktrórąś stronę tym drugim. Ważne jest czym w którą stronę człowiek się obróci, bo od tego zależy czy dostanie coś do jedzenia czy wręcz przeciwnie. Czas pośredników mija, a panowie ci staną się wkrótce niepotrzebni. Powiadomi ich o tym wydawca, który o ile pamiętam nazywa się Hajdarowicz i lubi – taki wniosek wysnułęm patrząc na jego fotografie – podkreślać swoje podobieństwo do Boba Dylana.


 

Ratunek dla swojej pozycji wymienieni dziennikarze upatrują w agresywnej sprzedaży właśnie, której pełen jest ostatni numer „Uważam Rze”. Jest to w dodatku agresywna sprzedaż publikacji wydawnictwa „Znak”, co nosi wszelkie znamiona bynajmniej nie agresywnej sprzedaży, ale agresywnej kokietetrii. Jedno i drugie – co pragnę podkreślić z naciskiem – jest bardzo nieskuteczne, szkodliwe i prowadzi wprost do klęsk i upokorzeń.

Czy jest dla nich jakieś wyjście? Moim zdaniem nie ma. Można oczywiście kłamać i iść w zaparte, można kręcić się w kółko, bo jest to i będzie jeszcze przez jakiś czas bezpieczne i opłacalne, ale kiedy się skończy kiedy upadną, będzie to upadek ostateczny. Dlaczego tak myślę? Otóż zło nigdy nie wypełnia sobą całej dostępnej przestrzeni, jest jeszcze dużo wolnego miejsca i – jak sam się ostatnio przekonałem – można prowadzić promocję swoich treści w obszarach na które ludzie z GW, Empiku i innych tego rodzaju instytucji nie zajrzą. Nie wejdą tam tak samo jak wampiry nie wejdą w krąg światła słonecznego. Dowcip polega na tym, że ci tak zwani nasi również tam wejść nie mogą. Ich aspiracje są bowiem bardzo wyraźnie sprofilowane – być antytezą GW – ze wszystkimi tegoż konsekwencjami, wśród których pogarda dla czytelnika znajduje się na pierwszym miejscu. Niech mi Masłoń nie tłumaczy, że Łysiak napisał dobrą książkę, bo jak będę miał przy tym szklankę z czymś gorącym wdłoni to mu ją wyleję na głowę, albo na to drugie, w zależoności jak się ustawi i wszyscy będą mi za ten gest wdzięczni, a może nawet usłyszę brawa. Co więc powinni czynić ci biedni ludzie? Moim zdaniem nie oszukiwać czytelników. Żeby zaś nie oczukiwać czytelników trzeba ich najpierw poznać i się z nimi spotkać. I tu dochodzimy do rzeczy szalenie istotnej. Do formy. I do rodziału tego co święte i nie święte. Raz jeszcze.


 

Widziałem wiele spotkań tak zwanych naszych z tak zwanymi czytelnikami. Widziałem dyskusję organizowane przez naszych gospodarzy na urodzinach salonu. Imprezy te łączy zawsze jedno – żenująco słaba forma. I jeszcze coś – to jest jakaś świecka celebracja. Jakaś msza święta a rebours. I to jest proszę Państwa niepokojące i groźne. Najgorźniejsze zaś jest to, że oni tego nie widzą, a formę tę uważają za stosowną i właściwą. Nic bardziej mylnego. To jest coś co ludzi dostręcza i nudzi, uczestniczą w tym zaś dlatego, że nie mają innego wyjścia. Jeśli jednak pojawi się ktoś kto zaproponuje inną formę spotkań z czytelnikami odniesie sukces. I będzie to sukces natycmiastowy i czysty, bez konieczności dzielenia się nim z kimkolwiek. Oni jednak tego nie zrobią. Nie wiem dlaczego. Po przeczytaniu tego tekstu mogliby przecież. Nic nie stoi na przeszkodzie. Jak coryllus, wskazuję im drogę. Jedyną w tej koszmarnej sytuacji. Mam oczywiście pewność, że oni z niej nie skorzystają. Nie mam tylko pewności dlaczego. Być może chodzi o te istoty nie z tego świata, a być może i zwyczająną pychę powiązaną z miesięcznymi poborami. Być może także o to, że ja jestem nikim, a oni są kimś. Trudno orzec dokładnie.


 

Napisałem kiedyś dla Toyaha tekst pod tytułem „Pigmej poluje na słonia”. O tym, że my dwaj, ja i Toyah, jesteśmy jak ci Pigmeje, którzy tropią z patykami w dłoni olbrzymiego słonia. I wszystkim się wydaje, że słoń jest za duży, żeby dwa małe ludziki mogły go pokonać. Pigmeje jednak żywią się mięsem słoni i zawsze wygrywają. Choć pozory, jak mówię, mylą obserwatora. Myślę Toyahu, że nasz słoń jest coraz słabszy i wkrótce padnie, a nasze brzuchy napełnią się mięsem. Przekonałem się o tym czytając nowy numer „Uważam Rze” oraz to co ostatnio pisze w salonie nasz gospodarz. To co oni prezentują to jest najszczersza wiara w najczarniejsze kłamstwo. Klęska, klęska, klęska. Już niedługo.


 

Może się oczywiście zdarzyć tak, że ci nasi uznają w końcu, że jednym dla nich ratunkiem jest zaatakowanie i zwalczanie słabszego, lub przynajmniej próba zamilczenia tego słabszego. My dwaj zostaniemy oczywiście uznani za słabszych. Jeśli tak się stanie, to tym lepiej dla nas. Tym lepiej.


 

Wszystkich, którzy mają blisko lub po drodze zapraszam na spotkanie autorskie coryllusa, które odbędzie się w Milanówku, w galerii „U artystek”, w piątek o 19.00. Ul. Warszawska 36. Tuż przy dworcu. Wysiadamy z pociągu i już jesteśmy na miejscu. Przestrzeni jest niewiele, ale atmosfera za to bardzo miła. Będzie można kupić książki, kawę i pyszne ciastko. Wszystkich także zapraszam na spotkanie w Błoniu, które odbędzie się 10 grudnia, w remizie, a rozpocznie się projekcją filmu Grzegorza Brauna pod tytułem „Toarzysz generał”, gościem spotkania będzie Jadwiga Chmielowska, a ja będę miał zaszczyt je poprowadzić. Książki oczywiście także będą. Zaproszenie na stronę www.coryllus.pl jest oczywiście także aktualne.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka