coryllus coryllus
2467
BLOG

O ojczyźnie rzeczywistej i urojonej

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 77

 Ja się wciąż nie mogę otrząsnąć po spotkaniu z Jadwigą Chmielowską, działaczką Solidarności Walczącej, wciąż siedzi we mnie to wszystko co pani owa zaaplikowała mi do głowy i serca przez dwie ponad godziny swojego nieustannego słowotoku. Pisałem już, ale jeszcze powtórzę – strajki roku 1980 były prowokacją mającą na celu odsunięcie od władzy Gierka i zastąpienie go Kanią. Ja pamiętam te strajki. Zaczęły się w Lublinie, mama przyjechała stamtąd bardzo zdenerwowana, a potem ludzie gadali o tych lokomotywach przyspawanych do szyn i szynce w puszkach po farbie wiezionej na wschód. Wtedy się nad tym nie zastanawiałem, bo rzecz cała wydawała mi się prawdopodobna – władza w tajemnicy przed narodem pakuje szynkę do wielkich puszek, w których normalnie wozi się farbę olejną i wysyła do Rosji, bo tam jak wiadomo głód. Wierzyłem też w lokomotywy przyspawane do szyn, bo było to bardzo malownicze i rozbudzało wyobraźnię. A potem były strajki na wybrzeżu i powstanie Solidarności. Ja nie jestem sobie w stanie tego wszystkiego ustawić chronologicznie i nawet się nie będę starał. Co innego jest bowiem przedmiotem moich dzisiejszych rozważań. Mamy oto prowokację, ludzie w niej uczestniczą, zakładam, że w większości nieświadomie. Część jednak świadomie i to ta część ważniejsza, bo gdyby było inaczej, gdzież mowa o prowokacji? No, a potem rodzi się pierwsza Solidarność. Organizacja ta – według słów Jadwigi Chmielowskiej – borykała się z napływem prowokatorów i tajkniaków w swoje szeregi. Jej głównym celem zaś było skoordynowanie akcji strajkowej tak, by porządnie przestraszyć władzę i doprowadzić do podpisania porozumień. I to się udało, zaczął się tak zwany karnawał Solidarności. Co jednak z tymi co montowali tę wspomnianą przez panią Jadwigę prowokację? Gdzie się podziali? Zniknęli? Nikt ich nie rozpoznawał i nie widział? Chyba nie, bo kiedy zaczynam w różnych okolicznościach dociekać co tak naprawdę się z nimi działo pada zwykle jednak odpowiedź – byliśmy bardzo młodzi.

 

To prawda, oni byli wtedy bardzo młodzi, a dziś są już starsi. Tylko czy mądrzejsi przez to? Mam wrażenie, że wręcz odwrotnie. Ludzie, którzy przeżyli pierwszą Solidarność, utożsamianą przez nich z walką o niepodległość, a potem rozpoznaną u zarania swego jako prowokacja tajniaków, siedzieli po więzieniach, ukrywali się, cierpieli i doczekali drugiej Solidarności, której przywódcą został odpasiony solidnie Lech Wałęsa. Nie mogłem uwierzyć, kiedy go zobaczyłem po tych 9 latach. Tak się zmienił. Druga Solidarność też była karnawałem, od początku wszyscy mówili o tym, że jest fajnie. Były różne eventy i fiesta, walił się system. Nie było jeszcze GW i knebla medialnego, był Tygodnik Solidarność i różne pisma, gdzie można było mówić i pisać co się chce. Wydarzenia te dziś nazywamy oszustwem, zdradą lub jakoś podobnie. Mówią tak ludzie pierwszej Solidarności, którzy zostali oszukani przez swoich kolegów. Ja nie wiem czy tylko przez nich i kto dokładnie został oszukany, poza Andrzejem Gwiazdą i Wojciechem Wyszkowskim. Na pewno został oszukany mój, nieżyjący już kolega, który jako uczeń liceum zaprojektował ulotkę i plakat dla Solidarności. Była to recepta lekarska, a w miejscu gdzie powinny być jakieś lekarskie bazgroły napisane było czerwonymi lietrami – Solidarość – była to recepta dla Polski. Pomysł ten ukradł mojemu koledze pewien artysta i uznał za swój. Nie znam jego nazwiska, bo rodzina kolegi nie chciał mi go zdradzić, ale jeśli żyje to na pewno się odezwie.

 

Ja przez długi czas nie czułem się oszukany. Przyszło to na mnie dopiero pod koniec lat dziewięćdzisiątych. Mogę jednak doskonale zrozumieć tych, którzy ten absmack odczuli wcześniej. Ale kto ich oszukał? Esbecja? Nie tylko, także wszyscy ci, którzy uważali się za sojuszników Polski na arenie międzynarodowej. To oni dogadali się z agentem Bolkiem, to oni wyłożyli pieniądze na GW i inne rzeczy.

 

Jadwiga Chmielowska opowiadała, że pomoc dla Solidarności z samej tylko Kalifornii wynosiła 2,5 miliona dolarów. Tyle, że została wykorzystana przez kogoś innego, nie wiadomo dokładnie przez kogo. I znowu, kiedy zaczynam rzecz drążyć słyszę odpowiedź – byliśmy młodzi. Ok, w porządku. Ale dziś nie jesteście.

Jak więc wy wszyscy, którzy przeżyliście tamte wydarzenia, wy których oszukano dwa razy, wy ktorym zmarnowano życie w sposób perfidny i chamski, możecie wzywać dziś ludzi młodych lub tylko młodszych od was do tego by popełniali te same błędy? By pakowali się w ten sam syf, w tę samą oszukaną narrację, która jest od początku do końca przez kogoś przygotowywana. Bo tak to już działa, że wszystko się planuje. Tylko ostatnim głupkom wydaje się, że rzeczy dzieją się same. Jak możecie wierzyć, że tym razem się uda? Skąd wam się to bierze? Z zazdrości? Nie ma czego zazdrościć. Nie mamy etatów, nie mamy lat pracy, nie mamy perspektyw, nie mamy nic poza naszymi dziećmi i domami na kredyt. Ja nie mam kredytów czym się szczycę, ale zawdzięczam to tylko i wyłącznie swojej pomysłowości. Nie będziemy mieli emerytur, prawdopodobnie poumieramy w nędzy. Skąd w was te pomysły? To przekonanie, że ulica jest miejscem, gdzie można odnieść sukces polityczny? Ja chcę to wiedzieć.

 

Dokładnie pamiętam te wszystkie dyskusje o tym jak to łatwo tym razem przyszła ta niepodległość, jak prosto i bez ofiar. I jakie to szczęście, że tak właśnie to się stało. Dziś już się tak nie mówi. I dla wszystkich jest jasne dlaczego. Nie ma żadnej niepodległości. Bo być jej nie może. W obecnych realiach, kiedy na wschodzie mamy dwa silnie zmilitaryzowane państwa, które patrzą na Polskę wrogo, a w najlepszym razie obojętnie, mimo licznych deklaracji z naszej strony – mam na myśli Ukrainę i Rosję, trudno mówić o niepodległości. Niepodległość Polski bowiem to polityka wschodnia i wziązanie się ze wschodem, który jest słaby. Od zachodu możemy się dziś tylko uzależnić. Wschód zaś wcale słaby nie jest. Uzależnienie od Zachodu to dla wielu z nas może być jakieś wyjście, ale póki co wszyscy krzyczą, że tak być nie może. OK, nie może. Co wobec tego? Nie podbijemy niczego na wschodzie i nikt się do nas samych nie przyłączy bo nie mamy żadnej oferty. Możemy tylko czekać aż tak zwane siły międzynarodowe zaczną rozwalać Rosję, by zbudować w tym miejscu coś co im będzie odpowiadało. Proces ten właśnie się rozpoczął. Czy to dla nas dobrze. Niektórym się wydaje, że tak, ale ja myślę, że dobrze byłoby wtedy, gdybyśmy mieli ofertę i program. Prawdziwą ofertę i prawdziwy program. My to mamy, ale w wersji beta. Ta zaś nikogo na wschodzie nie isteresuje. Polityka zagraniczna nie istnieje i nie zmienimy tego na ulicy. Jeśli uważacie, że jednak tak się stanie, to po prostu powariowaliście. Po dwóch olbrzymich, oszukanych akcjach, które zmarnowały życie i zdrowie wielu osobom, po podmianie władzy dokonanej przy wielkich naciskach z zewnątrz, chcecie jeszcze raz próbować podobnych działań? Bo to patriotycznie?

 

W stuleciu XIX teoretycznie nie było Polski, tak wynikało z uważnego studiowania map. W rzeczywistości jednak Polska była. Pisano książki po polsku, na olbrzymich obszarach właścicielami ziemi byli Polacy, była Polska emigracja, a książę Czartoryski, niekoronowany król Polski, prowadził – nie mając państwa – samodzielną politykę zagraniczną. Polacy zaś w kraju z wielkim zaangażowaniem i nadzwyczaj skutecznie udawali, że na ulicach nie ma Rosjan. Patriotyzm polegał w ówczas na wywoływaniu powstań, które zwykle wybuchały wskutek prowokacji, poprzedzonej nakręcaniem koniunktury na rewolucję. Tak było w roku 1830 i 1863. Do powstania szli ludzie o wysokich walorach fizycznych i intelektualnych, wyszkoleni żołnierze, mężczyźni obyci z bronią. Zabijali, toczyli walkę, byli mordowani i wywożeni na Sybir. Bez widoków na nagrodę. Już prędzej na śmierć.

 

Dziś słyszę, że łażenie po ulicy jest czynem patriotycznym. Bo możemy się policzyć. W domach też możemy, jeszcze dokładniej. Poza tym będziemy poza okiem władzy, która ani nas nie policzy ani nie rozpozna. Patriotyzm dziś jest tak samo oklapły i tak będzie tak samo nieskuteczny jak ten z roku 1980, o którym opowiadała Jadwiga Chmielowska. Strajki solidarnościowe i bibuła, bibuła i strajki solidarnościowe. Lęk przed prowokatorami, których było pełno. Władza trzymała łapę na wszystkim. - Dlaczego się nie kontaktowaliści ze sobą? - Byliśmy młodzi. Dlaczego nie wierzyliście jeden drugiemu? Baliśmy się prowokatorów. A dziś co? Prowokatorzy wymarli? Przeżywacie drugą młodość? Walki politycznej nie toczy się metodami proponowanymi przez przeciwnika. To jest zabawa, uczestniczą zaś w niej ludzie, którzy uwielbiają podniecać się w grupie. Nic więcej tam nie ma. Czasem mam wrażenie, że w tym wszystkim chodzi o to, by wreszcie móc rozdawać krzyże walecznych za rozlepianie ulotek. I o nic więcej.

 

I jeszcze raz o prowokacji – ludzie pierwszej Solidarności bali się jak ognia tych całych prowokatorów. Myślę, że trzy razy na dzień powtarzali jeden drugiemu słynną maksymę Piłsudskiego o prowokatorach uaktywniających się w czasach kryzysu. Potem zaś – kierując się zdrowym instynktem i logiką wybrali na przewodniczącego związku Wałęsę, a jego zastępcą zrobili Borusewicza. Taka jest mentalność ludzi kierujących masami i w masach upatrujących źródło sukcesu politycznego. Kolega opowiadał mi ostatnio anegdotę – oto po jakiejś grubszej prowokacji na wybrzeżu, w gazetce studenckiej ukazał się artykuł demaskatorski, w którym pisano właśnie o prowokacji, o agentach, o infiltracji środowisk. Pointa zaś była taka – my się za nic nie damy sprowokować. Zrobimy strajk okupacyjny.

 

Wróćmy teraz do Polski rzeczywistej i urojonej. Ta XIX wieczna była rzeczywista choć jej nie było. Ta dzisiejsza jest urojona choć jest na mapie. Polska o czym może nie wiecie, nie rodzi się z histerii, ale z kalkulacji, a jedynymi osobami, które dziś kalkulują są nasi przeciwnicy. W jednym z listów do domu, przebywający w Grecji Byron, który wspierał tam jak pamiętamy powstanie, wspierał bronią, pieniądzem, logistyką, kontaktami, napisał – jedynymi poważnymi ludźmi są tutaj Turcy. Potem zginął. Od tamtych czasów nic się nie zmieniło.

 

Mamy urojoną ojczyznę, której chcemy bronić spcerkiem. To się nie uda, a przebudzenie będzie okrutne. Obym się mylił.

 

Moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. Cały czas zaś są one dostępne na stronie www.coryllus.pl.  Zapraszam.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka