coryllus coryllus
1763
BLOG

Wencel uwodzi elig czyli drugi obieg

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 35

 Toczy się kolejna z serii tak zwanych poważnych dyskusji wokół spraw polskich. Chodzi o ten cały drugi obieg czyli o obecność w przestrzeni publicznej treści zwanych patriotycznymi. Redaktor Warzecha jest przeciwnikiem drugiego obiegu, bo domaga się ponoć by ścigać się z mainstreamem, a poeta Wencel jest jego zwolennikiem, bo uważa, że ludzie drugiego obiegu nie mogą zawierać kompromisów ze zdrajcami. Tak to mniej więcej wygląda, albo ja tak to zrozumiałem z tekstu który napisała blogerka elig.

 

Jaki jest istotny sens tej debaty? Handlowy oczywiście. Patriotyczne treści są bowiem w świadomości Polaków i w tej tak zwanej przestrzeni publicznej obecne nieustająco. Kłopot polega na tym by miały one wysoki standard, czyli żeby były po prostu dobre, oraz o to w jaki sposób je dystrybuować. I tu jawi nam się całe kłamstwo w jakie zanurzają nas obydwie grupy. Zacznijmy od interesu Warzechy. Wbrew wszelkim deklaracjom i sugestiom, wbrew obecności na stronach niezależnej reprezentuje redaktor Warzecha to co przyjęliśmy nazywać mainstreamem. Czyli oficjalne, finansowane przez Niemców media. Pisze, pracuje, wysiaduje dupogodziny i jeszcze go zapraszają do mediów niezależnych, żeby opowiedział tam o tym co myśli o Powstaniu Styczniowym. Jak w takiej sytuacji redaktor Warzecha czy jakiś inny Mazurek ma się zgodzić na coś co Wencel nazywa drugim obiegiem? On musi bronić swojej ciężko wylizanej pozycji zawodowej. On musi się tam na tej pozycji pięknie różnić nie tylko do Orlińskiego, ale także a może przede wszystkim od Wencla, który mu robi konkurencję w spłaszczaniu i niszczeniu całkiem metodycznym i systemowym spraw i treści polskich, co nazywane jest dla niepoznaki walką o prawdę albo jakoś podobnie.

 

To co napisałem wyżej nie wypływa jak by ktoś mógł mniemać z mojej niechęci do redaktora Warzechy czy poety Wencla, przeciwnie, ja się tu kieruję sympatią do nich, a może nawet jakiś bardziej poważniejszym uczuciem. Gdybym ich nie lubił musiałbym zauważyć tę całkiem schizofreniczną sytuację, w której obaj piszą dla tych samych gazet, pokazują się w tych samych niezależnych mediach i jeszcze przy tym usiłują wmówić nam, że należą do jakichś przeciwnych obozów, a wszystko to co czynią, nie jest prostym nakręcaniem koniunktury. - A które nakręcanie koniunktury jest proste? – może ktoś spytać i będzie miał racje. Przez to właśnie i mój stosunek do Warzechy i Wencla jest złożony i niejednolity, ale zdecydowanie ciepły.

 

Wobec wszechstronności redaktora Warzechy poeta Wencel może się czuć trochę zdeprymowany. On przecież jedynie pisze wiersze i udziela wywiadów o przewadze kiszonej kapusty nas sushi, w kontekście rozwoju społeczeństw i ich integracji. To niewiele w porównaniu z Warzechą, stąd właśnie Wencel usiłuje znaleźć dla siebie jakąś niszę, która odróżni go do Warzechy, uniezależni go odeń i skieruje strumień pieniążków oraz zainteresowania tam gdzie leżą jego książki. A gdzie one leżą? Ano jak na prawdziwego poetę drugoobiegowego przystało w Empiku, w jakiś diecezjalnych księgarniach, w merlinie i na allegro. Wencel się bowiem nie ochrzania, jest wszędzie i jest jednym z tych niesamowitych ludzi, którzy potrafią system kontestować przy jednoczesnym czerpaniu zeń korzyści. A jakie to korzyści? Powie ktoś. - Poeta biedny i tyle. No, niech wam będzie.

 

Wencel ma jeszcze jeden powód by popierać drugi obieg. Jego wiersze są po prostu beznadziejne. Ich patriotyczny charakter zaś pełni funkcję odstręczającą. Jestem pewien, że to jest gwarantem sukcesu Wencla i jego promocji absolutnie we wszystkich mediach poza GW i pokrewnymi. Gdyby Wencel pisał o Polsce i Polakach w taki sposób, by każdy kto to przeczyta od razu chciał być Polakiem, to jego poezja nigdy nie ujrzałaby światła dziennego. Wencel zaś czyni wszystko to co zwykle czynią grafomani, by się przypodobać publiczności. Jego słaby zaś warsztat gwarantuje mu spokój ze strony krytyków Gazowni czy jakichkolwiek innych krytyków. Tam się Wencla nie zauważa, nie dlatego, że on może komuś zagrozić, albo sprawić, że Polacy nagle wstaną i powiedzą – no dobra dosyć tego. Przeciwnie jego się tam nie zauważa, ponieważ on pcha sprawy w kierunku z punktu widzenia Gazowni korzystnym. Przez swoją słabość jednak nie może zaprzestać tych działań. No, a poza tym został namaszczony na wielkiego poetę. A jak ktoś został namaszczony to po nim, już się z tej maści nigdy nie obetrze.

 

Drugi obieg gwarantuje Wenclowi, że jego pozycja będzie mocna, że będzie on uważany za poetę pokrzywdzonego, a jednocześnie nie przeszkodzi mu to sprzedawać książek w Empiku. I wszyscy będą zadowoleni i zarobieni.

 

Ludzie są kompletnie nieodporni na tandetę. Bierze się to stąd, że bardzo chcą w coś wierzyć. W jakąś prawdę. Prawdą zaś jest to, ze Wencel to dobry poeta. Pisze tak o nim elig, osoba mądra i przytomna. I ja się temu nie dziwię, bo elig musi mieć jakiś porządek w głowie, jest w końcu matematykiem. Jak jej powiedzieli, że Wencel jest dobry to znaczy, że jest dobry. Nikt przecież nie oszukiwałby tak bezczelnie osoby o takim potencjale. Nikt by jej nie oszukiwał w tak obrzydliwy sposób posługując się przy tym pomordowanymi na Wołyniu i innymi emocjonalnymi zwodami, których funkcja jest dokładnie taka sama jak funkcja dymania w filmach Holland. Celowo nie piszę seksu, tylko dymania, bo o dymanie chodzi właśnie. To jest dla elig nie do pomyślenia. Wencel jest prawdziwy. Powiedział na przykład w czasie ostatniego literackiego wieczoru, że kiedy pisze to czuje, jak ci wszyscy poeci co dawno pomarli do niego mówią. Po tych słowach wszyscy zamyślili się głęboko i wzruszyli. Na pewno zaś wzruszyła się elig bo napisała o tym bardzo wyraźnie.

 

Elig bywa także na moich spotkaniach autorskich. Przychodzi zwykle po to, by ze mnie trochę poszydzić. Robi to w dobrej wierze i ma po temu prawo, bo mnie przecież nikt nie mianował, nie ma więc pewności, że jestem dobrym autorem. No i zawsze to łatwiej podrwić z uzurpatora którego nikt nie popiera niż z wieszcze za którym stoi wydawnictwo „Arcana” i pół Krakowa. I powiem wam teraz jak elig zachowałaby się na moim wieczorze autorskim gdybym nagle powiedział, że kiedy piszę to czuję jak Sienkiewicz do mnie mówi. Elig zaczęłaby się dusić od śmiechu, a potem spytałaby – ale panie coryllusie? Czy pan jest pewien, że to Henryk? Czy jest pan pewien, że to nie Rodziewiczówna, bo ona także miała gruby głos. Ludzie na sali zaczęliby się szczerze śmiać, połowa gremium wyszłaby natychmiast zgadując bez pudła, że ma do czynienia z wariatem, a druga połowa zostałaby w nadziei, że może coś się jeszcze śmiesznego wydarzy.

 

U Wencla jest inaczej, bo Wencel ma wszystkie potrzebne certyfikaty i pozwolenia na wieszczenie i patriotyzm. Trzeba go więc słuchać bez względu na to, że coś w środku zgrzyta, nie wierzę bowiem, by nie zgrzytało. Tylko wstyd się przyznać.

 

Tekst ten zostanie oczywiście zinterpretowany jako wyraz moich frustracji, co jak zgadujecie mam w dużym poważaniu, że pojadę klasykiem. Chciałbym jednak napisać jeszcze kilka słów o tak zwanych stosuneczkach. Pamiętacie jak wygrałem konkurs ogłoszony przez „Arcana” na felieton opisujący stosunki polsko-rosyjskie w roku 2010? Tekst nazywał się „ O totemach albo krzyż Kunerta”. Można go tu znaleźć. Po tym niewielkim, ale jednak sukcesie jeden z czytelników bloga, człowiek poważny i ustosunkowany napisał w moim imieniu do wydawnictwa, by – skoro już jest autor zwycięzca, który w dodatku ma popularny blog – umieścić tego autora i jego książki w tych całych promocjach, które „Arcana” publikują. Zważcie, że chodziło tylko promocję jednorazową, że nie napraszaliśmy się o wydanie książki i nie próbowaliśmy sprzedać „Arcanom” praw autorskich do „Baśni jak niedźwiedź”. Ja wysłałem do profesora Nowaka swoje książki i krótki list z informacją o sobie, a mój ustosunkowany kolega list z prośbą o tę promocję. Nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Po prostu żadnej. I nie mówcie mi, że powinniśmy siedzieć cicho, a krytykowanie Wencla nie uchodzi, bo jest „nasz”. Właśnie tylko taka krytyka uchodzi. Noblesse oblige jak to się kiedyś mawiało. Tym zaś co może Polskę i polskość obronić jest jedynie jakość, ta zaś nieodmiennie od zarania dziejów budzi niechęć i wściekłość partaczy. Niskiej jakości poezją, niskiej jakości filmami i niskiej jakości publicystyką – to o redaktorze Warzesze – nie uda nam się zrobić nic. Po prostu nic. A z czasem i zarobki zaczną maleć, by zniknąć w końcu całkowicie. I z tym was zostawiam. Będę dalej robił swoje, choć jedyną uczciwą promocję robi mi jedynie galopujący major na swoim blogu, o co szczerze mówiąc wcale go nie podejrzewałem.

 

Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. Cały czas zaś są one dostępne na stronie www.coryllus.pl  Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Gdzie to jest dokładnie, pojęcia nie mam.

 31 stycznia o 18.00 w szkole ogrodniczej w Błoniu odbędzie się mój wieczór autorski poświęcony opisywanej tu sprawie odwołania mojego udziału w spotkaniu w młodzieżą Zespołu Szkół nr 1 w tym mieście.

Informuję również, że 2 lutego w muzeum Kraszewskiego w Poznaniu odbędzie się także mój wieczór autorski, a ja sam będzę obecny na Poznańskich Targach Książki dla Dzieci i Młodzieży odbywających się w dniach 3-5 lutego w Poznaniu. Zapraszam.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura