coryllus coryllus
1868
BLOG

Podwójne życie prawicy

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 33

 W pierwszym numerze miesięcznika „Na poważnie” znana wszystkim blogerom Teresa Bochwic – 50 lat w opozycji – pisze o zagrożeniach jakie czyhają w naszym kraju na wolność słowa. To piękny i budujący tekst. I ja bym nawet był skłonny uwierzyć w szczerość misji Teresy Bochwic, gdyby nie jej dyskusja z kolegą redpilem jakiś czas temu na moim blogu. Oto jej część. Rzecz dotyczy salonowej cenzury.

@Coryllus

  • @Teresa Bochwic

Tak, mam źle w głowie, bo wydaje mi się, że tutejsi admini równie poważnie powinni potraktować zażalenie znanego powszechnie również z imienia i nazwiska blogera, co pismo jakiegoś radcy Czumy czy innej agoy, Jakoś się nikt nie obsrał w tej redakcji, że będą przychodzić i ciągać, nic, spokój, olimpijski. Tak, ja mam kompletnie źle w głowie.

  • @RedPill 2.4, coryllus

Tak, trzeba mieć nie po kolei, żeby uważać, że świat w salonie24 zaczął się dzis, podczas gdy zaczął się on dwa i pól roku temu, gdy dokładnie sprawdzono, co można zrobić poza odejściem stąd, jak się tu komu nie podoba. Warto zajrzeć do starych wpisów, gdzieś chyba takze jest Piwnica, ale nie wiem, jak tam wejść. Coryllus na pewno wie, Ufka wie. Moze trochę bezceremonialnie piszę, ale naprawdę te szlachetne wezwania, żebym "coś zrobiła" i byla "bardziej wymagająca" wkurzają mnie. Niedawno dręczyla mnie tym również na privie Kazia i na wpisach Amelka któraś tam, tymczasem jedyne co moge zrobić, to sobie stąd pójść. O to panu chodzi? A ja nie mam zamiaru. 

  • @Teresa Bochwic

Ależ ja od Pani niczego nie wymagam, gdzieżbym śmiał. Nazwałem Pani postawę mało wymagającą, bo tak uważam, chociaż w sumie się nie dziwię. Status salonowej celebrytki, z oficjalnym, czerwonym blogiem wymaga kompromisów i trudno się temu dziwić. Nie wymagam od Pani, aby "coś zrobiła", bo niby jak. Gdyby mogła Pani "coś" zrobić, robiłaby to Pani w ramach oficjalnej dzialalności, w tych radach (oksymoron) etyki mediów i stowarzyszeniach dziennikarzy. Pozdrawiam Panią serdecznie.

 

 

Tak więc pani Teresa Bochwic troszczy się o wolność słowa na łamach pisma, które nazywa się „Na poważnie”, a w salonie pisze wprost, że cenzura to koszta istnienia i publikowania w tym miejscu. I to jest w porządku. Pani Teresy Bochwic nikt przecież nie zwinie, nie ukryje jej bloga i nie będzie cenzurował treści, które ona propaguje, bo są to treści ze wszech miar szlachetne i godne rozpropagowania. Co innego jakaś blogerka claris, która została zablokowana za nie wiadomo co. Co innego jakiś don esteban, który został zablokowany przez Krysztopę po prostu, bo się Krysztopie zdawało, że obraża jego matkę.

Chciałbym, żebyśmy opisali sobie istotę tego grzechu i jej pułapki. Samo istnienie pism tak słabych, żenujących i ubliżających inteligencji czytelnika jak miesięcznik „Na poważnie” jest dowodem na to, że żadnej wolności nie ma. A wolności słowa to już na pewno. Jest tylko grupka osób, stale się obkurczająca, która za pieniądze wypłacane w formie honorariów ma zapewniać wszystkich wokoło, że wolność słowa istnieje, jest jednak zagrożona, ale zostanie obroniona. Warunek jest jeden – oni muszą co miesiąc pobierać wynagrodzenie. Jeśli to nie zostanie spełnione – z wolnością koniec. I ja tu nie szydzę bynajmniej, ani nawet nie chcę, by owa grupka osób poszła w rozsypkę, bo przecież nikt ich nie może zastąpić. Oni zostali wybrani i oni tych resztek naszej wolności strzegą naprawdę za pomocą tego wodolejstwa. Kiedy umrą, oby jak najpóźniej, będzie po nas, bo z nami nikt się już nie będzie patyczkował, nikt nie będzie pytał czy mamy rację, czy nie mamy. To widać już teraz w salonie24. My po prostu zostaniemy zamknięci i spałowani na samym początku, żeby nam się we łbach nie poprzewracało. Jedyna pociecha w tym, że te dynastie, które oni próbują zbudować, te następstwa tronu, to fikcja, w dodatku jawna i pozwolenie na nią uzyskali dokładnie dlatego, że to już nic nie znaczy.

Syn profesora Żaryna po śmierci profesora Żaryna zostanie potraktowany tak jak każdy i tak samo nie będą się z nim patyczkować. Oni jednak nie zdają sobie z tego sprawy i owe pozwolenia traktują jak wyróżnienie. Ich to cieszy i uważają, że to oznacza sukces - możliwość zatrudnienia rodziny w redakcji. Otóż nie. To oznacza, że nic już nie ma znaczenia. Po prostu nic. A to co widzimy to chwilowe ożywienie przed zgonem. Strzelają korki od szampana, ale świt już się zbliża i nie będzie pogodny. Na pewno.

Po czym ja to poznaję. Ktoś pod moim wczorajszym wpisem dał komentarz mniej więcej takiej treści: oni pracowali przy tym miesięczniku społecznie, po to by zdobyć czytelników i fundusze na kolejne numery.

Jeśli to jest prawda, to znaczy, że cała ta impreza jest fikcyjna. Po prostu. Nikt nie zaczyna produkcji miesięcznika bez budżetu, na odgrzewanych kawałkach. Tytuł, który idzie do sukcesu musi mieć budżet i plany na pół roku co najmniej. Tak jest wszędzie, nawet w wydawnictwach rozrywkowych. Tutaj zaś mamy jakąś amatorszczyznę, która bazuje na tym, że ciemny lud po raz kolejny ekscytował się będzie meczetem w Kruszynianach i polskimi Tatarami. Albo z chęcią i zainteresowaniem przeczyta o tym jak uczyć dzieci patriotyzmu. To klęska. Jeśli zaś nie Kruszyniany i patriotyzm, to może raporty fundacji republikańskiej skłonią go do kupienia miesięcznika „Na poważnie”. Nie skłonią. Po chwilowym zaciekawieniu przyjdzie znudzenie i pismo padnie. Na to miejsce powstanie kolejne, bo czas chyba jednak nie nadejdzie tak szybko, a w nim znowu przeczytamy o meczecie w Kruszynianach, a Teresa Bochwic pouczy nas jak mamy bronić wolności słowa.

Nie tak dawno Grzegorz Braun zaproponował, że pomoże mi we wstąpieniu do stowarzyszenia „Twórcy dla Rzeczpospolitej”. Ja się ucieszyłem jak nie wiem co, bo wydawało mi się to szalenie atrakcyjne. W końcu jednak do niczego nie doszło. Jakże szczęśliwy to zbieg okoliczności. Dlaczego? - spytacie. Otóż dlatego, że wszystkie te stowarzyszenia są po to, by konserwować układ, by wspierać grupy interesu, które w dodatku nie potrafią zrobić żadnego porządnego interesu. Mogą jedynie czekać aż ktoś im da pieniądze. Ja, szczerze powiem, myślałem, że takie stowarzyszenie „Twórcy dla Rzeczpospolitej” będzie się zastanawiać na tym jak zmienić rynek wydawniczy w Polsce. Jak złamać monopol Empiku, jak zorganizować sieć dystrybucji wydawnictw tak, by autorzy nie byli traktowani jak śmiecie i niewolnicy przez chamów wydawców i jeszcze gorszych księgarzy. Myślałem, że może odrodzi się dzięki temu krytyka. Ale nie, nic takiego się nie stało. Oni zaczęli zbierać pieniądze na film o „Roju” wbrew wszystkim i wszystkiemu. Bo to oznacza, że wolność w Polsce jest zagrożona, ale oni ją obronią – zbiorą pieniądze od ludzi i obronią.

Pisząc o ziemiaństwie polskim zawsze podkreślam, że najważniejsze jest to iż ludzie ci dysponowali własnymi budżetami. Jeśli nie potrafimy generować budżetów, możemy zostać – jako autorzy – jedynie propagandystami. Tych budżetów zaś tak zwana prawica nie ma, bo wszyscy dookoła sprzysięgli się przeciwko niej. Są jednak na tyle łaskawi, że pozwalają egzystować i czasem nawet wpadnie parę groszy. Trzeba się tylko odpowiednio ustawić. Najlepiej w roli mentora pouczającego prosty lud. O Kurszynianach, o patriotyzmie, o wolności słowa, która nie zginie. Obronią ją przecież wespół w zespół Teresa Bochwic autorka raportu w miesięczniku „Na poważnie” - 50 lat w opozycji – oraz Czarek Krysztopa znany bloger i architekt.

To jest szalenie irytujące jeśli człowiek ma świadomość, że naprawdę wiele można zrobić. Ten bezwład, ta rozdziawione usta i to przewracanie oczami.

W Polsce jest kilka stowarzyszeń autorów, wszystkie one mają inne cele niż ten deklarowany. Jedni zarządzają majątkiem nieruchomym, inni latają za honorariami, ale żadna z tych organizacji nie myśli o tym co jest jej istotnym przeznaczeniem. Bo przecież za emanację takiego myślenia nie możemy uznać miesięcznika „Na poważnie”. Żadna z tych organizacji nie myśli o tym jak uzdrowić w Polsce rynek wydawniczy. Bo od tego trzeba zacząć. Nie od mediów. No i jeszcze trzeba zacząć od mówienia prawdy oraz konstruowania budżetów poważnych, umożliwiających ludziom robienie czegoś naprawdę. Praca społeczna w gazecie to kpina i fikcja. Więcej – to oszustwo. Bo zawsze okazuje się, że społecznie pracują tylko niektórzy. To podrywanie zaufania do prawicy i idei patriotycznej, to robienie z siebie kozła ofiarnego i frajera. Jeśli ktoś zaś celowo rozpuszcza takie informacje, to znaczy, że jest po prostu patentowanym głupkiem. Czyni bowiem wielką krzywdę temu projektowi.

Nie mogę oczywiście wykluczyć, że to właśnie tak ma wyglądać. Patrzcie oto polska prawica założyła sobie pismo. A w nim mamy te nieszczęsne Kruszyniany, wolność słowa obronioną przez Teresę Bochwic oraz inne numerasy z przyjaznymi przedszkolami i ekologią włącznie, ale zrobione po prawicowemu, czy odwrotnie niż w GW. To jest projekt na klęskę. To się nie może udać. Bo jest boleśnie wtórne, bo jest jedynie odbiciem tego co robi mainstream. Ma tylko inną metkę. No i jeszcze te wartości republikańskie. Ja nie mogę już słuchać o oświeceniu i oświecaniu. Staniłko w czasie tych ostatnich debat o mało mnie tym nie zabił. Ja już nie mogę słuchać o komisjach, rozwoju, o planach na przyszłość, bo żadnej przyszłości najprawdopodobniej nie będzie. Jeśli mamy odnieść sukces to on musi przyjść już, teraz. Nie można czekać. I musi to być sukces demolujący przeciwnika. Nie będzie go jednak, bo nikt na tej całej prawicy, w tym całym obozie patriotycznym nie ma zamiaru odnieść sukcesu. To tylko strażnicy obozu dla mentalnych uchodźców ze świata. Nikt więcej. Za to właśnie są wynagradzani.

 

Przypominam, że od jutra do niedzieli trwają w warszawie, w Arkadach Kubickiego targi wydawców katolickich. Będę tam obecny z książkami swoimi i Toyaha. Zapraszam. Zapraszam także do księgarni „Tarabuk” przy Browarnej 6 oraz do sklepu FOTO MAG nieopodal stacji metra Stokłosy. 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka