coryllus coryllus
2001
BLOG

Państwo kokieteryjne

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 51

 Polska jest krajem bez doktryny politycznej. I zawsze takim krajem była. Cudem jest więc to, że przetrwała przez tyle lat w unii z Litwą i nie została rozszarpana przez sąsiadów. Taka sytuacja nie może jednak trwać wiecznie, bo prędzej czy później skończy się ona nie marginalizacją bynajmniej, ale drastycznym zmniejszeniem się pogłowia Polaków. Polska za Jagiellonów była zarządzanym przez zauszników jednej, słabo radzącej sobie w polityce i w rzeczywistości w ogóle, rodziny. W czasie monarchii elekcyjnej zaś zamieniła się w kraj, który ma co prawda dobry ustrój i zachowuje – na tle innych państw – przewidywalnie i rozsądnie, ale jest całkowicie bezbronny wobec innych, agresywnych doktryn politycznych.

Pomysły na prowadzenie polityki w Polsce to nachylanie ucha ku poradom Niemców, co wiązało się zawsze z idiotycznymi i niepotrzebnymi wojnami z Turcją. Jeśli zaś nie realizacja celów sąsiedniej monarchii i odciążanie jej w wojnach z sułtanem, to ambicje dynastyczne. Jagiellońskie – całkowicie i do szczętu złe i szkodliwe oraz ambicje Wazów, którymi kraje ościenne i te bardziej odległe grały jak im się podobało. Potem zaś była już tylko ruina gospodarcza i rozbiór. Sprowokowany zresztą przez nie tak znowu sprytne zabiegi dworów obcych.

W czasie zaborów politycy emigracyjni i konspiracyjni usiłowali za wszelką cenę utrzymać program odnowy państwa sprzed roku 1772. I to było słuszne, ale wobec nadaktywności socjalistów uznane zostało za niepraktyczne. Co prawda nawet Marks domagał się utworzenia Polski na powrót „od morza do morza”, ale kiedy przyszło co do czego w 1920 roku, żołnierze zatrzymali się na linii Berezyny i nie doszli do Dniepru. To był poważny błąd, który kosztował nas utratę państwa. Nie można budować kraju o tradycji federacyjnej kiedy jeden z członów tej federacji nie istnieje. Kiedy jest rozerwany i zniszczony, a zamieszkujący go ludzie wywożeni są na Sybir i mordowani. To jest coś, czego nie darowałoby żadne państwo poważne i myślące o przyszłości. II RP zaś udawała, że nie widzi co dzieje się za ryskim kordonem. Bo tak było wygodniej i ponoć bezpieczniej.

Doktryna, którą mieli komuniści jest z dzisiejszego punktu wiedzenia najlepsza. Doktryna Gierka czyli kraju praktycznie jednonarodowego, opartego o własny przemysł, górnictwo, transport i rolnictwo nie ma póki co konkurencji. Tak się niestety składa, że nie ma na świecie ludzkiej siły, która pozwoliłaby na dynamiczny rozwój gospodarczy w Europie środkowej. Kiedy tylko coś takiego zaczyna się dziać wybuchają albo wojny albo rozruchy o charakterze „demokratycznym”. No i doktryna Gierka o czym nie możemy zapominać tkwiła korzeniami w imperializmie rosyjskim. Była jednak na tyle istotna i praktyczna, że warto ją przypominać, bo myślę, że nic lepszego na ten moment nie mamy. Pomysł, by budować bezpieczeństwo państwa i obywateli w oparciu o UE właśnie okazał się chybiony i czeka nas znowu kryzys oraz jakieś zawirowania, być może nawet związane ze zmianami granic, bo i tego wykluczyć nie można.

Polska jeśli ma przetrwać nie może opierać się jedynie na systematycznie niszczonej wspólnocie języka i tej całej kultury, która jest już całkowicie zunifikowana i gdyby nie kościoły z krzyżami na wieżach człowiek nie widziałby gdzie jest – w Kambodży czy w Tunezji. Polska musi mieć jakiś pomysł na państwo i ten pomysł powinien być tak skonstruowany, żeby dawać obywatelom szansę, nadzieję i zaspokajać ich potrzebę uczestnictwa w życiu publicznym.

Doktryny państwowej nie da się niestety oprzeć na kulturze i płytko rozumianej tradycji. Edukacja i to wieczne gadanie o rozwoju też jest do niczego. Musi być jakiś silny impuls gospodarczy. Ja na ten moment nie wiem z czym on miałby być związany. Nie jestem ekonomistą. Myślę, że węgla nikt nam nie pozwoli wydobywać, choć ten węgiel u nas jest i leży sobie czekając na kogoś bardziej praktycznego. O gazie łupkowym już możemy zapomnieć. Nie wydaje się nawet możliwe, by ktokolwiek pozwolił nam zrobić coś z własną gospodarką nie okradając nas przy tym prawie całkowicie. Trzeba więc poczekać aż mocarstwa pobiją się o Arktykę i może wtedy powstanie dla nas jakaś szansa. Jeśli nie ma jednak możliwości realnego podniesienie się z kolan, trzeba przynajmniej mieć plan, z którym większość mogłaby się utożsamić.

Niestety polityka Lecha Kaczyńskiego nie wydaje mi się dziś czymś istotnym. Szczególnie polityka wschodnia. Nie można kokietować partnerów politycznych, wyrastających z tej samej tradycji historycznej, trzeba z nimi rozmawiać wprost o sprawach ważnych dzisiaj. Tego zaś zabrakło. Lech Kaczyński prowadził politykę prounijną i taka polityka wydawała się wtedy sensowna. Nawet kiedy niemieckie gazety wyśmiewały się z obydwu braci, a wszyscy dookoła nazywali ich eurosceptykami. Kaczyńscy parli do Unii i w tej Unii dopiero chcieli jakoś Polskę zmieniać, bo unia jawiła się jako bezpieczna przystań gospodarcza. Jak widać UE nie jest żadną bezpieczną przystanią, ale domem wariatów gdzie każdy drukuje sobie tyle pieniędzy ile chce, a jeśli zabraknie mu tonera w drukarce dorabia te kwity ołóweczkiem na kolanie. I to jest w porządku. Gazety zaś piszą nieustająco o nadchodzącym wzroście gospodarczym.

Polska wielokrotnie już wpadła w tę pułapkę nadmiernego zaufania do obcych państw i obcych instytucji. I zawsze działo się to z jednego tego samego powodu – nadmiernej aspiracyjności elit, która chciały sobie wymienić naród na lepszy, albo tak kierować tym narodem, który jest by jak najbardziej zadowolić kraje sąsiednie. I jest ta sama śpiewka od lat. My w to nie wierzymy, bo zdaje się nam, że zaczął się ów festiwal nieszczerości wraz z rokiem 1989, ale to nieprawda. Rzecz na długie tradycje i sięga korzeniami głęboko w epokę jagiellońską.

Nie z naszej winy i nie za nasze zasługi mamy dziś kraj prawie jednolity narodowo, który za wszelką cenę chce uchodzić za kraj pełen uciskanych mniejszości, potrzebujących pomocy i wsparcia. To jest znamię nie obłędu bynajmniej, ale poważnych planów państw ościennych i tych bardziej oddalonych, wobec naszej przyszłości i nas samych. Musimy zwracać na to baczniejszą uwagę i wymyślić coś, co te tendencję podziałowe i rozwarstwiające zniweluje. Na razie chyba mamy dobrą porę na rachunek strat, bo o zyskach póki co mowy nie ma. Wiemy już, że nie możemy liczyć na UE, że nie będziemy mieli własnej gospodarki, a jeśli spróbujemy to nas zatłuką, wiemy, że kryzys jest sposobem na zarządzanie, a nie jakimś załamaniem koniunktury. Wiemy bardzo wiele. Możemy więc podjąć próbę sformułowania jakiegoś programu. Niestety pomysły w rodzaju: polityka wschodnia Lecha Kaczyńskiego i jej konsekwencje to ścieżka do nikąd, bo wschód zaczyna się organizować według własnych, całkowicie nam obcych zasad. Czyni tak, bo nie dostał od Polski żadnej sensownej oferty. Nikt nie pomyślał o tym, by stworzyć coś co nie byłoby jedynie gościńcem którym drepcemy w stronę UE. Oczywiście łatwo powiedzieć, że było to niemożliwe, bo przecież wszyscy „chcieliśmy na zachód”. No to teraz na tym zachodzie jesteśmy. Widzimy czym to pachnie i widzimy, że jednym sposobem na przetrwanie jest umocnienie się w tym co nam dobry Pan Bóg zesłał. Nikt nam nie pomoże. Wobec całkowitego zamknięcia się Ukrainy na głosy z Polski, wobec siły i przewagi tej Ukrainy nad Polską (do czego to doszło) nie ma żadnego sensu polityka zwana nie wiadomo z jakich przyczyn jagiellońską. To jest błąd. Trzeba się odwrócić na południe i poszukać partnerów za Karpatami. Mówiąc wprost – w Turcji, jeśli oczywiście gdzieś wcześniej nie znajdzie się jakaś sensowna oferta. Wszelkie pomysły transbałtyckie uważam za błąd i sprawę chybioną. Skandynawia może okazać się bowiem języczkiem u wagi w czasie rywalizacji gospodarczej mocarstw na północy i jest poza tym politycznie czymś głęboko nieautentycznym już od bardzo dawna. To już Czechy są prawdziwszym państwem niż Szwecja. Nie mamy tam czego szukać, a szukać trzeba, bo trzeba przetrwać.

Kiedy przeglądam portale, szczególnie nasze uderza mnie triumfalny i radosny ton towarzyszący komentarzom tych zachodnich polityków, którzy deklarują konieczność wyjaśnienia Tragedii Smoleńskiej. Nie można z Tragedii Smoleńskiej czynić elementu doktryny politycznej państwa i nie można na tym niczego budować, bo stawia nas to w sytuacji ubogich klientów, którym coś tam się obieca, a potem spławi. Te deklaracje niczego nie oznaczają poza tym, że czegoś od nas znowu zażądają nic nie dając w zamian, poza jakimiś obietnicami. I nie widzę tu doprawdy ani jednego powodu do radości. Bo też i nie z radością kojarzyć będzie mi się dzień kiedy wreszcie wyjaśnione zostaną okoliczności Tragedii Smoleńskiej. Entuzjazm towarzyszący wypowiedziom MacCaina uważam za chorobliwy i całkiem nie na miejscu.

Zacznijmy więc myśleć nieco inaczej niż do tej pory, a ten z polityków, który pierwszy zbierze się na odwagę i zacznie mówić głośno po potrzebie stworzenia odrębnej od UE doktryny politycznej w Polsce, dającej szanse nie tylko Polakom, powinien zwrócić naszą uwagę, a jeśli nie okaże się podstawiony przez Niemców lub Rosjan, zyskać poparcie.

 

Przypominam, że mamy już nową książkę Toyaha „Twój pierwszy elementarz”, która w przyszłym tygodniu idzie do druku. Po wydrukowaniu zaś, tak jak to zapowiadaliśmy będzie można ją kupić po 30 złotych plus koszta przesyłki, a nie tak jak dziś po 20 złotych plus koszta przesyłki.
Przypominam, że zostało jeszcze kilkanaście egzemplarzy „Baśni jak niedźwiedź”. Wszystkie zaś książki można kupić na stronie www.coryllus.pl oraz  w księgarni Tarabuk przy Browarnej 6, w sklepie FOTO MAG nieopodal stacji metra Stokłosy oraz – od dzisiaj – w księgarni i kawiarni jednocześnie „Ukryte miasto” przy ulicy Noakowskiego 16. Trzeba wejść do bramy i tam już łatwo znaleźć tę księgarnię. To bardzo sympatyczne miejsce. Można tam odpocząć, napić się kawy i poczytać sobie książki.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka