coryllus coryllus
4417
BLOG

Czy Urszula Domyślna jest żoną FYM-a?

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 28

 Lub kimś bardzo mu bliskim? Uważam, że tak właśnie jest i zaraz opowiem dlaczego. Kiedy zacząłem niespełna 3 lata temu blogować w salonie24, a zacząłem w sposób bardzo charakterystyczny, od tekstu pod tytułem „Henryk Sienkiewicz był geniuszem”, pojawiła się na moim blogu Urszula Domyślna. Sympatyczna pani, która, sądząc po wpisach, była nieco zakręcona na punkcie polskiej literatury patriotycznej i historii i zdawać się nawet mogło, że jest osobą w późnym wieku balzakowskim. Świadczyć mógł o tym charakterystyczny styl, sposób wyrażania myśli, nieco ułański i kilka innych szczegółów, które pominę. Czyli wszystko to co domorosły psycholog wziąłby za niechybne oznaki tego iż menopauza dawno już za nią. I ja z początku też tak pomyślałem. Później jednak styl Urszuli się nieco zmienił, a ja poznałem kilka pań w wieku daleko bardziej zaawansowanym niż ten, w którym gustował Honoriusz B. i okazało się, że one piszą zupełnie inaczej. Piszą normalnie, świeżo, ładnie i bez dziwnych stylizacji oraz podejrzanych projekcji. Jasne było więc, że mamy do czynienia z pewnym teatrem, który charakteryzuje się przede wszystkim tym, że uważa widza za lekko niedorozwiniętego.

Przyznam się, że polubiłem Urszulę Domyślną, choć wielokrotnie próbowała wpływać na kształt mojego bloga i umieszczane tam treści, co jak wiecie nie jest tolerowane. Urszula jednak zawsze dzielnie broniła tego bloga i robiła mu reklamę. Trwało to bardzo długo. Myślę, że ponad rok, z przerwami. Był to czas, kiedy wszyscy opowiadali o anonimowości na blogach i zastanawiali się czy to ważne czy nie, by pozostać anonimowym. Ja od początku właściwie deklarowałem chęć ujawnienia się, ale co to za ujawnienie by było, gdyby jakiś nieopierzony bloger podał swoje nazwisko? Kogo by to miało obejść? Poczekałem z tym więc trochę i ujawniłem się dopiero wtedy kiedy miałem już plany wydawnicze.

Wróćmy jednak do początku. Już po kilku pierwszych wpisach Urszula zaproponowała mi opublikowanie tekstu w Polis. Wierzcie mi, że jestem człowiekiem pełnym nie tylko energii, ale także dobrych chęci i trzeba się solidnie namęczyć, przynajmniej tak jak ostatnio zrobiła to BFR albo Wyrus, żeby mnie zniechęcić. Zajrzałem na strony Polis, miasta pana Cogito i uznałem, że projekt jest interesujący. Sądziłem jednak, że FYM robi ów projekt po to, by wydawać go kiedyś w formie papierowej. Dziś myśl podobna wydaje się absurdalna, ale wtedy wcale taka nie była. Podkreślam, że to Urszula zaproponowała mi pisanie dla Polis, a nie sam FYM. On był tak głęboko zakonspirowany, że korzystał z pośredników. Być może także uznał mnie za człowieka, który nie jest wart tego, by on się z nim komunikował bezpośrednio, bo wiem, że do kilku kolegów napisał osobiście. Do mnie nie. Urszula służyła za pośrednika. W tym pośrednictwie uderzyły mnie dwie rzeczy – bałwochwalczy stosunek do FYM-a i próba ustawienia relacji pomiędzy mną a FYM-em tak jakby on był wtajemniczonym w wywoływanie deszczu plemiennym szamanem, a ja jedynie prostym zbieraczem halucynogennych grzybów potrzebnych przy rytuałach. Podam przykład – mam skrzynkę pocztową na WP, przyzwyczaiłem się do niej i nie zmieniam jej na gmail – kiedy się wysyła list z takiej skrzynki, dołączone są do niego reklamy. I kiedyś Urszula zwróciła mi uwagę, że to jest niekulturalne, że nie licuje z powagą osoby, do której ja te listy posyłam. W ogóle z tą skrzynką jest dziwnie, bo co najmniej kilka osób domaga się ode mnie wprost, bym zamienił swoją starą skrzynkę na lepszą – w gmail-u. Ja oczywiście tego nie robię, bo tak już jestem skonstruowany, że kiedy ktoś mnie do czegoś usilnie namawia, to ja czynię dokładnie na odwrót.

Dosyć to było komiczne, ale nie mrugnąłem i wysyłałem swoje teksty nadal z tej samej skrzynki. Oczywiście miałem cały czas idiotyczną nadzieję, że projekt jest w fazie rozruchu i niedługo rozwinie się, a autorom zaczną tam płacić. Ponieważ jednak moja cierpliwość i zdolność do poświęceń nie wykracza poza cztery opublikowane za darmo teksty, na tym właśnie skończyła się moja współpraca z Polis. Nie skończyła się jednak przygoda z Urszulą Domyślą, która była coraz bardziej zaangażowana w rozwój mojego bloga. To ona namówiła mnie, bym napisał tekst o Jarosławie Kaczyńskim, tekst, który zwrócił uwagę bardzo wielu osób. Ja z zasady nie piszę o osobach z samych szczytów polityki czy jakichś innych szczytów, bo robi to bardzo wiele osób i nie chcę się powtarzać, w tym jednak wypadku zrobiłem wyjątek. Było to już po 10 kwietnia.

Zanim do tego przyszło, wokół mojego bloga powstał krąg znajomych, którzy spotykali się i rozmawiali w realu. I wszyscy, nawet ci, którzy bardzo dbali o anonimowość uważali, że nie ma nic złego w ujawnieniu się. Więcej, byli to ludzie z odległych stron Polski, którzy przyjeżdżali do Warszawy po to, by posiedzieć wspólnie przy grilu i porozmawiać o interesujących sprawach. I ja byłem z tego powodu bardzo dumny, bo beze mnie i mojego bloga ludzie ci nie mogliby się nigdy spotkać. Tylko Urszula – mimo iż to ona była nie kwestionowanym liderem wśród komentatorów – nigdy nie przyszła na takie spotkanie, nie pojawiła się i nie porozmawiała z żadnym z nas przez Skype. Po prostu nie i już. I ktoś może mi teraz powiedzieć, że powinienem to uszanować, ale ja mam inne zdanie. Anonimowość w sieci nie istnieje, jeśli więc ktoś nawiązuje bardzo zażyłe relacje z innymi, a Urszula robiła po prostu takie wrażenie, jakby była serdecznie zaprzyjaźniona z nami wszystkimi, jeśli więc ktoś robi takie wrażenie, a potem nie chce się przedstawić, to znaczy, że jego intencja jest inna niż deklarowana. I już. Nic tego zmienić nie może. Dziś mamy trochę inne czasy i nikt już nie traktuje anonimowości jak fetyszu. Urszula do dawna nie komentuje na moim blogu, a FYM okazał się łagodnie rzecz ujmując - człowiekiem niepoważnym.

Ponieważ prawicowość i miłość do ojczyzny przekraczały w sercu Urszuli wszystkie dopuszczalne normy bezpieczeństwa, wkrótce okazało się, że jestem nie dość prawicowy i nie dość kocham Polskę. Kiedy zacząłem wydawać książki i publikować na NE Urszula zniknęła z bloga i uznała mnie za zdrajcę i agenta, a ja odetchnąłem z ulgą, bo jej obecność irytowała wiele osób, sam zaś nie miałem serca jej tego powiedzieć. I tak to się właśnie zakończyło. Pokłóciliśmy się nawet o to, bo FYM z początku także publikował w NE, ale potem stamtąd odszedł. Do niego jednak Urszula nie miała pretensji.

Ponieważ to co ostatnio o FYM-ie napisał Toyah skłoniło mnie do przeczytania jego ostatnich wpisów – całą „sprawę FYM-a” znałem jedynie z relacji jego czytelników – doszedłem do prostego wniosku, że tym co ostatecznie zdemaskowało tego pana było zakwestionowanie autentyczności rozpaczy Magdaleny Merty oraz opisy jego relacji z żoną. Są to po prostu opisy charakterystyczne dla ludzi przez żony i narzeczone porzuconych, którzy coś tam sobie w głowach roją. Nie znam nikogo kto mając w pokoju obok prawdziwą żonę i prawdziwe życie opisywałby je w taki sposób. Myślę więc, że FYM kłamał na różnych poziomach i w rozmaitych celach. Sprawa zaś pani Merty, którą widziałem na własne oczy, kiedy przyjechała razem z Pospieszalskim do Błonia, jest wyjątkowo wprost obrzydliwa i stawia Pawła Przywarę poza grupą ludzi cywilizowanych. Magdalena Merta jest osobą bardzo ciężką przeżywającą tragedię, jest w bardzo złym stanie, prawdopodobnie do dziś i wypisywanie o niej takich rzeczy jak te, które napisał Paweł Przywara świadczy o tym, że przekroczył on już wszystkie granice pogardy dla ludzi. I ja to piszę wprost, bo w tej całej hucpie o pogardę właśnie chodzi. O to, by nie przysyłać mu wiadomość ze skrzynki na WP, bo tam są reklamy, a on jest tak wrażliwy, że nie może ich oglądać. Ja te wiadomość mam, w razie ewentualnego pozwu, i chętnie je ujawnię.

Dlaczego ja to wszystko piszę? Ponieważ uważam, że projekt FYM wcale się nie skończył. Uważam, że trwa on nadal i bierze w nim udział nieznana mi liczba osób. Urszula Domyślna jest teraz gospodynią na plebanii i proboszcza Aleksandra Ściosa. Sądzę więc, że on również, bez swojej wiedzy i zgody w ten projekt jest wciągnięty. Ostatnie teksty Rolexa świadczyć mogą dobitnie, że miał on całkowitą świadomość tego w czym uczestniczy, bronił FYM-a i opisywał go tak, jakby za chwilę obydwu ich miało aresztować gestapo. No i najważniejsze – napisał FYM, że zaniepokojony jego losem Igor Janke wysłał maila do jego żony? Ile żon blogerów z salonu 24 zna Igor Janke? Mojej nie zna, możecie mi wierzyć. Nie zna także żony Toyaha. Jestem za to pewien, że zna Urszulę Domyślną i Rolexa, którego tu przecież intensywnie lansował. Nie sądzę by pan Janke był wprowadzony we wszystkie tajemnice projektu FYM, ale trudno mi uwierzyć w to, by nie zdawał sobie sprawy z tego kim jest FYM i jaki jest charakter jego działalności. To jest po prostu niemożliwe. Tak więc życzę wszystkim wesołej zabawy i wielu ekscytacji w czasie czytania sensacyjnych tekstów publikowanych w salonie24 oraz wielu intensywnych dyskusji nad przyszłością Polski i świata. Możecie być pewni, że – co już nie jest żadną tajemnicą – wiele osób będzie miało z tego korzyści, wiele karier wystrzeli w górę na prowincjonalnych uczelniach i wiele grantów unijnych na naukę zostanie rozdzielonych. I myślę sobie kochani, że to jest czysta groza. Polska nauka, ludzie nazywający siebie uniwersytetem, aspirujący do tego, by być elitą kraju, zachowują się w sposób, którego nie powstydziliby się najczarniejsi manipulatorzy totalitarnych reżimów. I jeszcze żądają za to oklasków. I wcale mi nie żal tych wszystkich, którzy jak te barany ciągnęli za FYM-em i nabierali się na jego teorie. Dobrze wam tak.

Ponieważ na moim blogu nie komentuje już nikt z tych osób, które były nam w czasach Urszuli Domyślnej, nikt z wyjątkiem Kamiuszka, chyba, chciałbym podziękować niniejszym tym wszystkim, którzy są tam teraz i którzy rozumieją to, że autor, taki jak ja, nie może godzić się na żadne ustępstwa i żadne kompromisy, nie może kokietować czytelnika i nie może mu się podlizywać. Jeśli to robi kończy marnie lub odsłania w ten sposób swoje nieczyste intencje. Ja zaś jestem prawdziwym autorem i moje intencje znane są od początku – chciałem pisać i wydawać książki, co też czynię – dla sławy dla zysku czasem. I rozumiem doskonale, że ktoś może oburzać się tym, że jestem brutalny, ale wiele się nauczyłem przez te lata i wiele spraw stało się dla mnie jasnych. A swojej skrzynki na WP nie zamierzam zamieniać na inną. Ostrzegam także wszystkich robiących tutaj kariery „uczonych”, że pojawienie się w ich pismach mojego nicka lub nazwiska skutkować będzie natychmiastowym pozwem. Nic bowiem tak nie stymuluje sprzedaży książek jak porządna sprawa sądowa, nic również w tak widowiskowy sposób nie łamie karier ludzi pnących się po szczeblach hierarchii uniwersyteckich.

 

Wszystkich tradycyjnie zapraszam na stronę www.coryllus.pl, gdzie można kupić książki moje i Toyaha. Zapraszam też wszystkich do księgarni Tarabuk w Warszawie przy Browarnej 6, do księgarni Ukryte Miasto przy Noakowskiego 16, w bramie, do pensjonatu Magnes w Szklarskiej Porębie, gdzie jest jeszcze 9 egzemplarzy I tomu Baśni jak niedźwiedź oraz na stronę www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl No i oczywiście do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka