coryllus coryllus
6307
BLOG

Państwo Przywara i badania na ludziach

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 82

 Wczoraj prowincjałka napisała wyjątkowy tekst. Nie traktował on – jak ostatnie jej teksty – o duszy i sposobach jej doskonalenia, ale o mnie i Toyahu. Przedstawiał nas ów tekst i przedstawia nadal, bo można sobie doń zajrzeć, jako dwóch manipulujących ludźmi chytrusów, którzy kłamią i liczą pieniądze za sprzedane książki. Książki, które w dodatku nie nadają się do niczego. Najistotniejszym jednak elementem tego tekstu było wyszydzenie moich podejrzeń co do Pana Pawła Przywary i jego działalności w blogosferze. Ponieważ zasada „kto się przezywa ten się tak samo nazywa” sprawdza się częściej niż się nie sprawdza, pomyślałem więc, że tekst został napisany z zemsty, ja zaś posądzając różnych uczonych o żerowanie na blogosferze trafiłem celnie. I myślę tak nadal.

Wdałem się pod tym tekstem w dyskusję i w czasie polemik z różnymi osobami dowiedziałem się, że wszystko co napisała prowincjałka ma cel edukacyjny. Ona to po prostu zrobiła po to, by wyleczyć mnie z chamstwa, a toyaha wyrwać spod mojego złego i destrukcyjnego wpływu. Do rozmowy włączali się także inni ludzie, w większości przyjaciele prowincjałki, dzięki czemu dowiedzieć się mogliśmy, że ludzie ci tworzą pewną zamkniętą grupę, która ekscytuje się serwowanymi przez prowincjałkę emocjami. Przyszedł tam także niegdysiejszy blondyn, który zrobił mi wykład o netykiecie. Złamałem ją ponieważ zwróciłem się doń per „Jerzy”, bo on ma tak na imię. Przeprosiłem. Pomyślałem również, że owa netykieta jest przez ludzi traktowana dosyć dziwnie. Ja na przykład nie mogę ujawnić jednego z nicków Barbary Przywary, która stale jest obecna na salonie - podejrzewam, że w kilku wcieleniach - a ona może prowadzić tu swoje badania i notować obserwacje ludzkich zachowań jak Livingstone wśród dzikich. I dzicy nie mają nic do gadania w tej sprawie.

Ponieważ prowincjałka jest jedną z tych osób, u których pani Przywara komentuje często, podobnie jak u FYM-a, jestem pewien, że tekst prowincjałki został napisany na zamówienie, o ile nie wręcz przez samą Barbarę Przywara. Został on obudowany różnymi legendami o szlachetnych misjach i opowieściami o naprawie obyczajów, w istocie jednak pozostaje narzędziem tępej zemsty i demaskuje to o czym już raz pisałem – obecność w blogosferze budżetów przeznaczonych na badania. I ja się tu nie chcę wdawać w to czy rzecz jest etyczna czy nie. Tak jak powiedziałem, jeśli znajdę gdzieś swoje nazwisko lub nick składam pozew.

Prowincjałka powiedziała mi wręcz wprost, że robię rzecz z jej punktu widzenia niedopuszczalną, bo traktuję salon jak sposób na reklamę książek. A to jest przecież także portal społecznościowy. Oczywiście, że jest i jak we wszystkich takich portalach społecznościowych tworzą się w nim hierarchie. Problem w tym, by nie dopuścić do tworzenia się hierarchii naturalnych, w których dominują naturalni liderzy, ale wyhodować sobie swoich liderów i moderować potem życie takiego stadka zapisując wnioski w kajeciku. I takim sztucznie wyhodowanym liderem jest właśnie prowincjałka. Ja sobie doskonale przypominam jakie były jej początki, bo polecałem jej blog kilku osobom. Były to opowieści o represjach jakich doznawała w stanie wojennym oraz o jej nadzwyczajnie ciepłych i serdecznych relacjach z ludźmi. Była to taka „Strażnica” Świadków Jehowy, tylko bez opowieści o lwie i baranku spoczywających obok siebie. Prócz prowincjałki pojawiły się wtedy także inne nicki, stosujące tę taktykę, ale ona była najlepsza i została. Nie wiem jakie były jej dalsze losy, ale dziś jest znaną moderatorką społeczności blogowej, która prawi słuchaczom o tym co dobre, a co złe i jak odróżnić jedno od drugiego. To się zawsze szalenie podoba i zawsze znajduje zwolenników. Ludzie bowiem garną się jak muchy do miodu do takich właśnie przedsięwzięć, bo kupują sobie – tak myślę, ale pewien nie jestem – pewien szczególny rodzaj bezpieczeństwa, złudny w dodatku. Wydaje im się, w czasie czytania bloga prowincjałki, że nie są samotni. Na tym to chyba polega. Przynajmniej w przypadku niektórych.

Takich projektów jak blog prowincjałki jest więcej i myślę, że sporo z nich to rzeczy przeznaczone do karier. Nie wiem czy wszystkie, ale duża część. Uważam taką działalność za wyjątkowo podłą, a ludzi którzy ją prowadzą za krańcowo zdegenerowanych przez pieniądze. Bo o pieniądze tam chodzi cały czas. Wczoraj w czasie dyskusji u prowincjałki pojawiła się Ufka, która swego czasu również gładko wskoczyła na pozycję „męża zaufania” różnych zbłąkanych intelektualnych dziewic. Ufka zadawała mi prywatnie swego czasu różne pytania o pieniądze. Zadawała je także innym. Wczoraj także było o pieniądzach. O tym, że w początkach mojego blogowania czytelnicy złożyli się i kupili mi laptop. I Ufka nie może tego przeżyć do dziś. Po prostu nie może. Ja to rozumiem, bo tego rodzaju wzruszenia są po prostu poza nią. I ja teraz, choć robiłem to już kilka razy, chciałbym podziękować z tego miejsca człowiekowi, bez którego bym tego laptopa nigdy nie kupił Dzięki Tomek, raz jeszcze. Bez ciebie na nic by była cała ta zbiórka. Tomek mieszkał wtedy daleko poza granicami kraju. Napisał do mnie i spytał ile mi brakuje do tego laptopa. I ja mu powiedziałem, a on wysłał mi forsę. Niemałą. Dziękuję.

Prowincjałka także bez przerwy powracała do tematu pieniędzy, który wyłaził zza rozmaitych szlachetnych deklaracji i opowieści o tym jakim to trudem jest próba wychowania mnie oraz uratowania toyaha z moich szponów. Dodała także prowincjałka, że traktuje mnie poważnie. A ponieważ ja ją także traktuję poważnie spodziewam się donosu do skarbówki, albo wręcz na komendę. Powód zawsze się znajdzie, szczególnie kiedy mamy do czynienia z osobami zdesperowanymi, mściwymi i dostającymi drgawek na widok stuzłotówki.

Nie wiem ile społeczności blogowych skupionych wokół „charyzmatycznych przywódców” moderują państwo Przywara, myślę, że sporo. Uprzedzam jednak, że w razie powtarzania się ataków na moją osobę, będę upubliczniał wszystkie informacje dotyczące ich projektów prowadzonych w blogosferze, jakie do mnie dotrą, nie oglądając się na zasady netykiety. I niech sobie idą do sądu. Jak już bowiem widzimy FYM i całe to kłamstwo będzie żyło nadal. Zbyt jest potrzebne i ważne, a my jesteśmy zbyt słabi i bezbronni, by ktokolwiek się nas naprawdę przestraszył.

 

Ponieważ ja nie pracuje na uczelnianym budżecie prowadząc badania na ludziach tylko sprzedaję książki, jak co dzień zachęcam do ich kupowania. Mamy promocję na www.coryllus.pl Wszystkich także zapraszam do księgarni Tarabuk w Warszawie przy Browarnej 6, do księgarni Ukryte Miasto przy Noakowskiego 16, w bramie, do pensjonatu Magnes w Szklarskiej Porębie, gdzie jest jeszcze 9 egzemplarzy I tomu Baśni jak niedźwiedź oraz na stronę www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl No i oczywiście do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka