coryllus coryllus
2815
BLOG

O promocji książek, struktur tajnych i jedności prawicy

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 73

 Ponieważ w ostatnich tygodniach mamy prawdziwy wysyp demaskatorskich publikacji, których autorami są tuzy polskiego dziennikarstwa prawicowego, co nieodmiennie wiązać się musi z intensywną promocją tych dzieł w mediach, a także w blogosferze, pomyślałem, że warto skreślić kilka słów o tej właśnie promocji.

Wczoraj pod wieczór doszła mnie szczęsna wiadomość, że Witold Gadowski napisał kolejną demaskatorską powieść na komunistach, strukturach tajnych i ich demaskowaniu. Książka jest w dodatku powieścią i liczy sobie ponad 500 stron, czego absolutnie lekceważyć nie wolno. Pod tekstem Gadowskiego pojawiły się od razu entuzjastyczne komentarze oraz fragment recenzji Wildsteina, prywatnie kolegi Witolda Gadowskiego. Ja również wpisałem tam swój komentarz i natychmiast zostałem zbanowany. I może gdyby nie ten gest nie pisałbym dziś tego tekstu, ale jak ktoś się już tak uporczywie domaga jakiejś reakcji to przecież nie można go zawieść, nie można zostawić człowieka samego z jego niepokojem. Tym bardziej, że pojawiły się tam także komentarze osób obawiających się czy książka Gadowskiego nie zostanie czasem zamilczana przez tych, którzy sprawują rzeczywistą władzę i tych, którzy sterują mediami. Sądzę, że nie można do tego dopuścić, należy jak najczęściej i jak najwięcej o Gadowskim i jego książce mówić i pisać. Ja dzisiaj, ponieważ treści książki nie znam odniosę się jedynie do tego co na wierzchu czyli do okładki oraz sposobu w jaki Witold Gadowski swoją książkę reklamuje. Pomyślałem, że będzie dobrze jeśli wszelkie uwagi dotyczące promocji i zapowiedzi tej książki rzucę na jakieś tło. Jedynym, które dysponuję są moje własne książki i ich okładki. Tak więc zaczynamy. Mamy oto dwóch autorów Gadowskiego i Coryllusa i mamy ich książki.

Okładka nowej powieści Gadowskiego jest wykonana właściwie perfekcyjnie, bez jednego błędu marketingowego. Mamy tam tytuł, który brzmi „Wieża komunistów”. Tytuł nie dość, że ma kontekst lokalny czyli Pałac Kultury w Warszawie, to jeszcze sugeruje istnienie jakieś niezauważalnej wieży, która dominuje nad krajem i życiem każdego z nas, mimo lat upływających do tego rzekomego obalenia komunizmu. Na okładce zaś wyraźnie widzimy, że ten Pałac Kultury przypomina wieżę Babel z obrazu Breughla. To jest dobry chwyt i do tego bardzo inspirujący. Każdy zwróci na to uwagę i będzie chciał tę książkę mieć, bo znajdzie w niej to co ma w sercu: wyjaśnienie najczarniejszych obaw dotyczących otaczającego go świata i potwierdzenie własnej bezradności. Na pierwszym planie widzimy zaś wspomnianych w tytule komunistów jak układają jakiś plan przebrani w stroje robotników z budowy. Ludzie ci stoją na rusztowaniu, pod nimi zaś widać tętniące życiem miasto. Nad wieżą zaś latają skrzydlate demony i to jest jeszcze lepsze niż sama wieża.

Okładka wyraźnie mówi o tym co jest w środku i cała oś narracji da się z niej łatwo wyczytać. To co czytelnika może zaskoczyć to jedynie szczegóły i plany narracji, oraz tła, które Gadowski umieścił na tych 500 stronach. Przekaz zawarty na okładce jest jasny i czytelny, a przez to atrakcyjny i ważny.

Co zaś mamy na okładce Coryllusa? Na pierwszym tomie Baśni właściwie nie wiadomo co. Jakiś starzec z długich butach i chałacie przygląda się przez szkło powiększające dziwnej postaci z rzadkimi włosami i wyłupionymi oczami. Postać ta trzyma w ręku uskrzydloną klepsydrę i uśmiecha się szyderczo. To się proszę Państwa nikomu z niczym nie kojarzy i nie wzbudza żadnych emocji. Żeby właściwie odebrać tę okładkę trzeba mieć jakieś wcześniejsze przygotowanie, ale nikt go nie ma, bo niby skąd. Dopiero kiedy zajrzymy na wewnętrzną stronę tej okładki przeczytać możemy, że to fragment dekoracji stiukowej wyobrażającej taniec śmierci, która znajduje się w kaplicy Pana Jezusa w kościele św. Trójcy w Tarłowie. I co? I pstro? Nic to nie znaczy i dalej nic czytelnikowi nie mówi. Teraz tytuł. Tu jest jeszcze gorzej, bo co to za tytuł: „Baśń jak niedźwiedź”? To się też nikomu z niczym nie kojarzy i autor może mieć pewność, że żaden księgarz nie weźmie od niego tej książki, bo ryzyko jest po prostu za duże. Wyrobiony i przyzwyczajony do wysokich standardów czytelnik polski nie połakomi się na byle śmiecia, który nie wiadomo o czym traktuje, a być może w środku zawiera jeszcze jakieś nierozpoznane szyderstwa. To jest słaby i nie nadający się na rynek produkt. Nie ma o czym gadać, żeby sprzedać książkę taką jaką jest I tom „Baśni jak niedźwiedź” trzeba by ją nazwać „Zwycięskie szarże” albo jakoś podobnie, a na okładce dać pędzącego ułana z lancą. Wtedy może, może, coś by się dało z tym zrobić. To co zrobił Coryllus, zasługuje tylko na wzruszenie ramion i szyderstwo, którego słusznie nie żałują mu znawcy tacy jak waldburg czy zukosa oraz Sowiniec i Kazimierz Mrówka. Tak się nie robi książek. Najgorsze jest jednak w środku. Oto na jednej ze początkowych stron znajduje się motto. Brzmi ono „Światło szeleści, zmawiają się liście, na baśń, co lasem jak niedźwiedź się toczy”. To jest proszę państwa fragment wiersza całkowicie zapomnianego poety nazwiskiem Tadeusz Nowak, poety debiutującego tuż po wojnie, poety którego nazywano poetą ludowym. I co? Coryllus chce za pomocą nikomu nieznanego nazwiska jakiegoś wierszoklety promować swoją książkę? Gdzie? Na stacji benzynowej chyba – co słusznie zauważył Witold Gadowski. Takie działania są wbrew strategiom marketingowym i żadne wydawnictwo tego nie zaakceptuje, sprawa jest jasna. Dlatego właśnie Coryllus lata po mieście i szuka sponsorów, dlatego jeździ na targi i właściwie liczyć może tylko na czytelników. Wydawcy znają swój fach i wiedzą, że okładka, tytuł i postawa autora to rzeczy ważne, wiedzą także, że najmniejszy błąd może położyć promocję ważnej książki, na którą czekają ludzie. Wie to również Witold Gadowski, który jak sądzę sam wybrał motto dla swojej książki. Brzmi ono wielce zachęcająco i jest znakomite z punktu widzenia strategii sprzedażowej: Tym, którzy wiedzą jak jest, a myślą, że są sami”. Tu się aż proszę Państwa samo ciśnie na usta słowo, które na blogu Witolda Gadowskiego pada często i gęsto, ale ja myślę, że i tak warto je powtórzyć: Bingo! A nawet bingo do sześcianu. Od razu widać, że Witold Gadowski jest zawodowcem, a nie żadnym amatorem. Tym mottem wykazał zaś także, że ma zmysł marketingowca, oto każdy kto czuje, że coś jest nie tak z naszą rzeczywistością sięgnie po tę książkę i wysupła na nią ostatni grosz. 500 stron czytania ze świadomością, że pół Polski ma w ręku ten sam tytuł i oni też nie są sami. Następnym etapem będzie już z pewnością zbiórka na centralnych placach miast z książkami Gadowskiego w ręku i skandowanie na trzy cztery: Witold, Witold, Witold. To się nazywa pomysł, to się nazywa szwung, nie ma co gadać...

A u Coryllusa co? Na okładce II tomu Baśni jest podobny i z tego samego miejsca ściągnięty obrazek. Jakiś odziany w luźną szatę człowiek idzie z koszem jabłek, a śmierć wyciąga mu ukradkiem jeden owoc i kładzie palec na ustach zwracając się przy tym swoją upiorną twarzą wprost do widza. Ciiii... mówi śmierć, nie mówicie nikomu, już jest po nim, ale on nic o tym nie wie...

No i co? Kto ma się niby skusić na taką książkę? Pracownicy zakładów pogrzebowych? W środku jest jeszcze gorzej, bo Coryllus wpisał prócz swojego standardowego motta jeszcze jedno. Są nim słowa śp. Pawła Wieczorkiewicza, który powiedział kiedyś znamienne zdanie: „Musimy od nowa napisać nasza historię”. W środku jednak nie ma wcale rzeczy ważnych, istotnych i konkretnych. Nie ma nic o komunistach, nie ma nic o tajnych strukturach i ukrytych wieżach, nie ma nic o tym jak komuniści szykują upadek Polski, nie ma tam jednym słowem nic ważnego. A co jest? Jakieś opowieści z dawnych czasów o kopalniach złota i miedzi, opis bitwy pod Mohaczem, coś o spaleniu Rzymu w 1527, coś w sensie, że alchemicy to nie czarodzieje tylko szpiedzy i zarządcy hut. Jakieś niestworzone rzeczy. Nie do obrony i nie do sprzedania.

Wracajmy lepiej do Gadowskiego. Pamiętam dokładnie jak dwa albo trzy lata temu w publicznej telewizji Gadowski rozmawiał z Wildsteinem o tajnych służbach rządzących Polską. Dajecie wiarę? Co za odwaga – w publicznej telewizji, dwóch wytrawnych znawców tematu rozmawia o tajemnicach niedostępnych bynajmniej każdemu, o rzeczach strasznych i budzących najgorsze przeczucia. A oni nic, gadali normalnie jakby się na kawie i ciastku spotkali, normalnie szacun i respa za taką postawę. Lepiej w przypadku Gadowskiego wypadł chyba tylko opis jego wizyty w domu Kiszczaka, który jest w poprzedniej książce. To jest dopiero rzecz! Wszystkich najserdeczniej zachęcam do kupienia nowej i starej książki Witolda Gadowskiego i jeszcze do przeczytania wywiadu, który jest tutajhttp://wpolityce.pl/wydarzenia/36869-polecamy-wywiad-z-witoldem-gadowskim-o-jego-powiesci-wieza-komunistow

Niech was nie odstręczy ten sprytny zabieg marketingowy polegający na tym, że Witold Gadowski przygotował wywiad sam ze sobą. To nie tak jak mogliby pomyśleć jacyś złośliwcy, jakiś na przykład Toyah, albo ktoś jego pokroju. Tu nie ma żartów. Gadowski wie co mówi i nie chce by ten piorunujący efekt jaki wywoła jego książka został przez kogoś zepsuty. Zresztą na prawicy to już taka nowa, świecka tradycja, że autorzy promują się sami. Ziemkiewicz pisał ostatnio, że on już kilka lat wstecz zdemaskował i rozszyfrował tajemnicę powodzenia Tuska. Jest nią oczywiście Polactwo, które pan Rafał opisał w książce „Polactwo”. Oczywiście książka ta została źle zrozumiana i mylnie zinterpretowana przez zacietrzewioną prawicę. Piszą o tym, że obraża Polaków, a to wcale nieprawda, książka ta nikogo nie obraża, a jedynie demaskuje ciemnotę i polityczne niewyrobienie. Ci zaś, którzy tak piszą działają na szkodę i przeciwko jedności prawicy. Na czym zaś ta jedność ma polegać? No już przecież napisałem. Trzeba wyjść na centralne place miast z książkami pod pachą i na zmianę skandować: Witold, Witold, Rafał, Rafał....To jedyny sposób na utrzymanie jedności prawicy i innego nie ma. Kto twierdzi, że jest, ten błądzi.

A taki Coryllus co? Nie dość, że nie umie zorganizować sobie promocji, to jeszcze bierze udział w jakichś podejrzanych projektach. Z kim? Z ludźmi z punktu widzenia sprzedażowego całkowicie nieatrakcyjnymi. Z księdzem Małkowskim na przykład. O, proszę: http://www.youtube.com/user/tajnekomplety/

I jeszcze z księdzem Isakowiczem Zaleskim. Nie żeby się znali, ale do jednego portalu nagrywają. No i Coryllus tam opowiada o tych swoich książkach, zupełnie beznadziejnie, a zawsze się jeszcze do tego jakoś tak da sfilmować, że ma usta półotwarte, bo akurat gada albo ziewa. No i to kładzie cały projekt, choćby nie wiem co tam przeczytał i nie wiem z jaką intonacją. O proszę: http://www.youtube.com/watch?v=4hX3H5GNnCk&feature=plcp

 

I czy można takiego człowieka traktować poważnie? No weźcie przestańcie. Książka Gadowskiego podobnie jak książki Ziemkiewicza będzie dostępna we wszystkich księgarniach w kraju od morza do Tatr, a Coryllus co? O, proszę: tu jest lista księgarń, gdzie można kupić jego publikacje. Nędza, proszę Państwa, nędza:

 

Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie

Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie

W sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie

U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25

W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim

W księgarni Biały Kruk w Kartuzach

W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.

W księgarniach internetowych Multibook i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.

No i ta strona nieszczęsna: www.coryllus.pl. I to spotkanie autorskie w Łodzi przy Tuwima 34, które będzie 1 października. I to drugie w Warszawie co je Braun poprowadzi 8 października, i jeszcze jedno w Błoniu 12 października. Czy kto słyszał, żeby tyle spotkań w jednym miesiącu organizować? No, ale jak się nie ma pomyślunku i nie umie się zaprezentować własnej twórczości, to trzeba się jakoś ratować, co nie?

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka