coryllus coryllus
1688
BLOG

Suplement do II tomu Baśni jak niedźwiedź

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 19

 Pamiętacie opowieść o towarzystwie oźralców i opilców czynnym na dworze Zygmunta I? Tak, tak to ci sami faceci, którzy we wszystkich książkach historycznych i opracowaniach opisywani są jako wesoła kompania biboszy, którzy drwiąc z etykiet i form nadawali dworowi i całemu państwu ludzki bardziej i sympatyczny charakter. Kim byli ci panowie w istocie? Otóż, co zostało już napisane w II tomie „Baśni”, była to gromada agentów dworów obcych, którzy w sposób najprostszy i najskuteczniejszy z możliwych, wpływali na opinię króla i wpływowych dworzan. Mieli także dostęp do wszystkich tajemnic państwa, a jeden z nich Andrzej Krzycki został w końcu prymasem. Był to ten pan, który pisywał epitafia dla krakowskich prostytutek, wszystkie one zgromadzone i przetłumaczone są na stronie http://www.krzycki.com.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=75&Itemid=2  Warto zajrzeć, bo strona ta prowadzona jest i redagowana przez szczerych entuzjastów księdza prymasa, którzy – przekonani o jego rzeczywistej wielkości - niczego nie ukrywają. Andrzej Krzycki był ponadto ulubieńcem Erazma z Rotterdamu, który napisał o nim, że nie tylko muzy go sobie upodobały, ale także gracje. Był więc ksiądz prymas, eleganckim i wykształconym gejem, który spacerując po krużgankach wawelskich rozmyślał o tym jakby tu to biedne państwo polsko-litewskie ulepszyć i naprawić. Niestety nie udało mu się to. Na nasze szczęście.

Głównymi pracodawcami oźralców i opilców byli Albrecht Hohenzollern i jego brat Georg. Nie można jednak wykluczyć, że oźralcy brali także pieniądze z innych rąk, równie czystych i delikatnych co ręce braci Hohenzollern. Szef całej tej szajki, Jan Zambocki, o którym w pracy „Jan Dantyszek, portret renesansowego humanisty” napisano, że w młodości został porwany przez Tatarów, sprzedany w niewolę do Stambułu, skąd wydostał się sobie tylko znanym sposobem i przez Wenecję trafił do Krakowa. Zambocki ze względu na znajomość spraw tureckich zajmował się na dworze króla korespondencją w języku niemieckim. Tak napisali w tej książce o Dantyszku.

Mamy podstawy by sądzić, że w Zambockim, nie tylko w Krzyckim, gracje również znalazły upodobanie. Wnosić to możemy ze źródła wielce poważnego, bo od samego Erazma z Rotterdamu, który poznał Zambockiego w Rzymie, a potem przez cztery lata pisał do niego listy z Londynu. Gracje musiały więc działać tu wielce intensywnie, możliwe także, że prócz gracji działały również pieniądze, które Zambocki dostawał od Anglików za pośrednictwem Erazma. Udział gracji w relacjach obydwu panów jest jednak bardzo prawdopodobny.

Teraz rzecz najważniejsza; co Zambocki robił w Rzymie? Otóż był on tam penitencjariuszem nacji polskiej przy bazylice św. Piotra. Czyli inaczej mówiąc był spowiednikiem Polaków przybywających do Stolicy Apostolskiej. Pisze o tym Henryk Barycz wybitny badacz renesansu w przedmowie do „Pochwały głupoty” Erazma z Rotterdamu. Każda większa nacja miała takiego spowiednika. Jeśli więc zbierzemy wszystkie powyższe informacje to uzyskamy obraz następujący: wysłany przez sułtana lub kogoś z jego dworu do Rzymu Zambocki ma dostarczać ważne informacje tureckim tajnym kamerom. Lubi on jednak bardzo pieniądze, a poza tym ma znane i akceptowane na wschodzie upodobania, co powoduje, że potrzebuje tych pieniędzy naprawdę dużo, ponieważ za realizację powyższych upodobań groził w świecie chrześcijańskim stos. Turcy jednak ociągają się z płaceniem. Całe szczęście w Rzymie mają swoich ludzi także bracia Hohenzollern, którzy szybko zauważają Zambockiego i dają chłopu szansę, żeby mógł sobie trochę dorobić. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zjawia się w Rzymie także Erazm, który przyjechał tu obejrzeć z bliska agonię Kościoła Katolickiego. Erazm zaprzyjaźnia się z Zambockim, w czym wydatnie pomagają mu gracje, potem zaś pieniądze przysyłane z Londynu. Zambocki jest więc kryty, że się tak eufemistycznie wyrażę, ze wszystkich stron. W końcu jednak, w nieznanych nam okolicznościach, już po wyjeździe Erazma do Londynu, bracia Hohenzollern odwołują go z placówki i umieszczają w Krakowie przy królu, gdzie nasz bohater zostaje ozdobą towarzystwa oźralców i opilców.

Spowiednik nacji polskiej przy bazylice św. Piotra! Kogóż ten człowiek nie przesłuchiwał?! O czym nie wiedział! A nie wiemy przecież nawet czy był księdzem. Możemy stwierdzić z dużą dozą prawdopodobieństwa, że nim nie był. Czy wam ta kariera czegoś nie przypomina? Mnie na przykład przypomina pana Turowskiego. Powiem nawet, że w pewnych momentach jest ona identyczna jak kariera pana Turowskiego. Z tą jednakże różnią, że w przypadku tego ostatniego gracje nie miały chyba nic do powiedzenia.

Zachęcam wszystkich do zapoznania się z II tomem „Baśni jak niedźwiedź” i informuję, że właśnie zacząłem pisać tom III. Dołączam też link do naszej - Toyaha, Kamiuszka i mojej rozmowy z Józefem Orłem na temat zła.

http://vod.gazetapolska.pl/2475-czy-szatan-dziala-teraz-co-przychodzi-latwo-cz-22  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka