coryllus coryllus
2976
BLOG

"Gazeta Wyborcza" kocha wszystkich Polaków

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 41

 

 

Zacznę z grubej rury, a potem sobie poplumkamy. Najgorsze w Gazowni jest to: nie od razu będziemy Ameryką. Ojczyznę musimy budować powoli. Tak mówi w nowym, tysiącznym numerze „Dużego Formatu” pewien pan, którego reporter GW spotkał w pociągu. Ponieważ mnie jest niezmiernie trudno wziąć na plewy, od razu się zgłaszam. Ten numer nie przejdzie. Ja to już słyszałem ze sto razy i czytałem ze dwieście. Pomijając oczywisty fałsz tego twierdzenia, jest ono – jak już napisałem – glebą z której wyrastają wszystkie inne kłamstwa Gazowni. Amerykę bowiem buduje się szybko, dobrobyt zaś to kwestia jednego, nie najdłużej żyjącego pokolenia. Jeśli coś zaczyna iść wolniej musimy zajrzeć za kulisy. Okłamują nas to pewne.

Nie będzie to specjalnym odkryciem jeśli powiem, że wydawnictwa Agory służą wyciszaniu żydowskich traum i mają wyraźną funkcję terapeutyczną. Michnik z kolegami muszą się poczuć dobrze, zupełnie jak Robert de Niro na kozetce u psychoanalityka kiedy miał depresję. Dlatego właśnie w prawie każdym tekście publikowanym w Gazowni musi być coś o Holocauście, chociaż naczelny i jego rodzice nie widzieli, jak sądzę, w życiu ani jednego niemieckiego oficera, wyjąwszy celników na granicach, kiedy jeździli na zachód. Starszy zaś brat naczelnego widział co prawda jakieś egzekucje, ale one nie były organizowane przez Niemców tylko przez jego kolegów.

Mimo tych faktów potrzebuje on jednak jakichś terapii i te zapewniają mu autorzy pochodzenia żydowskiego, tacy jak Hanna Krall i polskiego, tacy jak Mariusz Szczygieł.

W środku bowiem tysiącznego numeru „Dużego Formatu” znajdują się zapiski Mariusza Szczygła, który kiedyś zaszczycił ten blog swoim wpisem, ponieważ zacząłem krytykować jego książkę „Gottland”. Poparł mnie i powiedział, że książka rzeczywiście do niczego. Szczygieł to jest sympatyczny gość, ale on ma jedną dziwną obsesję, to znaczy pewnie ma więcej, ale ja mogę opisać tylko jedną. Otóż nie jest dobrze, kiedy autor przedstawia większość napotkanych przez siebie osób tak, jakby byli to jacyś boży prostaczkowie. Całkiem źle zaś jest kiedy opisywani przezeń boży prostaczkowie są Czechami. Ja nie wiem jak Czesi odbierają reportaże Szczygła, ale ja bym ich na miejscu Czechów nie znosił. Myślę, i opieram to na głębokiej intuicji, że żaden bystry Czech, a oni są naprawdę bardzo bystrzy, nigdy nie pomyślał o sobie w ten sposób jak to pozycjonuje Szczygieł. Swój najlepszy tekst i jeden z lepszych jakie czytałem w życiu, o facecie, który trzy albo cztery razy zmieniał tożsamość i wytrzymał 48 ciężkich przesłuchań na Gestapo, Szczygieł kończy wnioskami dotyczącymi jego postawy. Inny z kolei reportaż, o gnidzie i kapusiu używającym pseudonimu Egon Bondy, kończy Szczygieł jakimś pełnym zrozumienia bełkotem. I martwi się, że ten cały Egon zasnął pijany w trupa, z papierosem na łatwopalnym sienniku. To jest coś nieprawdopodobnego.

Szczygieł bardzo się stara, żeby ci ludzie byli różni, żeby jeden był taki a inny śmaki, ale to są zawsze te same figury. Nawet kiedy opisuje chłopaka, który lekko i prosto osiąga wszystko co mu się zamarzy. Można by coś z tym chłopakiem zrobić, ale nie. On jest przy tym swoim geniuszu dokładnie taki sam jak wszyscy inni w tych opowieściach. Ja myślę, że to się bierze z całkowicie złego rozpoznania figury, którą określa się – za piosenką Kaczmarskiego – lapidarnością stylu. Jest to okropne i wygląda tak jakby autor zazdrościł swoim bohaterom, że tacy są fajni.

Na pocieszenie powiedzieć można tyle, że Czesi i tak mają szczęście, że wydelegowali do nich tego Szczygła. Węgrzy – ci to dopiero mają pecha. Tam jeździ pisarz Varga, a ten jak zacznie pie...ić to nie wiadomo gdzie uciekać.

Gazownia jest ostentacyjnie opiekuńcza. Jest tak opiekuńcza jak siostra Ratched w książce „Lot nad kukułczym gniazdem”. Występują w niej, jak w kalejdoskopie rozmaicie przystrzyżeni „zwyczajni Polacy”. I wiecie co jest najdziwniejsze? Żaden z nich nie jest antysemitą. Jak to się Gazowni udaje – zaleźć tylu nieantysemitów – w tym okropnym kraju? Pojęcia nie mam. Jednak można, jak ktoś się postara to nawet taka sztuka mu wyjdzie. Polacy służą Gazowni do wygłaszania różnych kwestii dotyczących normalności i nienormalności albowiem problemem Gazowni jest zdaje się wygłaskiwanie również innych emocji. Oni się tam wszyscy starzeją, awansować nie mogą, następców nie chcą, wariują coraz bardziej i dlatego co jakiś czas taki Staszewski musi napisać coś o normalności i nienormalności.

Prócz Żydów, Szczygła, normalnych i nienormalnych jest w tej gazecie jeszcze artykuł o nagrobkach. Pewnie dlatego, że zbliża się 1 listopada, ale może wcale nie. Pamiętamy bowiem, że taki Varga i Stasiuk, a Szczygieł pewnie też mają jakąś obsesję na punkcie dużych katolickich nagrobków. Myślę, że może to mieć związek z jakimiś projektami pomniejszenia cmentarzy i sprzedawania uzyskanych w ten sposób gruntów po cenach zwanych niekiedy atrakcyjnymi. Pisarze zaś zostali wydelegowani na odcinek ideologiczno-propagandowy tego intratnego przedsięwzięcia. To oczywiście tylko hipoteza, ale sami powiedźcie czy nie jest prawdopodobna.

W dalszej części magazynu „Duży Format” jest to samo co było w Gazowni 15 lat temu kiedy jeszcze ją kupowałem: ksiądz z żoną, niedołęstwo polskich mężczyzn, Orliński i Varga.

Grochola opowiada o polskich facetach, którzy są do niczego, bo zamiast oddawać jej pieniądze i pozwalać na skoki w bok, a potem iść do matki na pomidorową, żeby ona nie musiała gotować, zabierają pieniądze, idą do matki na pomidorową i denerwują się, że ona ma jakichś gachów na boku. Orliński pisze, że czytelnik jest wrogiem autora, co akurat w jego przypadku sprawdza się w su procentach, a Varga coś smaruje o Staszczyku, którego zna jeszcze z czasów studenckich. Na koniec trochę egzotyki czyli gadułka Tochmana z jakimś Gruzinem o dziwnych gruzińskich zwyczajach i sztukach walki. A wszystko po to byśmy czuli się jeszcze lepiej niż przed przeczytaniem magazynu „Duży Format”.

Zdaje wam się, że kupiłem sobie tę gazetę? A gdzie tam. Znalazłem wczoraj na dworcu. Nic się nie zmieniło. Biedni Polacy dalej budują swoją nędzną ojczyznę i ciągle im nie wychodzi.

 

Tańsza „Baśń” tylko do końca października

 

Szanowni Państwo, tylko do końca października będzie można kupić taniej pierwszy tom „Baśni jak niedźwiedź” - cena 15 złotych plus koszta wysyłki. W listopadzie wracamy do starej ceny czyli 40 złotych plus koszta wysyłki. Drukarnia naprawiona, wkrótce przyjedzie transport nowiutkich książek. Sprzedajemy również ostatnie egzemplarze „Dzieci peerelu”, póki co dodruk nie jest przewidziany. Kto pierwszy więc, ten lepszy.

 

 

nformuję także, że książki nasze są dostępne w hurtowniach, a przez to można je zamawiać w każdej księgarni na terenie kraju. No i oczywiście także kupować na stronie www.coryllus.pl oraz w sklepach wymienionych niżej:

 

 

Księgarnia Wojskowa, Tuwima 34, Łódź

Księgarnia przy ul. 3 maja Lublin

Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie

Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie

W sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie

U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25

W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim

W księgarni Biały Kruk w Kartuzach

W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.

W księgarniach internetowych Multibook i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.

No i oczywiście na stronie www.coryllus.pl

 

Umieszczam tu także relację z mojego poniedziałkowego wieczoru autorskiego w Klubie Ronina, który prowadził Grzegorz Braun. Relacja ta miała ukazać się w portalu niezalezna.pl, jak wszystkie inne relacje z Klubu Ronina, ale z przyczyn przeze mnie nierozpoznanych, a przez innych zapewne rozpoznanych doskonale ukazać się tam nie może.

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka