coryllus coryllus
5757
BLOG

Duch wspólnoty i słabość prawicy

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 252

 Na czym polega słabość prawicy? Po pierwsze na tym, że określa się ona wobec dwóch politycznych koncepcji, jednej prawicowej, a drugiej lewicowej. Koncepcje te symbolizują Dmowski i Piłsudski. Obydwie zaś są już od dawna dekoracjami, służą jedynie temu, by dobrze wypaść na imieninach u cioci Władzi, by mówić o polityce w taki sposób, żeby wujek Kazik co jest po operacji, wszystko zrozumiał i nie napisał do wujka Władka w Chicago, że w rodzinie jest zdrajca. Wtedy bowiem koniec. Koniec ze sponsoringiem i wycieczkami za ocean. Jeśli za politykę zabiera się ktoś przed czterdziestką opcje te służą także poznawaniu nowych koleżanek, które nigdy, nawet przy bardzo dobrych wiatrach, nie wyjdą poza ten sposób rozumienia kwestii politycznych. Dmowski-Piłsudski – nic więcej.

Słabość prawicy wynika także z tego, że ktoś taki jak Kobylański uważany jest za wroga publicznego i wobec niego właśnie każdy prawicowy publicysta musi się określić, na tak lub na nie, a ktoś tak beznadziejnie trywialny i infantylny jak Kukiz postrzegany jest jako wsparcie ideologiczne. To jest po prostu obłęd. I obłędowi temu poddaje się wiele znaczących na prawicy postaci. A wczoraj poddał mu się Mariusz Kamiński. Ponoć powiedział w radio, że zapraszanie Kobylańskiego było błędem. Niestety nie powiedział czyim. Na stronie Marszu Niepodległości czytamy, że prezesem stowarzyszenia o tej nazwie jest Witold Tumanowicz. To jest młody człowiek z organizacji Młodzież Wszechpolska. Ja się trochę gubię w profilach tych organizacji, ale rozumiem, że Tumanowicz Kamińskiemu nie przeszkadza. Nie jest faszystą, nie ma nic przeciwko Żydom. Nie przeszkadzają mu również inni zwolennicy odzyskania Polski, którzy marsz popierają, tacy jak: Piotr „Kękę” Siara, Łukasz „Młody M” Pietrzak, Ciechosław „Ciech” Kuczys, Kamil „Kamel: Migoń. To są ludzie, z którym Kamiński maszerowałby do świetlanej przyszłości. Z Kobylańskim nie, choć jak zwykle nie możemy się dowiedzieć dlaczego Kobylański jest be, a cała reszta cacy. Nikt nam tego nie powie, a skoro nie powie, to znaczy, że nie traktuje nas poważnie. Ma za to setkę innych, poważnych powodów, by o Kobylańskim wyrażać się źle i się odeń odcinać. Ja chciałem jeszcze raz zapytać – dlaczego? Czy dlatego, że Kobylański źle się wyraża o Żydach? A może przytoczymy jakieś wypowiedzi na temat Żydów autorstwa pana Tumanowicza (skąd ja znam to nazwisko?)? Albo innych ludzi z komitetu poparcia marszu. Są w tym komitecie takie osobistości jak Ryszard Bender na przykład. Jest też Artur Zawisza i Ryszard Opara, założyciel Nowego Ekranu, o którym tyle złego słyszeliśmy. Te osoby nie przeszkadzają Kamińskiemu, Terlikowskiemu i Sakiewiczowi? Jak to możliwe? Tylko jeden Kobylański im przeszkadza i nie mogą w związku z tym znaleźć się wraz z nim w komitecie poparcia.

Jeśli w ten sposób będziemy szukać stronników i sojuszników dla idei odzyskania Polski, to ja bardzo wszystkich przepraszam, ale się wypisuję. Nie da się niestety uwolnić ojczyzny w sojuszu z Kukizem, czy Ciechosławem „Ciechem” Kuczysem. Zapomnijcie o tym.

Jedyna pociecha w tym, że Ziemkiewicz się z tego komitetu nie wycofał. Jest więc nadzieja, że ojczyzna zostanie jednak oswobodzona.

Ja tu szydzę celowo, żeby pokazać jak beznadziejnie jest to wszystko rozgrywane. Mamy oto demonstrację, która nie jest niczym więcej jak tylko zorganizowaną akcją promocyjną dla kilku nazwisk. Nazwisk, które swoimi pieniędzmi i autorytetami wesprą potem jakieś inicjatywy nazywane patriotycznymi. Marsz ten ma fatalną oprawę medialną, którą w takich razach jak zawsze organizuje lewica. Ci zaś, którzy w marszu idą, godzą się na to, bo ten sztafaż im odpowiada. Cieszą się, że oto występują przeciwko reżimowi. W istocie zaś są jego częścią, bo przecież ani dzięki temu marszowi, ani poprzez rezygnację z niego nikt nie uzyska żadnej politycznej korzyści. Podkreślam – żadnej. Będzie trochę szumu i trochę reklamy. Przyjadą Niemcy, którzy wpiszą sobie nasz marsz w grafik i będą się zajmowali jego promocją na zachodzie Europy. Wszystko, począwszy od strony tego stowarzyszenia, skończywszy na protestach Sakiewicza i Terlikowskiego urządzone jest tak, by nie dać nam żadnej szansy. Poczynając od krwawej kolorystyki strony internetowej, kończąc na dramatycznych bełkocie Terlikowskiego, który gada o jagiellońskiej tolerancji, nie mając pojęcia o czym mówi, jest wymierzone w nas i zostanie zapisane po stronie zysków w kajeciku naszych wrogów.

Jedyną wymierną korzyścią będzie konsolidacja targetu sprzedażowego, do którego swoje publikacje adresują autorzy zwani niepokornymi. Tacy jak Ziemkiewicz właśnie.

Dajmy już spokój marszowi. Wróćmy do handlu i relacji autor -czytelnik, które ciekawią nas bardzo i jest to mam nadzieję zrozumiałe. Kiedy mamy dobrze wyprofilowany target, zdyscyplinowaną grupę docelową, która reaguje żywo na każdą nową publikację możemy pokusić się o dopuszczanie do naszego targetu innych autorów, którzy nie mają takich aktywów, ale chcieliby sprzedawać książki. Mogą to być na przykład autorzy skompromitowani nachalnym popieraniem Tuska, albo szyderstwami ze śmierci prezydenta Kaczyńskiego, mogą być to jednym słowem propagandyści reżimowi. Nie ważne kto, byle mieli coś na wymianę. Może to być na przykład ktoś taki jak Robert Górski z Kabaretu Moralnego Niepokoju, znany z tego, że w sympatyczny i jakże wdzięczny sposób szydził wraz z kolegami z posiedzeń rządu Tuska. Niestety nikogo w tych swoich skeczach nie obsadzał w roli Ewy Kopacz. A szkoda, bo mogłoby być ciekawie. Mam oto przed sobą nowy numer tygodnika autorów niepokornych pod tytułem „Uważam Rze”. W nim zaś króciutki wywiad ze wspomnianym Górskim, który wydał właśnie książkę. Jest to wywiad rzeka. Przeprowadził ten wywiad Mariusz Cieślik, znany celebryta, będący sam autorem jednej książki traktującej o stosunkach damsko-męskich. Książkę Cieślika o Górskim wydało wydawnictwo „Znak” z Krakowa. Mamy więc sos z następującymi składnikami: autor z TVN- prowadzi tam program o książkach razem z Agatą Passent, bohater z telewizora, kabareciarz operujący na poziomach tandety niedostępnych przeciętnemu człowiekowi, no i promocja – tygodnika autorów niepokornych.

Na sąsiedniej stronie zaś mamy informację o nagrodzie dla Łukasza Warzechy i newsa dotyczącego sławetnej „Nocy wolności”. Piotr Pałka, redaktor naczelny portalu „Rebelya” udziela wypowiedzi autorowi tej notki i mówi tak: Zostawiamy innym działania stricte polityczne, a sami chcemy wytworzyć konserwatywny ruch ludzi, którzy poczuli wspólnotę i chcą sprawy swojej ojczyzny układać w zgodzie z jej piękną tradycją, duchową i kulturalną”.

Proszę Państwa, jest jeden prosty sposób na sprawdzenie czy jacyś ludzie tworzą wspólnotę, czy tylko kłamią, że ją tworzą. Trzeba ich zebrać w jednym miejscu i kazać im śpiewać. Jeśli potrafią coś wspólnie bez żenady zaśpiewać i ma to choć minimalną jakość, to nie jest źle. Chciałbym więc zobaczyć jak Pałka ze swoimi kolegami, co tworzą wspólnotę, siada przy stole i śpiewa pieśni żołnierskie. Pełnym głosem. Chciałbym zobaczyć jak Warzecha, serdecznie ubawiony swobodną atmosferą, podnosi się z krzesła stuka nożem w nóżkę kieliszka i intonuje „Kurdesza”, ale z własnym, improwizowanym tekstem. Chciałbym zobaczyć jak oni tańczą, bez tych pomagierów w cylindrach co to ich widać na nagraniu z balu zeszłorocznego. Jeśli to zobaczę uwierzę we wspólnotę, nie wcześniej.

W rzeczywistości rzecz wygląda tak: gromada snobów przywiązanych do swoich miejsc pracy musi udawać, że interesuje ich polska tradycja i historia, o której nie mają zielonego pojęcia. Przychodzą za pieniądze na ten wypas 10 listopada, bo warto się pokazać, no i ich dziewczyny się trochę nudzą. Coś tam gadają o Dmowskim i Piłsudskim, a kiedy tańczą chowają głowy, żeby ich nie nagrali kamerą i żeby się sąsiad potem z nich nie naśmiewał kiedy film na YT zobaczy. Chcą jak najszybciej wyjść, ale jakoś nie można, kiedy się wreszcie udaje, jadą do domu taksówką. Po drodze zatrzymują się przy sklepie nocnym . Kupują flaszkę i kończą wieczór przy telewizorze. Tak wygląda ta wspólnota. Degrengolada ta zaś wynika wprost z faktu, że ludzie ci nie szanują nikogo poza tymi, którzy decydują o hierarchiach w ich środowisku.

Następnego zaś dnia idą na Marsz Niepodległości, żeby poczuć siłę tej całej wspólnoty.

Zjawi się tu zaraz ktoś i powie; ale co pan proponuje, co pan proponuje. Już mówię.

W znakomitej książce pod tytułem „Wojna i sezon” Michał Kryspin Pawlikowski opisuje pierwsze miesiące niepodległości Polski. Jeszcze trwa wojna z bolszewikami, jeszcze nic nie wiadomo, ale wszyscy są dobrej myśli. Do Warszawy zjeżdżają całe rodziny szlacheckie z Kresów, głównie z Mińszczyzny. Ludzie, którzy rzeczywiście są wspólnotą, silną, twardą i nie pozwalającą sobą pomiatać. Uciekają oni z Kresów przed bolszewikami, ich domy, majątki, całe życie zostało nad górnym Dnieprem, Dźwiną i Berezyną. Dzięki nim Warszawa na kilka miesięcy zamienia się w jeden wielki kredens z pałacowego salonu. Dziewczęta z dworów nad Berezyną wynajmują za pieniądze swoich papciów, najlepsze lokale w stolicy. Gotują tam fantastyczne potrawy, pieką ciasta i rozdają to wszystko za darmo mieszkańcom Warszawy. Organizowane są rauty i bale, na które może wejść każdy, o ile nie jest wyjątkowo brudną łachudrą. Trwa prawdziwe święto wolności. Widać wspólnotę, jedność i wiarę. A potem Piłsudski układa się z bolszewikami, a Grabski podpisuje traktat w Rydze. I wszystko znika. Od razu. Nie ma nic.

Na miejscu dziewcząt z dworów i pałaców pojawiają się żony urzędników. Ich mężowie zaś robią to samo co dziś odbywa się u nas w dniach od 10 do 11 listopada. Imitują wspólnotę i jedność. Czynią to poruszając się po parkiecie bez polotu i mrucząc coś pod zakatarzonymi nosami. Za wstęp zaś na salę, w której biesiadują, każą sobie płacić. U nas jest teraz to samo. I tak samo się to skończy.

Wiecie, co... wsadźcie sobie w du...ę taką wspólnotę.

 

Przypominam także, że sprzedajemy ostatnie egzemplarze „Dzieci peerelu”. Książka jest jeszcze dostępna w hurtowniach na Kolejowej w Warszawie, w księgarni Wojskowej w Łodzi oraz w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie i jeszcze w księgarni http://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/ . Już za chwilę jej nie będzie. Na razie nie planujemy wznowienia.

 

Książki nasze zaś można kupić w księgarniach:

 

Księgarnia Wojskowa, Tuwima 34, Łódź

Księgarnia przy ul. 3 maja Lublin

Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie

Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie

W sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie

U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25

W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim

W księgarni Biały Kruk w Kartuzach

W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.

W księgarniach internetowych Multibook i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.

No i oczywiście na stronie www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka