coryllus coryllus
5545
BLOG

Kryzys męskości

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 98

Don Paddington opisał dawno temu historię jakiejś dziewczyny, która nie mogła znaleźć sobie chłopaka. To znaczy właściwie nie, mogła, a nawet było tych chłopaków wielu, oni się ciągle koło niej kręcili, ale ich oferta była dla tej dziewczyny całkowicie nie do zaakceptowania. Ponieważ opowiadam tu o środowiskach bliskich Kościołowi, więc sprawy, które się w takich razach standardowo kryją pod słowem „oferta”, nie wchodziły w ogóle w grę. Don opowiadał nam o relacjach emocjonalnych i duchowych. I to co napisał było wprost przerażające. Oto chłopcy ci umawiając się z dziewczętami, otwierali się przed nimi duchowo i płakali. I ta dziewczyna nie wiedziała zupełnie co z tym zrobić. Z punktu widzenia osoby, która myśli o założeniu rodziny i tak zwanym normalnym życiu, o ile takowe jest w ogóle w Polsce możliwe, ci faceci nie nadawali się na nic. Po prostu na nic. Do Bakutilu jak mawiał pewien mój pracodawca, z którym już na szczęście nie mam nic wspólnego.

Ja tu nie chcę jakoś szczególnie mocno opowiadać się po stronie tej dziewczyny, bo sam byłem młody i pamiętam, że te wszystkie istoty poważnie myślące o życiu denerwowały mnie bardzo. Mając 18 czy 20 lat nie miałem absolutnie żadnych możliwości ani szans na realizację programu normalności życiowej. Miałem natomiast bardzo rozległe plany, o których opowiadałem podniesionym głosem, gestykulując co najmniej tak, jakbym był Jerzym Maksymiukiem dyrygującym Wielką Orkiestrą Polskiego Radia i Telewizji. I to się również nie podobało dziewczętom. Większość z nich uważała, że jestem niepoważny, a wiele po prostu miało mnie za skończonego świra. I ja je do pewnego stopnia rozumiem, rozumiem tę ich niechęć i zmęczenie. Kiedyś, kiedy byłem już dużo starszy, spotkałem przypadkiem pewną koleżankę z dawnych lat na przystanku autobusowym. Ona zaś widząc mnie zrobiła taką minę jaką widzimy zwykle u osób stojących przed plutonem egzekucyjnym, wezwała dwa razy imię Pana Boga swego na daremno, odwróciła się i przeszła na drugą stronę ulicy. Ja to, jak powiadam, rozumiem, bo z biegiem lat poznałem prawdziwe oczekiwania kobiet i zorientowałem się też dlaczego tak łatwo je oszukać. Nie ma nic banalniejszego, wystarczy udać uczciwego chłopca z dobrego domu, który nie mówi dupa i płacze tylko przy naprawdę wielkim wzruszeniu. Ponieważ ja jestem dość niewyrobiony aktorsko i udawanie grzecznych mi nie wychodziło, musiałem czekać na moją obecną żonę, której się wszystkie moje plany bardzo podobały i która po prostu uznała je za prawdę.

Wracajmy jednak do tych, którzy płaczą na randkach z dziewczynami. To jest temat właściwie nie poruszany w blogosferze, bo wszyscy zajęci są innymi, pozornie poważniejszymi tematami. Tymczasem nie ma poważniejszych tematów, bo od dawien dawna mamy w Polsce do czynienia ze zjawiskiem po prostu potwornym – z deprawacją mężczyzn. Deprawacją duchową, bo inna przecież nie wchodzi w grę. Cały konflikt ustawiony jest oczywiście na osi wojsko-Kościół, tak jakby te dwie instytucje były odpowiedzialne za złe albo dobre wychowanie chłopców. Ja tu nie będą opadał w łatwe rozważania natury survivalowej, twardości charakteru, bądź jej braku. Nie to jest bowiem kluczem do kryzysu męskości, o którym sobie gadamy. Otóż sprawą najważniejszą jest to, że mężczyzna współczesny został ubezwłasnowolniony. On nie potrafi zrobić nic samodzielnie. I nie mówcie mi o Polakach pracujących na budowach w Niemczech i kładących płytki w łazienkach w Paryżu. Nie o to chodzi. Chodzi o aspiracje. One zostały spłaszczone, a stało się tak bo wmówiono mężczyznom, że największą wartością i szczęściem dla takiego jest powszechna akceptacja. Kiedy są imieniny u cioci Władzi, pan Jureczek wstaje i ogłasza jakiś toast, a wszyscy biją brawo. To jest szczyt szczytów i ukoronowanie. Każdy jest zadowolony, a żona pana Jureczka pani Jola podrapie go wieczorem za uszkiem. Taką mamy konwencję i to jest coś przerażającego.

Ta dziewczyna – jestem o tym głęboko przekonany – o której pisał Don, nie mogła znaleźć kandydata na męża nie dlatego, że jeden z drugim płakał, albo odzywał się monosylabami, ale dlatego, że żaden z nich niczego nie chciał tak naprawdę. Poza tym wszyscy byli w defensywie. Co będziesz robił? Pada pytanie. Wyjadę. A jak wyjedziesz to co będziesz robił? Zniknę i nikt na mnie nie będzie zwracał uwagi. To są marzenia młodych ludzi.

Ktoś wczoraj napisał w komentarzu, że złe wychowanie mężczyzn wynika z tego, że katolicyzm jest źle rozumiany. Ja nie wiem co to znaczy dobrze czy źle rozumiany katolicyzm. Nie mam pojęcia czy ma on jakiś wpływ na postawy mężczyzn czy nie ma. Skłaniałbym się raczej ku temu, że ma za mały, bo całe to bucostwo, które trzeba codziennie oglądać, całe nadęcie bierze się z braku pokory. Tej zaś można się nauczyć chyba tylko w Kościele, bo nie w wysokich górach przecież. Ostatnie wywiady z panem Wielickim dobitnie pokazują, że pokory nie ma w nim za grosz. Do Kościoła pewnie też nie chodzi.

Eska zaś zwróciła uwagę na szalenie ważną rzecz, w przypadku różnych wspólnot, na elitaryzm, który rozwala tych facetów dokładnie tak samo jak imieniny u cioci Władzi, kreuje bohaterów wieczorkowych, którzy po wyjściu z przyjęcia nie nadają się do niczego niestety. A mają do tego jeszcze w ręku druk całkowicie usprawiedliwiający ich pierdołowatość i nijakość – kwitek opiewający na przynależność do jakiegoś elitarnego grona.

Nie sądzę, by z tej sytuacji było jakieś dobre wyjście, bo deprawacja ma charakter pokoleniowy, ja miałem to szczęście, że mój tata był dosyć stary i pamiętał czasy przedwojenne, a w powojennych zwykł radzić sobie samodzielnie, choć nie było łatwo.

Jeśli sięgniemy w przeszłość z łatwością znajdziemy tam ślad pokoleń legendarnych, które zostały ukształtowane przez jakieś dziejowe doświadczenie. Tyle, że pokolenie piłsudczyków miało za sobą cały bagaż wychowania domowego, wychowania wspólnotowego, które przygotowywało ludzi do życia prawdziwego i prawdziwej walki. My dziś niczego takiego nie mamy. Mamy spowiedź Wencla i rozpaczliwe poszukiwanie akceptacji, która jest jedynym marzeniem i jednymi spełnieniem. Nie mam dobrej pointy, wracam do książki.

 

Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl oraz do księgarni www.multibook.pl, http://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/ do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34, do księgarni Wolne Słowo W Lublinie przy ul. 3 maja, do księgarni „Ukryte miasto” w Warszawie przy Noakowskiego 16, W księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, oraz do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka