coryllus coryllus
7544
BLOG

Wyszła Sadło z worka

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 71

 Jakoś tak się złożyło, że w blogosferze mamy od tygodnia zastanawiający festiwal horrendów. Najpierw Igor Janke odszedł z dziennikarstwa, potem ten benefis Zaremby, a teraz wywiad z Katarzyną Sadło czyli Kataryną, przeprowadzony przez Krzysztofa Wołodźkę. Oczywiście Kataryna nie ma startu z Zarembą i jego benefisem, ale to co w tym wywiadzie pokazała jest po prostu zniewalające i rozstrzyga od razu wiele nurtujących nas dylematów. Moim zdaniem Kataryna została przez kogoś wydelegowana, by wspólnie z Wołodźką zamknąć i zdelegalizować w sensie metaforycznym blogosferę. Dlaczego? Bo blogerzy nie dorośli do oczekiwań Kataryny. A kim jest ta cała Kataryna? Nikim, kochani nikim. Pomyślałem sobie więc, czytając wczoraj w nocy ten wywiad, że trzeba by go poddać obróbce i napisać coś w rodzaju historii alternatywnej blogerki Kataryny. Zobaczmy co da się wycisnąć z tego tekstu, oto suplement do „Baśni jak niedźwiedź”. Prawdziwa historia Kataryny podana przez nie dorastającego jej do pięt blogera coryllusa, który wraz z innymi słabymi autorami nie spełnił oczekiwań dobrej pani Kasi.

Wołodźko już na samym początku zdradza skąd się wzięła Kataryna. Otóż była ona wraz z innymi młodymi ludźmi, w początku lat dziewięćdziesiątych zainstalowana w Czorsztynie, gdzie odbywał się spontaniczny protest przeciwko budowie zapory. Protest ten, podobnie jak wiele innych protestów, był elementem jakiegoś zakulisowego targu dotyczącego tej i innych polskich inwestycji. Szczegóły owych transakcji nasze pra pra pra wnuki poznają za jakieś 500 lat, kiedy jakiś nowy coryllus zacznie pisać książki o dawnych czasach i obrocie wielkich pieniędzy w Polsce pod koniec XX wieku.

Zakładamy jednak, że działa tu schemat taki: lokalna mafia urzędniczo-polityczna na szczeblu krajowym chce budować zaporę, ale jest cała masa innych podmiotów, które nie są zainteresowane budową tej zapory, albo są nią zainteresowane, ale na innych warunkach niż proponowane przez lokalną mafię. Żeby owe warunki zmienić teren budowy zostaje zajęty przez tak zwanych ekologów, czyli aktywistów zawodowych lub amatorskich, którzy nie dopuszczają do rozpoczęcia prac lub tylko manifestują swoje niezadowolenie dając tym samym pożywkę mediom. Może być również tak, że kiedy w polityce dzieje się coś niedobrego, na przykład obalają rząd Olszewskiego, władza kieruje uwagę opinii publicznej na jakieś nic nie znaczące i całkowicie fikcyjne eventy, w których nie chodzi o nic ponadto, by telewizja mogła pokazać coś innego niż wspomnianego Olszewskiego i rozradowanego głupio Wałęsę.

Wycieczka latem do Czorsztyna, nad Dunajec jest również dzisiaj czymś fantastycznym i nie było w Polsce takiego studenta, który by się na to nie skusił, szczególnie jeśli ktoś mu podpowiedział, że będzie tam telewizja, a cała akcja zostanie przedstawiona jako szlachetna obrona przyrody przez złymi buldożerami i nudnymi urzędnikami w przepoconych garniakach. Żeby imprezie nadać nieco kolorytu instaluje się wśród młodzieży tak zwanego barda, czyli jakiegoś pajaca z gitarą, który wyśpiewuje różne kuplety. To jest stary numer, który przeprowadzany jest w różnej skali. Można przecież dać krajowi Stachurę, można też dać młodzieży koczującej pod Czorsztynem Janusza Reichela. Ja osobiście nie znałem twórczości Reichela, ale na okoliczność pisania tego tekstu posłuchałem sobie dwóch jego piosenek. Jest nieźle, mówię wam, jest nieźle. Posłuchajcie tego i zatęsknicie za „Starym dobrym małżeństwem”. Jest tam wszystko, łącznie z białymi heteroseksualnymi mężczyznami, którzy prześladują mniejszości kolorowe i seksualne. I to właśnie – jak twierdzi Wołodźko – ten facet zaśpiewał w jakieś piosence o Katarzynie Sadło, która w knajpie w Czorsztynie udawała rodowitą Angielkę. Ona tego co prawda nie pamięta, ale może ma po prostu wybiórczą pamięć. Jeśli ktoś bowiem w dawnych czasach miał taki przerost ambicji, że w samym środku opanowanych przez warsiawkę polskich gór, wydawało mu się, że jest na terenach nie dość, że dzikich to jeszcze podbitych, może dziś się tego rzecz jasna wstydzić. I ja rozumiem Katarynę, a nawet jej współczuję. Kataryna jednak rezygnuje dobrowolnie z mojego współczucia, bo mówi Wołodźce, że czuje się dziś skrępowana tą sytuacją sprzed lat, kiedy młodzi, obcy ludzie przyjechali do małej wioski i wkurzali miejscowych, którzy chcieli mieć jednak tą zaporę. Ja tutaj chciałem jeszcze raz przypomnieć, że miejscowości takie jak Czorsztyn, Niedzica, Sromowce, Waksmund i inne, pełne są letników z Krakowa, Warszawy i innych miast. Niektórzy z nich mają tam swoje wille i domki kupione od górali. W zamku niedzickim odbywają się sesje Stowarzyszenia Historyków Sztuki i trzeba być bardzo odizolowanym od życia, bardzo przepełnionym pychą, żeby opowiadać takie rzeczy jakie dziś mówi Kataryna. Moim zdaniem jest to wprost demaskacja tamtej akcji i jej politycznych kontekstów. Trzeba o tym powiedzieć wprost, a także przypomnieć, że od lat osiemdziesiątych, przy różnych ekologicznych ruchach i inicjatywach spotkać możemy nazwisko dzisiejszego pierwszego czarnoksiężnika III RP Eryka Mistewicza. Nie twierdzę, że to on moderował protesty w Czorsztynie, bo być może nie było go wówczas nawet w kraju, chciałem jedynie przypomnieć, że Pan Eryk Mistewicz ma w swoim bogatym życiorysie również takie doświadczenia.

Dalej jest jeszcze lepiej, bo Wołodźko pisze, że wystarczy wymienić dowolne nazwisko kontrkulturowego bojownika z lat 90-tych i to na pewno będzie jakiś znajomy Kataryny. Bingo, że pojadę klasykiem. Czyli mam rozumieć, że to Kataryna była moderatorką tych akcji, a Angielkę udawała, żeby podnieść sobie samoocenę i zrobić wrażenie na „miejscowych”, czyli doktorantach z Krakowa i Warszawy, którzy po całym dniu wysłuchiwania nudnych referatów i dekoracji drewnianych kościołów na Podhalu, szli do knajpy w Czorsztynie, żeby się rozerwać? I co? Nie mieli rzecz jasna szans na rozrywkę, bo spotykali tam bełkoczącą coś po angielsku Katarzynę Sadło i jej kolegę barda.

Kataryna mówi o swoim zaangażowaniu w ruch „Wolność i Pokój”, a także o tym, że IPN będzie wydawał jakąś pracę o działalności tych ludzi. Czy w tym ruchu, albo w jakiejś jego przybudówce nie było czasem FYM-a? Nie chce mi się sprawdzać, ale o ile pamiętam on także wykonywał jakieś performensy na ulicy i hapeningi po piwnicach. W ruchu „Wolność i Pokój” byli tacy działacze jak Rokita i tacy pisarze jak Stasiuk. Creme de la creme jednym słowem.

Okazuje się, że Kataryna zaistniała jako blogerka w czasach afery Rywina. Co za zbieg okoliczności. Tu rząd Olszewskiego i protesty w Czorsztynie, a tu odłożona na 6 miesięcy przez Michnika afera Rywina, wokół której trzeba nakręcić koniunkturę. A ponieważ jest duży popyt na autentyzm, któż może się tym zająć jeśli nie nasza Angielka z Czorsztyna? Wszystko zaczyna się oczywiście na forach GW, a do blogowania namawia Katarynę niejaki TB administrator forum dodatku krajowego GW. Jak to „namówił”? To znaczy, że on Katarynę świetnie znał i wytypował ją do tej funkcji, po prostu. Ona zaś, działaczka organizacji pozarządowych zgodziła się łaskawie nieść tę straszliwą odpowiedzialność, choć od samego początku mówiło się, że ma do pomocy sztab ludzi. Musiała mieć, bo zdradza to już w następnym akapicie. Pisze, że felietony w „Do rzeczy” sprawiają jej kłopot, bo trzeba pisać na termin i tekst musi mieć określoną ilość znaków, a ona jest takim bardziej „wolnym ptakiem”.

Proszę Państwa, Kochani, jeśli ktoś nie potrafi napisać tekstu na termin, jeśli ktoś nie potrafi napisać tekstu o określonej objętości to po prostu nie potrafi pisać. I już. Jeśli zaś pisze mimo braku umiejętności, to znaczy, że został do tej funkcji wyznaczony przez kogoś innego. Żeby zaś utrzymać jego legendę dodaje mu się do pomocy ludzi. Ja to widziałem na własne oczy w różnych redakcjach, gdzie zasłużone dla systemu panie pisały swoje teksty dyktując je wynajętym specjalnie do tego dziewczynom. Nie twierdze, że Kataryna nie potrafi stukać w klawiaturę, to potrafi każdy, nawet szympans. Twierdzę, że ona nie potrafi formułować myśli w sposób przekonujący i prawdziwy, dlatego musi mieć do pomocy ludzi.

Dalej zdradza nam Katarzyna Sadło, że blogosfera ją rozczarowała. Pokładała pewne nadzieje w blogu „HGW Watch”, ale blog został zamknięty. Ja pamiętam ten blog, była to wyjątkowa wprost nędza, służąca utrzymywaniu w ludzkich głowach tej upiornej fikcji, jaką jest „patrzenie władzy na ręce”. Kataryna także jest wyznawczynią tej religii, ona też bez przerwy chce patrzeć władzy na ręce. Do usranej śmierci można dziś proszę Państwa patrzeć władzy na ręce i nic z tego nie wynika. Nie może wyniknąć, bo działalność organizacji pozarządowych, działalność różnych Kataryn, służy temu właśnie, byśmy mieli złudzenie demokracji i wolności. Niczemu więcej. Jest specjalny budżet na to, tak jak są specjalne budżety na produkcję polepszaczy do chleba. Jakby nie można było upiec po prostu normalnego, dobrego chleba, jak dawniej. No więc środowisko Kataryny to środowisko polepszaczy do chleba. I ma ono tę samą funkcję.

Władza w Polsce ma strukturę klanową, a ewentualne uzupełnienia rządzących klanów dokonują się przez kooptację, a nie przez wybory. Twierdzenie zaś, że musimy się uczyć, bo nasza demokracja jest jeszcze młoda i trzeba wiele poprawiać to jest to samo mniej więcej co udawanie Angielki przez „miejscowymi” w czorsztyńskiej knajpie.

W następnym akapicie jest prawdziwe kuriozum, Kataryna pisze, że dziś blogosfera jest większa, ale nie silniejsza. Najsilniejsza bowiem była w czasach afery Rywina. Gdyby zaś ta afera wybuchła dzisiaj, to Rywin miast iść do więzienia, zostałby po prostu uwolniony, a blogosfera skwitowałaby całą sprawę śmiechem. Czyli to dzięki blogosferze Rywin został zamknięty? Tam mam to rozumieć? I to pisze osoba ogłoszona swego czasu najinteligentniejszą blogerką w kraju?!

Katarynie nie podoba się również to, że w PiS nie ma Ołdakowskiego i Jakubiak i przez to partia ta traci w jej oczach. Ja nie wiem czy pani Sadło ma jakieś kłopoty z pamięcią, czy jak? Jeśli tak to zalecam Bilobil, przecież to Ołdakowski i Jakubiak odeszli z PiS a nie PiS odeszła od Ołdakowskiego i Jakubiak.

Bardzo przepraszam, ale ten wywiad jest tak fałszywy, nędzny i miejscami podły, że nie mam zamiaru relacjonować Wam go w całości. Pominąłem cały obszerny środek dotyczący działalności tych tak zwanych organizacji pozarządowych, w których Kataryna pracuje. Ty wszystkich ludzi, którzy w odniesieniu do nas używają nazwy „lokalsi” i chcą nas czegoś uczyć.

To jest skandal. Jedyne co mi przychodzi do głowy to zaproponować Katarynie wywiad, ale na moim terenie i na moich warunkach. Mamy studio, mamy kamery i dobre oświetlenie. Nagramy godzinny materiał i puścimy go w salonie i na YT. Co Pani na to, łaskawa Pani?

Mam na koniec jeszcze jedną uwagę. Z tego wywiadu, bije taka obrzydliwa schadenfreude, że żal na to patrzeć. Oto miała być blogosfera dla tych biednych lokalsów, żeby ich uczyć, żeby im pokazywać jak trzeba mówić w Czorsztynie po angielsku, a tu nic z tego nie wyszło. Sami piszą, sami gadają jakieś niepotrzebne rzeczy zamiast skupiać się na tym co im ciocia Kasia podsuwa. Co za skandal. I jeszcze najlepszy na świecie blog „HGW Watch” się zwinął. O ludzie, co to będzie....

Myślę, że ten wywiad jest tu umieszczony celowo. Zaczęło się Kataryną i Kataryną ma się skończyć. Ona tu przyszła po cichutku zamknąć drzwi i zgasić światło. Niedoczekanie, nigdy na to nie pozwolimy.

Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu multibook.pl do księgarni Tarabuk i do sklepu FOTO MAG przy metrze Stokłosy. Są tam nasze książki rzecz jasna. To z ich powodu Was tam zapraszam cholerni lokalsi. A ciekawe swoją drogą czy autorka tak wybitna jak Katarzyna Sadło napisała jakąś książkę? Chyba nie, bo wszyscy by się tym zachłystywali. Na dziś to tyle.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka