coryllus coryllus
3993
BLOG

Pierdzący w skałę

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 47

 Ja bardzo rzadko zaglądam na stronę GW, a kiedy już mi się to zdarzy wychodzę stamtąd najszybciej jak mogę, bo mam wrażenie, że coś wyskoczy z ekranu i obliże mnie swoim wstrętnym, lepkim językiem. No i wczoraj się doigrałem, bo zacząłem czytać umieszczony tam tekst dotyczący poglądów ludzi podających się za pisarzy, na temat Polski, Polaków, a w szczególności Smoleńska. Ja w tej ostatniej sprawie jestem jak wiecie wyjątkowo wprost dyskretny, ale po przeczytaniu tego tekstu miałem ochotę iść pod Pałac i stać tam z flagą i śpiewać pieśni, aż do chwili kiedy mnie zwiną do nyski, czy do czego oni tam teraz zwijają.

GW zebrała w jednym miejscu kilka osób, które coś tam napisały i coś tam wydały. Osoby te uchodzą w mniemaniu autorów z GW za pisarzy. O nich właśnie jakaś pani napisała specjalną książkę, która jest – co za niespodzianka – kolejną demaskacją Polski i jej prawdziwego oblicza. Ja tu celowo nie przytaczam nazwisk, bo uważam to za zbędne, nie chcę też robić im reklamy, a mam również na względzie wasze dobre samopoczucie. Nie mam również zamiaru wymieniać z nazwisk tego pomniejszego literackiego płazu, pozostanę przy najbardziej znanych. Zanim jednak omówię to co oni tam w tej książce i na portalu GW umieścili, muszę koniecznie zdefiniować tych ludzi, co już poniekąd zrobiłem dając ten jakże oryginalny tytuł.

Oto, jak mi kiedyś powiedział znajomy, dawnymi czasy, w komunie, był taki prikaz, żeby w każdym wojewódzkim mieście mieszkał pisarz. To było jeszcze za tych dawniejszych, dużych województw. Każda stolica regionu miała swojego literata, który opiewał uroki okolicy i dzielił się z czytelnikami swoimi przemyśleniami na różne tematy. Ludzie w większości tych nieszczęśników nie kojarzyli, bo też i nie o to chodziło. A o co? O wypełnienie niszy. Jest duże państwo w środku Europy i ono musi mieć pisarzy, których pokazywać się będzie na różnych sympozjach, gdzie przyjeżdżają inni pisarze, z innych krajów, których w rodzinnych stronach także nikt nie kojarzy z niczym, no chyba że najstarsi ludzie z jakimiś egzekucjami zbiorowymi i kopaniem mogił w czasie wojny.

Ludzie ci potrzebni są także po to, by w razie jakiegoś międzynarodowego kongresu propagandystów, dało się kogoś tam pokazać i żeby on bałaknął coś na temat pokoju, spokoju i wzrostu pogłowia tuczników na Podlasiu w III kwartale bieżącego roku.

Państwo nasze nie ma doktryny, a to oznacza, że de facto nie istnieje, zaś cała odpowiedzialność za jego medialny i PR-owy kształt spoczywa jak w XIX wieku na barkach obywateli społeczników, którzy są bezwzględnie zwalczani przez propagandystów wynajętych za obce pieniądze. Ludzie ci przyswoili sobie doktrynę i sposób prowadzenia kampanii medialnych właściwe komunistom i powielają to dziś w oparciu o takie kadry jak Karpowicz z Białegostoku, Twarodch ze Śląska, Varga z Żoliborza i inni jeszcze, z innych regionów Polski. Oni nie tworzą dokładnie siatki pokrywającej kraj, ale też inne są trochę ich zadania, a te najnowsze ujawniły się właśnie w tej nowej książce, która się chyba nazywa „Polska na polu minowym”, albo „Patriota na polu minowym”, albo jakoś podobnie. W każdym razie chodzi o to, że piszący ją ludzie, są pokrzywdzeni i szykanowani. Pisarz zawsze musi być pokrzywdzony i szykanowany inaczej nie jest wiarygodny, tak to widzieli komuniści i tak to widzą dziś ludzie z GW. O co im chodzi? Konkretnie powiem i nic nie będę owijał w bawełnę. Chodzi im o przejęcie tego co niektórzy nazywają biznesem smoleńskim. Po prostu. Oni doskonale zorientowali się jak nakręcone są spirale emocji, jak mocno ludzie przeżywają tę tragedię i postanowili, jeśli już nie można jej wyszydzi, ją przejąć. Zaczyna się więc od lamentów jakiegoś durnia nazwiskiem Piontek, a może Piątek, który uważa, że ludzie na Krakowskim Przedmieściu zawłaszczyli patriotyzm i nie dzielą się tym zawłaszczonym patriotyzmem z Piątkiem czy też Piontkiem. Prócz Smoleńska pisarze związani z GW chcą także położyć łapę na żołnierzach wyklętych, bo zauważyli, że zainteresowanie ludzi jest tak duże, iż można nieźle na tym zarobić. Oni sami zaś: Piontek, Tulli, Stasiuk, Rylski, Twardoch, Karpowicz i reszta zostali wraz ze swoimi treściami w tak zwanym lesie. Ta książka jest dowodem na to, że oni się wreszcie zorientowali gdzie są i w jakim kierunku zmierza ta ich śmieszna lokomotywka. Połapali się, że zrobiono ich w beżowego. Teraz zaczął się płacz, że prawica zawłaszcza, a dlaczego zawłaszcza? Im przecież też się coś należy.

Ja już od dawna podejrzewałem, że na rynku propagandowym zwanym czasem rynkiem literackim dojdzie kiedyś do sytuacji takiej jak na działkach złotonośnych w Kalifornii w XIX wieku. Ludzie będą sobie podkradać narzędzia, fałszować akty własności, a czasem nawet może dojść do zabójstwa. I właśnie doszliśmy do tego punktu. No, bo co może zrobić ze swoim życiem pisarz nazwiskiem Rylski, autor kilku nędznych i niepoważnych szkiców grubości komiksu o kapitanie Żbiku, które dla szyderstwa wprost nazwał mnipowieściami? Co może zrobić taki nieudacznik i leń? Może tylko iść do kogoś na skargę, że nie czytają jego książek i może zażądać, by partia specjalnym dekretem wyznaczyła jego właśnie do pisania o żołnierzach wyklętych, Smoleńsku, albo o czymś innym, co akurat przynosi profity.

Jakie to szczęście kochani, że moja działka złotonośna leży wysoko w górach i takie dziady jak Rylski nigdy tam nie dojdą. O Stasiuku i Vardze nie ma nawet co wspominać, bo jeden z drugim nie zrozumie przecież z tych moich biednych książek ani słowa.

Mamy jednak wyraźny sygnał dotyczący ich planów i chętek – chcą zredagować obszar zwany „treściami patriotycznymi” po swojemu i wyznaczyć tam swoich bohaterów, zmienić granicę działek złotonośnych i wyrzucić z terenu kopalni wszystkich, którzy im się nie podobają. Ja się tu celowo nie odnoszę do chamstwa, które ludzie ci uprawiają wobec naszych zmarłych i poległych, bo to łatwo jest zmieść jednym chuchnięciem. Wystarczy wziąć tekst jednego czy drugiego, wyrzucić stamtąd słowo „Polacy” i wpisać słowo „Żydzi”, a następnie wrzucić w sieć w tłumaczeniu na różne języki z nazwiskiem autora pod spodem. I po zawodach. Uważam bowiem, że przeciwnika należy zwalczać aktywnie, tym aktywniej im jest on głupszy, wolniejszy, im szerzej ziewa i im mniej rozumie. W przypadku zaś wymienionych osób mamy do czynienia z prawdziwym festiwalem zidiocenia, który powinien wziąć na warsztat nie świętej pamięci Jarosław Haszek. To jest po prostu szkoła liderów Partii Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa a rebours. To jest wręcz nie do uwierzenia.

Ciekawa jest w tym wszystkim reakcja naszych, to znaczy brak jakiejkolwiek reakcji na takie rzeczy. A ona powinna być, uważam, bardzo gwałtowna. No, ale jaka może być reakcja naszych skoro, tak słyszałem, Gociek, który wraz z Cezarym Gmyzem był ostatnio na spotkaniu w Zielonej Górze, powiedział, że jednym z ich celów jest przekonanie ludzi do prawicy. Rozumiecie? Chodzi o to, że ta prawica nie jest wcale taka smutna, taka martyrologiczna, że zabawić się potrafi i pośmiać jak inni. Czy już widzicie jak wygląda makieta tej bitwy? Ja widzę. A tutaj macie link

 

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,13826561,_Prawdziwemu_Polakowi_najbardziej_stoi_w_okolicach.html#BoxSlotIIMT

 

W zeszłym tygodniu nagraliśmy z Grzegorzem Braunem spory materiał dotyczący III tomu Baśni jak niedźwiedź. Jeśli ktoś ma ochotę go wysłuchać, proszę bardzo, oto link. http://www.pch24.pl/grzegorz-braun-i-gabriel-maciejewski-o-ksiazkach-z-cyklu--basn-jak-niedzwiedz--,14338,i.html

 

Zapraszam oczywiście na stronę www.coryllus.pl, do księgarni multibook.pl, do sklepu FOTO MAG przy metrze Stokłosy oraz do księgarni Tarabuk w Warszawie przy Browarnej 6.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka