coryllus coryllus
3918
BLOG

Hipsterzy i narodowcy

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 59

 Ponieważ mu tu ciągle gadamy o doktrynie, której nie ma a być powinna, chciałem delikatnie zwrócić uwagę na to jak daleko odpływamy właśnie od brzegu, u którego moglibyśmy sfinalizować nasze poszukiwania. Jak mocno wieją wiatry w drugą stronę i jak fałszywie brzmią szanty śpiewane na pokładzie.

Jeśli się pomylę to mnie poprawcie, ale zdaje się, że to św. Paweł powiedział: nie będziesz miał ni Żyda ni Greka. Czy to on? Czy tak to brzmiało? Myślę, że tak. Otóż doktryny polityczne można podzielić na uniwersalistyczne i imperialne. Nie ma, uważam, miejsca na doktryny narodowe, to jest pułapka skonstruowana przez imperia dawno temu, w którą wpadają małe narody liczące na cień samodzielności w ramach jakiegoś agresywnego imperium. A prócz tego, że liczą na ten cień samodzielności to jeszcze na jakieś łupy przy tym. To się od stuleci zawsze kończy tak samo, wybiciem elit aspirującego narodu i uczynieniem z niego atrapy, gipsowej dekoracji na półce z pucharami zdobytymi w różnych konkurencjach. Na pocieszenie, ci którzy ocaleją, dostają etaty w domach kultury, gdzie mają organizować występy dzieci, które w czasie imperialnych świąt śpiewają „Szła dzieweczka do laseczka” albo coś innego. Pamiętamy to dobrze z czasów PRL. Tak to wtedy wyglądało, a tablica z wizerunkami chłopów w strojach ludowych wisiała w każdej szkole. Żeby wszyscy wiedzieli jaka mnogość zróżnicowanych kultur pomieszkuje w naszym imperium. W rzeczywistości wszyscy chodzili w jesionkach z kołnierzami z nutrii, ale starali się jakoś tego nie zauważać.

Doktryna uniwersalistyczna jest naturalnym wrogiem imperialnej, bo każde imperium aspiruje do tego, bo zawładnąć bożym porządkiem, by w miejsce tego porządku postawić swój. O tym właśnie pisał Miłosz, kiedy użył frazy „skrwawione ekrany Molocha”. Że co? Że nie mogę się powoływać na Miłosza? Ależ mogę. Kto jak kto, ale on mechanizmy działania imperiów rozumiał doskonale. Doktryna uniwersalistyczna to doktryna chrześcijańska, która ma to do siebie, że zostawia człowiekowi nieporównywalną z innymi porządkami swobodę. I to jest właśnie dla imperiów nie do zniesienia. Są oczywiście różne imperia i w każdym z nich inaczej wygląda grabież i oszukiwanie poddanych, zwanych obywatelami. Są imperia, w których narzędziem okradania obywatela jest system opieki społecznej, ale są i takie gdzie to się odbywa wprost, poprzez wejście do domu z rana z rewolwerem w ręku i zabór mienia.

Ponieważ jestem głęboko przekonany, że jedyną drogą dla Polski jest próba odbudowy porządku uniwersalnego, którą to próbę czasami nazywa się niesłusznie „powrotem do średniowiecza”, chciałem tu jeszcze zwrócić uwagę na szalenie ważną różnicę, która dzieli te dwa porządki. Różnicę podstawową. Kiedy panuje doktryna uniwersalistyczna nie ma miejsca na czystki etniczne, a ten kto próbuje uprawiać takie sporty jest wrogiem i zbrodniarzem. W systemach zaś imperialnych raz nim jest a raz nie jest, zależnie od okoliczności i potrzeb. No i rzecz najważniejsza, rytuały scalające system uniwersalnych są jawne i dostępne powszechnie. Imperialne zaś dzielą się na dwa rodzaje: dla plebsu i dla elit. Te drugie są oczywiście tajne i mają w założeniu dawać uczestnikom dodatkową moc.

Ponieważ ostatnio dowiedzieliśmy się, że zmienia się obsada pisma poświęconego „Fronda”, chciałbym żebyśmy zatrzymali się na chwilkę przy tym jakże ważnym fakcie. Oto odchodzi, chyba już na zawsze, ze stanowiska redaktora naczelnego Tomasz Terlikowski, a jego miejsce zajmuje jakiś chłopiec należący do grupy określanej mianem: hipster prawicy. Jak się domyślacie, ja się do tego rodzaju tworów językowych odnoszę bardzo krytycznie i uważam, że są one w istocie częścią bardzo naiwnego planu sprzedażowego. Zanim przejdziemy do dalszych rozważań popatrzmy co to takiego ten hipster. Oto definicja z wikipedii:

 

Hipster â€“ współczesna subkultura, funkcjonująca zarówno wśród nastolatków, jak i ludzi po 20. i 30. roku życia. Wyznacznikiem stylu hipsterów jest deklarowana niezależność wobec głównego nurtu kultury masowej (tzw. "mainstreamu") i ironiczny stosunek do niego oraz akcentowanie swojej oryginalności i indywidualności[1]. Hipsterzy podkreślają silnie swój wizerunek, rozumiany zarówno poprzez wyrazisty i "artystyczny" strój (m.in. w stylu vintage), jak i poprzez wyjątkowe, nieszablonowe zainteresowania. Pośród hipsterów ceniona jest deklarowana niezależność myślenia, zajmowanie się twórczością artystyczną, zainteresowanie niszowymi formami kultury, w tym muzykąfilmem niezależnym itd., niezależnymi magazynami typu Vice i Clash i stronami internetowymi takimi jak Pitchfork Media[2].

Paradoksem istnienia subkultury hipsterów jest, że osoby dające się z powodu swojego stylu zaklasyfikować jako hipsterzy najczęściej sami nie są skłonni tak się nazywać[3]. Według socjologa Marka Greifa wynika to z użycia przez współczesnych młodych ludzi własnego, wyjątkowego stylu i gustu do budowania własnego kapitału kulturowego, rozumianego według definicji Pierre'a Bourdieu. Młodzi ludzie, funkcjonujący w warunkach wysokiej społecznej mobilności i niepewnej sytuacji ekonomicznej, najczęściej nie posiadają wysokiej pozycji społecznej ani zgromadzonego kapitału pieniężnego, przekładających się na społeczną stabilność. W zamian konstruują swoją pozycję w społeczeństwie poprzez sugerowanie swojego dostępu do najnowszej mody, nowych kierunków w kulturze i sztuce itp. Wizerunek taki, oparty na stylu, modzie i deklarowanych zainteresowaniach, zdaniem Greifa podatny jest na zdemaskowanie jako "hipsterski", czyli stworzony w celu uzyskania społecznego awansu, co według socjologa czyni słowo "hipster" rodzajem obelgi pośród samych hipsterów[3]. Ze względu na wyżej opisane zjawisko, hipsterzy zdają się nieświadomie tworzyć subkulturę ludzi o podobnych poglądach, wyglądzie czy zainteresowaniach. Dążenie więc do odmienności, odrębności swej osoby jako jednostki przestaje być możliwe.

Hipsterzy byli nazywani też scenesterami[4]. Pojęcie po raz pierwszy pojawiło się w latach 40. XX wieku, odżyło w latach 90. i używane jest nadal. Według Allena Ginsberga hipster to: bardzo rimbaudowski typ, sam nic nie tworzy, nie pisze, tak naprawdę to nie wie za dużo o literaturze poza tym, co wyczyta w niezależnych magazynach, ale o tym z kolei wie wszystko. Natomiast Krzysztof Varga parafrazując słowa Ginsberga przytacza następującą definicję hipstera: zna wszystkich, których znać należy, sam nic nie tworzy, wie tylko to, o czym pisze się w modnych magazynach[5].

 

Nie wiem czy twórcy hipstera prawicy przeczytali tę definicję, a jeśli tak, to zastanowić się należy czy poziom ironii na którym operować będą tworząc pismo poświęcone „Fronda”, będzie korespondował z poziomem ironii czytelników tego pisma. Mam wrażenie, że nie. Nie wierzę też, by hispter prawicy, a raczej ludzie w tym tworze zrzeszeni, funkcjonowali w warunkach wysokiej społecznej mobilności. Przeciwnie, uważam, że ich życie jest spokojne i dobrze zaplanowane. Nie mają trosk materialnych, a samo pismo jest przecież dotowane z budżetu ministerstwa. Nie ma więc mowy o aspiracjach innych niż pokazowe. Najciekawszy jest jednak w tym całym hipsterze sposób opisywania poszczególnych członków redakcji. W skład nowej Frondy wchodzi 12 osób, tyle samo ile jest znaków zodiaku, co jest oczywiście przypadkiem i nie ma związku z żadnymi planami. Każda z tych osób jest opisana w sposób szczególny i mnie się ów sposób właśnie z horoskopami z gazet skojarzył, sam nie wiem dlaczego. Sami przeczytajcie:

 

Dawid Wildstein – filozof, wiceszef działu „Opinie” w GPC, publicysta mediów Gazety Polskiej, szef działu opinii Forum Żydów Polskich, inicjator i animator inicjatywy „Warszawa – miasto dwóch powstań”, publicysta portalu Rebelya i Placu Wolności, członek Hipster Prawicy.

 

Albo to:

 

Jakub Lubelski: pisarz, eseista, absolwent WSE i UJ, autor powieści Boiduda, publicysta teologii politycznej, ojciec.

 

I jeszcze to:

 

Leopold Tyrmand – Żyd, pisarz, eseista, nasz mistrz stylu i głęboko wierzący bon vivant.

 

Ja szczerze powiedziawszy nie wiem o co chodzi z tym Tyrmandem, bo może się przecież okazać, że mamy jakiegoś młodego Tyrmanda, którego rodzice nazwali Leopoldem na cześć tego pierwszego. Nie można tego wykluczyć. Może się jednak okazać, że to jest kolejny sprzedażowy „zwód” nowej ekipy Frondy, obliczony na zyskanie sympatii czytelnika młodego i aspirującego czyli pośmiertne wciągnięcie Tyrmanda na listę płac redakcji. Jeśli tak jest to mamy do czynienia z nędzą wręcz podręcznikową, której nie są w stanie przebić nawet te wiszące w peerelowskich szkołach tablice z chłopami w strojach ludowych. Zwróćcie bowiem uwagę, nie chce mi się wstawiać tu wszystkich opisów członków zespołu redakcyjnego, z jaką nieprawdopodobną różnorodnością mamy tu do czynienia. Nie dość, że cała impreza nazywa się hipster, to jeszcze jest tu Żyd, jest boiduda, jest filozof i kilku eseistów. Jest także, jak wszędzie już, Samuel Pereira. Niestety nie wystąpił w portugalskim stroju ludowym, a szkoda. Brakuje tylko zespołu dziecięcego z Łomianek, z pomalowaną na czarno pastą do butów dziewczynką, która solo śpiewałaby piosenkę pod tytułem „Wszystkie dzieci nasze są”.

Teraz opiszmy przeciwny biegun zliftingowanej sceny politycznej, którym jest oczywiście Ruch Narodowy. W oczy rzuca się tam postać Rafała Ziemkiewicza, który od wczoraj opisywany jest przez autorów niezależnych jak człowiek niezrównoważony. Nawet Sowiniec zaczął się niepokoić. Wcześniej uważał, że wszystko z Ziemkiewiczem w porządku, a wczoraj zapaliła mu się czerwona lampka. Podobnie jak Rybitzkiemu. Kiedy Ziemkiewicz parę lat temu krytykował Kaczyńskich i TV Trwam, niezależni publicyści siedzieli cicho jak mysz pod miotłą. Dziś jednak mogą huczeć, bo mamy pokład na który w razie czego będzie można uciec. Na pokładzie tym stoją hipsterzy. Ziemkiewicz wybrał inną jednostkę pływającą i to się nie podoba nikomu właściwie poza samym Ziemkiewiczem. No, ale spróbujcie go zrozumieć? Na scenę wchodzą hipsterzy, mają ze sobą Tyrmanda, głęboko wierzącego bon vivanta, zakładam się o co chcecie, że taki boiduda nawet nie przypuszcza, co się pod tym słowem kryje, i co ma Ziemkiewicz zrobić w tej sytuacji? Nowe pokolenie w grze to przecież jego koniec. Z czym on może wyskoczyć? Komu patronować? Tamci mają Tyrmanda, a Ruch Narodowy póki co nie ma nikogo, no i Ziemkiewicz się zgodził. W sumie dlaczego nie....Powiedział tylko coś tam na Kaczyńskiego, co w sumie mówił już i tak wcześniej. O co chodzi? Nie ma się co oburzać. Nie podoba się komuś? Niech przystanie do hipsterów.

Mamy więc z jednej strony tak zwaną paletę możliwości, a z drugiej opisywanych ponuro narodowców. A miało nie być ni Żyda ni Greka jak pisał Św. Paweł. Miało czy nie? No to gdzie płyniemy w takim składzie kochani? Może znacie odpowiedź na to dramatyczne pytanie?

 

Przypominam, że w czwartek w Domu Literatury odbędzie się  debata coryllus- Braun. Temat: czy należy pisać od nowa polską historię? Początejk o godzinie 17.30. Kolejne odsłony tej debaty w Krakowie przy placu Szczepańskim 8, 18 czerwca o 17.30 i we Wschowie 22 czerwca o 17.00 w zamku. W piątek 14 czerwca, w Kielcach, w bibliotece wojewódzkiej przy ul. Ściegiennego 13 odbędzie się również mój wieczór autorski. Początek godzina 17. 00. Zapraszam wszystkich serdecznie. Książki zaś i płyty można kupić na reaktywowanej stronie www.coryllus.pl. W sklepiewww.multibook.pl, w księgarni www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl oraz w księgarni Tarabuk w Warszawie przy Browarnej 6, w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, oraz w księgarni Wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34. Zapraszam.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka