coryllus coryllus
4598
BLOG

Rocky 4 czyli lodziarz z dawnych czasów

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 51

 Pewnie już o tym pisałem, ale nie zaszkodzi powtórzyć. Jeśli chodzi o tak zwane relacje towarzyskie i wizerunkowe człowiek może popełnić kilka ciężkich grzechów. Na pierwszym miejscu stawiam dwa pretensjonalność i stylizację. Dziś będzie o jednym i drugim. Zacznijmy jednak od stylizacji. Tylko ktoś nieskończenie naiwny może myśleć, że trendy i style biorą się z powietrza, że nie są planowane w budżetach, w kampaniach bynajmniej nie tylko wizerunkowych, że nie służą celom ponurym i nieszlachetnym. Korzystanie z nich obarczone jest więc pewnym ryzykiem, które każdy bierze na siebie sam i różnie na tym wychodzi. Generalnie dobrze jest wiedzieć, że tak zwana oryginalność to także poza. I zawsze znajdzie się ktoś kto nam to wytknie, wcześniej lub później. Dobrze w takiej sytuacji wiedzieć chociaż na kogo pozujemy.

Dość łatwo nam zrozumieć na kogo pozują członkowie nowego zespołu Frondy i jaki target chcą zagospodarować. Jedni, ci którym nie udało się poznać na studiach żadnej koleżanki z rozbuchanym libido, odstawiają myślicieli i ojców wielodzietnych rodzin, a inni, ci którym się udało, chcą być jak Leopold Tyrmand. To jest dość szerokie spektrum i mieszczą się w nim różne ambicje. Nie wiem tylko czy sprzedażowo taki chwyt będzie skuteczny, ale w razie gdyby nie, to zawsze są te dotacje od Zdrojewskiego.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z Janem Rokitą. Pan Jan jest najsilniej chyba wystylizowaną postacią w polskiej polityce i nie może mu dorównać nikt, nawet Janusz Palikot. To co uprawia Jan Rokita, jeśli chodzi o swój wizerunek, ma długą tradycję, żywą głównie na uniwersytetach. W Warszawie może mniej silną niż w Krakowie, ale ja sam pamiętam pewnego chłopaka, który stylizował się na XIX wiecznego konserwatystę, ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami, czyli ze spodniami zapinanymi pod kolanem włącznie. Jan Rokita idzie jednak dalej. On bowiem potrafi nie tylko skomponować cały strój świadczący o jego poglądach i stylu życia, ale także zagrać jednym, nieszczególnie wyglądającym gadżetem. Weźmy choćby tę czapkę:

 

http://www.tvn24.pl/ten-wyrok-skazuje-mnie-na-wykluczenie-spoleczne-ktos-przekrecil-wajche,332481,s.html

 

Biedny pan Janek, wygląda prawie tak samo jak Jan Parys na plakatach rozwieszanych dawno temu w polskich miastach, na których obok zdjęcia faceta w przekrzywionym berecie był napis: czterdzieści lat uczciwego życia. To są rzeczy rozpoznawalne i czytelne. A przez swoją czytelność całkowicie nie dające się zaakceptować. Nie przez wszystkich oczywiście, bo myślę, że są tacy, którzy ten styl kochają, albo wręcz wielbią. I może nawet nie ma dla nich ważniejszej rzeczy niż ten konserwatywny sznyt. Rokita, który dawniej jeszcze niż Parys na plakatach reklamowany był w GW jako człowiek „piekielnie inteligentny” nie zdaje sobie sprawy z tego, w jakiej się stawia sytuacji, w jak przejrzystej i ambarasującej. Ma oto tę dziwną czapkę trzymającą się jakimś cudem na czubku głowy, a do tego tę dziwną rozchełstaną koszulę. Siedzi na jakimś tarasie we Włoszech, gada z nim najlepiej opłacany pracownik mediów w Polsce, a pan Jan opowiada o tym, że niszczy go komornik, bo nie przeprosił jakiegoś tam faceta. Być może nie powinien go przepraszać, ja tego nie oceniam, ale mam przeczucie bliskie pewności, że tak jak owa stylizacja musi być interpretowana a rebours, tak również komunikat pana Jana ma tę samą cechę.

  • Chcę żyć spokojnie i pisać – mówi Jan Rokita – a czapka z czubka głowy śmieje się i woła: nie wierzcie mu, to bufon i człeczyna chory na ambicję, on właśnie po to mnie tu położył, żebym świadczyła o jego intencjach, o tym jakie są szczere. - A gówno – woła do nas dalej czapka. Nie będę świadczyć o niczym, on tylko marzy o tym, by wrócić do polityki i jeszcze, żeby ktoś pokrył jego długi. - Tak, tak – dodaje rozchełstana stójka pod szyją – czapka ma rację, sama słyszałam o czym rozmawiał z żoną jak kupował czapkę, o stołku ministra, w rządzie PiS.

Nie wierzycie, że czapka i stójka gadają? Wasza sprawa. Tam wszystko gada w tym nagraniu, z wyjątkiem Rokity, który milczy. To znaczy mówi, ale skupia się głównie na swoim bohaterstwie, które było tu omawiane wielokrotnie, a to właściwie to samo co milczenie.

Nie wiem czy pamiętacie jeszcze taką gazetę pod tytułem „Dziennik” zwaną przez wielu „Der Dziennik”, gdzie siedziały takie tuzy prawicowej myśli jak Robert Krasowski i Cezary Michalski. No więc w tym „Der dzienniku” Jan Rokita miał felieton. Takie pół szpalty złamane na dwa. I ktoś wyciągnął informację, że on za te pół szpalty dostaje 30 tysięcy złotych. Gdyby, dla przykładu, mnie ktoś chciał płacić tyle za tekst o podobnej objętości, już miałbym te 30 tysięcy w kieszeni, a jeszcze przecież nie skończyłem pisać.

Nie mam zamiaru nikomu wyliczać ile ma w kieszeni, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, że Jarosław Kaczyński unosi się honorem i mówi: mam wyrok i muszę przeprosić człowieka, którym pogardzam. Nie przeproszę. Potem zaś dzwoni do Kaczyńskiego komornik i mówi: kasa misiu, kasa. Jarosław Kaczyński zaś dzwoni do Durczoka i mówi do słuchawki swoim piskliwym głosem: panie Kamilu może pan zrobi materiał jak mnie prześladują komornicy? Durczok zaś gestem kalifa z Bagdadu wysyła do Kaczyńskiego auto ze sprzętem. Jarosław Kaczyński zasiada wtedy w ogrodzie i mając w tle malwy, rododendrony czy coś innego, opowiada o swoich cierpieniach. To jest przecież nie do pomyślenia. Głównie z tego względu, że Jarosław Kaczyński jest całkowicie odporny na pułapki stylizacji. Rokita zaś uważa, że one, te pułapki, to znamiona sukcesu i politycznego sprytu.

Tym się właśnie różnią politycy do niepolityków. I to jest ta sama cecha, które odróżnia motyle od niefruwaków piechotnych. Zauważcie, że ja tu nie mówię o jakości polityka, ale jedynie o tym, że jeden ma do tego smykałkę, a drugi wcale, za to ambicje wystają temu drugiemu z każdego miejsca.

Ja bym nawet trochę współczuł Janowi Rokicie, ale tak się składa, że pieniądze na komornika zaczął dla niego zbierać Migalski. To już chyba lepiej było poprosić Olechowskiego. On byłby wizerunkowo lepszy, albo może wręcz Leszka Milera. To by dopiero było coś! Miler wychodzi o tym swoim głosem z drewna nabitego papiakami mówi: proszę państwa, mamy taką sytuację, trzeba pomóc Janowi Rokicie, on co prawda nie stoi tam gdzie my, ale wszyscy jesteśmy ludźmi. Ja daję 5 tysięcy, a ty Rysiu? I w tym momencie spogląda w stronę posła Kalisza. Ten zaś uśmiecha się tak, jakby znał osobiście tego komornika i miał zaraz do niego zadzwonić i mówi – to ja państwu opowiem jak było na wakacjach w Egipcie. I zaczyna opowiadać. Pod koniec konferencji prasowej dziennikarze, nie bardzo już wiedzą kto to w ogóle jest Jan Rokita i w którym sezonie pozbyła się go Borussia.

A tu mamy Migalskiego, faceta który kupował stringi, w ramach stylizacji i poprawy własnego wizerunku oczywiście. Bo przecież nikt nie wierzy, że poszedł tam specjalnie po te stringi, bo ta pani, którą nazywa swoją dziewczyną, rzeczywiście ich potrzebowała. I ten Migalski woła: daję 5 tysięcy na prześladowanego Rokitę! Kto da więcej! Póki co odezwał się jedynie poseł Brudziński, ale nic nie powiedział o pieniądzach, wyraził tylko współczucie, co należy odnotować na plus, bo mógł przecież opowiedzieć coś o wakacjach.

No więc tak wygląda sytuacja na dziś. Prawnik z Krakowa, który chciał być premierem, ale niestety został jedynie rentierem, nie ma żadnych możliwości legislacyjnych, żeby wydobyć się z tej ambarasującej sytuacji. Woła więc wielkim głosem, przez największą dostępną tubę, czyli przez TVN – prześladują mnie, prześladują mnie! I do tego dołącza się facet ze stringami wystającymi z tylnej kieszeni i mówi - spox Janek dam ci 5 kawałków. Obaj ci panowie, chcą w przyszłości robić w Polsce politykę. I tutaj właściwie pozostaje już tylko dopisać słowo „bingo”, którego używa nagminnie pewien krakowski myśliciel, autor poważnej naukowej pracy zatytułowanej „Zarys filozofii spotkania”.

Jan Rokita przewiduje także rzeczy gorsze niż komornik, boi się, że obecna władza może zechcieć go prześladować do końca życia. Obecna władza, czyli jego niedawni partnerzy polityczni, bo nie chcę powiedzieć koledzy, przypominam dla porządku. Z czego więc Rokita będzie żył za tą granicą? Komornik zajął mu pensję, rząd go prześladuje, Durczokowi aż się łzy w oczach zakręciły na samą myśl o tych prześladowaniach, jak on sobie poradzi? - Będę pracował na czarno – mówi pan Jan, ale my mu nie wierzymy. Póki co bowiem pracuje „na biało” i wygląda jak przepraszam za wyrażenie lodziarz z dawnych czasów. Pamiętacie takich facetów w dziwnych białych strojach i czapkach, którzy kręcili się po miasteczkach w wolne dni i sprzedawali lody na patyku? Na pewno pamiętacie.

No i gdzie niby on miałby pracować na czarno w tych Włoszech? W winnicy? Żarty. Może w kopalni albo kamieniołomie? O, to już lepiej! Rokita w swojej białej czapce zgarnia urobek w kamieniołomach marmurowych, gdzieś pod Neapolem. Przyjeżdżają do niego dziennikarze od Durczoka i z miejsca, tuż po wyjściu z samochodu, zaczynają kasłać, tyle jest pyłu w powietrzu. Ich marynarki pokrywają się kurzem, a oko kamery musi być bez przerwy przecierane mokrą szmatką. Rokita uśmiecha się serdecznie, odkłada szuflę i podaje reporterowi spracowaną dłoń. - Ha! - nieźle co? Można się przyzwyczaić, tylko nie mówcie nikomu, że ja tu na czarno robię, bo znowu ten cholerny komornik mnie zacznie prześladować. Oni zaś kiwają ze zrozumieniem głowami. Patrzą na niego z uznaniem. Rokita pracuje bez koszuli stracił brzuszek, sylwetkę ma lepszą i jest taki jakiś bardziej do ludzi. - Ile jeszcze panu zostało do spłacenia – pytają. - Jeszcze 50 kawałków – mówi na to Jan Rokita. O, to niedużo – śmieją się szczerze reporterzy TVN. Wymieniają jeszcze jakieś uwagi, Rokita pozuje im do zdjęcia z wielkim kawałem marmuru w rękach, a potem wszyscy klepią się po plecach na pożegnanie. W kraju w prime time idzie wielki materiał o tym jak ciężko pracuje Rokita i to mu zyskuje szczerą sympatię ludzi. Pojawiają się budżety i wsparcie, ktoś dzwoni do Włoch i mówi: Janek rzuć łopatę będziesz kandydował. I Rokita wraca i ma szansę. No, ale ile się napracował nad wizerunkiem? W dodatku na czarno. To, myślę, jest właściwa droga i trzeba życzyć panu Janowi szczęścia w jego poszukiwaniach pracy na czarno. Byle tylko dobrze wybrał i nie zechciał być na przykład barmanem, abo sprzedawcą waty cukrowej, bo z tego nic nie będzie.

Właściwa stylizacja bowiem to podstawa i jak ognia trzeba się wystrzegać wszystkich pułapek, w które łatwo wpaść. Ja na ten przykład mam dziś spotkanie z Grzegorzem Braunem w Domu Literatury o 17.30, będziemy gadać o tym czy polską historię należy napisać od nowa. Kupiłem sobie na tę okazję białe dżinsy i czarną, taliowaną koszulę. Moja żona mówi, że wyglądam jak Elvis Presley. I co z tego? Powyglądam sobie jak Presley i przestanę, ale na pewno nie założę do tego białej czapki z pomponem czy takim dziwnym guzikiem, jak ta co ją ma Rokita. Ciekawe tylko jak się na dzisiejszy wieczór wystroi Grzegorz Braun. Pamiętajcie – Dom Literatury 17.30, naprzeciwko kolumny Zygmunta.

Kolejne odsłony tej debaty w Krakowie przy placu Szczepańskim 8, 18 czerwca o 17.30 i we Wschowie 22 czerwca o 17.00 w zamku. W piątek 14 czerwca, w Kielcach, w bibliotece wojewódzkiej, przy Ściegiennego 13 odbędzie się również mój wieczór autorski. Początek godzina 17. 00. Zapraszam wszystkich serdecznie. Książki zaś i płyty można kupić na reaktywowanej stronie www.coryllus.pl. W sklepiewww.multibook.pl, w księgarni www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl oraz w księgarni Tarabuk w Warszawie przy Browarnej 6, w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, oraz w księgarni Wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34. Zapraszam.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka