coryllus coryllus
2992
BLOG

Wielki Szu i historia filozofii

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 32

 Nie pamiętam już jak dokładnie brzmiało to zdanie, potrafię jedynie odtworzyć z pamięci jego sens. Chodziło o to, że kiedy biskup Mering zapytał rektora KUL po co są na tej uczelni potrzebne wykłady określane słowem „gender”, ten odpowiedział, że bez tych wykładów panorama współczesnej kultury, z którą zapoznać się muszą studenci będzie niepełna. Dodał jeszcze, że nie można mówić o XIX i XX wiecznej filozofii bez Marksa, bo panorama tejże filozofii będzie równie wyszczerbiona jak ta wcześniejsza. Przeczytałem tę odpowiedź raz i drugi i podziałała ona na mnie prawie tak samo jak trucizna z małej, wystrzelonej z dmuchawki strzałki na układ oddechowy skaczącego po koronach amazońskich drzew wyjca. Zatkało mnie. Panorama kultury? Panorama filozofii? Od razu zacząłem się zastanawiać gdzie też ostatni raz zapoznano mnie z pełną panoramą filozofii zachodu, od starożytności począwszy. I kiedy tak sobie myślałem przypomniał mi się film pod tytułem „Wielki Szu”.

Dzieło to jest dla mnie prawie tak samo ważne jak film „Marsjanie atakują”, a może się okazać, że z czasem stanie się ważniejsze. Ma ono bowiem funkcję demaskatorską, w dodatku prawdziwie demaskatorską, która to funkcja ujawnia się zawsze niezależnie od intencji autora scenariusza i reżysera. I właśnie teraz o tym porozmawiamy. O czym jest ten film? Z grubsza o tym, że kurwa i złodziej jeżdżą po kraju i zdobywają coraz więcej pieniędzy kantując bogatych frajerów. Taka jest rzeczywistość, ale scenarzysta i autor książki pod tym samym tytułem starał się byśmy odnieśli złudzenie innego rodzaju. Oto nie kurwa i nie złodziej podróżują po kraju, ale starzejący się samotny rycerz, którzy jednym ciosem uśmierca smoki oraz dama jego serca, nieśmiała i powabna jednocześnie, którą dawno temu skrzywdzili źli ludzie. Oszust mniejszego kalibru nie będzie już w takim układzie śmierdzącym gnojkiem i kanalią, ale pogmatwanym wewnętrznie giermkiem, który w trudzie i znoju stara się dorównać swojemu panu. Tak to maluje przed naszymi oczami Jan Purzycki, a żeby rzec całą uprawdopodobnić każe naszemu oszustowi i złodziejowi, bo jakże inaczej nazwać człowieka, który podstępem rabuje ludziom dorobek życia, opowiadać różne kawałki o filozofach. Gawęd tych podróżująca z nim pani, którą to w sposób całkowicie nieprzekonujący zagrała Dorota Pomykała, słucha z fałszywym zachwytem. I ja kiedy to sobie przypomniałem, zadumałem się nad własną głupotą. Oto mamy przed oczami emitowany w latach osiemdziesiątych film, pokazujący do czego rzeczywiście służy tak zwana panorama filozofii zachodniej. Służy ona do uwiarygodnienia w oczach widzów, szczególnie młodych kurwy i złodzieja. Spod tej, nazwijmy ją fabularnej warstwy i fabularnej funkcji dzieła, wygląda jeszcze coś. Oto okazuje się, że owa filozofia służy także samemu autorowi scenariusza, który musi się jakoś uwiarygodnić w oczach generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka. I musi ten autor przekonać ich, że nie tylko potrafi zapodać kawałki o wspomnianej tu już kilkakrotnie lafiryndzie asystującej złodziejowi, co umówmy się, nie jest wcale trudne i nawet ja bym także potrafił coś takiego napisać, ale także umie wypłynąć na prawdziwą głębię. I ja sobie jestem w stanie wyobrazić kolaudację tego filmu, w czasie której jakiś przysłany przez Kiszczaka stójkowy wstaje i dłubiąc w nosie mówi:

  • ale towarzysze, miało być dzieło rozrywkowe, a towarzyszka Szapołowska raz tylko pokazała cycki. Czy wy się towarzysze nie liczycie z gustami publiczności?

    Po wygłoszeniu tej kwestii dzwoni telefon w służbówce i stójkowego wołają na stronę. Do siedzących w półmroku osób dobiega jego przytłumiony głos:

  • Tak jest towarzyszu generale, oczywiście, ma być Arystoteles, rozumiem. A ten drugi jak się nazywał? Platon? Dziwne imię. Szwedzkie? Ach nie, greckie! Rozumiem towarzyszu generale, zapytam czy na pewno chodzi o tego Platona i tego Arystotelona.

Po odłożeniu słuchawki wraca nasz stójkowy na miejsce i pyta Purzyckiego czy jest tak jak było uzgodnione z generałem. Czy te niedomówienia i momenty ciszy pomiędzy dwoma głównymi protagonistami, których on nie zrozumiał, rzeczywiście dotyczyły filozofów. Po otrzymaniu twierdzącej odpowiedzi ociera chustką pot z czoła i składa podpis tam gdzie go miał złożyć. Koniec ujęcia.

Wracajmy teraz do mojej głupoty. Byłem przecież dzieckiem zimnym i wyrachowanym, bez mrugnięcia okiem zaprowadziłem moich targanych burzami hormonalnymi kolegów na film o dwóch węgierskich lesbijkach, w którym pokazują Szapołowską całą w gipsie a seks jest markowany tak nieudolnie, że szkoda gadać. Opowiedziałem im przy tym, że jest to dzieło prawie pornograficzne, nakręcone z rozmachem i werwą właściwą twórcom takim jak Walerian Borowczyk. I powieka mi nie zadrgała kiedy patrzyłem jak się męczyli na sali kinowej. Wierzyłem w dodatku, ze robię dobrze, bo zapoznaję ich z wybitnym dziełem bratniej kinematografii węgierskiej. A może w to także nie wierzyłem? Już nie pamiętam. I ja mając przed sobą coś tak fantastycznego jak film „Wielki Szu” z Janem Nowickim w roli głównej, coś tak demaskatorskiego i pełnego, czego sens zarówno ten jawny jak i ukryty docierał do mnie jeśli nie w pełni to na pewno w jakiejś znaczącej części, ja właśnie, jak ten ostatni dureń, przez cały rok chodziłem na kursowy wykład z historii filozofii. Uważam, że jest to jedna z tych kompromitacji, których powinienem się wstydzić do końca życia i wyznaję wam ten sekret dziś właśnie z nadzieją, że będziecie dla mnie wyrozumiali. Myślę, że będziecie, bo spójrzcie sami jak precyzyjne narzędzie oceny i poznania oddaję do waszych rąk. I jak cenne. Już nikt nigdy Was nie oszuka. Patrzycie sobie na takiego profesora Baumana, albo bierzecie do ręki pracę naszego nieocenionego Sowińca pod tytułem „Zarys filozofii spotkania” i zastanawiacie się jak to oceniać, co o tym myśleć...albo profesor Kołakowski i jego „Bajki z królestwa Lailonii”, albo ktokolwiek inny...Bierzecie do ręki, albo słuchacie wykładu i już wiecie. Cóż to tam ten coryllus pisał? Jak się ten film nazywał? Ach już wiem - „Wielki Szu”! I wszystko od razu staje się jasne. Kurwa i złodziej podróżują po kraju gawędząc o filozofii, a wszystkiemu z bezpiecznej odległości przyglądają się ludzie generała Kiszczaka, dla których różnica pomiędzy Arystotelesem a Leibnitzem nie jest warta tego, by zdjąć nogi z blatu w starej milicyjnej dyżurce.

 

Najbliższe spotkanie autorskie odbędzie się 6 lipca we Wrocławiu w kawiarni „Merlin”, a kolejne w Nysie, w miejscowym muzeum, jeśli dopisze pogoda. Książki zaś można kupować na stronie www.coryllus.pl Póki co wyczerpał się nakład I tomu Baśni jak niedźwiedź, jeśli ktoś więc chce zapoznać się z jej treścią może kupić sobie audiobook z głosem Grzegorza Brauna.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka