coryllus coryllus
4845
BLOG

Jak Ukraińcy wygrali wojnę 30 letnią

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 52

 Chciałbym się dziś odnieść do wczorajszej czy też przedwczorajszej uchwały rady Obwodu Wołyńskiego dotyczącej wydarzeń na Wołyniu w roku 1943. Szczególnie zaś do jednego słowa, które zostało tam użyte, chodzi mi rzecz jasna o słowo „etniczny”. Oto do zbrodni doszło, jak ogłosiła rada Obwodu Wołyńskiego (albo jakieś inne ciało, bo nie mam doprawdy ochoty tego uszczegóławiać), na terenach etnicznie ukraińskich. Ja chętnie dowiedziałbym się co to znaczy dokładnie. Co to dokładnie są tereny etnicznie ukraińskie w kontekście historycznym i każdym innym? Chciałbym się także dowiedzieć, czy na terenach etnicznie ukraińskich działa prawo międzynarodowe, także to które ma zastosowanie w czasie wojny. Jeśli zaś nie działa, a wypadki na Wołyniu pokazały, że jednak nie działa, to może spróbujemy wyjaśnić dlaczego tak jest. Skąd się wzięło pojęcie granic etnicznych i kto je pierwszy wprowadził do obiegu politycznego? To jest ważne pytanie, ale ja niestety nie znam na nie odpowiedzi. Pojęcie to, mam wrażenie, nie powinno znaleźć się w ogóle w języku polityki, bo jest wyprodukowane dla potrzeb uniwersytetu i rozważań naukowych dotyczących ludzkich plemion przemieszczających się po Ziemi. Jeśli zaś zostało do polityki wprowadzone to warto zastanowić się w jakim celu.

Weźmy taką sytuację: rok 1921, koniec wojny bolszewickiej, jedyne prawo jakie działa to prawo siły. Tak się składa, że po polskiej stronie tej siły jest sporo, a do tego są tam także międzynarodowi doradcy, którzy chcą koniecznie współdecydować o tym jak będzie wyglądała Europa Wschodnia po tej wojnie. Niemcy nie mają, całe szczęście nic do gadania w kwestii granic wschodnich, bo mają inne kłopoty, po polskiej stronie jest masa oddziałów rosyjskich sprzeciwiających się bolszewii, masa oddziałów ukraińskich i różnych innych. To stwarza dość korzystne warunki do narzucenia obszarom należącym dawniej do I Rzeczpospolitej jakiejś sensownej i nie opresyjnej formy rządów. Stwarza, ale jest to tylko opcja, która w dodatku nie zostaje wybrana. Wybór innej opcji można tłumaczyć oczywiście socjalizmem Piłsudskiego, jego słabą orientacją w dążeniach i aspiracjach politycznych Zachodu, jakimiś innymi kalkulacjami. To samo jednak dałoby się powiedzieć o innych polskich politykach, którzy wierzyli w Zachód i jego intencje. A przydarzyło się to również Dmowskiemu.

Granica zostaje wyznaczona w miejscu skrajnie dla Polski niekorzystnym, skrajnie niekorzystnym dla białych Rosjan i skrajnie niekorzystnym dla Ukraińców, czego oni uporczywie zrozumieć nie chcą, bo im się zdaje, że poprzez tą granicę dostali jakąś szansę. Granica ta jest korzystna jedynie dla bolszewików i ludzi, którzy zamierzają z nimi współpracować. Co to znaczy współpracować z bolszewikami w latach 20 i 30 XX wieku? To znaczy kupować od nich za bezcen płody rolne i inne dobro, które bolszewicy w ramach prywatyzacji czyli rabunku odbierają innym. Innym to znaczy głównie Ukraińcom. Pieniądze zarobione w ten sposób bolszewicy przeznaczają na wódkę i narkotyki dla siebie oraz na karabiny dla służących im żołnierzy. Wódka i narkotyki są im potrzebne żeby w ogóle mogli funkcjonować, a karabiny zaś przydadzą się w czasie kolejnej wojny z Polską. Gdzie w tym czasie są Ukraińcy? Jedni umierają z głodu bo ich zboże zostało właśnie sprzedane do Wielkiej Brytanii i Niemiec, a inni montują ruch narodowy i strzelają do ministrów. Czy do ministrów bolszewickich? No skąd. To jest przecież zabronione i można za to porządnie oberwać. Oni strzelają do ministrów polskich, za co idzie się co prawda do więzienia na św. Krzyżu, ale co to jest za więzienie w porównaniu z Łubianką?

Ponieważ Ukraińcy chcą koniecznie budować własne państwo na terenach etnicznie ukraińskich, a te dziwnym trafem znalazły się w II Rzeczpospolitej dochodzi do różnych napięć i scysji. Polacy rozwalają cerkwie na Chełmszczyźnie, Ukraińcy organizują zamachy i współpracują z Niemcami utuczonymi na ukradzionym innym Ukraińcom zbożu. Ta Chełmszczyzna to również tereny etnicznie ukraińskie, niech wam się nie zdaje. Podobnie jak spore kawałki Podlasia i Małopolski. I o nie także trzeba się będzie kiedyś upomnieć w sprzyjającej historycznie chwili.

W tych strasznie opresyjnych dla Ukraińców latach II Rzeczpospolitej znajdują oni cichą przystać w dwóch krajach: w Niemczech i w Wielkiej Brytanii. To są akurat te dwa kraje, które nigdy nie potępiły głodu wywołanego przez bolszewików na terenach etnicznie ukraińskich położonych w ZSRR, o które sami Ukraińcy nigdy się nie upominali, w przeciwieństwie do Chełmszczyzny, Podlasia i Małopolski. Ci Ukraińcy, którzy emigrują z Polski to tak zwane elity. Te zaś, nie tylko na Ukrainie, ale wszędzie, w Polsce również, mają pewną charakterystyczną cechę – niesłychanie łatwo je zdeprawować. Odbywa się to zwykle poprzez pieniądze i wykłady uniwersyteckie. Jeśli przypomnicie sobie wizytę Olbrachta Łaskiego w Londynie w roku 1584 i zorganizowaną specjalnie dla niego debatę w Oksfordzie zauważycie jak niewiele się od tamtych czasów zmieniło. Właściwie tylko jedno uległo zmianie, Olbracht pobierał za swoją obecność na Wyspie znacznie większe wynagrodzenie, elitom zaś ukraińskim i innym płacono grosze. Weźmy takiego Dońcowa, czyli teoretyka i ideologa zbrodni, którą nazywał twórczą przemocą, czy jakoś podobnie. Pan ten umarł w Kanadzie, jako wykładowca uniwersytecki, pobierający pensję z budżetu korony. Kolega mój zorganizował niedawno bardzo pouczające seminarium, które nosi tytuł: Po co czytać skoro wszystko widać. Zajęcia polegają na tym, że podrzuca mi on zdjęcia różnych panów i podpisuje je zawsze w ten sam sposób: po co czytać skoro wszystko widać. Obejrzyjcie więc sobie na początek zdjęcie tego Dońcowa i wszystko, myślę, w jednej chwili stanie się jasne.

Na ludziach takich jak Dońcow rośnie niczym na drożdżach narodowy ruch ukraiński, którego głównym wrogiem jest Polska. Nie może być inaczej, bo ci którzy ten ruch opłacają i są zainteresowani jego rozwojem postrzegają Polskę jako wroga lub w najlepszym razie byt polityczny niepotrzebny. Czy ludzie ci uważają Ukrainę i samodzielne państwo ukraińskie za byt polityczny potrzebny? No skąd. Jak niby? Jak się udało zagłodzić ileś tam milionów Ukraińców to nie można przecież tych ludzi traktować serio. To są narzędzia. Elity ukraińskie nie rozumieją tego wcale, albo nie chcą rozumieć, bo dostają pieniądze i mają te wykłady na zachodzie, a także mogą się napawać redagowaniem pism i pisemek, co bardzo podnosi im samoocenę. Myślą poza tym emocjami i nie da się tego niestety zmienić. Stymulować ich jest niesłychanie łatwo, wystarczy nastawić płytę z pieśniami ludowymi i już płaczą, już piją i się wzruszają wprost nieprzytomnie. Potem wykład i do kasy. I tak to dociągnęliśmy do II wojny światowej, którą Ukraińcy postrzegali jako swoją kolejną szansę. To znaczy wydawało im się, że Hitler zbuduje dla nich państwo. W dodatku samodzielne. Była to rzecz jasna mrzonka, która zaprowadziła Banderę wprost do obozu koncentracyjnego. Ukraiński zaś lud, kiedy tylko usłyszał od swoich ludowych nauczycieli o tych granicach etnicznych, od razu zrozumiał to tak jak trzeba. Od razu pojął, że trzeba zabrać Polakom ziemię i domy i już. Bo własność, prawo do dziedziczenia i inne takie historie, to burżuazyjny przeżytek. Jak to burżuazyjny? Toż Ukraińscy są przeciwko bolszewii? No tak, trochę są, a trochę nie są w zależności jak się sytuacja układa. Wobec owej niezborności w myśleniu i działaniu, wobec owych chęci i aspiracji, Ukraińcy nigdy, przy zachowaniu wszelkich pozorów nie będą traktowani serio. Nawet teraz kiedy mają własne, wielkie państwo, kiedy to państwo wydaje uchwały i ma armię. Nie może tak być, bo jest Rosja. I to jest czynnik przemożny. Poważnie Ukraińcy będą traktowani tylko w jednym wypadku: jako wrogowie Polski. Za tego rodzaju manifestacje, za tego rodzaju deklaracje będą wynagradzani i będzie się ich poklepywać po plecach. Terenów etnicznie ukraińskich zaś, na których mieszkają również Polacy jest jeszcze sporo. I dziwne wydaje się tylko to, że my sami nigdy argumentu etnicznego nie podnosimy. Nie mówimy, że jakieś tereny były etnicznie polskie, bo my mamy te swoje papiery z dziada pradziada przechowywane i liczymy na to, że on coś dla kogokolwiek poza nami samymi znaczą. Jedyna pociecha przy tym to fakt, że kiedy przesuwają nas jak starą szafę to usprawiedliwione jest to wielką wojną, grzechami ciężkimi naszych wrogów, gwarancjami międzynarodowymi i innymi takimi pozornymi zabezpieczeniami. Wierzymy w nie tak samo jak w nasze stare papiery. Nie rozumiemy, że w polityce najważniejszy jest szybki zysk. Ukraińcy na Wołyniu zrozumieli to w lot i dostali dobry papier na usprawiedliwienie tego zysku. Papier etniczny, którym teraz wymachują.

My, jak powiadam nie możemy z tego samego argumentu korzystać, bo zaraz okaże się, że nie ma czegoś takiego jak Polacy, a tereny etnicznie Polskie to w istocie tereny dawnej Rzeszy zamieszkałe przez jakichś podejrzanych Słowian. Szlachta zaś polska to Rusini, kilka morawsko-czeskich gangów i szczera Litwa. Tak będzie, zobaczycie. Etnos rządzi, mierzymy nosy, sprawdzamy czy jeden z drugim się poprawnie wysławia, cuius regio eius religio i szafa gra. Ukraińcy wygrali wojnę 30 letnią. Nie wiedzą tylko, że nie z tym przeciwnikiem, co trzeba.

Książki nasze można kupować na stronie www.coryllus.pl, w sklepie www.multibook.pl w księgarni Tarabuk przy Browarnej 6, w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka