coryllus coryllus
7161
BLOG

"Tu ktoś wisi, a tam się pier..ą" czyli sztuka patriotyczna

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 148

 Pamiętam jakim szokiem dla mojego znajomego, starszego już pana, było odkrycie fotografii Jana Saudka z Pragi. Wszyscy lub prawie wszyscy znamy dzieła Jana Saudka, mistrza z Pragi i wiemy na co go stać. Otóż stać go na wiele. Jan Saudek jest artystą pełnym, spełnionym, konsekwentnym i przez swój upór i grozę jaką wywołuje godnym, jeśli nie szacunku to z pewnością podziwu. Jan Saudek jest właściwym spadkobiercą wszystkich czeskich czarnoksiężników i satanistów, wszystkim tych magów, którzy w imię pełnej kiesy lub sławy sprzedali duszę diabłu, albo tylko temu, kto się za diabła podawał. To się oczywiście może nie podobać, to może budzić wstręt i niechęć, ale może też fascynować. Nie tylko poprzez obecność na fotografiach Saudka wystudiowanych aktów, kobiecych i męskich, ale także przez coś innego. Oto Jan Saudek, czeski satanista i czarnoksiężnik, nie odwala popeliny. Ktoś może powiedzieć, a właśnie, że nie! Saudek przez całe życie fotografował ścianę w swojej piwnicy, na tle której ustawiał jakieś dziwki, pomalowane plakatówką na niebiesko. Okay, niech krytycy Saudka idą do swojej piwnicy, a po drodze ściągną jakąś dziwkę, od dziecka pożycza plakatówki i spróbują zrobić to samo. Ciekawe co im wyjdzie. Można oczywiście czepiać się Saudka, że jest wulgarny, ale to jest argument od czapy, bo Saudek ma sukces, a z sukcesem dyskutuje się jedynie poprzez stosunek autora sukcesu do Pana Boga, a nie inaczej. Inaczej nie można, bo autor sukcesu powie: to zrób lepiej i jest pozamiatane. Na moim znajomym, który już dziś nie żyje, największe wrażenie zrobiła fotografia Jana Saudka przedstawiająca obrzeże jakiegoś lasu, kopulującą parę oraz wisielca w dziwnym giezłeczku. Nie mógł sobie ów człowiek poradzić z emocjami kiedy patrzył na to zdjęcie. - Popatrz – wołał – tu ktoś wisi, a ci się pier...ą. A powiem Wam, że nie był to człowiek, który nadużywał brzydkich wyrazów. I to jest właśnie reakcja jaką wywołuje sztuka prawdziwa. Chodzi mi o temperaturę emocji oraz relacje z odbiorcą. Oto Jan Saudek dobrze zdaje sobie sprawę, ze swojej wielkiej samotności i konsekwencji swojego wyboru, które będą dlań w ostateczności przykre. No, chyba, że wzorem wielu artystów żydowskiego pochodzenia przyjmie chrzest na łożu śmierci i zdąży się wyspowiadać. Póki co jednak Jan Saudek nie zamierza się z nami ani z nikim innym na nic umawiać, on nas nie kokietuje, nie próbuje nas zainteresować sobą i swoimi zdjęciami w sposób nachalny. On tylko posiedział jakiś czas w piwnicy, napstrykał aparatem „Zenith” fotek gołym dziewczynom i poustawiał to na mieście koło swojego lokalu. To wszystko. Jan Saudek nie ładuje pieniędzy w promocję, nie organizuje spotkań autorskich, on jedynie przyjmuje pieniądze za to co zrobi między jednym posiłkiem a drugim. I tyle.

Jest jeszcze jeden Saudek, Karel. Jak ktoś w latach osiemdziesiątych kupował magazyn „Relax” i pamięta jego drugi numer, ten wie o co chodzi. Był tam komiks opowiadający o zamachu na Heydricha. To właśnie Saudek go narysował, Karel Saudek. Obaj bracia mieli dość trudne relacje, bo Karel nie miał w sobie tej bezwzględności i autentyzmu, co Jan. Próbował poza tym robić karierę w strukturach uczelnianych i związkowych, które zrzeszają czeskich artystów i oczywiście o mało nie dostał od tego zawału, bo struktury uczelniane, czy to w Czechach czy w Polsce czy gdzie indziej są takie same, czyli zajmują się promocją śmieci i nieudacznictwa. Starszy Saudek o tym nie wiedział i wiele lat chorował z tego powodu, nie mogąc się przebić ze swoją sztuką. Jan był przytomniejszy i od razu zrezygnował z wszelkich dróg oficjalnej kariery, co natychmiast zaprocentowało, bo stał się artystą uznanym na rynku sztuki i cenionym przez odbiorców z pieniędzmi. Od tych odbiorców, czyli od bogatych Żydów z Ameryki, trafił dopiero do nas, przerażonych konsumentów jest potwornych dzieł. To jest droga dla artysty właściwa i jedyna. Pozostaje tylko pytanie: podpisać cyrograf czy nie. Odpowiedź na to pytanie załatwia właściwie wszystko.

Jak widzicie w Czechach można znaleźć odpowiedzi na wiele nurtujących ludzi pytań. Dlaczego nie można tych odpowiedzi znaleźć w Polsce? Bo nikt nie szuka, to odpowiedź właściwa, choć niepełna. Jest jeszcze inna: bo struktury uczelniane i związkowe wchłonęły wszystko. I dotyczy to nie tylko sztuki, ale każdej innej dziedziny ludzkiej aktywności. Gawędziliśmy sobie tu ostatnio o twórczości bardów, którzy usiłują uwodzić słuchacza poprzez proste rymy i proste dźwięki. Ludzie ci zachowują się tak jakby nie mieli konkurencji, a jedyne twórcze pomysły, które przychodzą im do głowy, polegają na dokładaniu do tekstu coraz to nowych nazwisk pomordowanych bohaterów, których to nazwisk do niedawna nie wolno było wymieniać. Mamy więc sytuację taką: jedni tłuką propagandę antynarodową i biorą za to pieniądze, mówiąc, że Rudy i Zośka to pedały, a inni z drugiego końca wyśpiewują, w sposób najnędzniejszy z możliwych ich chwałę. I jam mam uwierzyć, że to nie są naczynia połączone? Żartujecie chyba. Najbardziej charakterystyczną cechą jednych i drugich jest pogarda dla odbiorcy, pogarda tak straszna, że trudno ją sobie nawet uzmysłowić. Pogarda obezwładniająca, na którą nigdy nie pozwoliłby sobie satanista Saudek, bo natychmiast spadłyby mu przychody. U nas jednak takie zachowanie uchodzi. Dlaczego? Otóż dlatego, że pomiędzy twórcą a odbiorcą jest przepaść nie do zasypania, żeby się o tym przekonać trzeba by po prostu pogrzebać w życiorysach niektórych twórców i zapytać skąd im nogi wyrastają. To jest odpowiedź najprostsza i mam wrażenie, że jedyna. Twórcy w Polsce, w przeciwieństwie do takich Czech, są z zupełnie innej bandy niż widz, czytelnik i słuchacz. W dodatku są z takiej bandy, która kultywuje wartości i wyznacza cele o jakich się Janowi Saudkowi, praskiemu czarnoksiężnikowi żydowskiego pochodzenia nie śniło.

Toyah skrytykował wczoraj na swoim blogu film pod tytułem „Inka 1946”. To jest kolejny już gniot robiony za 5 złotych, który ma nam uzmysłowić jak straszne było UB po wojnie. Reżyser filmu o Ince zabrał się do swojej pracy korzystając z całego repertuaru chwytów znanych filmowcom we wczesnych latach Hollywood, w czasach kiedy kręcono takie filmy jak „Nietolerancja”. Mamy więc wypacykowaną niunię, która ma porozrywaną na piersiach bluzkę, żeby każdy patriotycznie nastawiony onanista mógł na tym badziewiu wysiedzieć do końca i nie usnąć z nudów. Mamy brutalnych ubeków, którzy w tymże samym onaniście wywołują chęć zemsty i pokazania kto tu rządzi. Mamy prawie świętych i prawie diabłów. No, a taki Saudek jest diabłem prawdziwym, a nie udawanym. I co? A jego brat ze swoją udręką wykiwanego frajera na pewno się nawróci przed śmiercią. I co? Co wobec tych faktów zrobią artyści polscy? Otóż zupełnie nic. Oni bowiem zajęci są utrzymywaniem w równowadze płynu znajdującego się w naczyniach połączonych czyli mówiąc wprost – nas wszystkich licznie tu zgromadzonych. Ponoć Powstańcy Warszawscy już protestują przeciwko filmowi o Powstaniu, bo są tam sceny gorszące i nieprawdziwe, które oczywiście zostały tam umieszczone celowo, właśnie po to, by oni protestowali. Celem nadrzędnym artystów polskich jest bowiem zirytowanie odbiorcy. Ową irytację biorą oni za zachwyt bądź obudzenie i mają z tego jakiś fun. Prócz tego oczywiście dostają pieniądze za swoją pracę, a pieniądze te podtrzymują w nich pewność, że są kimś od widza, czytelnika i słuchacza innym, dużo rzecz jasna lepszym. Emocje są tak wyprofilowane, a ludzie tak w Polsce wytresowani przez te wszystkie lata, że manipulowanie nimi nie przedstawia żadnego problemu. Oto dwóch gości grających Zośkę i Rudego, facetów, którzy wyglądają jak projektanci mody Paprocki i Brzozowski lansujący się stale w GW, oto Ruda Zośka w furażerce z filmu o Powstaniu, u której trudno rozpoznać jakąkolwiek płeć i już się denerwujemy i fukamy, już nam się robi słabo. Oto Inka po torturach, wypindrzona i wymalowana jak na zabawę w remizie, a my już płaczemy i się wzruszamy. Oto zajawka filmu Jerzego Zalewskiego o partyzancie Roju, gdzie jakaś para kopuluje na krześle, stanowczo jak na okoliczności za głośno, a potem pojawia się napis: Bóg, honor, ojczyzna. Nie widzieliście tego? Szkoda. Oczywiście, żeście widzieli, ale do głowy wam nie przyszło żeby się oburzać, boć przecież to nasz człowiek, nasz Jurek ten film wyrezyszerował, a ta podła telewizja chce mu go skrócić, sztuke chco zniszczyć po prostu. Tak, panie święty być nie może. Obejrzyjcie sobie tę zajawkę. Tu ktoś wisi, a tam się pier..ą. Nic dodać nic ująć.

Przeciwko temu filmowi protestowały rodziny, protestowali widzowie, ale jakoś nikt tego nie podchwycił, jakoś ten protest zgasł i jest cicho. W imię solidarności zapewne, a może nawet w imię „Solidarności”. Któż to może wiedzieć...

Pora teraz na rozróżnienie najważniejsze. Czym się różnią polscy filmowcy patriotyczni od Jana Saudka czarownika z Pragi. Otóż do piwnicy Saudka, Lucyfer zachodzi osobiście. W drodze z kamieniołomów na Strachovie, gdzie powieszono Józefa K, zachodzi sobie książę piekieł do piwnicy, w której Saudek przygotowuje do pracy te swoje dziwki. Pan wszystkich piwnic świata, siada na starej kanapie i udziela praskiemu fotografowi różnych praktycznych wskazówek. Potem zaś wypijają po kieliszeczku beherovki, i Szatan idzie dalej a Saudek dzwoni do brata żeby zeń trochę podrwić, a potem umawia się z nim gdzieś na mieście i piją razem do rana wspominając swojego zmarłego ojca, który do Karela mówił Kaja, a do Jana Kain. I wstaje dzień.

Pomiędzy polskimi filmowcami patriotycznymi i patriotycznymi pisarzami, a także pisarzami rewizjonistami, którzy chcą dla nas dobrze, a Lucyferem jest nieprzebrana ilość bytów. Oni zaś, ci wszyscy twórcy od siedmiu boleści nie widzieli nigdy na oczy cyrografu. Nie można się więc wzruszać się ich dylematami i tragizmem ich wyborów, bo tu o żadnych wyborach nie ma mowy. Tu są tylko zlecenia na umowy śmieciowe podpisywane z takimi pośrednikami jak okultystyczne wydawnictwo Rebis. A oni – jak mawia Grzegorz Braun – nie mają w tym czarnym kościele, nawet statusu proboszcza. Oni są tam jedynie ministrantami. Grzech też nic im nie pomoże, bo na jaki grzech stać starego pijaka albo młodego aspirującego historyka? Przelecieć żonę kolegi, albo nieletnią kuzynkę? Żarty. Takich grzeszników Jan Saudek wciąga nosem...Trzeba by zacząć od donoszenia na rodzonego brata, ale w Polsce to nie jest wcale łatwe, bo ten brat powinien być jednak kimś, a nie jakimś menelem, albo wręcz urzędnikiem państwowym. O tym zaś kto jest kim w Polsce decydują czarni ministranci, ich poziom właśnie wyznacza ogólny poziom zjawisk zwanych twórczością. Nie inaczej.

Można się oczywiście wziąć do pracy. Można rozpocząć eksperymenty i podjąć ryzyko, ale powstaje wtedy bolesne pytanie: a za co będziemy grzeszyć mistrzuniu kochany? I wtedy siedzący i Saudka w piwnicy Lucyfer odbierze swoją komórkę. I powie w nieznanym mistrzowi Janowi języku kilka zdań. Powie na przykład tak: powiedz im, że ode mnie nic nie dostaną, niech przewalą jakiś budżet, to może zrobimy dla nich demonstrację pod jakimś domem kultury, albo, ćwiartkę filmu pokażemy w kinie nocnym, w sobotę, przed długim weekendem. I na koniec doda: niech spie..ją.

 

Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl gdzie do końca sierpnia trwa promocja I tomu Baśni jak niedźwiedź, audiobooka oraz książki o przenoszeniu domu.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka