coryllus coryllus
4988
BLOG

W końcu umarł...

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 104

 Jakoś tak naszło mnie na pisanie źle o nieboszczykach. Właśnie nadarzyła się kolejna okazja, ponieważ umarł Marcel Reich- Ranicki, a skoro umarł możemy sobie w końcu jasno i wyraźnie powiedzieć po co jest ta cała literatura. Zanim jednak przejdziemy do Reicha i jego misji przypomnę jeszcze na moment Kongo, kauczuk i króla Leopolda. Ilość literatów zaangażowana do tego, by przekonać opinię publiczną, że zbrodnie w Kongo to wina jednego człowieka – króla Belgów – była rekordowa. Na czoło zaś wśród nich wysuwał się nasz ulubiony Mark Twain, który napisał dzieło zatytułowane „Wolny cmentarz Kongo”, w którym przekonywał świat, że jeden człowiek oszukał sprytnie polityków Anglii, Niemiec, Francji i USA, a następnie doprowadził do ludobójstwa. I jeszcze uniknął kary. Jeśli ktoś pamięta tekst Kamiuszka pod tytułem „Pochwała głupoty Erazma”, bez najmniejszego trudu zauważy tu kolejną odsłonę starych, czarnoksięskich zagrywek, a jeśli ktoś tego tekstu nie pamięta może rozwodzić się na temat socjotechniki i takich tam niedorzeczności. Mamy tymczasem tego Reicha, którzy raczył był zejść ze świata w dniu wczorajszym i to jest znakomita okazja by rozprawić się – a przynajmniej spróbować – z pewnym wrośniętym w serca przekonaniem. Oto ludzie wierzą, że pisarz pisze, krytyk, krytykuje, a czytelnicy czytają i podoba im się albo nie.

To jest kłamstwo, a rzeczy wygląda inaczej. Większość pisarzy to wynajęci propagandyści, którzy uwiarygadniać mają podłe i ciemne sprawki swoich rządów, albo – jak to lubi określać profesor Zybertowicz – grup interesów. Ich problem polega na tym, że są dość leniwi, albo bardzo naiwni i pozostawieni sami sobie nie dają sobie rady, ani z czytelnikiem, ani z wydawcą, ani z nikim właściwie. Pieniędzy nie upilnują, nieruchomości zadłużą, dzieci nie nakarmią i jeszcze nie piszą książek, jak im polecono. Dlatego właśnie potrzebny jest ktoś, kto będzie ich dyscyplinował, czyli krytyk. Jest on ważniejszy od pisarza, a ilość krytyków literackich w jakimś kraju może być ważnym współczynnikiem określającym tego kraju powagę. Zamiast ilości można też mówić o jakości. Niemcy jako kraj poważny postawiły na jakość i dlatego mieszkał tam Reich. On był jeden i to właściwie wystarczyło. Polska jest w całkowitym dole, więc nie ma tu żadnego krytyka, a jedynie sprzedawcy z programów publicystycznych, tacy jak Wojewódzki, Szczuka i Dehnel. Krytyk wyznacza kryteria oceny, to jest jego właściwa funkcja. Nie jest nią krytykowanie jak to się zdaje wymienionym przeze mnie, czynnym w Polsce sprzedawcom. Im poważniejsze są te kryteria tym lepiej. I teraz dochodzimy do rzeczy najważniejszej: żeby te kryteria były poważne czytelnik, pisarz i sam krytyk, muszą choć trochę wierzyć w tę ustawioną w XIX i XX wieku hierarchię świeckich świętych zwanych pisarzami. Inaczej nie da rady. I właśnie po to był potrzebny Reich, żeby wszyscy w Niemczech w to wierzyli. Okazuje się bowiem powoli, że tylko Niemcom jest ta piramida głupstwa potrzebna. Inni, czyli Brytyjczycy i Amerykanie mają w każdym pokoleniu nowy garnitur pisarzy, którzy raz jeszcze opowiadają ludziom te same, wymyślone przez Jamesa Fenimoore'a Coopera i Karola Dickensa kłamstwa. Mają też filmy, które są dla książek tym czym bomba atomowa dla pancernych zagonów, że się tu taką malowniczą metaforą posłużę. Są jeszcze Francuzi, ale ich właściwie nie ma, więc nie ma też się czymś przejmować.

Jacek Syn Alfreda dał dzisiaj ciekawy tekst o Ranickim, w którym znalazła się informacja o spotkaniu Marcela z Guntherem Grassem w Warszawie w roku 1958. To jest tak zaskakujące, że aż zaniemówiłem. Były funkcjonariusz resortu spotyka się z młodym Niemcem, który był w SS. I to gdzie? W Warszawie! I potem jeden zostaje papieżem, a raczej „papieżem”, a drugi prawie świętym. Jeśli ktoś chce dalej wierzyć w literaturę i krytykę to oczywiście może kontynuować swoje błędy, ale przymusu nie ma. Nie ma tym bardziej, że siedziba owego tajemniczego biura promocji światłych idei, które mają zbawić świat, wyłania się przed nami w całej okazałości. Po przeczytaniu tej informacji o spotkaniu tych dwóch panów, możemy mieć pewność, że w tamtych czasach była nią Moskwa. Dziś książki nie są już tak ważne, tak więc centrum propagandy jest po prostu w Hollywood.

No i jeszcze o kryteriach. Ja nie wiem, czy gdzieś na świecie jest pisarz tak słaby jak Gunter Grass, myślę, że nawet Elfriede Jelinek jest lepsza. Te koncepty, te postaci, ten sznyt, ten bębenek blaszany i to głębokie zrozumienie ludzkiej kondycji, nie można wprost oderwać oczu od tekstu. I ten pan przez całe 50 lat był najlepszym pisarzem Niemiec, a w końcu dostał Nobla. I ten Reich, który pilnował, żeby czasem nie okazało się, że w Niemczech są jacyś inni pisarze. No i w końcu Reich umarł. I Gunter będzie musiał teraz sprostać podwójnym obowiązkom. Jak on sobie biedny z tym poradzi, przecież nic tak naprawdę nie umie? Zobaczymy. No, ale kryteria, o kryteriach miało być. Otóż, żeby rządzić na rynku trzeba ukraść kryteria. Wytrychem do sejfu zaś są nagrody literackie, a włamywacze siedzą w komisjach jurorskich. Dlatego każdy kto idzie po jakąś nagrodę to idiota uplatający sznur na własną szyję. Szczególnie w kraju takim jak Polska, gdzie nie ma rynku. Ludziom jednak wydaje im się, że nagrody są właśnie tym, co daje im szansę i za nic się takiego przekonania nie pozbędą. Dlaczego? Bo nie chce im się robić. Tak to wygląda w mojej ocenie. Miałem kiedyś takiego nauczyciela, już o nim wspominałem, pana Władysława. Miał ów pan straszliwy szczękościsk i mówił zawsze w charakterystyczny sposób, tak jakby wszystkim groził. Powtarzał zawsze patrząc na nas spode łba – chłopacy, tylko praca, tylko mrówcza praca może doprowadzić ucznia do wyników....I myśmy z tego szydzili i naśladowaliśmy Władka cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. I dziś też można sobie z tego poszydzić, bo właściwie czemu nie...w końcu jak człowiek ma szczęście może wygrać w lotto, a jak jest dobrym pisarzem może dostać nagrodę Nike. Ale powiem Wam w tajemnicy, że jak ktoś jest naprawdę dobry to może mieć swoją własną nagrodę i nominować do niej innych, słabszych lub lepszych, w zależności od tego co mu jest potrzebne. I tu tkwi gwóźdź, czy jak kto woli tutaj mamy clou, dlaczego w Polsce nikt poza GW nie wpadł na taki pomysł? No przecież wpadł. Mamy nagrody prawicowe przecież i ciągle je dostają ci sami ludzie. Czego ja się znowu czepiam? No tego, że aby taka nagroda spełniała swoją funkcję czyli pozycjonowała kryteria i dawała szansę, musi być rynek. On się zaś bierze z działalności laureatów tych nagród, a jeśli laureaci są ludźmi, którzy ni cholery nie robią, a chcą tylko siedzieć i zajadać i to są w dodatku ciągle ci sami ludzie, to gdzie tu mowa o rynku i kryteriach.

No więc towarzysze z Moskwy czy Hollywood, czy Londynu czy skądś tam jeszcze widząc to nie mogą spokojnie patrzeć na tę marnację i dają nam szansę. Dają nam nagrody, laureatów, krytyków i jakoś tak robią, że oni wszyscy żyją i żyją i żyją i kary na nich nie ma. Nam się to nie uda, jestem pewien...Reich miał, kurcze aż 93 lata. Nażył się chłop aż miło...

 

Zapraszam wszystkich rzecz jasna na stronę www.coryllus.pl gdzie ciągle trwa promocja II tomu Baśni jak niedźwiedź, sprzedajemy ją po 25 złotych plus koszta wysyłki. Książki zaś nasze można kupić w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie, w księgarni Tarabuk, przy Browarnej 6 w Warszawie i w księgarni wojskowej w Łodzi przy ul. Tuwima 33, a także w księgarni Latarnik przy ul. Łódzkiej w Częstochowie.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka