coryllus coryllus
4137
BLOG

Reduta Zbitego Ciemienia

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 34

 Ja się naprawdę nie chcę czepiać Szczura Biurowego i jego misji, ale mam kilka kwestii do omówienia i pomyślałem, że dziś akurat jest dobry dzień, żeby spróbować. Zaraz jadę na jarmark do Grodziska, więc was z tym zostawię i może coś wymyślicie. Mamy oto ten trend w polskim życiu publicznym, który polega na obronie wartości, pamięci, historii i bohaterów. I to jest coś co wielu ludzi rozgrzewa do białości i czyni ich lepszymi. Jednak z punktu widzenia PR i skuteczności cała ta działalność jest po prostu krępująco nędzna i nieskuteczna. Bo cóż to jest, stać na pace samochodu i wykrzykiwać przez megafon jakieś hasła w kierunku domu korespondenta niemieckiej telewizji. Nasi koledzy z Wielkiej Brytanii posunęli się zaś nawet do tego, że poszli protestować pod niemiecką ambasadę, w czasie kiedy film „Nasze matki, nasi ojcowie” wyświetlany był w telewizji BBC. Toż pod siedzibę tej telewizji trzeba było iść! Tak myślę, ale mogę się mylić. No więc mamy te protesty, z których nic absolutnie nie wynika, bo nie idą za nimi żadne posunięcia prawne. Nie ma pozwów, nie ma sądów, nie ma żadnej obsługi prawnej. I jak to rozumiem, bo jest to prywatna inicjatywa Macieja Świrskiego i Rafała Ziemkiewicza i oni poza emocjami nic nie mają, a takie sprawy jak sądy i pozwy powinny leżeć w gestii instytucji państwowych. Te zaś póki co należą do Tuska i jego ferajny, a więc nie ma o czym gadać. Jest też oczywiście opozycja, która mogłaby iść na udry z Niemcami o ten serial, ale nie idzie, bo wykonuje właśnie jakiś taki kontredans, który ma ją doprowadzić do sukcesu wyborczego. Oby tak się stało, ale ja – wybaczcie – mam inną wizję drogi do sukcesu i ta, którą teraz prezentuje PiS kojarzy mi się z drogą do pułapki, a nie do sukcesu. Przykro mi.

Jeśli pozostaniemy na poziomie czystych emocji, oburzenia, wściekłości i nerwów to różne reduty dobrego imienia spełniają swoją funkcję, bo ładnie owe emocje zagospodarowują. No, ale nic więcej. Ludzie zaś chcą czegoś więcej, chcą po prostu zwycięstwa, o czym piszę na tym blogu do, za przeproszeniem, zrzygania. I nie mają tego zwycięstwa, a proponuje im się jedynie udział w kolejnych aktach poświęcenia i stanie na deszczu oraz mrozie, czyli to co zwykle w Polszcze uchodzi za działalność polityczno-społeczną. Jest to bardzo popularne albowiem nie wymaga budżetu. Stanie na deszczu przed czyimś domem nic, na razie, nie kosztuje, a jako stabilizator napięcia, sprawdza się znakomicie. Podobnie jak łażenie w te i z powrotem po mieście z kukłą Tuska na platformie czy jakimś innym gadżetem. To się oczywiście może podobać, ale jak twierdzi pewien mój znajomy jest to raczej cywilizacyjna porażka. Każda aktywność ma jakąś funkcję praktyczną, zgodną z intencją menedżera eventu, bądź całkiem nieprzewidzianą. I takąż funkcję ma również oburzenie stymulowane przez redutę dobrego imienia, która ostatnio jakby trochę wyhamowała. Ma zapewne utrzymywać ludzi w gotowości i jakimś takim napięciu, przed ważnymi wydarzeniami politycznymi. Mogę się oczywiście mylić, może być tak, że im się po prostu znudziło i już nie będą występować w obronie sprofanowanych świętości. Może po prostu zauważyli jak to jest nieskuteczne i dali sobie spokój.

Ja to wszystko napisałem oczywiście nie ot tak sobie. Mamy tu pewien perfidny cel do osiągnięcia, a wszystko zaplanowaliśmy wczoraj we dwóch z Toyahem. Oto telewizja polska emitowała niedawno film opisywany jako komedio-horror czy coś podobnego, który nosił tytuł „Dziennik Anny Frenkenstein”. Jest to coś w rodzaju parodii. Piszę coś w rodzaju, bo parodia jednak ma jakiś pierwowzór, albo kilka pierwowzorów. Tutaj zaś, w przypadku „Dziennika Anny Frankenstein” trudno doprawdy zorientować się co jest parodiowane. Najprościej powiedzieć, że tragiczne życie Anny Frank, Żydówki zamordowanej w Oświęcimiu, która zostawiła najsławniejszy na świecie dziennik. Mamy w tym filmie wszystkie nieśmieszne, przeznaczone dla szczerych idiotów spędzających czas przed ekranami telewizorów, chwyty. Mamy tam wyobraźcie sobie kawałki ludzi spalonych w krematorium, które jakiś typ przywozi na taczce, a potem one kopulują ze sobą i w końcu czarodziejskim sposobem łączą się w wielkiego, sztucznego Żyda z pejsami, takiego ni to Golema ni to Frankensteina. Film ten, jeśli spojrzymy nań, z perspektywy Reduty Dobrego Imienia narusza taką ilość tabu, że właściwie powinien być publicznie spalony. Ja obejrzałem jedynie fragmenty i to jest coś, czego nikt normalny nie wytrzyma. Niestety nie mogę się dowiedzieć kto jest producentem tego filmu i dlaczego jest on emitowany w telewizji polskiej, gdzie nie można pokazać takiego na przykład Grzegorza Brauna, który nigdy nikogo nie obraża i zawsze jest uprzejmy. To jest uważam czysty skandal. Nie widzę jednak, by ktokolwiek protestował przeciwko emisji tego filmu. Może czegoś nie zauważyłem, ale ambasada Izraela ani stowarzyszenia byłych więźniów Auschwitz nie wnoszą pozwów do sądu. Nie ma nawet zakazu emisji, co dałby się załatwić pewnie po cichu i spokojnie. Bo po co robić gnojom reklamę i ciągać ich po sądach.

Dlaczego? Bo nikogo to nie interesuje. Nie interesuje to przede wszystkim Żydów ani nie interesuje to Polaków deklarujących szczere przywiązanie do powojennej narracji historycznej, w której holocaust jest wydarzeniem centralnym. Nie interesuje ich to, bo gdyby ich interesowało ten straszliwy film nie zostałby wyemitowany w polskiej telewizji. Po cóż jest więc pamięć i jej reduty – spyta ktoś? Myślę, że jest to gadżet służący do dyscyplinowania frajerów. Gadżet służący do zamykania ust tym, którzy mogliby powiedzieć coś naprawdę ważnego. Niemcy się nim nie przejmą, podobnie jak Amerykanie piszący o polskich obozach śmierci. To jest zabawka przeznaczona wyłącznie dla nas. I szkoda, że nie udało się o tym porozmawiać w czasie debaty „Polacy, Żydzi Izrael”, która niedawno odbyła się w Klubie Ronina. Może jednak zdarzy się jeszcze kiedyś okazja.

Jadę na ten jarmark.

 

Zapraszam wszystkich rzecz jasna na stronę www.coryllus.pl gdzie ciągle trwa promocja II tomu Baśni jak niedźwiedź, sprzedajemy ją po 25 złotych plus koszta wysyłki. Książki zaś nasze można kupić w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie, w księgarni Tarabuk, przy Browarnej 6 w Warszawie i w księgarni wojskowej w Łodzi przy ul. Tuwima 33, a także w księgarni Latarnik przy ul. Łódzkiej w Częstochowie

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka