coryllus coryllus
6296
BLOG

Cały istotny przekaz jest w sferze pop...

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 137

 Powtarzamy to do znudzenia, ale nigdy dość. Wczoraj okazało się po raz kolejny, że mamy, wszyscy jak tu siedzimy, rację. Ktoś zacytował fragment obscenicznej biografii pana nazwiskiem Jacyków, fragment nie dotyczący bynajmniej rozrywek autora czy ulubionych alkoholi, ale tekstyliów. Otóż zdradził nam pan Jacyków, co podejrzewaliśmy od dawna, a czego nie byliśmy pewni, bo siedzimy poza branżą, że rynek tekstyliów jest trzecim co do wielkości rynkiem na świecie. Tak w strefie legalnej jak i szarej. W tej ostatniej plasuje się zaraz po broni i narkotykach. W czasach dawniejszych kiedy większość substancji odurzających była po prostu legalna, a broń miał każdy lub prawie każdy, tekstylia musiały więc być na pierwszym miejscu najdalej na drugim po wspomnianej tu broni i produkcji stali, ale to nie jest wcale pewne. Nie da się niczego wyjaśnić w dziejach bez dokładnej analizy sytuacji na rynku tekstyliów i tym między innymi będziemy się zajmować w tomie Baśni zatytułowanym „Kredyt i wojna”. Tom amerykański, który pisze się bardzo powoli, ale się pisze, również ociera się o takie tematy. Okazało się bowiem, dla mnie samego była to niespodzianka, że misje jezuickie produkowały mnóstwo odzieży na eksport. Odzieży bawełnianej i wełnianej, a rynek odzieży liturgicznej został przez nie w pewnym momencie zmonopolizowany. No to teraz musicie sobie uzmysłowić co to znaczy rynek tekstyliów liturgicznych w XVII i XVIII wieku. To jest coś tak dynamicznego, głębokiego i gęstego, że ci którzy rozdają na tym rynku karty nie mogą się śmiać z żadnych dowcipów, nawet bardzo dobrych i zawierających suspensy. Kiedy zaś ktoś próbuje ich z tego rynku wypchnąć oni się bardzo, bardzo denerwują i potrafią sięgać po środki zaradcze z gatunku mocno niestandardowych. Wszystkich tych rewelacji dowiedzieć się możemy z popularnych książek wydawanych w czasach ponurego PRL oraz od zwariowanego celebryty nazwiskiem Jacyków, który normalnie ma takie zadanie, żeby się wygłupiać w mediach. Dlaczego tak jest? Dlaczego nikt nie potrafi wysnuwać właściwych wniosków i szukać związków pomiędzy wydarzeniami i postaciami w miejscach gdzie te związki rzeczywiście są, a nie tam gdzie ich nie ma i być nie może? Ja tego nie wiem, ale jedyna myśl, jaka przychodzi mi do głowy da się sformułować tak mniej więcej: cała akademicka nauka służy jedynie temu by nagradzać posłusznych i umożliwić im awans w całkowicie fikcyjnych hierarchiach. Jest ona oddzielona od tego co nazywamy tu obszarem treści popularnych, z których szydzi nie raz w sposób co najmniej nieuzasadniony. Traktuje czasem też ów obszar jako przedmiot badań, ale wtedy jest jeszcze gorzej niż przy szyderstwach. Wtedy po prostu nie wiadomo już co powiedzieć. Ja sobie kiedy kupiłem pracę naukową pewnego dziennikarza muzycznego. Dotyczyła ona zespoły „The Beatles” i teoretycznie powinna dać się przeczytać. Nic z tego. Gdybym nazwał ją g...nem zrobiłbym temu facetowi przyjemność. I kiedy tak rozmawiamy poważnie o różnych niepoważnych sprawach i niepoważnie o poważnych wychodzi Jacyków w swoim idiotycznym kapelutku i mówi: rynek tekstyliów jest najważniejszy na świecie. A co my wiemy o tym rynku tekstyliów? Nic. W Polsce jedyne książki dotyczące ubrań i materiałów pisała Irena Turnau i są one trudniejsze do znalezienia niż trufle w polskich lasach. Ja sobie większość już kupiłem i Wam także polecam. Szczególnie ciekawe są zdjęcia eksponatów z jakichś muzeów ubrań, bo takie ponoć w Polsce istnieją. Nie wiem czy teraz istnieją, bo książki Ireny Turnau mają już swoje lata, ale kiedyś istniały na pewno. Z niejakim zaskoczeniem można zauważyć, że XVI wieczne pończochy bawełniane, widoczne z bliska na fotografiach, niczym się nie różnią od współczesnych. Poza tym, że są trwalsze rzecz jasna, bo przetrwały 500 lat i ciągle cieszą oko. Po dzisiejszych skarpetach nie będzie zaś śladu za 5 lat. Nie wiem czy dziś wydaje się w Polsce jakieś książki o tekstyliach. Nie mówię tutaj o różnych dyrdymałkach dotyczących mody, które mają rzekomo przyciągnąć czytelników, a wcale nie przyciągają. Mówię o książkach na temat przemysłu. Pewnie nie ma niczego takiego i wiedzę o mechanizmach rynku ubrań trzeba czerpać z Jacykowa.

Wczoraj przeczytałem, że chcą wprowadzić w całym kraju zakaz opalania domów węglem. Ja mam nadzieję, że to jest jakaś mina, na której ma się wywalić Tusk, bo przecież to jest niemożliwe. Zakaz opalania węglem? W kraju gdzie węgla jest ciągle pod dostatkiem? Rząd ma podobno dopłacać do zmiany systemów grzewczych w każdym gospodarstwie. Od razu przypomniały mi się średniowieczne i XVI wieczne zakazy palenia węglem w Londynie i Paryżu. Kto wtedy handlował drewnem opałowym? Jak myślicie? No przecież nie zakazywali tego, bo się królowi zapach palonego węgla nie podobał, wszędzie wówczas śmierdziało, bo nie było kanalizacji tylko rynsztoki. Stało za tym jakieś lobby. Nie żydowskie, bo Żydów wyrzucono już wcześniej. Tego też nikt nie wie, bo to są sprawy nieciekawe, co innego problem światła w obrazach Ribery, o tym można gawędzić do upojenia i napisać ze setkę książek.

A w GW napisali, że palenie mokrym drewnem jest jeszcze gorsze niż palenie śmieciami. To jest coś nieprawdopodobnego, palenie mokrym drewnem? Czy ktoś z GW próbował kiedyś napalić w kominku mokrym drewnem? A może trzeba od razu opatentować palenie wodą? Jest tanie, ekologiczne i zdrowe. Przypomniało mi się, żeby już było całkiem popowo, że król Henryk II, król Francji, ten który zakazał palenia węglem w paryskich piecach i kominkach, a potem dostał dzidą w oko, jest bohaterem wszystkich najczarniejszych narracji propagandowych z epoki. Niemcy pisali, a Polacy powtarzali po nich, że defekował kucając przy płonącym kominku. Ja wczoraj paliłem w kominku, akurat drewno było trochę mokre i długo nie chciało się zająć, musiałem je w końcu zamienić na suche, co polecam również dziennikarzom z GW, paliłem powiadam w kominku i przypomniał mi się ten król i jego dziwne praktyki. Mój kominek jest dużo mniejszy niż ten w Luwrze i z pewnością grzeje słabiej, pomyślałem sobie więc, że nie zaszkodziłoby zaprosić tu jakiegoś wielbiciela takich opowieści o królach załatwiających się do kominków, żeby sam spróbował. Napalimy porządnie, suchymi dębowymi klockami i jeszcze wrzucimy trochę brykietu, żeby było cieplej, a potem mój gość spróbuje zrobić to samo co Henryk II de Valois. Wszystko oczywiście sfilmujemy, żeby nie było, że ktoś tu ściemnia. Może takie doświadczenie nauczyłoby kilka osób właściwej analizy różnych popularnych opowieści i rozpoznawania kontekstu towarzyszącego ich powstawaniu. Sam nie wiem....

Cały istotny przekaz jest w sferze pop, nie można napisać w związku z tym naukowej książki o Bitlesach, równie dobrze można próbować palić w kominku mokrym drewnem, albo zamienić go na klozet w środku zimy. Dlatego właśnie Toyah napisał normalną książkę o zespołach. Książkę popową, dynamiczną i świeżą. Tytuł jest tak trudny, że go nie zapamiętałem. On chciał ją nazwać „Rockn'roll etcetera”, ale powiedziałem, że ja nie mam zamiaru sprzedawać książki pod tak kretyńskim tytułem i dał tam coś innego. Na okładce, jak przystało na popową książkę o zespołach, jest jakiś gość z papierosem i goła baba. Wygląda to nieźle. Książka jest gruba, nie tak gruba jak Liść, ale grubsza niż dwie ostatnie. Muszą teraz jeszcze zrobić korektę i mam nadzieję, że wyrobimy się z tym na krakowskie targi. Oby nam się udało. Na warszawskie targi planuję mieć gotową Baśń amerykańską, a na wrocławskie kwartalnik „Szkoła nawigatorów”. Wczoraj dostałem od niewolnika fantastyczny zupełnie rysunek do tego kwartalnika. Jest super. Zobaczycie go już w pierwszym numerze. Jesteśmy trochę zmęczeni, ale jakoś ciągniemy do przodu...

Cały istotny przekaz jest w sferze pop dlatego właśnie od dziś rozpoczynamy sprzedaż „średniowiecznego” komiksu pod tytułem „Romowe”. Jest to opowieść o wyprawie do Prus, w sam środek krwiożerczego pogaństwa, dwóch ludzi: rycerza i mnicha. Mają stamtąd przywieźć głowę św. Wojciecha. Cena 28 zł plus koszta wysyłki. Obecność tego albumu w naszym sklepie trzeba traktować jak rozpoznanie walką. Chcemy po prostu wejść na rynek komiksów. Zobaczymy czy się uda. Album "Romowe" można także kupić w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy oraz w księgarni "Latarnik" przy ul. Łódzkiej w Częstochowie.

Cały istotny przekaz jest w sferze pop, dlatego bardzo Was proszę, byście pomogli mi zaistnieć w konkursie „strażnik pamięci” ogłoszonym przez redakcję „Do rzeczy”.

Wszystkie informacje znajdują się pod tym linkiem http://dorzeczy.pl/straznik-pamieci/

Chodzi o to, by każdy kto uzna, że to ma sens i chce to zrobić, zgłosił mnie do konkursu w kategorii „twórca”. Ja to piszę wprost, bez fałszywej i prawdziwej skromności, bo chodzi o rzecz ważną, czyli o poszerzenie targetu i sprzedaż. Zgłoszenia wraz z uzasadnieniem trzeba przesyłać do 13 października na adres: ul. Racławicka 146, 02-117 Warszawa lub e-mailem: straznikpamieci@dorzeczy.pl

 

Dobrze by był, żeby uzasadnienia były oryginalne, choć kolega newcomer zamieścił pod wczorajszym moim wpisem wzór, z którego można skorzystać. Oryginalność uzasadnień oddali od nas zarzut o niepoważne traktowanie jury i całego konkursu. A my go traktujemy bardzo poważnie. I chcemy go wygrać. Mam tu na myśli nas wszystkich zgromadzonych na tym blogu. Aha, jeszcze jedno – dobrze by było gdyby do zgłoszenia dołączyć jeszcze mój mail coryllusavellana@wp.pl , tak by wiadomość dotarła nie tylko do redakcji, ale również do mnie. Będę wówczas dysponował statystyką zgłoszeń, w razie gdyby okazało się, że nie ma mnie wśród osób uczestniczących w konkursie.

No i oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl tylko jeszcze dziś można tam kupić II tom Baśni jak niedźwiedź po promocyjnej cenie 25 złotych plus koszta wysyłki.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka