coryllus coryllus
7237
BLOG

O fałszywych doktrynach i fałszywej historii

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 94

 Ponieważ Ukraina wymiksowała się póki co ze struktur unijnych, czyli mówiąc wprost haracz pobierany przez Putina jest na razie mniejszy niż to co zaproponowali urzędnicy z Brukseli, pojawiło się w salonie mnóstwo głosów na temat polityki Ukrainy wobec Europy, Rosji oraz Polski. Dociekania te oparte są na kilku fałszywych założeniach, które nie prowadzą do żadnych wniosków a jedynie na manowce. Zanim jednak przejdziemy do Ukrainy, zajmijmy się w sposób anegdotyczny doktryną polityczną i jej mocą, lub jak kto woli źródłami władzy.

Wielu ludziom w Polsce i nie tylko wydaje się, że owym źródłem władzy jest jakaś poważna struktura urzędnicza, albo mafijna, albo mundurowa. Co w sumie na jedno wychodzi. To są złudzenia, w dodatku niebezpieczne, bo każda taka struktura może być zlikwidowana w dwa dni, bez specjalnego kłopotu. Potrzebna jest do tego jedynie determinacja i wroga wobec struktury, ale skrajnie wroga i niszcząca, doktryna.

Pisałem tu, przy okazji omawiania okoliczności śmierci Indianina imieniem Siedzący Byk, o rozpaczliwym poszukiwaniu charyzmatów. O tym, że temu biednemu człowiekowi, w którym Pan Bóg umieścił jakieś moce, do czego wątpliwości nie było ani za jego życia, ani po śmierci, nie dano spokoju gdy umarł. Jego ciało miało być pokawałkowane i sprzedane na amulety w antykwariatach Nowego Jorku i Filadelfii. Jeśli ktoś chce z tego szydzić może to oczywiście czynić, ale przypomnę jeszcze, że istniejące do dziś stowarzyszenie „Czaszka i piszczele”, z którego wywodzą się tacy politycy jak George Bush, zainicjowało swoją działalność okradając grób innego charyzmatycznego Indianina – Geronimo. Im także potrzebny był charyzmat. Dobrze bowiem wiedzą ci nowocześni, bogaci i lekko zblazowani ludzie, że bez charyzmatu wszelkie aspiracje do władzy można potłuc o kant sami wiecie czego. Warto w tym miejscu zapytać, dlaczego oni po prostu nie poszli po błogosławieństwo do tego swojego kościoła tylko rozkopywali groby biednych Indian, którym wcześniej ukradli ziemię. To chyba jasne? Bo ich charyzmat nie ma nic wspólnego z kościołem, ani z tamecznym, ani z Kościołem Katolickim. Wyobrażacie sobie, że jakieś studenckie stowarzyszenie z Harvardu czy Yale idzie ze swoimi chorągwiami do kościoła, żeby tam ksiądz je pobłogosławił? Potem wszyscy przystępują do sakramentów i wychodzą szczęśliwi na ulicę, a następnie rozpoczynają działalność polityczno-biznesową dla dobra swojego kraju? Czy to jest w ogóle do pomyślenia?

I mamy teraz tę Ukrainę i jej mafiozów rządzących krajem. Oni pytają wprost – jakie macie charyzmaty chłopaki? Na co Unia – mamy procedury, dotacje, struktury, koafiury, konfitury i w skarpetach dziury. - Aha – zastanawiają się mafiozi z Ukrainy – to my zaczekamy i zadzwonimy do Włodka w międzyczasie. Z tamtej strony cisza. Włodek zaś odpowiada, żeby się wstrzymać, bo ci co okradli dawniej grób Geronimo, kręcą tylko głowami i nic wyraźnie nie mówią. I na tym stanęło.

Co na to Polacy? Polacy ogłosili koniec polityki jagiellońskiej. W tym całym układzie bowiem oni są najgłupsi i najmniej rozumieją. Ich charyzmat bowiem nie jest transcendentny i nie pochodzi z zaświatów, ale ma charakter aspiracyjny. I to Polaków gubi i wpędza w kompleksy, ale oni tego nie rozumieją, bo chcą być nowocześni i uważają, że będą tacy poprzez realizację swoich, całkowicie nie przystających do realiów aspiracji. Polacy utrzymują, że ich polityczna tradycja, tradycja Unii polsko litewskiej, koresponduje z politycznym projektem nazywanym Unią Europejską. To jest absolutna brednia i fałsz, a widać to choćby po tym, że w Unii polsko-litewskiej chodziło o to, by obywatele posiadali coraz więcej i bogacili się wskutek tego posiadania, w tej zaś nowej unii chodzi o coś przeciwnego. O to, by posiadanie było dla obywatela ciężarem oraz o to, by miast bogacić się obywatel zadłużał się coraz bardziej w banku. I to jest różnica podstawowa. Tamtą Unię Kozacy zaporoscy zwalczali ze wszystkich sił, jeśli tylko odmawiała im tego czego chcieli, a od tej po prostu spieprzają w podskokach, bojąc się, że Krzywonos z Chmielnickim nie dadzą tym razem rady.

Piewcy fałszywego, aspiracyjnego charyzmatu, wierzą także, że istniało coś co nosi dziś roboczą nazwę „polityki jagiellońskiej”. Chodzi o to, by pod jednym berłem zgromadzić jak najwięcej krajów Europy środkowo wschodniej. Pisząc „berłem” szydzę, bo wiadomo, że nie ma mowy o berle, za to jest mowa o parlamencie, procedurach, strukturach, koafiurach i całej reszcie. Otóż nie było żadnej polityki jagiellońskiej. Ową nicość maskuje się w podręcznikach historii fałszywym i oślizłym potworkiem językowym, czyli sławną „polityką dynastyczną Jagiellonów”. Cóż to jest polityka dynastyczna? To jest budowanie złudzenia, że będąc półpogańskim, dzikim Litwinem, zdeprawowanym przez włoskich pederastów i zadłużonym po uszy, można przeciwstawić się niemieckim bankom, cesarzowi, który swoje charyzmaty bierze wprost z Rzymu, Turkom uważającym się za nowych Rzymian od czasu zdobycia Konstantynopola, oraz miastom takim jak Gdańsk, Lubeka, czy Nowogród Wielki, które dyktują ceny zboża na świecie. To są niemożliwe rzeczy proszę Państwa. Polityka dynastyczna Jagiellonów jeśli nawet przyjmiemy, że istniała, polegała na mniej lub bardziej chętnym podporządkowywaniu się decyzjom silniejszych. Po upadku zaś Węgier w roku 1526 Jagiellonom pozostało już tylko słuchanie co mówi do nich cesarz, albo Turcy, albo Gdańsk, a najczęściej na słuchaniu tego co mówi do nich Albrecht Hohenzollern. To co dziś w Polsce nazywa się „polityką jagiellońską” jest w istocie polityką Stefana Batorego i Zygmunta III Wazy, a raczej Jana Zamojskiego, bo Zygmunt III był organicznie niezdolny do prowadzenia działań politycznych. Polityka ta oparta była o charyzmat Kościoła, w dodatku o ten najważniejszy, czyli misyjny, którego realizacją zajmowały się najważniejsze w Kościele struktury – zakony. W naszym przypadku chodziło o Jezuitów. I to był szalenie ważny moment, bo od razu widać było, że wszystkim w kraju się polepszyło, a ci co mieli słabsze albo oszukane charyzmaty dostali ataku wściekłości. Początkowo ruchy zmierzające do likwidacji charyzmatycznej Rzeczypospolitej były rachityczne, ale w końcu stały się nieco bardziej zdecydowane, a prawdziwych rumieńców nabrały one w roku 1648, kiedy to – jak piszą współcześni mędrcy – zbuntowali się Kozacy i chłopstwo, bo szlachta ich gnębiła i nie chciała utrzymywać kozackiego rejestru, w liczbie 30 tysięcy wojska. Ciekawe co by powiedzieli ci wyrozumiali pseudobadacze, gdyby dziś ktoś im kazał utrzymywać bandę najemników, ot tak na wszelki wypadek, bez żadnej gwarancji, że najemnicy ci nie zdenerwują się bezczynnością i nie napadną na kraj, który im płaci. Albo, że ktoś nie przebije stawki, albo, że oni sami nie zażądają więcej, bo się będą nudzić. Albo, że nie sprowokują wojny z sułtanem jak to już nie raz bywało, bo ile można siedzieć i czekać aż coś się zacznie.

Jeśli już mówimy o buncie biednych, oszukanych Kozaków, porównajmy wpierw pewne liczby. Sicz zaporoska była osadą liczącą stale mniej więcej 3 tysiące mieszkańców, samych mężczyzn. Chmielnicki zaś wyprowadził w roku 1648 w pole aż 17 wielkich pułków, czyli około 50 tysięcy ludzi. Skąd on ich wziął mili Państwo na tych dzikich polach i jakimi drogami oni tam doszli? Toż pielgrzymka ta widoczna być musiała z kosmosu. Ważniejsze zaś pytanie brzmi: kto za ich obecność w szeregach armii Chmielnickiego płacił. Skąd wzięły się pieniądze na te zaciągi. Bo oczywiste jest, że były to zaciągi, a nie żaden spontaniczny bunt oszukanych szeregowców.

Dziś jak widzimy nie jest tak łatwo, albowiem sytuacja różni się znacznie od tej z XVII wieku. Oto wtedy na unię polsko-litewską napadli w kolejności wymienionej: Kozacy, Moskwa, Szwedzi, Węgrzy. A kiedy już się wszystko uspokoiło i szło na lepsze, przyszli jeszcze Turcy. No, a teraz my wraz ze Szwedami, Węgrami, Niemcami oraz całą resztą próbujemy przekonać Kozaków, że powinni się do nas przyłączyć. Nie wysyłamy do nich jednak już jezuitów z sakramentami, których oni zabijali, ale posła Kowala. Jemu proponuje się grzecznie udział w programie kulinarnym, ale to wszystko na razie. O przystąpieniu do unii mowy nie ma bo jak powiedziałem sytuacja jest inna i Chmielnicki z Krzywonosem dziś są na nic. A do stracenia jest znacznie więcej niż wtedy. Dobrze o tym wiemy. No i charyzmaty już nie te.

 

Od czwartku ruszają w Warszawie Targi Książki Historycznej, gdzie będę sprzedawał swoją nową książkę „Baśń jak niedźwiedź. Historie amerykańskie. Część I”. Tydzień później – 5 grudnia zaczynają się targi książki we Wrocławiu, tam będzie premiera kwartalnika „Szkoła nawigatorów”. 5 grudnia zaś w nieznanym jeszcze miejscu i o nieznanej godzinie, odbędzie się we Wrocławiu spotkanie z Grzegorzem Braunem i ze mną. 11 grudnia podobny wieczorek będziemy mieli w Błoniu, a 14 grudnia Toyah i ja zapraszamy na swój wieczór w Katowicach, u franciszkanów. Początek o godzinie 17.00

No a teraz wszystkich zachęcam do oglądania okładki kwartalnika na stroniewww.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka