coryllus coryllus
4961
BLOG

Sharon Stone vs królowa Jadwiga. Pytanie do profesora Nowaka

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 51

 Kiedy mamy dużo pracy nie ma komu ugotować obiadu. Tak właśnie jest teraz bo trzeba robić wysyłkę. No i ja wtedy idę zawsze do budy z kebabem, gdzie kupuję trzy kebaby i jeden falafel dla Lucyny. Kebaby z baraniną oczywiście, nie z kurczakiem. W budzie, gdzie się zaopatruję wisi na ścianie telewizor, w którym zwykle lecą jakieś niezrozumiałe arabskie teledyski, albo tureckie filmy o gangsterach. Dialogi prowadzone są oczywiście „po ichniemu”, ale nie ma to dla mnie znaczenia, bo wiele da się wywnioskować z samego obrazu i mowy ciała pokazywanych na ekranie postaci. I właśnie wczoraj widziałem tam kawałek filmu. Patrzę, proszę ja Was, w ten telewizor i czekam kiedy moja baranina będzie ciepła, a tam pokazują najpierw jakiegoś nieznanego nikomu arabskiego albo tureckiego aktora, a zaraz potom osobę kropla w kroplę podobną do Sharon Stone, której towarzyszy gość wyglądający jak Andy Garcia. - Nieźli są – myślę sobie – zrobili casting do tego gniota, tylko po to, by znaleźć aktorów podobnych do gwiazd z Hollywood. Minęło dobre pół minuty zanim zorientowałem się, że to prawdziwa Sharon Stone i prawdziwy Andy Garcia. Troszkę, przyznam, mnie zatkało, bo mam słabe rozeznanie w świecie filmu i myślę dawnymi kategoriami. To znaczy wydaje mi się ciągle, że kariera w Hollywood to nobilitacja, szczególnego rodzaju, ale jednak nobilitacja, nie zaś degradacja. Wczorajsza jednak wizyta w budzie z kebabem uświadomiła mi na czym naprawdę polega ten cały ichni sukces. Z grubsza wygląda to tak: młodzi ludzie przybywają do Los Angeles i tam zatrudniają się w branży porno. Jeśli wyglądają ciekawie i inspirują swoim wyglądem bogatych zboczeńców, mogą trafić do filmu „Szybcy i wściekli 7”. Tam zaś z kolei trafiają na poważnych ludzi interesu, którzy finansowaniem filmów przykrywają swoje interesy narkotykowe i zbrojeniowe. Mają oni sztab fachowców, którzy zajmują się wyłącznie ocenianiem potencjałów poszczególnych postaci. Są to ludzie dobrze wykształceni i obyci, trudno ich zaskoczyć. Praca ich nie jest bynajmniej łatwa, bo do tak zwanego szczytu aktor w Hollywood zbliża się około czterdziestki, a kiedy aktor ów jest aktorką może to oznaczać kłopoty i zwiększony wysiłek lanserski, bo trzeba widza przekonać, że kamienna Sharon bez gaci to jest jednak walor nie do pobicia. No, ale zlecenie jest zleceniem. Kiedy już uda się je zrealizować i pieniądze za oglądanie Sharon bez gaci popłyną szerokim strumieniem, mamy do czynienia z kulminacją, zwaną także czasami błyskiem sławy. Jeśli aktor lub aktorka są bystrzy zorientują się, że ta sława to pic i trzeba mieć parę zaskórniaków, żeby przetrwać do starości i śmierci w męczarniach. I Sharon właśnie do takich osób należy, ona i Andy Garcia. Widać to było wczoraj w budzie z kebabem. Sharon wychudzona jak nie wiem co, wyglądała jak cień samej siebie i próbowała nas epatować obwisłymi piersiami. Chłopakom z budy się to podobało i wymieniali jakieś uwagi po arabsku. I nie powinno to nikogo dziwić, bo tak jest ten szwindel skonstruowany. Z lupanaru w centrum miasta sławne kurtyzany przesuwane są stopniowo na przedmieścia. Entuzjazm jest ciągle ten sam i jak jedna z drugą ma szczęście, może się do grobowej deski nie zorientować, że już się do zawodu nie nadaje. Lepiej było z Andym, który po prostu był sobą, siedział w fotelu i odgrywał amerykańskiego mafiosa włoskiego pochodzenia. Napięcie w tym filmie budowane było poprzez muzykę i poprzez cycki Sharon. Trzy osoby siedziały w jakimś apartamencie, gadały po arabsku albo po turecku, a z offu płynęła muzyka podobna do tej z filmu „Siedemnaście mgnień wiosny”. I tyle. Praca łatwa i przyjemna, płacą pewnie nieźle, no ale nie przyjmują wszystkich, trzeba wcześniej przejść przez to całe piekło, żeby na starość móc grywać w spokojnych, tureckich filmach o amerykańskiej mafii.

Dlaczego mi się to skojarzyło z królową Jadwigą? Już tłumaczę. Otóż wczoraj profesor Andrzej Nowak wygłosił wykład z cyklu „Filary polskości” i opowiadał o królowej Jadwidze i Janie Kochanowskim. Ja tego wykładu nie słyszałem, ale elig o nim napisała. Okazało się, że profesor zaszczycił mnie biednego polemiką, z czego jestem szalenie zadowolony i dumny. Nie prawdą jest - powiedział Andrzej Nowak z Krakowa, że Kochanowski był szpiegiem Albrechta H., bo nie ma na to żadnych dowodów. Brał pieniądze, to prawda, ale za drugim razem pojechał do Padwy za własne, pochodzące z zastawionego majątku, grosze. Ja nie wiem o jakiego rodzaju dowodach myślał profesor Nowak. Miałoby się okazać, że Albrecht gromadził jakieś kartoteki, jakieś, przepraszam za wyrażenie, kwity, na swoich ludzi? To jest nie możliwe przecież. Dobrze wiemy, że dziś nie da się nikomu niczego udowodnić, a Kiszczak dostaje leciutko trzy lata w zawieszeniu, bo jest niewinny. A co dopiero 500 lat temu. Nie ma dowodów, to fakt, ale są sugestie i ja jako autor popularnych książek o historii mam prawo się tymi sugestiami posługiwać. Elig napisała, że profesor Nowak uważa iż poezja Kochanowskiego przyczyniła się do rozwoju literatury polskiej i innych literatur słowiańskich. Chętnie dowiedziałbym się jakich. Jeszcze zaś chętniej zobaczyłbym delegację z instytutów literackich przyjeżdżających z owych słowiańskich krajów i składających wieńce w kościele w Zwoleniu pod domniemanym nagrobkiem Jana Kochanowskiego. Tak po prostu, z wdzięczności za wkład w rozwój ich literatury.

Ja rozumiem, że chodzi o to, by ludzie prócz wiary w Boga mogli także wierzyć w ciągłość tradycji państwowej, ale to jest zła droga. Jeśli nie przebudujemy nieco naszego spojrzenia na przeszłość, jeśli nie poddamy krytyce – im gwałtowniejszej tym lepiej – wszystkiego właściwie co w tej przeszłości uda się znaleźć, będzie po nas. Już o tym mówiłem i pisałem, ale jeszcze powtórzę. Mamy do czynienia z wojną propagandową, w której źródła, fakty i syntezy historyczne są traktowane jak narzędzia. Jak narzędzie traktowana jest także praca literatów parających się historią. Cały zaś konflikt propagandowy, rozgrywający się przed naszymi oczami od 500 lat, czyli od czasu rewolucji protestanckiej da się opisać jako starcie niemieckiego uniwersytetu z teatrem elżbietańskim. To ważne by sobie sprawę tę uświadomić, ważne jest też by wiedzieć, że niemiecki uniwersytet przegrał i nadal będzie przegrywał. Produkowane zaś przezeń treści służyć będą jedynie temu by dyscyplinować i scalać społeczeństwa przygotowywane do klęski. My właśnie, Polacy, w sposób niezdrowy, moim zdaniem, eksploatujemy narracje produkowane na uniwersytetach. Może nie tyle eksploatujemy, co po prostu łykamy. I musimy mieć swojego Kochanowskiego pod lipą i rozwój literatury polskiej i innych jeszcze literatur, bo to nam zapewnia spokojny sen. W tym czasie w ciemnych piwnicach z weneckimi lustrami, w których niedawno jeszcze przechadzała się Sharon Stone w samej bieliźnie, a może i bez bielizny, przygotowywane są opowieści, rodem z ksiąg doktora Dee, które zniszczą całą naszą błogość. Musimy się na to przygotować i – jestem o tym przekonany – zrobić to każdy we własnym zakresie, bo uniwersytet, co widać po wykładzie profesora Nowaka, nam nie pomoże. Po czym ja to poznałem? Po tym co profesor powiedział na temat królowej Jadwigi. Ponoć nie urodziła się ona w roku 1371 jak do tej pory sądzono, ale w roku 1374. Unieważnia ów fakt malowniczą opowieść o Wilhelmie Habsburgu, który miał wkraść się na Wawel i tam skonsumować swoje małżeństwo z Jadwigą. Tak ponoć powiedział Andrzej Nowak, profesor z Krakowa, z uczelni, która winna nosić imię królowej Jadwigi, a wskutek nacisku wiedeńskich policmajstrów poprzebieranych za profesorów nazywa się dziś Uniwersytetem Jagiellońskim. Fakt ów jest kolejną oznaką naszej całkowitej bezradności jeśli idzie o moc propagandową i taką zwyczajną, uwodzicielską, naszych historycznych opowieści. Oto banda litewskich biseksualistów, zdeprawowanych przez włoskich gejów rządzi w Polsce przez dwieście ponad lat i nie potrafi założyć tu żadnej akademii, bo im na tym zwyczajnie nie zależy. Jedyna zaś akademia, która istnieje powstała dzięki staraniom naszej świętej królowej. I ona właśnie przez 600 lat pomawiana jest o to, że straciła dziewictwo w okolicznościach niestosownych. No i teraz profesor Andrzej Nowak fakt ów dementuje. Ja zaś mam pytanie w związku z ową demencją. Oto ono: skoro opowieść o Wilhelmie była nieprawdą to dlaczego – bo o to chodziło o ile pamiętam – tak długo blokowana była kanonizacja Jadwigi? Ponoć dlatego właśnie, że nie była dziewicą. Jest to oczywista brednia, obaj to wiemy Panie profesorze, ale dlaczego Pan, pracownik Uniwersytetu Świętej Jadwigi, albo któryś z Pańskich szacownych kolegów, nie ujawnił owego przekłamania wcześniej? Dlaczego nie było polemiki medialnej na ten temat i dlaczego nikt się tym nie interesował? Otóż dlatego, jak sądzę, że uniwersytet nie ma na te sprawy żadnego wpływu. Uniwersytet może odezwać się jako ostatni i przyklepać coś, co zostało ustalone gdzieś wcześniej. A gdzie? Tego nie wiemy.

Ustalmy wszystko jeszcze raz. Przez 500 lat nie można kanonizować naszej bohaterskiej królowej, bo ponoć się puściła. Potem zaś okazuje się, że nie, że to nie była prawda tylko krzyżacka propaganda. No, ale wpływy krzyżackie zmalały od tamtego czasu znacznie, a Jadwigę kanonizował dopiero Jan Paweł II. Kto więc pilnował owej narracji, kto stał na straży tego weneckiego lustra, za którym odbywał się casting największych kurew, z których jedna miała zagrać Jadwigę Andegaweńską? I na jakie jeszcze historię ów tajemniczy „ktoś” ma wpływ?

Ja się nie spodziewam odpowiedzi, ale miło mi było pogawędzić z Panem profesorem na targach we Wrocławiu. Tak, tak, spotkaliśmy się tam i Andrzej Nowak kupił ode mnie II tom Baśni. A w ogóle muszę Wam powiedzieć, że Wrocław jest miastem szalenie inspirującym. Dowiedziałem się na przykład, że niedawno na zamku w Budzie, odsłonięto pomnik Jadwigi I Jagiełły. Pomnik sfinansowali Węgrzy i Litwini. Nasz minister Sikorski też tam był ponoć przy odsłanianiu, ale gdzieś się spieszył i, jak to on, nie traktował tego wydarzenia z przesadną powagą. Któż to bowiem jest dla niego ta cała Jadwiga, jakaś kolejna puszczalska święta, nikt więcej. Tak więc mamy pomnik królowej, świętej narodu polskiego wystawiony za pieniądze litewskie. Pomnik ten jest symbolem jakiegoś dealu litewsko węgierskiego, o którym nie mamy pojęcia. A szkoda. Szkoda, bo mieć powinniśmy. I ja jestem więcej niż pewien, że gdyby prymasem Polski nie był Kowalczyk tylko John Dee mielibyśmy absolutną i pełną widzę na temat tego, o co tam chodzi naprawdę. Tak się jednak składa, że jest inaczej i w czasie kiedy na Węgrzech odsłania się pomnik Świętej Narodu Polskiego nie ma przy tym żadnego polskiego biskupa. Bo to nie chodzi o tego głupiego Sikorskiego, wierzcie mi, że wcale nie chodzi o niego...

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk w Warszawie przy Browarnej 6 i do księgarni „Latarnik' w Częstochowie przy Łódzkiej 8. Przypominam także, że dziś o 18 w willi Poniatówka w Błoniu mamy wieczorek z Grzegorzem Braunem, a w sobotę w Katowicach podobny wieczorek z Toyahem. Ten katowicki rozpocznie się o 17, w sali świętego Antoniego, w klasztorze franciszkanów przy Związkowej 20 w Katowicach.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka