coryllus coryllus
5224
BLOG

Bagiński czyli o kryteriach oceny raz jeszcze

coryllus coryllus Rozmaitości Obserwuj notkę 32

 Moja żona płakała wczoraj wieczorem chyba przez godzinę. A wszystko przez Bagińskiego. Puszczają teraz w portalu WP taki cykl artykułów prezentujących sylwetki najwybitniejszych Polaków ostatnich 25 lat. I wczoraj było o Bagińskim. Ja przeczytałem to co oni tam napisali i się od razu wkurzyłem, bo był to typowy bełkot aspirujących młodzieńców, którym się zdaje, że są samotnymi geniuszami stojącymi na wysokiej skale. Z Bagińskim jest podobnie, ale o tym dowiedziałem się na końcu.

O co chodzi? O to, że film „Katedra” jest po prostu filmem genialnym, a w dodatku został stworzony według opowiadania jednego z najlepszych polskich pisarzy Jacka Dukaja. Z Bagińskim przy innych filmach współpracował inny wybitny autor młodego pokolenia Łukasz Orbitowski, itp., itd...tak tam było napisane. Ja teksty Łukasza Orbitowskiego akurat pamiętam, bo on pisywał w portalu www.o2.pl , kiedy ja puszczałem tam swoje kawałki. Były te teksty Orbitowskiego napędzane prostym mechanizmem, po który nie sięgnąłby żaden szanujący się bloger. Nawet taki, który dopiero zaczyna. Poza tym przeglądaliśmy ostatnio z żoną listę beneficjentów Ministerstwa Kultury i znaleźliśmy tam nazwisko Orbitowskiego, no więc nijak nie mogę uwierzyć, że autor dotowany i promowany ze szczebla ministerialnego może być dobry. Nie może, bo to jest wewnętrzna sprzeczność. Ludzie sięgający po dotacje to słabeusze nie rozumiejący swoich odbiorców. No, ale opisywane jest to w mediach inaczej. Mamy więc dzieła wybitnego animatora, za którym stoją wybitni autorzy. Wszystko zaś w jakimś tam stopniu sponsorowane jest przez budżet państwa. Sztuka Bagińskiego przedstawiana jest jako konkurencyjna wobec tego co tworzą artyści animatorzy, rysownicy i filmowcy w Ameryce i w ogóle na zachodzie. Czy słusznie? Moim zdaniem nie, te filmy mają inną zgoła funkcję. One mają funkcję korka, który blokuje aspiracje i działania innych artystów, chcących korzystać ze standardowych dróg kariery. Takich jakie wybrali Dukaj, sam Bagiński czy Orbitowski. Ok, mówią, że Bagiński to samotny i niezrozumiany geniusz z Białegostoku, niech tam będzie, ale to przeszłość. Dziś Tomasz Bagiński to jedne z najbardziej rozpoznawanych twórców w świecie reklamy i filmu animowanego. I ja pamiętam takich odsłon z przeszłości kilka, nie zakończonych co prawda tak spektakularnym wydarzeniem, jak nominacja do Oskara, ale zdolnych ludzi z Polski pokazywano już wcześniej. Dlaczego Bagińskiemu się udało, a innym nie? Ponoć dlatego, że „Katedra” była – jak na rok 2002 – czymś absolutnie niezwykłym. No, ale ja wiem z doświadczenia, że życie nasze potoczne pełne jest rzeczy niezwykłych. Nierzadko bardziej niezwykłych niż film Bagińskiego. Dlaczego „Katedra” akurat? Ja tego filmu nie oglądałem do wczoraj, żeby się nie denerwować. I w ogóle nie jestem konsumentem tego rodzaju produkcji, ale spodziewałem się, że to będzie coś innego. Nie wiedziałem co, ale sądziłem, że jednak nie to. No bo co my tu mamy, być może ta interpretacja pójdzie całkiem wbrew zamierzeniom autora, czyli Jacka Dukaja, ale niech tam, mamy w tym filmie postać, która chodzi po katedrze. Budowla jest martwa i to jest jej cechą podstawową. Wędrowiec zwiedza katedrę w ciemnościach i oświetla sobie drogę takim dziwnym patykiem, na którego końcu płonie jakaś przypominająca fosfor substancja. I łazi tak ten człeczyna po katedrze, łazi, a kiedy światło z tej jego fosforowej lampy padnie na twarz jednego czy drugiego maszkarona, całkiem podobnego do zwyczajnego człowieka, dodajmy, to tamten uśmiecha się, albo mruży oczy, jakby chciał się ochronić przed tym światłem. Prezbiterium katedry jest niby zburzone, niby nie dokończone i wychodzi na skraj przepaści. I tam właśnie materializują się marzenia wszystkich młodych artystów polskich od pisarzy począwszy na animatorach kończąc. Oto samotny wędrowiec stoi nad otchłanią. Nie jest to żadna przepaść, ani nic podobnego. To otchłań w rozumieniu najbardziej oczywistym, piekło po prostu, w którym coś się przelewa i szumi. Jest olbrzymie i groźne, a nasz wędrowiec patrzy w głąb tego piekła i przyświeca sobie tym patykiem co to w nim fosfor płonie. I nagle staje się światłość! Nad dziwną planetą, gdzie powstała ta niesamowita budowla wschodzi gwiazda, podobna do słońca ale większa i po kolei, w tempie znacznie przewyższającym to, do czego przyzwyczaili nas polscy piłkarze biegający po boisku, oświetla planetę, gasi piekło swoim blaskiem i zalewa nim wnętrze katedry. Żywe maszkarony krzywią twarze, bo światło je drażni, ciemność bowiem była lepsza. Nasz wędrowiec zaś nie spodziewając się niczego wpada w pułapkę. Okazuje się bowiem, że katedra rośnie i pochłania tych, którzy nieostrożnie weszli do jej wnętrza. Pochłania ludzi i karmi się ich krwią oraz ciałem. I w ostatnich sekundach tego filmu pochłania naszego wędrowca i on także staje się jednym z elementów tej upiornej budowli, która stoi wprost na krawędzi piekła. No i jak Wam się podoba moja interpretacja? Bo mnie się podoba bardzo i uważam, że ta interpretacja całkowicie wyjaśnia niedoszły sukces Bagińskiego w Hollywood.

Najpierw krótka lista oskarowa, a potem niestety przegrana z jakimś innym filmem. No, ale rzecz dla nas najważniejsza została wykonana, wytyczono szlak, którym inni będą podążać. A może nie będą, sam nie wiem...oby nie podążali.
Drugiego filmu Bagińskiego nie oglądałem, bo mnie recenzja odstraszyła. Obejrzałem za to jeden z kolejnych, który nosił tytuł „Kinematograf”. To przez ten film moja żona płakała. Zanim wyjaśnię dlaczego, powiem co napisali recenzenci. Otóż napisali, że produkując taki obraz jak „Kinematograf” Bagiński zaczął schlebiać najniższym gustom. No i generalnie zaniżył poziom. I tak to właśnie jest kochani, kiedy banda gówniarzy dorwie się do oceniania cudzej pracy i eksponuje wszystkim dookoła te swoje chore aspiracje. Normalnie taki jeden z drugim będzie pluł słysząc słowo Hollywood, ale kiedy wpiszą go na listę oczekujących do wpisania na listę oczekujących, którzy być może znajdą się na krótkiej liście oskarowej, gotów jest na wszystko.

Uważam, że „Kinematograf” to jedyny udany film Bagińskiego, a poznaję to właśnie po tym, że ta banda gamoni uznała iż schlebia on najniższym gustom, a także po tym, że tak bardzo wzruszył moją żonę. I tu się niestety czai prawdziwe niebezpieczeństwo, bo choć na nasz konkurs nie nadeszła jeszcze żadna praca, to pojawiło się parę pytań demaskujących moim zdaniem tak zwane środowiska. Oto zapytał mnie pewien człowiek, czy może wziąć udział we wszystkich trzech konkurencjach. Nie powiem, zdziwiłem się. Wielokrotnie pisałem, że zależy mi na jakości, że chcę, aby prace były bardzo dobre. Nie sądzę, przeglądając dokonania polskich rysowników i animatorów, by udało im się stworzyć trzy dobre prace w tak krótkim czasie. Inny pan zasugerował mi, że powinienem rozwinąć swój konkurs i nagradzać scenariusze, bo rysownik nie poradzi sobie z przeniesieniem sobie „surowego” tekstu w obrazki. I cóż ja mogę rzec na takie dictum? Tylko to: w nosie mam rysowników, którzy nie radzą sobie z dynamiczną, barwną i łatwą do narysowania historią i nie będę z nimi współpracował. To chyba jasne. No i ten młody człowiek się oczywiście obraził. Na całe szczęście, bo obejrzałem sobie jego prace w sieci i nie chciałbym, żeby mi je tutaj przysyłano. Czekam z niepokojem co będzie dalej. Czasu jest jeszcze dużo i nikt nie powinien się spieszyć, ale rosną moje obawy co do możliwości i umiejętności ludzi, którzy obstawiają niszę komiksową i animacyjną.

Wracajmy do filmu „Kinematograf”, jest to praca krótka, prosta i bardzo wzruszająca. Historia dla ludzi, po prostu. Historia człowieka, który realizuje swoje marzenia i odnosi sukces, ale sukces ten jest bardzo gorzki. Wszystko zaś opowiedziane w dwanaście chyba minut.

Na koniec zaś tej opowieści o Bagińskim, autor tych recenzji napisał, że Bagiński, Orbitowski i jeszcze ktoś zaczęli robić film o Powstaniu Warszawskim. Film jednoznacznie określający Powstańców jako bohaterów, a Niemców jako potwory, film może nieco pretensjonalny, bo utrzymany w konwencji SF, ale ponoć bardzo dynamiczny. Okazało się jednak, że prace nad tym filmem zostały wstrzymane, miał być skończony w zeszłym roku, ale nie będzie. Miał być skończony na okrągłą rocznicę, ale nie będzie, może pokażą go w 2015, ale to także nie jest pewne. Ja myślę, że nie pokażą tego filmu w ogóle. I jasne jest dlaczego tak się stanie, z tego samego powodu, dla którego „Katedra” została dopuszczona na tę krótką listę oskarową. Gazownia napisała już o tym filmie szereg recenzji i pozamiatane, autorzy zaś, którzy idą na pasku dotacji ministerialnych, tacy jak scenarzysta Orbitowski nie pisną słowa w tej sprawie, bo strach przed utratą pieniędzy z budżetu paraliżuje im język. I ta to się właśnie plecie.

 

Na naszej stronie www.coryllus.pl pojawił się już regulamin konkursu na komiks według „Baśni jak niedźwiedź”. No więc jest tak, mamy trzy kategorie: bitwy, kresy, święci. Do każdej kategorii przyporządkowane jest jedno opowiadanie i można sobie wybrać co się chce rysować. Czy bitwę pod Żyrzynem według opowiadania „Żyrzyn 1863”, czy historię księcia Romana Sanguszki według opowiadania „Baśń kresowa”, czy może historię św. Ignacego de Loyola według opowiadania „Trzydniowa spowiedź kochanka królowej”. Nagrody są niekiepskie, w każdej kategorii po trzy. Za pierwszą 5 tysięcy minus podatek, który w takich razach koniecznie trzeba odprowadzić, za drugą 3 tysiące minus tenże podatek, a za trzecią 2 tysiące minus wspomniany podatek. Myślę, że warto się pokusić, tym bardziej, że z autorami najlepszych prac chciałbym potem podpisać umowy na stworzenie całych albumów, według mojego scenariusza. Aha, jeszcze jedno: na konkurs nie rysujemy całej historii, ale jedynie od 4 do 6 plansz formatu A 4 w pionie. Szczegóły są już na stroniewww.coryllus.pl w specjalnej zakładce „Konkurs”. Prace będzie można nadsyłać do 20 maja, a ogłoszenie wyników nastąpi 20 czerwca.

Ponieważ intensywnie zbieramy pieniądze na nagrody, które są dość poważne, umieściłem w sklepie kilka nowych tytułów, są to albumy z archiwalnymi zdjęciami, dość szczególne o tematyce raczej mało spopularyzowanej. Opisy znajdziecie przy zdjęciach okładek. Zysk z ich sprzedaży przeznaczamy w całości na nagrody konkursowe.


 

Na stronie www.coryllus.pl mamy nowe obrazy Agnieszki Słodkowskiej, ze słynnej już serii „japończyków” mamy też cztery portrety bohaterów naszego komiksu o bitwie pod Mohaczem. Można tam także kupić poradnik „100 smakołyków dla alergików” autorstwa Patrycji Wnorowskiej, żony naszego kolegi Juliusza. No i oczywiście inne książki i kwartalniki. Jeśli zaś ktoś nie lubi kupować przez internet może wybrać się do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, albo do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 33, lub do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy Łódzkiej 8. Nasze książki można także kupić w księgarni „Przy Agorze” mieszczącej się przy ulicy o tej samej nazwie pod numerem 11a. No i jeszcze jedna księgarnia ma nasze książki. Księgarnia Radia Wnet, która mieści się na parterze budynku, przy ulicy Koszykowej 8. 



 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości