coryllus coryllus
6269
BLOG

Festiwal studiów wschodnich

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 52

 To co się dzieje w sieci w związku z wydarzeniami na Ukrainie przypomina sytuację w Polskich mediach w roku 1989 i 1990. Nagle okazało się, że na tematy polityczne, z istoty swojej oszukane wypowiadać się mają ludzie, którzy nie tylko nie mają o tym pojęcia, ale mają wręcz pojęcie odwrócone na drugą stronę. Chodzi mi o aktorów. Pokazywali wtedy różnych Zapasiewiczów i innych, którzy orzekali a to o demokracji, a to o wolnym rynku, a to o Panu Bogu wreszcie. I wszyscy klaskali i żyli nadzieją. Potem się to wszystko wyciszało powolutku i wyciszało, aż zaległa cisza absolutna i mamy to co mamy, czyli Skorskiego, kac po Smoleńsku i po 6 oddziałów banków na każdej ulicy.

Dziś za to wszyscy są specjalistami od historii i teraźniejszości Ukrainy. I specjalizacje te rozwijają się w dwóch głównych kierunkach: entuzjastycznym i sceptycznym. Ten drugi kierunek dałoby się jeszcze podzielić na sceptycyzm historyczny i współczesny. Do drugiej odmiany należy pisarstwo eski, która czeka na demaskację Julii Tymoszenko, a do pierwszej wszystkich tych, którzy mówią otwarcie o banderowcach i tradycji nacjonalistycznej obecnej na Majdanie. Większość jednak autorów realizuje się na kierunku entuzjastycznym, który momentami zaczyna zalatywać mistycyzmem. Oto wolność zwyciężyła, a jej najwyrazistszym objawem jest wybranie na przewodniczącego parlamentu byłego ministra spraw wewnętrznych i szefa tajnych służb. Do tego doszło, czy ja coś przeoczyłem? Niektórzy chcą nawet unię z Ukrainą tworzyć, tak jakby nie rozumieli, że cała historia Ukrainy to próba wydobycia się spod kurateli Rzeczpospolitej i utworzenia czegoś, co miało mieć cechy państwowe, a w rzeczywistości pełniło funkcje biznesowo-porządkowe na szlakach handlowych wiodących ku Morzu Czarnemu i Kaspijskiemu. No więc o żadnej unii mowy być nie może i nikt przytomny na Ukrainie nie myśli w ten sposób. Kraj ten czeka na oferty poważne, takie jak w dawnych czasach. Oferty poważne, czyli wymierzone w kogoś.

Zanim gawędzić będziemy dalej skupmy się na tym, dlaczego Ukraina dawna nie mogła być normalnym państwem. Otóż z tego względu, że energię kinetyczną temu rzekomemu państwu nadawali kozacy, czyli elita wojskowa zainteresowana nieustającą destabilizacją regionu. Z tą właśnie destabilizacją wiązały się profity, czyli pieniądze wpłacane do siczowej kasy przez dwory obce i odlegle, a także zyski z rabunku. Oczywiście, było ryzyko, ale elita polityczno wojskowa miała je wpisane w koszta. No i ci co politykę Ukrainy w dawnych czasach robili już na włamy nie chadzali, tak więc i ryzyko zakończenia życia na haku było mniejsze. Młodzież zaś, nie tylko kozacka, musi się wyszumieć i takie właśnie możliwości wyszumienia się dawała owej młodzieży Ukraina dawna.

Przyjrzyjmy się teraz temu jakże ważnemu momentowi: subsydia i zyski z rabunku przychodzą tylko wtedy kiedy lokalne elity pozostają w kontrze do sąsiadów. Kiedy destabilizują sytuacje w regionie. Na tym bowiem najbardziej korzystają dwory obce. Jakiekolwiek więc próby porozumienia się lokalnego będą torpedowane z wielką zaciekłością, bez względu na to, czy starszyzna szuka porozumienia z Moskwą, z Turcją czy z Rzeczpospolitą. Tylko w jednym momencie ciśnienie to może osłabnąć i wtedy panuje względny spokój – w chwili kiedy oferta zachodu staje się nieatrakcyjna, a dzieje się tak, gdy zachód ma własne problemy, nie do rozwiązania w przewidywalnym czasie. Na przykład kiedy umrze taki Cromwell i trzeba coś wymyślić szybciutko, a tu się nijak nie da.

Pytanie czy ta przećwiczona i wielokrotnie opisana zasada działa również dziś. Myślę, że wkrótce się przekonamy, a najboleśniej doświadczą tego wszyscy politykierzy entuzjaści. Poczekajmy kilka miesięcy i zobaczymy jaki będzie stosunek wolnej Ukrainy i jej mediów do historii, tej dalszej i tej bliższej, a także do całkiem współczesnej sytuacji w Polsce. Dałby Bóg, żeby był po prostu żaden. Żeby tym razem to nie na nas padło, ale na kogoś innego.

Tak się składa, że napisałem właśnie tekst do nowego numeru kwartalnika, który nosi tytuł „Śledztwo w sprawie śmierci św. Andrzeja Boboli”. I tam, ku memu nieopisanemu zdziwieniu widać dokładnie wszystkie siły zaangażowane w roku 1657 w politykę Ukrainy. I powiem Wam, że jest tam sporo zaskoczeń, przynajmniej dla mnie. Może Was to nie dotyczy, ale ja znalazłem tam sporo niespodzianek. I rodzi się teraz ważne pytanie: po co są nam potrzebni historycy? Po to, by budować mniej lub bardziej oszukane wizje państwa i mamić ludzi złudzeniami. Chyba tylko do tego się nadają, bo nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Służą także temu by produkować fałszywe memy, którymi karmią się potem takie stwory jak Piotr Piętak, przybyłe tu z odległych planet zamieszkałych przez psiogłowców. To jest jeszcze lepiej doprecyzowany cel ich misji. Siedzą sobie na barierkach otaczających wielki corral, nad którym ktoś umieścił napis: Media i politycy. Po skopanym kopytami piachu przechadzają się zaś różni tacy, co ich później czytać możemy i usiłują złapać w zęby to co jeden z drugim im z tego ogrodzenia rzuca. A to ideę jakąś fałszywą, a to pomysł poroniony czy coś innego. Im kto młodszy i głupszy tym silniej zdobycz swą zębami ściska. I taki na ten przykład Wszołek nie bawi się w żadne subtelności. On się od razu zastanawia co zrobi Putin. Od samego początku olimipiady widać, że spokój nie schodzi z oblicza Władymira Władymirowicza. Nie ma więc sensu zastanawiać się co on zrobi. Bo pewnie nie zrobi nic. Wszołki jednak i im podobni żyją nadzieją, na uczestnictwo w historii przez duże H i za nic z tego nie zrezygnują, jeśli historia nie dorośnie do ich wyobrażeń tym gorzej dla historii. Nie zaglądałem co tam słychać na niezależnej, ale wczoraj napisali, że Ewa Stankiewicz jedzie na Majdan. Wieść ta jeszcze głębiej przekonuje mnie, że Putin jednak nie zrobi nic. Zakończy olimpiadę, a potem wystawi swojego kandydata na prezydenta Ukrainy. Jest on bowiem, Putin, nie nowy kandydat, szczerym demokratą. Kandydat ten najprawdopodobniej przegra wybory, ale nie będzie to miało aż tak dużego znaczenia jak nam się zdaje.

Co w tym wszystkim jest najistotniejsze? Otóż fakt iż czas jednak płynie, a koncepcje polityczne tworzone doraźnie w oparciu o realia, które nie przetrwały są bez znaczenia. Nie można już tłumaczyć relacji za naszą wschodnią granicą poprzez Giedroycia, bo to jest karta zgrana. Może się ponadto okazać, że te projekcje nadredaktora Jerzego, kiedy zaczniemy je podnosić teraz zinterpretowane zostaną jako przejaw skrajnej wrogości wobec nowego, demokratycznego rządu Ukrainy. Sprawy bowiem idą ku temu, by przeszłość naszego wschodniego sąsiada przedstawiana była tak, jakby nas w niej nigdy nie było, jakbyśmy tam nie istnieli. To jest ważna wskazówka na przyszłość. 400 lat historii wymazuje się za jednym zamachem, bo z tego same tylko nieszczęścia mogą się zrodzić. Jakoś nikt nie interpretuje dziejów Ukrainy w ten sposób, że nieszczęścia przychodzą wtedy gdy pojawiają się tam dziwnie ubrani jegomoście z workami pieniędzy. To jest zawsze cool i w porzo. Konsekwencje bywają różne, ale forsa jest ogólnie spoko. Można dla niej poświęcić wiele, a już na pewno historię relacji z Polską. Jakaś brytyjska gazeta napisała ostatnio, że Lwów to stare austro-węgierskie miasto. A niech was szlag. Mam nadzieję, że dojdzie kiedyś do jakiejś austro-węgierskiej interwencji na Ukrainie, popamiętają ją wszyscy do skończenia świata. O ile sobie przypominam w czasach zwanych niesłusznie dawnymi, kiedy Ruś Czerwona leżała w granicach Węgier, nikt tam nie traktował prawosławnych jak ludzi. I nie sądzę, by Węgrzy się jakoś specjalnie od tamtego czasu zmienili. Oczywiście żartuję, życzę nowej Ukrainie jak najlepiej. Życzę jej szczęścia zdrowia i słodyczy oraz nowych podręczników historii, w których jak byk stało będzie, że dobry Chmielnicki wraz z życzliwymi Żydami, chciał ucywilizować dzikie stepy, ale ten wstrętny Jarema mu nie pozwolił i wywołał wojnę, w której zginęła prawie cała populacja narodu wybranego na Rusi. Tak, tak panie dziejski, dawne to czasy, ale pamiętać je warto, szczególnie dziś, kiedy idą w świecie wielkie zmiany...

 

Na naszej stronie www.coryllus.pl pojawił się już regulamin konkursu na komiks według „Baśni jak niedźwiedź”. No więc jest tak, mamy trzy kategorie: bitwy, kresy, święci. Do każdej kategorii przyporządkowane jest jedno opowiadanie i można sobie wybrać co się chce rysować. Czy bitwę pod Żyrzynem według opowiadania „Żyrzyn 1863”, czy historię księcia Romana Sanguszki według opowiadania „Baśń kresowa”, czy może historię św. Ignacego de Loyola według opowiadania „Trzydniowa spowiedź kochanka królowej”. Nagrody są niekiepskie, w każdej kategorii po trzy. Za pierwszą 5 tysięcy minus podatek, który w takich razach koniecznie trzeba odprowadzić, za drugą 3 tysiące minus tenże podatek, a za trzecią 2 tysiące minus wspomniany podatek. Myślę, że warto się pokusić, tym bardziej, że z autorami najlepszych prac chciałbym potem podpisać umowy na stworzenie całych albumów, według mojego scenariusza. Aha, jeszcze jedno: na konkurs nie rysujemy całej historii, ale jedynie od 4 do 6 plansz formatu A 4 w pionie. Szczegóły są już na stroniewww.coryllus.pl w specjalnej zakładce „Konkurs”. Prace będzie można nadsyłać do 20 maja, a ogłoszenie wyników nastąpi 20 czerwca.

Ponieważ intensywnie zbieramy pieniądze na nagrody, które są dość poważne, umieściłem w sklepie kilka nowych tytułów, są to albumy z archiwalnymi zdjęciami, dość szczególne o tematyce raczej mało spopularyzowanej. Opisy znajdziecie przy zdjęciach okładek. Zysk z ich sprzedaży przeznaczamy w całości na nagrody konkursowe.


 

Na stronie www.coryllus.pl mamy nowe obrazy Agnieszki Słodkowskiej, ze słynnej już serii „japończyków” mamy też cztery portrety bohaterów naszego komiksu o bitwie pod Mohaczem. Można tam także kupić poradnik „100 smakołyków dla alergików” autorstwa Patrycji Wnorowskiej, żony naszego kolegi Juliusza. No i oczywiście inne książki i kwartalniki. Jeśli zaś ktoś nie lubi kupować przez internet może wybrać się do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, albo do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 33, lub do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy Łódzkiej 8. Nasze książki można także kupić w księgarni „Przy Agorze” mieszczącej się przy ulicy o tej samej nazwie pod numerem 11a. No i jeszcze jedna księgarnia ma nasze książki. Księgarnia Radia Wnet, która mieści się na parterze budynku, przy ulicy Koszykowej 8. 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka