coryllus coryllus
7102
BLOG

O współczuciu dla pijaków i nieudaczników

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 77

 Krzysiek Osiejuk czyli Toyah, napisał wczoraj rewelacyjny tekst o tym, że nie można zbawiać ojczyzny w brudnych kalesonach, z przodu żółtych, a z tyłu brązowych. Napisał o tym, że przed każdorazowym występem w obronie godności, wolności i czci matki naszej Polski należy się ogolić, umyć dokładnie, a ci którzy mają włosy powinni się jeszcze dodatkowo uczesać. Wszystkie te czynności winniśmy wykonać nawet wtedy kiedy nasze wystąpienie może się zakończyć gwałtownym zgonem, a może właśnie szczególnie wtedy. Napisał nasz kolega Toyah o tym, że nie da się promować rzeczy wielkich nędzną i pretensjonalną formą, odwołującą się do najniższych instynktów, niewypracowaną należycie i mającą ten charakterystyczny młodzieńczo aspirujący rys, który zapomniany już nieco pisarz czeski, Jarosław Haszek opisywał genialną formułą zawierającą się w zdaniu: „patrzy jak kocur srający w sieczkę”. I tak właśnie patrzą wszyscy patriotycznie nastawieni wykonawcy piosenek od rapera Tadka począwszy na Malejonku kończąc – jak kocur srający w sieczkę, który marzy o tym, by ktoś go wreszcie pogłaskał i powyjmował mu kleszcze z karku. O tym wszystkim pisał wczoraj Toyah, a dziś ja dołożę swoje trzy grosze, bo temat ten wielce jest bliski memu sercu.

Dawno temu, jeszcze jako dziecko, czytałem sympatyczną książeczkę sprokurowaną przez francuskie ministerstwo propagandy z przeznaczeniem na małoletnich. Nazywało się to „Całe życie Marianny czyli historia Francji”. Byłem tą książeczką urzeczony i nastroiła mnie ona dobrze i ciepło do Francji i Francuzów na wiele lat. Spełniła swoją funkcję jednym słowem, była i jest nadal dobrym produktem, choć dzieci już pewnie jej nie czytają. Ja jednak mam ją w domu i czasem do niej wracam. Kiedy odczytywałem sobie fragmenty tej całej Marianny parę lat temu, znalazłem coś absolutnie kapitalnego, znalazłem informację dotyczącą lilii widniejących na chorągwiach królów Francji. To znaczy takie wyjaśnienie skąd się one wzięły. Oto my mówimy na to lilie, a tam jest wprost napisane, że to nie żadne lilie, ale żółty, bagienny kosaciec, który porastał brzegi Sekwany całymi łanami. Tak właśnie, pospolita roślina kłączowa, chwast najczęściej występujący na bagnach i rozlewiskach, który kwitnie w maju i w czerwcu, więdnie szybko po zerwaniu i nie nadaje się nawet do tego, by zrobić zeń bukiet. Przez 600 lat badyle to było symbolem jednej z największych potęg świata, a wielkie białe chorągwie z rzędami symbolicznie przedstawionych kwiatów budziły podziw, zazdrość, a nieraz i strach. I to jest moim zdaniem piękne, twórcze i właściwe podejście do tematu. Jego zaś realizacja nie pozostawia miejsca na żadne zarzuty.

W Polsce jest odwrotnie, my nie nadajemy nowych znaczeń i nie podnosimy rangi kwiatków i przedmiotów poprzez nadanie im znaczeń symbolicznych i zredagowanie różnych wizualnych i tekstowych komunikatów z ich udziałem. My się zajmujemy prawie wyłącznie destrukcją tych rzeczy, które dane nam zostały jako absolutne hity. I to się odbywa nagminnie, a ostatnim przykładem tej działalności są patriotyczne występy różnych młodzieżowych piosenkarzy. Ci, którzy wpadli na pomysł, by kwiatki kosaćca zamienić w lilie i uczynić z nich symbol królestwa, chcieli wywołać podziw. Nie potęgą jak łatwo zauważycie, bo to nie są ani lwy, ani orły, ani nic podobnego. Ten podziw jednak i to zastanowienie kiedy patrzymy na powiewającą chorągiew z liliami jest i ukryć się tego nie da. Skąd się bierze? Z wdzięku, jakim ten symbol emanuje i z pewnej dyskrecji, z którą został zredagowany, a która budzi ciekawość, co też może się za tym symbolem kryć. I to jest, a raczej „i to była” właśnie Francja. Nie sądzę, jak pewnie wielu naiwnych, by symbol ten został wybrany przypadkowo, bez świadomości, jakie wywoływać może wrażenie i jak ludzie będą się doń odnosić.

I tu dochodzimy do ważnego rozróżnienia: lilie to produkt eksportowy. Przeznaczony dla obcych, którzy mogą się doń odnieść w różny bardzo sposób. Nawet jednak gdy ktoś je lekceważył i uważał, ze są gorsze niż brytyjskie lwy, musiał zmienić zdanie i spieprzać gdzie się dało, kiedy tylko odezwały się francuskie moździerze.

Nasza twórczość okołopatriotyczna jest produktem na rynek wewnętrzny i wyrazem najgłębszej pogardy dla ludzi, którzy mają ją konsumować. Nie można bowiem traktować w ten sposób ludzi, jak to czynią polscy wykonawcy pieśni „prawiepatriotycznych”. To jest kokieteria „kocura srającego w sieczkę” i nic więcej. To jest poza tym robione na szybko, z podłą myślą i takimż planem, który da się opisać zdaniem: publika i tak to łyknie...Otóż nawet jeśli łyknie nie będzie to miało żadnego znaczenia. Nawet gdy uczynimy z pieśni Malejonka i Tadka produkt eksportowy i będziemy nimi katować bliźnich mówiących w obcych językach, nie uzyskamy nic. Nawet gdybyśmy zaczęli przy tym strzelać z najcięższych moździerzy, nic z tego nie będzie, nikt nie ucieknie. Wszyscy popatrzą na nas jak na wariatów, a w najlepszym razie zadzwonią po policję i pogotowie.

Nie zdobywa się popularności kokieterią, trzeba sobie z tego zdać sprawę. Szczególnie zaś popularności młodzieży, a ci wszyscy twórcy właśnie do młodzieży chcą trafić. W ten sposób jednak można tę młodzież co najwyżej oszukać po raz kolejny. Do niczego więcej się ta twórczość nie nadaje.

Młodzieńcze emocje są podstawowym tworzywem tych wszystkich dzieł. Tak muzycznych, jak i filmowych. O ile piosenki są po prostu prymitywne i nieskuteczne, o tyle filmy o treści patriotycznej odwołują się wprost do tradycji wodewilowej. A to jest gorsze moim zdaniem niż brudne kalesony. Mamy już reklamowe fotki filmu o Powstaniu Warszawskim i tam to widać dokładnie. Wszystko rozegrane jest jak w porządnej operetce, mamy amanta, pierwszą naiwną, femme fatale i zimnego drania, który na koniec przeżywa katharsis i ocala bliźniego swego w godzinie próby. I to jest przez naszych rodzimych propagandystów traktowane jako walor, to mydło, ta powtarzalność rodem z Offenbacha. Brakuje tylko kankana w biało-czerwonych spódnicach z takimiż piórami na głowie.

Jak ów walor jest motywowany? No tym, że nie trzeba młodzieży mącić w głowie. A bo to wiadomo jak było naprawdę? Trzeba im pokazać emocje, trzeba im pokazać przygodę i tragizm, ale nie daj Boże nie pokazywać zdrady, nie pokazywać podłości, która się za tym kryła i w żaden sposób nie naświetlać kontekstu. W zmian za to można dać gwałt zbiorowy, ulubioną dyscyplinę zespołową redaktora Zychowicza, albo scenę jak z Bratnego, jak Niemiec wbija dziewczynie butelkę między nogi. Wtedy wszyscy się popłaczą, będzie dużo emocji i efekt propagandowy zostanie osiągnięty. Oczywiście, że zostanie, ale czy to będzie ten efekt, z którego zadowolona byłaby matka nasza Polska? Mam głębokie przekonanie, że nie, mam całkowitą pewność, że będzie to efekt, z którego zadowoleni będą wszyscy tylko nie Ona. Ja doskonale wiem, że jestem w swoich ocenach odosobniony, bo ludzie niczego z takim trudem się nie wyrzekają jak wbitych i do głowy przesądów i fałszów. Do tego są zawsze przywiązani najmocniej. I wczoraj było to doskonale widoczne w komentarzach pod tekstem Toyaha. Część osób była zdegustowana tym co napisał, bo przecież niekoniecznie trzeba słuchać Meljonka, on chce dobrze, nie trzeba mu przeszkadzać. No tak, tylko Malejonek, udający kocura srającego w sieczkę, jest jeszcze w tym całym przedstawieniu clou, jest gwoździem programu i na nic innego poza nim nie ma miejsca. Ponieważ jednak w tym roku na festiwalu Eurowizji reprezentować nas będzie głupia z cyckami na wierzchu, wielu osobom wydaje się, że trzeba Meljonkowi dać szansę. No, ale to jest dokładnie jak z tymi kalesonami, obojętnie czy się odwrócimy przodem czy tyłem, one nadal będą brudne, tyle, że kolor się zmieni.

I mnie to zrozumienie dla nędzy i ubóstwa razi i boli. To jest ten sam mechanizm, który działa w przypadku nałogowych alkoholików pracujących w korporacjach. Ich zawsze wyrzuca się na końcu, albo wcale. Oni zawsze traktowani są z największą tolerancją i pozwala się im na dużo więcej niż innym. Dlaczego? Bo człowiek się liczy, prawda? I trzeba mu dać szansę....tak się te sprawy motywuję. Co tam jest u spodu? Rozmamłanie i litość dla samych siebie, rzeczy skrajnie niemęskie i parszywe, za to ukrywane bardzo głęboko i pielęgnowane z czułością. A co, jak mnie spotka coś podobnego? A co kiedy ja popadnę w alkoholizm, albo zechcę wydać płytę pod tytułem „Panny wyklęte”? Może na mnie też będą gadać i będzie mi przykro....Tak to jeździ. Nędzna litość dla własnych szajb plus strach przez tym co powiedzą inni. Ja już któryś kolejny raz zadaję to pytanie: dlaczego nie przygotowujecie produktów na eksport? Dlaczego Ziemkiewicz nie pisze książek, które dałoby się przetłumaczyć na angielski, dlaczego Malejonek nie robi aranżacji, które można by pokazać gdzieś poza Polską? Bo oni maja wrośnięte w serce przekonanie, że Polska to nędza i syf. Nienawidzą jej, ale sprawy tak się ułożyły, że muszą z niej akurat żyć i jakoś tę swoją niechęć usiłują przykryć.

Ja na całe szczęście mam inną drogę i inne zadania, właśnie przygotowujemy towar eksportowy, czyli komiks o Mohaczu, a na przyszły rok zaplanowałem coś ekstra czyli album o spaleniu Rzymu w roku 1527. Jak to wydamy, będę miał skromne poczucie, że coś się na świecie zmieniło. W niewielkim stopniu, ale jednak.

A ta książka o historii Francji jest po prosty fantastyczna, oczywiście przekłamana, jak wszystkie propagandowe dziełka, ale spełnia swoją funkcje znakomicie. I kiedy ją biorę do ręki myślę sobie o tym, że przecież ci wszyscy patrioci nawet nie potrafiliby nazwać tego żółtego kosaćca, co rośnie nad rzeczkami Mazowsza. Więcej - oni by go nawet nie zauważyli, a nawet jeśli, to żaden pomysł w związku z nim nie przyszedłby im do głowy.

 

Na naszej stronie www.coryllus.pl pojawił się już regulamin konkursu na komiks według „Baśni jak niedźwiedź”. No więc jest tak, mamy trzy kategorie: bitwy, kresy, święci. Do każdej kategorii przyporządkowane jest jedno opowiadanie i można sobie wybrać co się chce rysować. Czy bitwę pod Żyrzynem według opowiadania „Żyrzyn 1863”, czy historię księcia Romana Sanguszki według opowiadania „Baśń kresowa”, czy może historię św. Ignacego de Loyola według opowiadania „Trzydniowa spowiedź kochanka królowej”. Nagrody są niekiepskie, w każdej kategorii po trzy. Za pierwszą 5 tysięcy minus podatek, który w takich razach koniecznie trzeba odprowadzić, za drugą 3 tysiące minus tenże podatek, a za trzecią 2 tysiące minus wspomniany podatek. Myślę, że warto się pokusić, tym bardziej, że z autorami najlepszych prac chciałbym potem podpisać umowy na stworzenie całych albumów, według mojego scenariusza. Aha, jeszcze jedno: na konkurs nie rysujemy całej historii, ale jedynie od 4 do 6 plansz formatu A 4 w pionie. Szczegóły są już na stroniewww.coryllus.pl w specjalnej zakładce „Konkurs”. Prace będzie można nadsyłać do 20 maja, a ogłoszenie wyników nastąpi 20 czerwca.

Ponieważ intensywnie zbieramy pieniądze na nagrody, które są dość poważne, umieściłem w sklepie kilka nowych tytułów, są to albumy z archiwalnymi zdjęciami, dość szczególne o tematyce raczej mało spopularyzowanej. Opisy znajdziecie przy zdjęciach okładek. Zysk z ich sprzedaży przeznaczamy w całości na nagrody konkursowe.


 

Na stronie www.coryllus.pl mamy nowe obrazy Agnieszki Słodkowskiej, ze słynnej już serii „japończyków” mamy też cztery portrety bohaterów naszego komiksu o bitwie pod Mohaczem. Można tam także kupić poradnik „100 smakołyków dla alergików” autorstwa Patrycji Wnorowskiej, żony naszego kolegi Juliusza. No i oczywiście inne książki i kwartalniki. Jeśli zaś ktoś nie lubi kupować przez internet może wybrać się do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, albo do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 33, lub do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy Łódzkiej 8. Nasze książki można także kupić w księgarni „Przy Agorze” mieszczącej się przy ulicy o tej samej nazwie pod numerem 11a. No i jeszcze jedna księgarnia ma nasze książki. Księgarnia Radia Wnet, która mieści się na parterze budynku, przy ulicy Koszykowej 8. 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura