coryllus coryllus
6330
BLOG

Ukryte moce pozorantów pod celą

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 67

 Nie pamiętam już czy 11 czy 12 kwietnia odbędzie się we Wrocławiu kolejna rozprawa z udziałem Grzegorza Brauna, w czasie której wystąpią ludzie zwani pozorantami. Będą oni pokazywać w jaki sposób doszło 6 lat temu do zatrzymania Grzegorza Brauna i jak rozprawił się on z 5 funkcjonariuszami. Na rozprawę ponoć każdy może wejść, jeśli więc macie ochotę oglądać pozorantów, a mieszkacie blisko Wrocławia, możecie poświęcić na to godzinkę. Ja, przyznam się od razu, nie tęsknię za widokiem pozorantów, albowiem mam wrażenie, że połowa naszego biednego świata zaludniona jest wyłącznie nimi. Jeśli zaś już zdarzy się, że ktoś nie uprawia trudnego zawodu pozoranta to znaczy jedynie tyle, że realizuje się jako parodysta. Tak jest na przykład z profesorem Bartoszewskim, on porzucił zawód pozoranta na rzecz parodii i rozwija się w tym fachu znakomicie. Ja już zauważyliście mimochodem trochę, opisaliśmy sobie nasz świat jako rzeczywistość binarną, w której jedynkami są pozoranci, a zerami parodyści. Wszystko przez to, że praca pozorantów jest o wiele cięższa niż parodystów, a to z tego względu, że muszą oni znaleźć jakiś punkt odniesienia całkowicie autentyczny, a następnie wykreować całe, złożone nieraz sytuacje, które mają również zrobić wrażenie autentycznych i poważnych. Parodyści zaś mają za zadanie jedynie udać głupiego. I tutaj Bartoszewski jest mistrzem. Wśród pozorantów na pierwszy plan wysuwać się zaczął ostatnimi czasy poseł Gowin oraz ta czereda, którą on za sobą ciągnie. Póki co większych mistrzów nie widzę, no chyba, że pobiją ich ci co przyjdą na rozprawę z Braunem i pokażą takie sztuki, o jakich się Davidowi Coperfieldowi nie śniło.

Mnie problem pozorantów i parodystów nurtuje już od dawien dawna, ale że jest to problem trudny i niesłychanie złożony, zabieram się zań dopiero dzisiaj. O tym, że świat jest zero-jedynkowy dowiedziałem się jeszcze na studiach. W szkole średniej bowiem nie mogłem stwierdzić tego z całą pewnością, ponieważ wokół siebie miałem samych parodystów, uprawiających swoją sztukę z mniejszym lub większym zacięciem. Wśród nich byli prawdziwi mistrzowie w udawaniu głupiego, ale byli też przeciętniacy. Nie mogę sobie przypomnieć żadnego pozoranta. No chyba, że przychodziło do ciężkiej pracy w lesie, wtedy niektórzy próbowali wprawiać się w tym fachu, ale szło im opornie, bo pan leśniczy zawsze miał sposoby na to, by przywrócić ich do przytomności. I oni wtedy od razu przypominali sobie kim są naprawdę i zaczynali udawać głupiego.

Na studiach było inaczej. Tam królowali pozoranci. Ja nie potrafię do dziś zrozumieć tego fenomenu. Oto w miejscu takim jak uniwersytet, powstawały całe, mające strukturę piramidalną konstrukcje towarzyskie i myślowe, konstrukcje w których robiono kariery i z którymi się liczono, a nie było w nich nic autentycznego. Ja nie wiem czy się precyzyjnie wyrażam, chodzi o to, że cała aktywność pozorantów uniwersyteckich miała na celu zachowanie powagi wobec rzeczy skrajnie niepoważnych, z których dobry parodysta zrobiłby niezły kabaret. No, ale tam parodystów było mało, królowali, jak powiadam pozoranci. Od czasu do czasu tylko, jeden czy drugi pozorant zdradzał się nieopatrznie z tym, że cały ten uczelniany magiel to pic, a zza niego wygląda coś innego, coś może niespecjalnie okropnego, ani brzydkiego, ale jednak coś, czego w sytuacji gdzie pozory są najważniejsze, ujawnić nie wolno. Chodzi mi o przemożną chęć zarobienia dodatkowego tysiąca złotych. Tak było z kadrą i profesorami. Ze studentami było znacznie gorzej, bo też i ambicje studentów są o wiele bardziej pozoranckie niż ambicje wykładowców. Ci ostatni chcą sobie po prostu dorobić i pojechać z rodziną na wczasy, ci pierwsi zaś marzą o karierach, władzy, wpływach, dziewczynach, którym będą imponować, darmowym żarciu i drogich hotelach. Utrzymanie tego wszystkiego w stanie jakiej takiej autentyczności jest niemożliwe, ale konieczne dla życia towarzyskiego. Żeby jakoś tę fikcję zachować, a się przy tym nie skompromitować, potrzebne są duże ilości alkoholu. Kiedy się bowiem pije i coś tam plecie ludziom jest łatwiej uwierzyć w to co jest gadane. Sytuacje takie jak opisana wyżej nazywamy studencką integracją i po latach wspominamy z łezką w oku. Niepotrzebnie, bo są to sytuacje ambarasujące i komiczne i ja całe życie dziękuję Panu Bogu, że stworzył mnie parodystą, a nie pozorantem, właśnie z tego powodu.

Najgorsi byli studenci-pozoranci z Warszawy. Już o tym pisałem, ale w innym kontekście. Oni zawsze mieli najfajniejszych znajomych, oni zawsze znali kogo trzeba i zawsze wiedzieli gdzie są konfitury. Aha i jeszcze najlepiej znali się na sztuce. Kiedy zaś przyszła na to pora, porzucali te dyrdymały i opowiadali wyłącznie o pieniądzach i swoich wpływowych znajomych, którzy są najlepsi w jakiejś dziedzinie. Było to nie do wytrzymania bez wódki i ja właśnie przez to, że czasem zdarzało mi się przebywać w ich towarzystwie zauważyłem dnia pewnego, że nadużywam alkoholu, bo na trzeźwo nie ma mowy o tym, by tych moich pozorantów zdzierżyć. Po napiciu się zaś wszystko było już dużo lżejsze i łatwiejsze. No, ale ile można...długie przebywanie w środowisku pozorantów może doprowadzić człowieka do stanów skrajnych i ani się taki obejrzy jak wyląduje na odwyku. Trzeba więc wyczuć moment tuż przed katastrofą i przenieść się w dobre i dynamiczne środowisko pełne samych zer, czyli parodystów. Jeśli ktoś się nie opamięta w porę niech nie robi tragedii, na oddziałach odwykowych jest mnóstwo wprawionych parodystów, którzy znają się na rzeczy. Kłopot jedynie w tym, że są tam również lekarze, jeden w drugiego sami pozoranci.

Życie wśród pozorantów przypomina życie pod celą, z tym, że to nie my jesteśmy tam grypserą ale oni. I tak jest dzisiaj, popatrzcie na tego Gowina i na całą resztę politycznych samców alfa, co nam tłumaczą jak wygląda świat i co jak smakuje, gdzie leżą najlepsze książki itd., itp...Dobrze, że nie mamy ich na co dzień, w bezpośredniej bliskości, bo by człowiekowi na wódkę nie starczyło.

Problem z pozorantami nie polega tylko na tym, że trzeba pić alkohol po każdorazowym spotkaniu z takim człowiekiem. Polega on również na tym, że pozoranci przekonani o autentyczności swoich ukrytych mocy popadają nieraz w stany zwane rozdwojeniem jaźni i to może być znacznie bardziej niebezpieczne niż brutalni pielęgniarze i ordynator sadysta na oddziale dla alkoholików. Kiedy rzecz taka zdarzy się na klatce schodowej, wśród sąsiadów, albo gdzieś w akademiku, mamy szansę przeżyć, bo zawsze znajdzie się w pobliżu przytomny parodysta, który rozzuchwalonemu pozorantowi z rozdwojoną jaźnią po prostu da w ryja i przywróci mu tym sposobem wymiar właściwy i realny. Pozoranci często bywają dozgonnie wdzięczni parodystom za takie działania, nawet jeśli początkowo zdradzają objawy zdenerwowania i mruczą pod nosem brzydkie wyrazy. No, ale to są działania na skalę jednostkową, my zaś mamy przed sobą doświadczenia z rzędu najcięższych. Mamy coraz bardziej zaogniającą się sytuację międzynarodową, mamy różne kłopoty i mamy też garnitur polityków, wśród których poza Bartoszewskim, dawno już emerytowanym, nie ma ani jednego parodysty. Co będzie? Nie wiemy. Trzeba mieć nadzieję, że nie wprowadzą prohibicji, bo wtedy koniec. Powstania nie wywołamy, bo niby pod jakimi hasłami i z kim na czele? Nie z Sakiewiczem przecież. Pozostaje nadzieja, że przyślą dobrych lekarzy. Może jakichś murzynów zakontraktują? Oni są niezłymi parodystami, pamiętam z filmów. Był taki Murzyn – Eddie Murphy – bardzo śmieszny. Takiego lekarza mogliby nam dać, nie zginęlibyśmy wtedy. No, ale na razie o lekarzach mowy nie ma, bo nasz teatr pozorów dopiero się rozkręca. Na scenie Sikorski, Tusk, Gowin, miasta oplakatowane Olejniczakiem, który uwodzi nie tylko autentycznością spojrzenia, ale także kompetencją i doświadczeniem. I patrzy wprost na człowieka i nie ma żadnej szansy na to, że mrugnie, taki jest prawdziwy. Bardziej od niego autentyczny jest chyba tylko Palikot i Kazimiera Szczuka, tak głęboko przekonana o swojej racji , że aż jej się z tego powodu trądzik młodzieńczy na policzki rzucił. W tym wieku..! Dajecie wiarę?! To są proszę Państwa rzeczy niesłychane. Trzeba będzie naprawdę bardzo uważać. Myślę sobie, że kiedy już miną te wybory może umrzeć ostatnia nadzieja. PiS zaczyna bowiem głosić potrzebę poprawy życia młodych małżeństw. Ja osobiście upatruję ratunku w Ukrainie, ponoć Rinat Achmetow chce utworzyć tam prywatne księstwo. Ma chłop rozmach, nie ma co mówić, prawdziwy parodysta. A u nas co? Czym nas może zaskoczyć taki Sikorski? Znajomościami z profesorami Oksfordu? I co to niby ma być? Oni też przecież chcieliby zarobić dodatkowy tysiąc złotych. Nie ma się co oszukiwać....A kto za to płaci? Pan płaci...pani płaci....Bo trzeba Wam wiedzieć, że znajomość cytatów z filmu „Rejs” uchodziła na początku lat 90-tych za szczyt towarzyskiego szpanu, naprawdę...nic nie zmyślam....jak ktoś z czymś takim wyskoczył zostawał królem życia na cały wieczór.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie trwa wielka wiosenna obniżka cen. Baśń jak niedźwiedź tom I kosztuje 20 złotych plus koszta wysyłki, „Dom z mchu i paproci” tylko 15 złotych plus koszta wysyłki. W tej samej cenie dostępne są książki Toyaha „O siedmiokilogramowym liściu” oraz „Twój pierwszy elementarz”. Zapraszam.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka