coryllus coryllus
5008
BLOG

Przedwojenne Nalewki - ostoja higieny

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 68

 Byłem w czasie świąt w miejscu gdzie stoi telewizor. Im mniej tego telewizora jest u mnie w domu, a od lat nie ma go wcale, tym większe wrażenie robią na mnie programy tam pokazywane, jeśli już oczywiście zdarzy mi się je obejrzeć. No i właśnie się zdarzyło. Obejrzałem kilka programów w tym jakąś kulturalną pogadankę, której bohaterem był Igor Ostachowicz jeden z doradców premiera Tuska.

Ja tego Ostachowicza nie widziałem wcześniej, stąd i szok przeżyłem większy niż gdybym się doń powoli przyzwyczajał. Dlaczego? Otóż jest pewien typ ludzkiej bezczelności, z którą normalnie człowiek nie wie co zrobić i w zasadzie jedyne co mu przychodzi do głowy to spuszczenie ze smyczy psa, który jest akurat obok. I tak jest właśnie z Ostachowiczem. Pan ów wpadł pewnego dnia na pomysł, by podlansować nieco rząd Donalda Tuska za pomocą książki o Żydach. No i napisał taką właśnie książkę, a tytuł nadał jej wielce malowniczy - „Noc żywych Żydów”. Książka ta mimo wielokrotnego otrąbienia sukcesu zrobiła klapę, jak wszystkie ich książki i teraz ze względu na to, że nikt jej nie chce czytać została zaadaptowana dla potrzeb teatru. Wystawia to chyba „Dramatyczny”, ale pewien nie jestem, bo musiałem akurat ściszyć telewizor. Ten spęd mądrych głów, wśród których na pierwszy plan wysuwali się Węglarczyk i Pietrasik związany był właśnie z owym przedstawieniem. O tym jak fatalna i nędzna jest książka Ostachowicza i zrobione według niej przedstawienie nie ma nawet co dyskutować. Istota tak beznadziejnie aspirująca do ilorazu i znawstwa jak Pietrasik powiedziała wprost, że tego się nie da ani czytać ani oglądać. Normalnie w telewizji pan z tygodnika „Polityka” tak powiedział. Nikt go jednak nie słuchał, bo wszyscy wiedzą, że Pietrasik to były oficer i przez to go lekceważą. Nie po to Ostachowicz pisze książkę, nie po to tekst ten idzie potem na deski teatru, nie po to Węglarczyk robi mu promocję, żeby się Pietrasik unosił ze swoim zupackim „ą, ę, bułkę przez bibułkę”. Sprawa jest czysta i klarowna – rząd musi być promowany na różnych obszarach, a ludzie z nim związani mają się właściwie kojarzyć. Właściwie też muszą wybierać, żeby przeżyć. No i Ostachowicz wybrał właściwie – napisał „Noc żywych Żydów”. Myślę, że sztuka ta zrobi jednak klapę, tak jak sztuka Słobodzianka parę lat temu. Przedstawienie trwa trzy godziny, a jego głównymi bohaterami są żywe trupy, które tańczą i śpiewają. Do tego narodowcy co wyglądają i mówią jak Hitler i młodzi yuppies ze strzeżonego osiedla, którzy jako jedyni rozumieją tych zmartwychwstałych Żydów. To jest tak samo ciekawe jak socjologiczne prace profesora Baumana. No więc kiedy już sztuka zrobi klapę, a Ostachowicz przeżre nasze pieniądze co je wyfasował z budżetu na swoją twórczość, powinien napisać coś prawdziwego, coś co da mu od razu potężne fory u publiczności i spowoduje, że na spotkania autorskie i do teatru walić będą tłumy. Ja tutaj, w tej chwili oddaję zupełnie za darmo panu Ostachowiczowi tytuł mojej notki. Kiedy będzie w potrzebie, niech go wykorzysta i niech się nauczy co to znaczy tytuł prawdziwie kontrowersyjny, bo tego mu nie powiedzą ani premier Tusk, ani Węglarczyk, ani tym bardziej Pietrasik, choć ten może akurat próbować. Niech więc Ostachowicz korzysta póki można i niech sam zobaczy czym jest prawda w sztuce. Bez zapomóg, bez żebrania, bez taniej kokieterii, bez Węglarczyka i jego kumpli. Tylko tekst i widzowie, a sala pełna. Jeśli ktoś nie wierzy, że mam rację niech obserwuje licznik bloga. Tego tekstu na pewno nie powieszą na pudle, spadnie on sobie spokojnie do piwnicy, ale sami zobaczycie jaką będzie miał klikalność. Prawda nas wyzwoli. Nas, a nie Ostachowicza, Węglarczyka i resztę. Pamiętajmy o tym. Oni nie mają już żadnego wyjścia poza lansem telewizyjnym, co przy tej ilości kanałów oraz podawanych w nich treściach jest skazane na całkowitą klęskę. Nie ma po prostu szans, żeby Ostachowicz cokolwiek ugrał, zostaje mu tylko wysysanie budżetów i złudzenia. To może oczywiście trwać długo, ale przecież nie pieniądze są tutaj celem. Są nim Wasze dusze i dusze Waszych dzieci. Ostachowicz może bezczelnie kokietować, mrugać okiem sygnalizując, że chodzi tylko o kasę i o nic więcej, może udawać pisarza i mówić jak go ta książka wciągnęła, jak, panie, wir jakiś, jak nim miotała to o tę, to o tamtą ścianę, ale jasne jest dla każdego poza Pietrasikiem, że to tylko taki piar i serio nikt tego nie traktuje. No, a skoro nikt tego serio nie traktuje trudno wymagać, by widzowie się na to złapali. Jak to już pisałem i mówiłem wielokrotnie, ale jeszcze powtórzę – ludzie są większości inteligentni, a nawet jeśli im tego brakuje to nadrabiają wrażliwością, bo wrażliwy jest każdy i widać to choćby po Pietrasiku. On nie dość, że aspiruje, to jeszcze się od czasu do czasu obnosi z wrażliwością i wtedy Węglarczyk patrzy na niego tak dziwnie zza tych swoich okularów. Jedyną osobą całkowicie pozbawioną inteligencji, wrażliwości i instynktu zachowawczego, spośród występujących w tym programie, był oczywiście Ostachowicz i on właśnie wyczyniał różne sztuki, żeby przekonać widzów i zgromadzonych, że na tym akurat mu nie zbywa. Przegrał, choć na koniec wszyscy klaskali.

Ja szczerze zachęcam wszystkich do obejrzenia spektaklu „Noc żywych Żydów', choć niektóre sceny mogą wydawać się szokujące. Bynajmniej nie te, w których zmarli tańczą, ale te, w których młodzi pracownicy korporacji wyrażają swój żal i współczucie. To się po prostu nie mieści w głowie, Ostachowicz powinien pociągnąć ten wątek i następną sztukę zrobić o tym, jak się pracownicy korporacji zachowywali kiedy im firma wycieczkę do rzeźni zafundowała.

A tak już między nami – myślę, że to koniec i będzie już tylko gorzej. Zbliżamy się do momentu kiedy każdy pracownik budżetówki będzie musiał wraz z rodziną chodzić do teatru na sztuki Ostachowicza, słuchać wykładów Baumana i pogadanek Pietrasika pod sankcją nie wypłacenia miesięcznych poborów. Oni się przecież inaczej nie utrzymają. To widać gołym okiem. Wziąłem do ręki stary numer „Polityki”, który sobie leżał na półce u babci, a tam Masłowska na okładce. No i wyobraźcie sobie, że ona jest nie tylko pisarką, ale także piosenkarką. I o tym opowiada, ale nie Pietrasikowi, bo ten by ją chyba zamordował, ale Żakowskiemu. Wczoraj zaś Tomek, co rysuje komiks o chłopakach z księgowości powiedział mi, że płyta Masłowskiej jest na pierwszym miejscu w jakimś ważnym rankingu. To znaczy, że oni już na chama ustawiają wszystko ręcznie. I te rankingi i tę popularność i w ogóle wszystko. Na czym jak na czym, ale na muzyce ludzie się raczej znają i narkotyzują się nią chętnie. Nie widzę możliwości, by w normalnych warunkach płyta Masłowskiej znalazła się na ostatnim miejscu w jakimkolwiek rankingu. To są po prostu niemożliwe rzeczy. Takie numery można robić na rynku książki, bo mało kto ma pojęcie o pisaniu. Stąd dyslektyk Cejrowski jest najlepiej zarabiającym polskim autorem, dyslektyk Żakowski najbardziej popularnym wykładowcą i dziennikarzem, głupek i kanciarz Ostachowicz także jest pisarzem, a Maria Czubaszek gra wrażliwą staruszkę. Z muzyką jest inaczej, żeby oszukać trzeba o wiele więcej zaangażowania niż w przypadku książki, stąd właśnie wnoszę, że każdy ranking, w którym nie głosuje się esemesami jest ustawiony. I tak już zostanie. Im się nie da niczego wytłumaczyć, bo ludzie ci od szkoły podstawowej są wychowywani na liderów i zwycięzców. Im bardziej się kompromitują tym mocniej chcą być tymi liderami. Ich prawda nie wyzwoli, być może nie wyzwoli ich nawet śmierć, ale to już nie jest nasza sprawa.

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do księgarni Tarabuk i Przy Agorze w Warszawie, do sklepu FOTO MAG w tejże Warszawie przy stacji metra Stokłosy, a także do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy ul. Łódzkiej 8.

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura