coryllus coryllus
5380
BLOG

O organizacjach misyjnych i diasporycznych

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 32

 Toyah ma rację, spotkania z telewizorem bywają inspirujące i straszne jednocześnie. Szczególnie kiedy człowiek zabierze się za oglądanie tak zwanych programów edukacyjnych, szczególnie tych wyprodukowanych w Wielkiej Brytanii. One są najgorsze, najbardziej perfidne i podstępne. No, może jeszcze rosyjska propaganda w stylu Wołoszańskiego może im dorównać, ale tam stosują taką łopatologię, że szkoda gadać. Pamiętam jakąś agitkę dla młodzieży o tym, że Rasputin nie był wcale zboczonym świrem łasym na pieniądze i zaszczyty, ale głębokim mistykiem, którego oczernili źli ludzie, a zamordowała banda pedałów czynnych przy dworze. Miało to swoje tempo, dynamikę i prowadziło wprost do konkluzji takiej: jak już się coś na Rusi ulęgnie samo z siebie to musi być niezwykłe, piękne i święte, nawet jak czasem kogoś zamorduje, albo chla do nieprzytomności. Prowadzący ten program – chłopak i dziewczyna – dawali z siebie wszystko, a ilość konwencji które wykorzystano w tej produkcji przekraczała wszelkie możliwe normy. Było tam wszystko, od poetyki ikon po miasteczko Tween Peaks, bez pominięcia rzecz jasna klimatów fine de siecle. No, ale poprzez to artystyczne zacięcie program się trochę demaskował i po minucie człowiek średnio rozgarnięty widział już, że to jest kitowanie okien majonezem. Brytole robią inaczej. Przede wszystkim oszczędzają. Te same sekwencje z aktorami raz mogą być pokazywane w programie o Spartakusie, a drugi raz o Lesie Teutoburskim i nikomu to w sumie nie przeszkadza. Zmienia się prowadzącego, albo wręcz narzuca mu się inny płaszcz na ramiona i można kręcić. Rzecz polega głównie na tym, że prowadzący gdzieś łazi, a kamera za nim i to wygląda wprost tak, jakbyśmy my za nim łazili, w dodatku pod przymusem. Ostatnio obejrzałem sobie kawałek takiego programu z odzysku. Kawałek, bo dłużej nie dałem rady. Oni montują je i konstruują tak, by w każdej opowieści o dawnych czasach znalazł się jakiś współczesny, bardzo aktualny problem. Żeby wszyscy widzieli jak niewiele świat się zmienił. I ja to rozumiem, bo sam tak robię pisząc książki, a teraz jeszcze Tomek w tej samej konwencji rysuje komiks. No, ale tutaj chodzi o coś innego. O to mianowicie, że nie relacje władza-obywatel, bank-klient banku przenosi się ze współczesności do czasów odległych, ale gotowe i z istoty swojej fikcyjne konflikty. Oto w ostatnim obejrzanym przeze mnie programie edukacyjnym poruszającym głębokie problemy historii starożytnej, w tym historii Kościoła występował facet grający Juliana Apostatę. I oni tam powiedzieli, że Julian to był ten gość, co chciał rozdzielić Kościół od państwa, ale mu się nie udało, bo organizacja kościelna okazała się zbyt silna, no a poza tym wybuchła wojna z Persją i Julian tam zginął. Kłopot, bo przez to ten cholerny Kościół nie został od państwa oddzielony i na długie stulecia na świecie zapanowało chrześcijańskie barbarzyństwo zamiast światłego pogaństwa. To są ograne numery powiecie, no tak, ale one są powtarzane z taką częstotliwością, że nikt nie podejmuje z nimi dyskusji, bo wszyscy w nie po prostu wierzą. Nikt nie widzi, że rozdział Kościoła od Państwa to jest figura mająca sens jedynie w chwili kiedy istnieje Kościół i Rzym czyli misyjna organizacja o światowym zasięgu i celach dalece wykraczających poza doczesne horyzonty. Z chwilą kiedy zlikwiduje się Kościół państwo staje się nowym kościołem, a jego urzędnicy namiestnikami boga na ziemi. I jest pozamiatane. Tak więc Julian Apostata nie miał zamiaru niczego rozdzielać jak kłamią producenci brytyjskich filmów edukacyjnych, a łączyć. On chciał na stałe, z powrotem połączyć państwo z religią i ustanowić się najważniejszym panem bogiem. Do pomocy zaś wybrał sobie kastę kapłanów nie cofających się przed niczym. Tak to musiało wyglądać. Jeśli nie ma Kościoła Powszechnego z jasno określonym centrum i sztywną strukturą, która jest niezależna od państw, a przynajmniej stara się być niezależna, wszelkie organizacje religijne zamieniają się w dekoracje. Myśmy to już oglądali na własne oczy, a teraz pewnie przyjdzie nam to obejrzeć raz jeszcze, bo sprawy zmierzają w tym kierunku, by z Kościoła nie zostało nic. Oczywiście Duch Święty czuwa i pewnie będzie tak, jak napisano, że bramy piekielne nie przemogą, ale co się nadenerwujemy przedtem to nasze. Człowiek bowiem jest istotą słabą i wątpiącą.

Moim zdaniem większość tych tak zwanych produkcji edukacyjnych została już zdemaskowana. To są kłamstwa, kłamstwa i jeszcze raz kłamstwa, które lasują ludziom mózgi, no ale mają ładny i wyraźny współczesny kontekst, a więc znajdują wdzięcznych widzów i słuchaczy. Julian Apostata chciał oddzielić Kościół od państwa, ale jego następca Teodozjusz uległ presji biskupów i chrześcijaństwo stało się religią dominującą. Jakie to okropne prawda? O ile lepiej byłoby gdyby religią dominującą był cezaropapizm jak w Wielkiej Brytanii, albo jakieś sympatyczne pogaństwo, w którym rytualnie gwałcono by dziewice i podrzynano gardła młodym chłopcom, a w latach przestępnym czyniono by na odwrót. Wtedy dopiero człowiek by żył pełną piersią, wtedy dopiero byłby wolny i szczęśliwy, wtedy by się bawił i śmiał. Wiele osób tak to widzi i ja tego nie zmienię. Owo widzenie zaś ma silny kontekst współczesny, chodzi bowiem o to, że Kościół jest przeciwny bezmyślnemu realizowaniu obsesji i większość z nich nazywa grzechem. No, ale ludzie po to mają wolność, by te obsesje realizować, nieprawdaż? W końcu nikogo nie mordują, chcą mieć jedynie ten margines swobody, który pozwoli im bez poczucia winy myszkować po dworcu w poszukiwaniu nieletnich dziwek płci męskiej. Nic więcej, tylko to. Czy to komuś przeszkadza? No właśnie, jedynie cholernym księżom, a gdyby ich nie było....? Z Kościoła można wystąpić i wtedy człowiek jest wreszcie wolny i może robić co chce. No, ale wtedy okazuje się też właśnie, że owa wolność to złudzenie i fakt ów jest dla wielu poważnym zaskoczeniem. Wtedy okazuje się, że nie ma życia poza organizacjami, te zaś dzielą się na misyjne i diasporyczne. Te pierwsze są pokojowe, a te drugie uprawiają nieustający abordaż, bo taka jest ich natura. Są zhierarchizowane, a każdy stopień tych hierarchii okupiony jest upokorzeniami, a nierzadko krwią. W większości do tego hierarchie są tajne i połączone z innymi hierarchiami, innych organizacji o nieznanej strukturze. Dobrze to widać na przykładzie ludzi marzących o wolności sumienia na obszarze obsesji seksualnych. Bo w pewnym momencie nie chodzi już o to, żeby się Kościół nie wtrącał w ich życie, ale po prostu o to, by zniknął. Tylko wtedy ich serca znajdą ukojenie, nie wcześniej. A kiedy Kościół istnieje po prostu przeszkadza i to jest nie do wytrzymania. Im głupsze rzeczy wykonuje jeden z drugim po pracy tym silniej mu ci księża wadzą. I niech się Wam nie zdaje, że ja mam tu na myśli jakichś ciężkich zboczeńców, o nie, ja myślę o zwykłych rozwodnikach po prostu, którzy nie radzą sobie ze swoimi wyrzutami sumienia. No ale zboczeńcy są ciekawsi więc przejdźmy do nich. Nie ma życia poza organizacjami jak powiedziałem, a jeśli tak to znaczy, że występujący z Kościoła lub tylko mu z istoty wrogi dewiant natychmiast wpada w pułapkę silnej struktury, która rozstawia na dworcach te nieletnie prostytutki płci męskiej. Jak jest bardzo twardy to się odnajdzie i zdobędzie pozycję. No, ale potem okazuje się, że ta pozycja jest fikcją, bo wszystkim rządzi policja, która kontroluje te dworcowe mafie. No i nasz bohater, żeby zażyć jeszcze więcej wolności zostaje konfidentem, sypie kolegów poluje na sławnych profesorów i reżyserów, co przychodzą rozerwać się na dworzec i zbiera na nich materiał. I kiedy już, już wydaje mu się, że jest tak wolny i mocny jak nie wiem co ktoś wpycha go znienacka pod Inter City do Wrocławia. I cóż się okazuje? To nie policja rządziła na dworcu, ale taki pan w czarnej kurtce, który miał znajomego w Mediolanie. Ten z kolei miał dwóch kolegów w Stambule, w tym jednego Murzyna, ale oni wcale nie byli najważniejsi. Ten główny szef siedział w Szanghaju i był Francuzem zaprzyjaźnionym z pewnym znanym reżyserem polskiego pochodzenia. No i ten dopiero wynajął kilku policjantów, żeby mu naganiali towar i psuli interesy konkurencji. Ci zaś musieli to kimś robić, bo przecież nie będą sobie brudzić rąk. I wynajęli naszego bohatera, ale on mimo iż wydawał się bystry, w ogóle nie zrozumiał o co w tym wszystkim chodzi i przez to wpadł pod ten pociąg.

I tak jest ze wszystkim. Ktoś powie, że w Kościele jest wystarczająco dużo patologii, żeby zaaranżować sytuacje podobne. Pewnie tak, ale Kościół ma misję i pisma objawione i ma jeszcze jawną strukturę, która ponosi odpowiedzialność za czyny i słowa. Oczywiście uwikłanie hierarchów w różne numerasy to jest podstawowy cel większości organizacji kontrolujących wszystkie dworce na świecie, ale pozostaje misja, a tę każdy może realizować do spółki ze swoim wiejskim proboszczem. Pomiędzy strukturą Kościoła a wiernymi przegub jest na tyle elastyczny, że daje nie tylko wolność, ale i wewnętrzne bezpieczeństwo. Jeśli oczywiście zachowamy w sercach te wszystkie nauki, które je tam w Kościele głoszą. Z chwilą kiedy zaczynamy szukać wolności gdzie indziej wpadamy w pułapkę, w wielu przypadkach bez wyjścia.

Pozostaje jeszcze to państwo, które od Kościoła ma być oddzielone. O co tu chodzi? Nie o rozdział bynajmniej, ale o dominację państwa nad Kościołem. Każdego państwa, nawet najsłabszego. O podział tego Kościoła na mniejsze kościoły, żeby było nimi łatwiej zarządzać. Chodzi o takie spozycjonowanie Kościoła by był wśród organizacji strukturą najsłabszą, by istniał, ale po to jedynie żeby zaprzeczać własnej misji, a nie ją realizować. To jest plan perfidny i wyraźny i aż dziwne jest to, że nie wszyscy to dostrzegają. O likwidacji póki co nie ma mowy, ale jest mowa o kompromitacji i jak powiadam o kwestionowaniu misji. Dlaczego tak? Kościół mówi – żebyśmy byli jedno....gangi mówią – różnorodność jest fajna. Jest fajna ale nie wtedy kiedy każdy ma inną misję, a większość z tych misji jest tajna. Kościół nie dąży do urawniłowki, ale do realizacji misji, której celem jest zbawienie każdego z nas. Gangi mówią – to brednie lepiej się zabawmy. Kościół mówi – dobrze, ale pamiętajmy o misji i zbawieniu duszy. Gangi – w dupie z duszą, chodźmy na dworzec. I tu kończy się kościelna zdolność do kompromisu. I wtedy gangi zaczynają mówić i pisać o wolności i rozdziale Kościoła od państwa. Innym słowy rozpoczynają werbunek. Tego nie widzi prawie nikt, a szczególnie ci, którzy mają na sumieniu jakieś grzeszki albo po prostu życie im się nie udało a są przy tym na tyle dynamiczni, by dążyć do jakiejś wyraźnego sukcesu.

Pora na wojnę. Organizacje diasporyczne, oparte na tajnych strukturach prowadzą wojny. Są to wojny ciche albo głośne, wojny na słowa i na karabiny, ale zawsze wojny. Wojna jest bowiem jedną z form istnienia organizacji diasporycznych, takich jak państwa. Próby wciągnięcia Kościoła i kościołów w grę wojenną zawsze kończą się dla państwa źle. Imperia upadają i winą za ten upadek obarczają Kościół. Powstaje więc pokusa by wyeliminować Kościół, zmarginalizować go i wyszydzić, albowiem przeszkadza on w realizacji celów wojennych. No i jego misja całkiem z tymi celami nie współgra, nawet jeśli wiele osób stara się udowodnić, że tak jest. Ponieważ jednak prowadzenie wojny bez emocji, w tym emocji religijnych nie jest możliwe, trzeba czymś zastąpić Kościół. No i tu na scenę wkraczają pogrobowcy Juliana Apostaty, którzy nie dość, że chcą rozdziału Kościoła od państwa, to jeszcze wiedzą jak w pewnych okolicznościach zastąpić ten Kościół czymś znacznie praktyczniejszym. Zresztą sami popatrzcie, ten film ma tylko kilkanaście sekund. Tak wygląda misja w wykonaniu zwolenników rozdziału Kościoła od państwa. Prawda, że ciekawa?

 

https://www.youtube.com/watch?v=K5uQcU92x2o

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do księgarni Tarabuk i Przy Agorze w Warszawie, do sklepu FOTO MAG w tejże Warszawie przy stacji metra Stokłosy, a także do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy ul. Łódzkiej 8.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka