coryllus coryllus
5491
BLOG

Muszelka z kiełbasą i ciemna strona mocy

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 36

 Jak wiecie jestem słaby z języków i nie wiem tak naprawdę czy Conchita to znaczy muszelka, połączenie muszelki i kiełbasy wydaje mi się dosyć zabawne, więc je tu umieszczam. Muszelka z kiełbasą, czyli brodaty trans wystąpił w eliminacjach do konkursu Eurowizji. Polskę zaś reprezentował trzeciorzędny gangster i nieładna dziewczyna z zadartym nosem. No i te demonstracje paraseksualne w wykonaniu dwóch dziewczyn co nie potrafią śpiewać więc nadrabiają biustem. Na widok tych rewelacji człowiek zaczyna tęsknić za Ivanem Komarenko, który reprezentował nas kiedyś w eliminacjach do tego festiwalu i tą panią z Ameryki, z której szydził Wojewódzki, że ma końska szczękę. Mam na myśl tę całą Isis Gee czy jak się tam ona nazywała. No, ale dobre te czasy już minęły i teraz mamy do czynienia z prostą reklamą agencji towarzyskich. Myślę, że się nie pomylę jeśli napiszę, że od dziś wszystkie burdele z wyższej półki, takie dla dyplomatów i ważnych gangsterów obstalowują stroje ludowe, krakowskie i łowickie. To będzie hit sex branży przez najbliższy rok, a może nawet przez dwa lata.

Ja sobie dość dokładnie obejrzałem teledysk z tego występu i najbardziej zdziwiła mnie publiczność. Otóż była to publiczność profesjonalna, wynajęci ludzie, w tym dzieci ze szkół, które darły się ile sił w płucach i machały chorągiewkami. Jak pamiętamy doszliśmy tu kiedyś do wniosku, że w ferworze walki o każdy kawałek targetu wykonawcy profesjonalni doszli do momentu, w którym zostało im już tylko udawanie amatorów. No a teraz mamy uzupełnienie tej myśli – do każdego występu trzeba angażować profesjonalną publiczność. Wypada więc zdefiniować misję takiego festiwalu, bo kiedy publiczność jest wynajęta odpada element rozrywki i moment katharsis. O co więc chodzi? No chyba o tę reklamę burdeli z dziewczynami w łowickich pasiakach. Inaczej się tego wytłumaczyć nie da. No i może jeszcze o transfer gotówki z jednego miejsca w drugie, który zawsze towarzyszy takim wydarzeniom jak festiwale piosenki. Można by jeszcze podyskutować o satanizmie, ale to za chwilę. Najpierw napiszę jeszcze słów kilka o muszelce z kiełbasą. Pomijam genialny charakter tego zwrotu doskonale opisujący sytuację czyli transseksualistę przy mikrofonie. Muszelka z kiełbasą to powrót do źródeł pop kultury, o których tu kiedyś pisałem. Jak pamiętacie jedną z najważniejszych książek jakie przeczytałem w życiu były wspomnienia Wojciecha Kossaka. On tam wprost pisze skąd się wzięło upodobanie ludzi do takiej tandety. Cesarz Wilhelm mu powiedział. Oto kiedy jego cesarska wysokość był w Londynie, zaproszono go do teatru, siedział obok królowej Wiktorii, na scenie zaś dawano jakieś przedstawienie. Kiedy się skończyło wyszedł tam jakiś dziwny gość i zaczął naśladować głosy różnych zwierząt. Sala pokładała się ze śmiechu i tylko cesarz Niemiec był zdziwiony, bo u niego w Berlinie takie rzeczy były nie do pomyślenia. Myślę, że były one nie do pomyślenia również w Wiedniu. I to może być jedną z wielu przyczyn wybuchu I wojny światowej i likwidacji monarchii niemieckich – żeby można było bez wstydu pokazywać w wielkich salach parodystów odzwięrzęcych i różne muszelki z kiełbasą. Londyńska pop kultura zwyciężyła, wczoraj dostaliśmy na to kolejny dowód.

Nie dalej jak przedwczoraj kolega podesłał mi link do wypowiedzi Kulczyka, który mówi wprost, że kultura polska i polski język są balastem. My zaś wszyscy powinniśmy się przygotować na podbój świata i nauczyć się żyć w różnych miejscach na Ziemi. Poświęciłem tu sporo miejsca na opisanie sytuacji Irlandii w XIX i XX wieku, a teraz jeszcze wydam na ten temat niewielką książeczkę. Chodzi o to, że całą ideą niepodległości irlandzkiej stoi proste naganianie ludzi do roboty w różnych gałęziach przemysłu. Irlandczykom trudno jest w to uwierzyć, bo mają przecież i pracę i wolność, o co więc chodzi? Właściwie o nic. My też będziemy mieli i pracę i wolność, pod warunkiem, że stąd wyjedziemy, jak nam doradza Kulczyk. Tu bowiem pozostało już tylko tyle miejsca, by się zmieściły te dziwki i ich alfonsi, przebierający nogami w oczekiwaniu na klientów. Można jeszcze podnieść argument dotyczący innych kultur i innych języków, których Kulczyk nie uważa za tak ambarasujące jak nasz język i nasza kultura, ale już to ktoś zrobił, a więc dajmy spokój.

Czy znajdujemy się w tym samym momencie, w którym znalazła się Irlandia przed I wojną światową i kolejną pułapką, w którą ją wepchnięto? Myślę, że jest gorzej. Myślę, że znajdujemy się w sytuacji takiej jak Europa Środkowa przez przyjęciem chrztu i trochę po nim, kiedy grasowały tu bandy łowców niewolników, porywające ludzi i odstawiające ich etapami na targi weneckie i konstantynopolitańskie. Póki nie ustabilizowała się hierarchia kościelna proceder ten był nie do zatrzymania i Kulczyk nam mówi wprost, że do tego wracamy. Tyle, że na łapaczach się teraz oszczędzi, bo niewolnicy stawią się dobrowolnie w punktach etapowych w oczekiwaniu na swój dalszy los. Dla rozrywki urządzi im się festiwal z wynajętą publicznością i powie, że będą zdobywcami, ale muszą koniecznie zapomnieć własnego języka i mówić po angielsku.

Wczoraj Toyah umieścił na swoim blogu link do czegoś co nosi nazwę „Kraina grzybów”. Jest to zagadkowy i ponury projekt obliczony na uwodzenie dzieci i młodych kobiet przekonanych o oryginalnym i niepowtarzalnym charakterze swojej duszy. W trakcie dyskusji pod tekstem doszliśmy do kwestii czy to jest reklama czy nie, a jeśli tak to jakiego produktu? Nie to jest chyba najważniejsze. Kolega Onyx zasugerował, że twórcy tego czegoś, podobnie jak faceci, co wymyślili muszelkę z kiełbasą na festiwalu Eurowizji musieli się świetnie przy tym bawić. Być może, jak ludzie wymyślą jakąś mocną i konkretną konwencję, albo tylko uda im się skopiować w zabawny sposób takową, zawsze mają mnóstwo radości. Najważniejszym problemem w tym wszystkim jest jednak autentyczność, czy jak kto woli prawda. Czy tam jest prawda, a jeśli tak to skąd się bierze?

Pamiętam taki spot reklamowy, który miał promować Gdańsk. Była to słaba konwencja mająca wywołać wrażenie grozy i niepokoju. Wyszło nędznie i pretensjonalnie. Dlaczego? Być może dlatego, że twórcy nie bawili się przy tym świetnie. No, ale ja wiem, że czasem pisząc coś nie bawię się wcale, a rzecz zyskuje sobie popularność. O co więc chodzi? O to skąd zasysa się prawdę. To jest ważne, bo od razu wymusza na człowieku określoną metodę pracy. Chodzi o prosty wybór między dobrem a złem. Na poziomie naprawdę najbardziej podstawowym. Można mówić o tym, jak o próbie wywołania nastroju, albo jak o grze konwencją, ale to zawsze jest wybór pomiędzy dobrem a złem. I przy jednym i przy drugim możemy się potem świetnie bawić. Ja nie wątpię w to, że twórcy „Krainy grzybów” rżeli ze śmiechu montując ten film, choć przecież powiedzieli nam wprost, że świat pozazmysłowym istnieje i oni sami weń wierzą. Inaczej nie zrobili by tego filmu. I nie mówcie mi, że to nieprawda, bo człowiek robi przecież co chce. Miałem w życiu wystarczającą ilość dobrych intuicji, żeby wiedzieć, że są to sprawy zupełnie spoza mózgu, a nawet spoza serca. No więc zasiadając do jakiejkolwiek pracy wybieramy pomiędzy dobrem a złem. Od razu właściwie i nie ma od tego żadnych zwolnień. Potem można się, jak napisałem, bawić, ale konsekwencje wyborów zawsze są zagadką. Dla wszystkich, dla mnie też. Jedyne co można nas pocieszać to jawność intencji, czyli wyjaśnienie po co podejmujemy te czy inne działania, ale i to nie zawsze.

Kiedy tego nie ma, pozostaje nam już tylko oklaskiwanie muszelki z kiełbasą i podziwianie nowych kreacji rodem z ekskluzywnego burdelu, gdzie panienki szpanują cytując polskie przysłowia zerżnięte z serialu „Banaczek”. No i jeszcze oczekiwanie na parodystę, który będzie naśladował a to świnię, a to małpę, a to Jana Kulczyka przemawiającego na jakimś zlocie biznesmenów klasy lux.

 

Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl, gdzie sprzedajemy książki Toyaha i I tom Baśni jak niedźwiedź, w cenach bardzo przystępnych. Mamy także trzy zeszyty komiksowe o przygodach Jana Hardego – żołnierza wyklętego. Jeśli ktoś nie lubi kupować przez Internet może zajrzeć do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, do księgarni „Przy Agorze', która mieści się przy ulicy o tej samej nazwie pod numerem 11a, do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, a także do księgarni „Latarnik” przy ulicy Łódzkiej w Częstochowie.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura