coryllus coryllus
4077
BLOG

Czym Jan Kulczyk różni się od Józefa Piłsudskiego?

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 40

 Wśród zarzutów stawianych II RP na pierwszym planie mamy zwykle kult marszałka zawarowany przepisami prawa oraz solidarnością oficerskiego gangu, który po marszałku pozostał. Przywołuje się przykłady naruszania godności pojedynczych osób w związku z działaniem idiotycznych przepisów, a także przykłady pobić i awantur z tymże kultem związane.

I ja się oczywiście zgadzam z tą krytyką, bo polityka to nie jest miejsce, gdzie można uprawiać jakieś kulty i oddawać cześć osobom zmarłym, które ani święte, ani przesadnie dobre za życia nie były. Z Piłsudskim sprawa ma się jednak tak, że w 70 lat po jego śmierci pojawia się przemożna chęć całkowitej demaskacji tej postaci w imię prawdy i naszego wspólnego dobra. Demaskacje przeprowadzane w Polsce na dawno zmarłych nieboszczykach mają zwykle ten sam charakter, co ataki sanacyjnych oficerów na ich politycznych i ideowych przeciwników. Grupka wariatów wpada do mieszkania, na oczach żony i dzieci bije Bogu ducha winnego człowieka do nieprzytomności i znika równie nagle jak się pojawiła. Dom zdemolowany, dzieci płacą, krzyk, a policja udaje, że to nie jej sprawa. Kłopot jest z tym również taki, że dekompozycji mitu Józefa Piłsudskiego wszyscy podejmują się nader chętnie, bo mają takie złudzenie, że coś uda im się na tym zyskać. Jeśli nie parę groszy to środowiskową popularność na pewno. Sądzę, że to mrzonki. Nie mam bowiem pewności na ile owe demaskacje dotyczące chorób marszałka i innych prywatnych brudów są autentyczne. Sądzę, że nawet jeśli są, to przypominają kopanie leżącego. No, ale i takich wyczynowców mamy w Polszcze, więc dziwić się nie należy.

Nie to jest jednak w rodzimych naszych demaskacjach najistotniejsze. O wiele ważniejsze jest, że odkrywaniem różnych prawd o politykach, szczególnie nielubianych lub takich, których misję uważamy za błędną, można się zajmować bez stresu. Są jednak przypadki, na które ręki podnieść nie można bo burzy się demaskatorom całą mozolnie budowaną konstrukcję dziejów, która sprowadza na nich spokojny sen. Kiedy napisałem rozdział II tomu „Baśni jak niedźwiedź” zatytułowany „Hans z Czarnolasu” było sporo szumu. Dlaczego? Bo nie wolno. O Piłsudskim wolno o Kochanowskim nie wolno. Piłsudski powiedział: brać ale nie kwitować i to jest powód do narzekań. Kochanowski powiedział: ten szczęśliw w życiu całem, kto poprzestał na małem i to jest powód do głębokich refleksji nad ludzkim losem. Poetów demaskować nie możemy, bo z kim będą się utożsamiać demaskatorzy Piłsudskiego? Stracą biedactwa grunt pod nogami. Mamy więc całą plejadę świeckich świętych, agentów i kapusiów z piórem w ręku, których tknąć nie można bo duch narodu na tym ucierpi. No więc ja myślę, że publikacje historyczne to także polityka. Od polityki demaskacji nie uciekniemy, to jasne, musimy się tylko w porę zorientować, kto zleca na naszym podwórku te misje i jaki ma w tym cel. Gadanie, że Piłsudski umarł na syfilis niesie ze sobą satysfakcje bardzo nędzne. Podobnie jest z entuzjazmem, w który popadają niektórzy kiedy się dowiedzą, że Kazimierz Leski przebrany za niemieckiego generała kontrolował umocnienia w Normandii. Mnie to nie cieszy, ani nie podnieca, bo nie odczuwam satysfakcji czytając o wyczynach brytyjskich agentów. Taki książę Lubomirski, regent królestwa, został aresztowany 11 listopada 1942 roku, zmarł wskutek obrażeń odniesionych w śledztwie, pół roku później. Czy ktoś o nim przypomni? Nie, bo tam jest mało treści nadających się na pogawędkę przy piwie. Ja o tym ostatnio rozmawiałem w Białymstoku z Grzegorzem Braunem. Po krótkiej przepychance zgodził się ze mną co do tego Lubomirskiego.

Mnie osobiście zawsze ciekawiło skąd biorą się ujawniane nagle informacje dotyczące życia sławnych osób. Kto je wygrzebał i gdzie znalazł skoro wcześniej, przez tyle lat nie było o nich wcale słychać, a ciśnienia na procesy demaskacyjne nie było wcale mniejsze? Ja nie wiem skąd, ale mam w związku z tą niewiedzą poważne wątpliwości co do ich autentyczności. I nie chodzi tu tylko o Piłsudskiego, który dawno przestał być w naszych okolicznościach politycznych aktualny. Sądzę, że Kochanowski jest o wiele bardziej na czasie niż marszałek, no ale ludzie myślą o dziejach głównie poprzez chronologię, a nie poprzez klasyfikację i skalę problemów. Jak coś jest bliższe w czasie to jest po prostu ważniejsze. Ludziom nie da się wyjaśnić, że może być inaczej, ale to także daje nam pewną wiedzą i klasie demaskatorów. I o ich intencjach.

Jeśli chodzi o demaskacje współczesne mamy tu prawdziwy wysyp i prawdziwy festiwal. Zdemaskowaliśmy już Jaruzelskiego i Kiszczaka. Wałęsę zdemaskował Antoni Macierewicz w roku 1992, a potem zrobił to o ile pamiętam Kazimierz Świtoń zadając z trybuny sejmowej różne pytania, ale nikt na to nie zwrócił uwagi. Nie wiem, czy ktoś to pamięta? Przed nami kolejne przygody. Oto na naszych oczach odbywa się hucpa pod tytułem „Miała być książka o Kulczyku”. Dwóch dziennikarzy negocjuje niewydanie książki na temat Kulczyka z człowiekiem tak beznadziejnie niewiarygodnym jak Roman Giertych. My się o tym dowiadujemy w okolicznościach takich, jakby chodziło przynajmniej o mecz finałowy na Mundialu. To jest dziecinada. To są plewy rzucane przed wieprze za jakie ci faceci nas uważają. Musimy to zrozumieć. Jeśli mi nie wierzycie, zobaczcie z jakim trudem przebiega demaskacja Janusza Korwina-Mikke. Ona jest wręcz niemożliwa do przeprowadzenia. Korwin to ciągle jest ktoś, ciągle ma swoją rolę do spełnienia i nikt mu niczego nie wytknie, nie napisze o nim książki, ani nie nakręci filmu dokumentalnego. Dlaczego? To taki wdzięczny temat...

Nie wierzę w książki o Kulczyku inne niż tylko służące reklamie Kulczyka i wzbudzeniu w ludziach sympatii do niego. Nawet jeśli przeczytalibyście tam, że Kulczyk jest ojcem cielęcia z dwoma głowami to podany byłby ów fakt w taki sposób, że co wrażliwsze panie poczułyby miękkość pod sercem. Nie dajecie się nabierać ludzie. W życiu tych facetów poza „ch..em, dupą i kamieni kupą”nie ma nic ciekawego. To jest tylko i wyłącznie promocja i przedłużanie ich nędznej, politycznej egzystencji. To jest szczyt pop-polityki, zainteresowanie nim zaś przynieść nam może tylko klęskę, w najlepszym wypadku kaca. Może sprowadzić sprawy poważne i groźne do poziomu „Pudelka”. Cóż oni bowiem będą usiłowali nam sprzedać? News na temat współpracy Kulczyka z Gazpromem? Wszyscy o tym wiedzą. Gawędę o jego seksualnych ekscesach? Tak zwane środowiska już nawet nie ziewają słysząc te rewelacje. No to tam jeszcze może być? Wszystko jest przecież na wierzchu.

Uważam, że trzeba tych ambarasujących rewelacji wysłuchać ze spokojem, ale nie dać się sprowokować i robić swoje. Odkłamywanie zaś historii nie polega na pisaniu o tym ile kochanek miał Piłsudski, ale na zdemontowaniu tej wizji dziejów, którą wymyślili dla nas najpierw Niemcy, a potem komuniści. Tak jak to już wielokrotnie pisałem, z tą drugą jest łatwiej, w pułapki tej pierwszej wpadamy wszyscy. Dotyczy ona bowiem spraw rudymentarnych, takich jak rola uniwersytetów i królewskich sekretarzy, nie wiąże się z demontażem opinii na temat żadnej poważnej katastrofy, a przez to jest trudniejsza do sprzedania w mediach. Jest jednak o stokroć ważniejsza. Bo bez tego, bez zanegowania tej wizji, nie będziemy ludźmi sami dla siebie.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można już kupić nowy numer kwartalnika „Szkoła nawigatorów”.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka