coryllus coryllus
3203
BLOG

Pochwała czeskich aktorów

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 43

 Czy potraficie przypomnieć sobie twarz jakiegoś węgierskiego aktora? A może rumuńskiego? Z wschodnioniemieckich ja kojarzę jedynie faceta nazwiskiem Dean Reed, który był Amerykaninem i wybrał wolność w NRD. Nawet radzieckich aktorów pamiętamy słabo, w zasadzie w pamięci mamy trzy tylko nazwiska: Szukszyn, Olbrychski i Brylska. Inaczej jest z Czechami. Nawet jeśli nie pamiętamy nazwisk, a przeważnie nie pamiętamy, twarze kojarzymy od razu. Nie sposób ich nie kojarzyć. Tak się złożyło, że przeglądałem wczoraj obsady najsłynniejszych czeskich produkcji z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Nie powiem z jakiego powodu, ale był to powód ważny. Byłem wstrząśnięty wyrazistością tych postaci. Na przykład facet, który grał wodnika, w serialu „Arabela”. To była postać z drugiego planu, a przecież utkwił mi w pamięci i wystarczyło kliknąć w jego biogram, by wszystko się przypomniało. Ktoś powie, że ten mechanizm działa ponieważ Czesi kręcili stu odcinkowe mydlane opery, takie jak „Szpital na peryferiach”. No, ale to nie wszystko. Kręcili też parodie, kręcili filmy obyczajowe, które dziś, przy udziale nowoczesnej techniki próbują naśladować ci nowi Czesi, potomkowie tamtych, którzy zrobili „Lemoniadowego Joe”. No, ale to już nie jest to samo. Już kiedyś o tym pisałem – fałsz nowych, czeskich filmów polega na fałszowaniu mitu arkadyjskiego. Bohaterowie uciekają z miasta na wieś i tam odnajdują utracony raj. Chodzą do miejscowej karczmy, jedzą podgardlaną i piją piwo w dużych kuflach. Świniobicie zaś należy do najważniejszych rytuałów tego nowego świata. Taki film widziałem, ale że był on emitowany w czeskiej telewizji, nie zapamiętałem tytułu. Dawniej też to było, pamiętamy przecież serial „Pod jednym dachem”, no ale tam nikt nas nie epatował świńską krwią i pijaństwem, na którym znamy się dużo lepiej niż oni. Tam wszystko było takie jak trzeba, obliczone na spokojnych kopalnianych emerytów i księgowych po przejściach. Ofiarą jedynego morderstwa jakiego dokonano w tym filmie padł karp, zakupiony wcześniej w spożywczaku.

Dlaczego te wiejskie opowieści w wersji czeskiej uważam za niewiarygodne? Bo Czesi to ludzie z miasta i miasto jest ich naturalnym środowiskiem. Ich wiejskie inklinacje mają charakter aspiracyjny, sztuczny i wypadają niewiarygodnie. Podobnie jest z miejskimi aspiracjami Polaków, pierwsze pokolenie powojennych mieszczan trzymało kury w wannach i prosiaki na balkonach. Takie legendy krążyły w mojej rodzinie o różnych zwariowanych ludziach, którzy wybrali wolność i opuściwszy wieś rodzinną zamieszkali w blokowisku.

No, ale wracajmy do czeskich aktorów. Wszystkie czeskie produkcje powojenne miały charaktery niskobudżetowy. Nie mogło być chyba inaczej. Nawet filmy o Żiżce kręcone mniej więcej w tym samym czasie co „Krzyżacy” były robione za pięć koron, w sposób wykluczający jakąkolwiek polemikę z wizją reżysera. No i Czesi chyba się w tym połapali i zamiast historycznych kobył o przygodach dzielnych husytów zaczęli kręcić parodie i filmy autorskie. Takie, w których najważniejszy był aktor. W czasie zaś, gdy na świecie pojawiła się mydlana opera, zrobili jej nadwełatwiańską wersję i zarobili na tym wcale nieźle. Cały ten film jak pamiętamy opierał się na kilku wyrazistych postaciach i gdyby akcję przenieść ze szpitala do biura, pozostawiając w obsadzie tych samych ludzi i te same charaktery nikt by się nie połapał, że coś się zmieniło. Milosza Kopecky'ego pamiętamy wszyscy. I nie mówcie mi, że to przez jego kretyńskie wąsy i wielki nos. Mieliśmy jeszcze tego drugiego, doktora Błażeja, on nie miał ani wąsów, ani nosa. Być może moja wizja czeskiego kina jest nieco wykrzywiona, ale mam wrażenie, że tam inwestowano właściwie tylko w aktorów. Scenariusz był sprawą umowną, a nawet bardzo umowną i nikt nie zawracał sobie głowy takimi bzdurami jak zgodność z realiami. Nie tylko w parodiach takich jak 'Lemoniadowy Joe”, ale także w zwykłych filmach.

W dawnych czasach szydzono w Polsce z czeskich aktorów, że niby ciągle występują w filmach ci sami. Mojego ojca, na przykład do białej wściekłości doprowadzał facet nazwiskiem Vladimir Mensik, który grał główną rolę w serialu „Arabela”, a w serialu „Pod jednym dachem” jeździł jako kierowca autobusu do Pragi i podrywał pewną panią z miasta w sposób mocno niewyszukany. Pokazywali go właściwie w każdym filmie, także w mojej ulubionej czeskiej produkcji pod tytułem „Złote węgorze”. Był wybitnym artystą, co w jego przypadku nie przyszło łatwo, bo trudno dziś jeszcze znaleźć faceta o tak charakterystycznej twarzy.

Podobnie było z niejakim Labusem, czyli z panem grającym czarodzieja Rumburaka w „Arabeli”.

W Polsce przywykło się szydzić z czeskich filmów i aktorów, a zaczęło się to wraz z wpuszczeniem na ekrany kim filmu „Nikt nic nie wie”, czyli zaraz po wojnie. Ja tego filmu nie widziałem, ale jeszcze w latach siedemdziesiątych był on wspominany u mnie w domu.

To co było dla czeskich produkcji najbardziej charakterystyczne, prócz aktorów i ich warsztatu, to pozorny brak aspiracji artystycznych. Oczywiście, Czesi kręcili filmy serio, ale na tyle rozumieli sytuację, że nie próbowali sadzić się na wielką sztukę, jak to się często przytrafiało naszym filmowcom. Przez to właśnie ich filmy uważane są za wybitne, w przeciwieństwie do naszych.

Od razu zaznaczę, że ja nie oglądam nowych czeskich filmów, tych wszystkich „Guzikowców” i podobnych. Myślę, że to jest wtórne i nie wpisuje się w istotę czeskiego kina, w którym można było bez stresu nakręcić film pod tytułem „Pasła konie na betonie”. Nie zdobył on popularności, ale powstał i przeszedł kolaudację. Już sobie wyobrażam, co by się działo, gdyby ktoś próbował pokazać takie dzieło różnym polskim macherom od kina, zwanym niekiedy luminarzami kultury.

W Polsce pokazywano także seriale agitacyjne, już w schyłkowej komunie puścili serial, jak to u Czechów, nakręcony kamerą video, który nosił tytuł „Najmłodszy z rodu Hamrów”. Opowiadało to dzieło o młodym komuniście, który próbował ratować ustrój przed aspiracjami rodzimych kapitalistów. Jego rodzina chciała otworzyć na wsi stację benzynową, a on się postawił i nie pozwolił. Puścili ten serial raz jedynie, bo czasy się zmieniły.

Nie wiem jak to było z eksportem czeskich gwiazd do Hollywood, wydaje mi się, że nie wyjeżdżali, ale mogę się mylić. Nie znam w każdym razie żadnego nazwiska, które kojarzy się a produkcją amerykańską, poza o Formanem oczywiście, który nie jest aktorem.

Tak jak napisałem na początku, miałem poważny powód, by przyglądać się wczoraj wieczorem czeskim aktorom i stąd dziś tam impresja. Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura