coryllus coryllus
10527
BLOG

Sasnal czyli pieczątka koszerności

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 60

 Moja żona otworzyła wczoraj, nieopatrznie zupełnie, portal GW i natknęła się tam na wywiad z Sasnalem. Dla nie uświadomionych dodaję, że Sasnal Wilhelm to ostatnimi czasy najwybitniejszy polski artysta czynny w kraju i za granicą. Zmienię teraz zwyczaje publicystyczne i zanim napiszę tekst, podam pointę, jest ona prosta: jeśli chcecie zwalczać coś, jakąś ideę czy myśl Wam wrogą, musicie unieważnić hierarchię z której ona wyrasta.

Z czego wyrasta Sasnal? Z ambicji słabych studentów ASP, którzy chcą się jeszcze załapać na koniunktury w sztuce nowoczesnej. A te skąd się wzięły? Z przemożnej chęci zniszczenia struktury edukacyjnej i dystrybucyjnej na rynku sztuki, efektem działania której byli wybitni artyści i wybitne dzieła. Co powstało w tym wypalonym kwasem miejscu? Pisałem już o tym dawno ale jeszcze powtórzę: analogia. Jakiego rodzaju? Prosta. Albo coś jest koszerne, albo nie jest koszerne. I kropka. Nic więcej się nie liczy, bo na rynku sztuki rządzi w Polsce Anda Rottenberg i jej uczniowie, a za granicą to sami sobie wyguglajcie kto.

Kiedy dwa lata temu byłem w Londynie z niekłamanym zdziwieniem zauważyłem, że w National Gallery jest cała olbrzymia sala poświęcona malarstwu norweskiemu. Dajecie wiarę? Malarstwo norweskie! Już widzę, co by się działo, gdyby w jakimś polskim muzeum ktoś zaproponował dyrektorowi – a wiesz stary, otwórzmy ekspozycję malarstwa czeskiego, takiego wiesz realistycznego, albo może węgierskiej batalistyki. Gdyby rzecz się działa w Krakowie, albo Wrocławiu człowieka tego oskarżono by o pobicie pięciu policjantów złamanym widelcem. Bo trzeba wam wiedzieć, że to malarstwo norweskie w Londynie, to były takie widoczki, głównie pejzaż, gdzieniegdzie ktoś tam łowił ryby. Nie ma możliwości, żeby w polskiej galerii pokazać obraz z z facetem co łowi ryby, bo polskiej galerie aspirują do poziomu światowego, podobnie jak polscy artyści. Nie to co Londyn. Z prowincją, powiem Wam jest jak z kurestwem, wyrasta wprost z serca i nie można tego wyrwać. Kto się gdzie urodził nie ma żadnego znaczenia. Można pochodzić ze wsi Krukówka położonej w lesie pod Dęblinem i olśniewać ludzi z towarzystwa, a można urodzić się w samym centrum metropolii i wywoływać w ludziach reakcję taką, jaką zwykle wywołuje wóz asenizacyjny pędzący ulicami małych miasteczek.

No i wczoraj zaczęła mi żona czytać wyimki z tego Sasnala. On wyobraźcie sobie mieszka w USA, a kiedy przyjeżdża do Polski nie może patrzeć na te antysemickie napisy na murach i wzywa straż miejską kiedy je widzi. I co? Straż miejska wyciera je czapkami? Antysemickie napisy rysuje chyba ktoś zaprzyjaźniony z Sasnalem, żeby mu dać alibi dla tej niezwykłej kariery, którą robi, bo ja innego wyjścia nie widzę. Jest bowiem Wilhelm Sasnal człowiekiem pozbawionym talentu w sposób doskonały. Jest jak pralka Frania po spuszczeniu zeń mydlin i wyjęciu prześcieradeł – matowa pustka i wirnik. Nic więcej. I głębiej sobie to uświadamiamy z tym większym zrozumieniem podchodzimy do postawy pana Wilhelma, na prawdziwej prowincji polskiej określanej zdaniem: „wyżej sro niż dupę mo”. Jakby mało było sztuki pana Sasnala, tej wielkoformatowej, prawdziwej, on się jeszcze wziął za komiks, ale zaraz nadmienił, że na komiksie się nie zna. To widać od razu, że się nie zna, co nie przeszkadzało jego promotorom wypuścić już dwóch albumów, w dodatku z błędami. No i ten Sasnal, człowiek nie potrafiący rysować, pisać, a nawet mówić z zachowaniem ciągów przyczynowo-skuktowych, opowiada, że te błędy to są takie smaczki. Taka dodatkowa jakość. Równie dobrze Sasnal mógłby pierdzieć na przyjęciu dyplomatycznym, tak sobie myślę, a potem przekonywać zaproszone delegacje, że to tylko takie smaczki, dodatkowa atrakcja, a jak kto nie rozumie to fora ze dwora. Sami zresztą zobaczcie

http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,16338919,Wilhelm_Sasnal___Bolesna_jest_ta_polska_bezinteresowna.html#TRwknd

Jak zauważyliście Sasnala wkurza nie tylko antysemityzm, ale także bezinteresowna, polska złość. Facet, który nie potrafi narysować twarzy, jest lansowany na najlepszego polskiego artystę w historii, a potem dziwi go bezinteresowna złość. Ależ ta złość jest jak najbardziej interesowna. Ta złość wypływa wprost z tego, że nieudacznik i głupek został postawiony na szczycie, a ludzie prawdziwie utalentowani muszą się temu przyglądać i milczeć, bo cóż mają zrobić. No więc ja jeszcze raz powtórzę, jedyną drogą do sukcesu i pewnego zrelaksowania się jest nie oglądanie się na pana Sasnala. Nie zwracaj na niego uwagi to sobie pójdzie – mawiał Kubuś Puchatek do prosiaczka. No, ale ja zwracam, ktoś powie. Tak, to prawda, ale więcej nie będę. Przez przypadek zwróciłem uwagę, bo mi ten komiks się rzucił w oczy. Poprosiłem ostatnio Tomka, żeby narysował tort w kształcie bazyliki św. Piotra, do naszego komiksu. Marudził, bo ma już trochę dosyć, ale rysuje. I co? Ktoś poza nami to zauważy? Nie, bo cała machina promocyjna nakręcona jest na promowanie takiego Sasnala i jego rzekomych komiksów. Ewentualnym krytykom mojej krytyki odpowiadam: rzecz polega nie na zawłaszczeniu sztuki, ale na zajumaniu systemu dystrybucji sztuki. Tego najszerzej rozumianego. To jest dramat, ale tylko do pewnego momentu, masowość bowiem kojarzy się z niską jakością, nie można więc zbyt długo przekonywać ludzi, że obecny wszędzie pacykarz jest artystą dla wysublimowanych elit. Bo nawet te elity w to nie uwierzą. W czasie ostatniego spotkania w Krakowie jedna z czytelniczek poinformowała nas, wszystkich tam zebranych, że nieopodal dworca głównego w tymże Krakowie jest mały sklepik, a w nim same komiksy. Nazywa się to chyba „Komiksiarnia”, albo podobnie, no i ta czytelniczka tam weszła i zapytała: czy jest „Romowe”? Na co dziewusia zza lady: nie ma i nigdy nie będzie. I bardzo dobrze, myślę, sobie, niech nie będzie. Wciskajcie ludziom dalej te niedorobione obrazki pana artysty na S i wmawiajcie, że tylko to ma wartość, kolejka do pośredniaka przed wami, a konkretnie sam jej koniec.

Skąd się bierze ta metoda? Wczoraj dzięki naszemu koledze podpisującemu się cbrengland znalazłem odpowiedź. Ona się znajduje na blogu Jana Hartmana z Krakowa, który podaje się za profesora. Hartman napisał tekst o tym, że trzeba chronić dzieci przed księżmi, z których aż 2 procent to pedofile. Podkreślił też, że to straszne, bo w całym, pozostałym społeczeństwie profesorów, to jest chciałem powiedzieć pedofilów jest dużo mniej. Kiedy to przeczytałem, pomyślałem, że coś z tą Jagiellonką jest w istocie nie tak, coś tam zamieszkało i wyjść nie chce. I to kurcze dobrze, że Tomek Rysuje ten komiks, w którym jedziemy po tym Krakowie jak po łysej kobyle, nie ma się bowiem wobec takich faktów jak blog Hartmana co szczypać. Najlepsze zaś jest w komentarzach pod tym blogiem. Jakaś pani cytuje tam Blumsztajna, który ponoć powiedział: wszyscy są równi wobec prawa, ale niektórym Pan Bóg dał niezwykły talent i wolę. Tacy są równiejsi. Rozumiem, że słowa Blumsztajna nie dotyczą Hartmana, bo Pan Bóg na pewno nie przyłożył ręki do stworzenia żadnego ateisty i marksisty, oni powstali wprost z małp człekokształtnych, co też od razu po nich widać. Widać to też po sposobie wnioskowania jaki nam zaprezentował Hartmann, tam Pan Bóg nie miał nic do roboty, to jest ewolucja ze wszystkimi jej konsekwencjami. No, ale kogoś miał na myśli ten Blumsztajn? Myślę, że siebie samego, bo kogóż by innego? Ciekawe tylko kiedy zacznie rysować komiksy i sprzedawać je w krakowskiej „Komiksiarni”, bo rozumiem, że za śpiew się nie weźmie, zbyt łatwo się zdemaskować. Żeby osiągnąć sukces trzeba być córką Peszka. A czyją córką jest Blumsztajn? No, dajcie spokój....

 

Na tym kończę, remont w moim domu wszedł w fazę decydującą i muszę się na cały dzień wycofać, na z góry upatrzone pozycje. Nie będę więc komentował. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić najnowszy numer „Szkoły Nawigatorów”, a w nim komiks Tomka Bereźnickiego, którego bohaterem jest, a jakże, Jan Hartman.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura