coryllus coryllus
4388
BLOG

O miłości i seksie w filmie

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 27

 Kiedy byłem mały, matka zabraniała mi oglądać filmy po dzienniku. Uważała, że to jest demoralizujące, bo czasem pokazują tam biusty, albo nawet coś gorszego. Pamiętam jakim szokiem była dla mnie ekranizacja „Moralności Pani Dulskiej”, w której Zbyszko rzuca się na Hankę i wszystko jest pokazane od strony odnóży krocznych. Był taki film, ale nie wiem kto go reżyserował. Pokazywali to nawet kiedyś z rana, w porze dla dzieci, bez stresu zupełnie, bo za komuny takie numery nie były niczym nadzwyczajnym. No, ale ja miałem zakaz oglądania tych wieczornych filmów, a o kinie nocnym to mogłem zapomnieć. Potem oczywiście, jak już byłem starszy to oglądałem, ale tak mniej więcej do szkoły średniej to nie.

Dziś, o czym informuje się nas bez przerwy, seks jest dźwignią handlu. To nie jest prawda i ja tu wielokrotnie o tym pisałem. Tak naprawdę seks i skandal niczego nie sprzedają, a jeśli ktoś chce robić literacki albo filmowy sukces za pomocą seksu, to oznacza tyle jedynie, że przy powtórce swojego sukcesu, a na taką zawsze jest apetyt, będzie musiał dołożyć do swojego dzieła jeszcze więcej seksu. Taka piosenka mi się przypomniała – Więcej seksu. To było tak kretyńskie, że aż wydawało się niemożliwe. Latało codziennie w ramach telewizyjnej listy przebojów jeszcze przed dziennikiem i matka nie mogła mi zabronić słuchania. No to słuchałem. Piosenkę wykonywał Robert Jankowski, obecnie bohater skandali futrzarskich i znajomy Mira oraz Zbycha, poprzez żonę chyba bardziej niż osobiście. Wracajmy jednak do filmu i książek. Jeśli się komuś zdaje, że z tym seksem to jest pomysł nowy, ten się niestety myli. Muszę właśnie, w związku z książką czeską, przeczytać rzecz napisaną w roku 1839, przez niejakiego Dziekońskiego. Awanturnika i oszusta, mieniącego się pisarzem i bohaterem. Spłodził on, żeby pozostać w manierze, dzieło pod tytułem „Sędziwój”, które jest fabularyzowaną biografią Michała Sędziwoja słynnego alchemika. W rzeczywistości jest to biografia samego Dziekońskiego, a poznajemy to po tym, że główny bohater w przerwach pomiędzy robieniem złota albo poszukiwaniem kamienia filozoficznego patrzy tylko kogo by tu przelecieć. Jak są w okolicy jakieś panny to zachowuje się normalnie, używa dezodorantu i mówią ą i ę, chodzi taki trochę przegięty i mruga. No, a jak się trafi mężatka, to wzywa na pomoc Lucyfera. I zawsze mu się udaje. W książce manifestują się wszystkie frustracje autora związane z jego nieuregulowanym życiem i to jest nie do wytrzymania, no ale dla dobra sprawy muszę przez to przebrnąć. Od czasów Dziekońskiego i jego książki nic się w kwestiach używania seksu do sprzedaży nie zmieniło. No i mamy teraz tę nieustającą promocję filmu „Miasto 44”, zajawki pokazywane są w salonowej TV, bohaterowie umierają na naszych oczach, aktorzy się uśmiechają, a potem jest hasło promocyjne – miłość w czasach apokalipsy. Ja rozumiem, że oni tak napisali, bo im się zdaje, że to przyciągnie młodzież. No, ale to przecież brednia. Miłość i seks, wobec ich nachalnej obecności wszędzie w dawkach powalających słonia, nie są dla młodzieży żadną atrakcją. Promotorzy więc tego filmu pozostali mentalnie w epoce kiedy do kina spędzano żołnierzy z jednostek wojskowych, a oni, żeby się jakoś pocieszyć, opowiadali sobie nawzajem, że w którejś tam minucie pokazują kawałek cycka. To jest już przeszłość i nic tego nie zmieni. W tej zajawce oczywiście widać tak zwane śmiałe sceny erotyczne oraz śmiałe sceny tanatotyczne, o ile można tak powiedzieć. Eros i Tanatos rządzą bowiem polskim filmem, „tu ktoś wisi, a tam się pi...olą”, że zacytuję tytuł własnego tekstu, który umieściłem tu pół roku temu. Dla kogo więc jest ten film skoro nie jest dla młodzieży? Na pewno nie dla starszych, bo oni chcieliby zobaczyć jak Rettinger przylatuje do Warszawy, jak Niemcy udają, że go nie mogą znaleźć i jak AK wydaje rozkaz otrucia tego pasożyta, ale z jakichś powodów się to nie udaje. Dla kogoś jednak go zrobili. Myślę, że tak jak salon24 przeznaczony jest dla kolegów Igora Janke oraz dla sfer do których oni aspirują, tak film „Miasto 44” jest filmem zrobionym dla młodych aktorów. Żeby mieli dobry start. Ja nie znam tych ludzi, ani ich koneksji nie wiem kto ich do tego projektu wciągnął i na jakiej zasadzie, ale tak mi wychodzi z biznesowo-praktycznej arytmetyki. To jest film zrobiony po to, żeby dziewczyny mogły pokazać cycki w dramatycznej scenerii, a chłopcy mogli zaprezentować się w mundurach. Może po takiej promocji uda się znaleźć gdzieś robotę, może potworzą się jakieś grupy wsparcia aktorsko producenckiego, jak to miało miejsce w czasach kiedy szkołę aktorską kończyli Pazura, Zamachowski i Malajkat. Może po tym filmie trafią im się jakieś propozycje zagraniczne. Taka chyba jest logika, bo innej nie widzę. Publiczność znowu jest na ostatnim miejscu jeśli chodzi o priorytety twórców i załatwia się ją wytrychami a la Dziekoński – nie możesz uwieść mężatki? Wezwij Lucyfera! Uwaga, uwaga, tylko u nas! Miłość w czasie apokalipsy. A moje młodsze dziecko nie mówi apokalipsa tylko epokalipsa i to jest niesłychanie śmieszne i bardzo a propos tego o czym tu dziś mówimy.

Myślę przez cały czas o tym jak tu napisać nowoczesną powieść. W dodatku historyczną. Jasne jest, że wszystko musi być inne niż dotychczas, jasne jest że bohater musi być zbiorowy, bo nawet w tym filmie o Powstaniu jest nim grupa ludzi. Jasne jest, że nie może tam być prawie żadnego seksu, ani Lucyfera. No i jasne jest także, że muszą tam być pieniądze jako podstawowy motor ludzkich działań. Dlaczego tak? Zwróćcie uwagę na to, że w tak zwanej pro-sprzedażowej prozie dominuje, prócz nuty seksualnej także idealistyczna. To jest dziedzictwo XIX wieku, który jak pamiętamy był stuleciem idealistów i wizjonerów. I my się od tego nie możemy uwolnić. Bohaterowie lub bohater zawsze chcą zbawiać ludzkość, albo ukochaną kobietę, albo jakieś dziecko, które potem wyrasta na ukochaną kobietę, albo sympatycznych kosmitów. Innych planów nie mają i mieć nie mogą, albowiem działa tu mechanizm opisany wyżej. Do serca czytelnika lub widza dopasowuje się wytrych, a istotną funkcją dzieła jest jakaś sprzedaż, ludzi albo usług. Nasz nowy film o Powstaniu sprzedaje ludzi. Dziekoński sprzedawał swoje możliwości i swoją bezczelność. Ja zaś muszę zrobić inaczej, ale na razie tylko myślę.

Maniera, którą tu opisujemy nie jest właściwa wszystkim autorom i wszystkim producentom, ale warto wiedzieć, że ona istnieje i ma się dobrze. No i nie ekscytować się przesadnie tym, że wreszcie po 50 latach udało się w Polsce nakręcić film o najważniejszym wydarzeniu XX wieku, taki w sam raz, żeby młodzież nim zainteresować. I do tańca i do różańca proszę Państwa, seks na barykadzie i pogrzeb w ogródku pod krzakiem bzu. Polski romantyzm po prostu. Zapraszam do kin.

No i na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura