coryllus coryllus
3641
BLOG

Dyplomaci i filantropi

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 42

 W starym filmie Jerzego Hoffmana gang kierowany zdaje się przez Holoubka przygotowuje skok. Plan jest doskonały i musi się udać, ale niestety w końcowej sekwencji widzimy, że przestępcy mimo perfekcyjnie przygotowanej akcji nie mogą jej wykonać, bo auto, którym mieli jechać na włam nie rusza z miejsca. Dlaczego? Bo ktoś ukradł koła. Tak się czasami zdarza, wszystko człowiek przewidzi, a tu koła podpierniczą i koniec. Siedzę sobie tak w tym pokoju bez mebli, do którego zaraz wejdą malarze i patrzę na salon24. I nie mogę wyjść z podziwu przyglądając się jak ci wszyscy ludzie próbują ruszyć z miejsca w swoich samochodach bez kół. To nie jest widok budujący bynajmniej, to jest ponure jak nie wiem co. I nie myślcie sobie, że jednemu z drugim można coś wytłumaczyć, że można powiedzieć – kolego, chrzanić szczyt Rosja-Niemcy, nic z niego nie wyniknie, bo nie ma tam Amerykanów, to jakieś rozpoznanie tylko. A gdzie tam, obrazi się taki i napisze tekst pod tytułem „Koncert mocarstw”, bo słyszał, że dawniej też był taki koncert jeden północny, a drugi południowy. No i myśli, że jak o tym przypomni i nawiąże do wydarzeń współczesnych to będzie miał zasługę. Nie będzie. Zasługi będą mieli tylko Jurasz ze starym Warzechą, nawet jeśli – jak zwykle – napiszą najgłupsze teksty w całym salonie. Wiem, że to nie ma sensu, ale mam wielką ochotę namówić wszystkich, by przestali się indyczyć i nadymać bieżączką, by olali ten konwój, tę nieprawdziwą wojnę, która nie wiadomo czy w ogóle jest i zajęli się czymś bliższym nam i ważniejszym. Koniec wakacji niebawem. Pamiętacie o tym? Podręczniki po 500 stów, a będą droższe. Ojcowie i matki rodzin, czyście poszaleli pisząc o sprawach, które Was nie dotyczą?

Tak lubiany przez wszystkich Wojciech Sumliński zapowiada premierę swojej książki o Komorowskim, będzie to kolejna demaskacja, w długiej serii nieskutecznych demaskacji, z których każda następna przykrywa kolejną i chcąc nie chcąc ją unieważnia. Ludzie bowiem nie traktują serio wystąpień publicystów, mają je w nosie, książki zaś służą do stymulowania emocji, negatywnych lub pozytywnych. Przeczytałem tekst Wojciecha Sumlińskiego i zamarłem, pisze on bowiem tak:

 

W kwietniu br. publicznie zapowiedziałem publikację książki o Bronisławie Komorowskim, z której opinia publiczna dowie się, kim naprawdę jest prezydent RP. Zapowiedziałem, że książka będzie udokumentowana i pełna faktów, których nie sposób podważyć. Zapowiedziałem też ujawnienie jednego ze źródeł – za jego wiedzą i wolą. To były wysoki rangą oficer WSI, mój były informator, który dowiedziawszy się, że jest w ostatnim stadium choroby nowotworowej i że zostało mu w najlepszym razie kilka miesięcy życia, pojednał się z Bogiem - w którego wcześniej nie wierzył - i otrzymał od spowiednika niezwykłą pokutę: upublicznienie wszystkich swoich łotrostw, jako oficera WSI, wykraczających dalece poza złodziejstwo na gigantyczną skalę, a częstokroć polegające na niszczeniu innych ludzi – bo z tego na dobrą sprawę składała się jego służba. Szkopuł w tym, że upubliczniając wiedzę o sobie oficer ów ujawnia tak naprawdę szokująca wiedzę o naszym kraju i jego wojskowych specsłużbach w ogóle i zupełnie niejako przy okazji - o najważniejszych osobach w państwie...

 

To jest już chyba dziesiąta albo jedenasta książka o specsłużbach w Polsce, która ma ostatecznie i nieodwołalnie położyć kres ich nieuczciwej działalności. Ja bardzo bym chciał, żeby tak się stało i żeby Wojciech Sumliński stał się bohaterem mediów i dostał te wszystkie nagrody, które należą się dziennikarzom śledczym i żeby miał własny program publicystyczny w publicznej telewizji. Pozwolę sobie jednak na garść krytycznych uwag i na pewną dozę niewiary. Niedawno Sławomir Cenckiewicz wydał książkę „Długie ramię Moskwy”, ta książka coś tam zarobiła, ale po pół roku powiększyła stos setek innych, nieczytanych książek demaskujących naszą współczesną rzeczywistość. Demaskacja wydaje się wielu ludziom najlepszym sposobem na upłynnienie towaru, jak przestaje być skuteczna do trzeba jej dodać nieco autentyczności – najpierw nie wierzył, potem uwierzył, wyspowiadał się, potem umarł, rodzina wyjechała za granicę i teraz można publikować. Panie Wojciechu, na litość, niech nas Pan nie traktuje jak idiotów. Nawet jeśli to wszystko jest prawda, musi Pan zdawać sobie sprawę, że efektu to nie wywoła żadnego, nawet kiedy 'Wprost” nakręci Panu koniunkturę tymi swoimi rewelacjami. Jeśli wydawca powiedział Panu, że tak będzie lepiej, że to ludzi skłoni do zainteresowania się książką to trochę kłamał, na tym poślizgu książka pojedzie może z pół roku i padnie. Pan zaś będzie musiał napisać kolejną i co Pan tam wstawi? Kolejnego nawróconego?

Trochę dalej pisze Wojciech Sumliński tak:

 

Okazało się, że mój rozmówca nie blefował. Utwierdziły mnie w tym trzy fakty: prawdziwość przekazanych mi informacji (z owych stu stron otrzymanych do wglądu), które w tzw. międzyczasie zdążyłem zweryfikować, rozmowa ze spowiednikiem oficera oraz fakt, że kilka miesięcy po spotkaniu z owym oficerem byłem na jego pogrzebie...

 

Jak to „rozmawiałem ze spowiednikiem”?! Czy Pan się zastanowił nad tym co napisał? Spowiednika obowiązuje tajemnica spowiedzi, jeśli Pan z nim rozmawiał i on coś Panu powiedział, to mamy większą aferę niż to całe WSI.

 

Ja naprawdę czekam, aż ten Komorowski wreszcie stanie przed tym sądem i będzie odpowiadał na wszystkie te trudne pytania. Czekam aż się odsłoni, aż się okaże, że Sumliński miał rację i obudzimy się w nowym lepszym świecie. Kiedy widzę jednak Komorowskiego, jak prezentuje się w różnych wystąpieniach publicznych, jak jest wyluzowany i jak gładko ripostuje ludziom, którzy gdzieś z offu wrzeszczą, że jest zdrajcą, kiedy to wszystko widzę,a potem czytam fragment prozy Wojciecha Sumlińskiego, taki oto:

 

Warto zatem zadać sobie pytanie, którego stawiania nauczył mnie jeden z moich mentorów, prokurator Andrzej Witkowski: cui bono?, czyli kto ma na tym zyskać? Kto ma zyskać na próbie rozbrojenia tykającej bomby i jednoczesnym obrzuceniu błotem Komisji Weryfikacyjnej WSI?

 

...to mam 99 procent pewności, że samochód, którym Wojciech Sumliński chce dojechać do sukcesu nie ma kół. Ukradziono je jakiś czas temu, ale on udaje, że wszystko jest w porządku, że zaraz wjedzie na autostradę i popędzi z niesamowitą prędkością przed siebie. Oby mu się udało, oby wszystkie jego życzenia spełniły się co do joty, ale przecież sami widzicie jak jest.

No więc dzisiaj mam do czytelników apel taki: kupujcie moi drodzy książki Wojciecha Sumlińskiego, żeby było miejsce na tę nową książkę. U mnie, na stronie www.coryllus.pl ich nie znajdziecie, bo to za mała księgarenka, żeby tam wstawiać pozycje tak poważne, ale jak się rozejrzycie po sieci to z pewnością uda Wam do nich dotrzeć. 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka